Co mieszkańcy Korfu robią zimą? I czy im się nudzi?… czwartek, 28 listopada 2019

 

Widok na miasto Korfu jesienią

 

Nawet jesienią Korfu cała jest zielona. Tylko gdzieniegdzie, od drugiej połowy września żółkną nieliczne drzewa. Wyjechaliśmy z Paleokastritsy i kierowaliśmy się do Kanoni. Wjechaliśmy do krętej uliczki jednej z niewielkich, typowych dla wyspy wiosek. Pomiędzy oliwkami i drzewami cyprysowymi, widać było kilka drzew z pożółkłymi liśćmi,  które częściowo spadły na soczyście zieloną trawę.

-Jesień… – pomyślałam i mówiąc prędzej, niż się zastanawiając, spytałam mojego kierowcę, bo naprawdę byłam bardzo ciekawa:

-Niko… A jak skończymy pracę i przyjdzie jesień, a później zima, to ci się nie ludzi?

-Mnie? A skądże! – odpowiedział i jednocześnie bardzo się ożywił.

-Co robisz jesienią i zimą, kiedy nie pracujesz?

-Mam się bardzo dobrze!

-Acha… – ciekawa odpowiedź, ale mnie nie satysfakcjonowała -No, ale tak dokładnie… Jak wygląda twój dzień, zimą, jesienią jak nie musisz już pracować?

-Jak wygląda mój dzień…? Już ci mówię… Zimą nigdy nie nastawiam budzika i zawsze(!) sam wstaję równo o piątej.

-CO??? O piątej? Na Boga? A po co? Dlaczego?

-Bo jesienią i zimą, nie mam żadnych zmartwień! Nikt z pracy do mnie nie dzwoni, nikt niczego ode mnie nie chce. Kasę mam i mogę robić, co mi się podoba. Więc jak w nocy śpię, to śpię tak mocno i jestem tak zrelaksowany, że nie potrzeba mi wielu godzin snu. Wstaję wypoczęty jak nowo narodzony! Zawsze o piątej! Za nic nie mogę dłużej spać! Wstaję, tak żeby nie obudzić żony i pierwsze co robię, to idę napalić w kominku. Ach! Jak ja to lubię! Ten zapach drewna, lasu i skwierczenie jak się pali. Ciepło z komina jest zupełnie inne niż z kaloryfera. I kiedy już jest napalone, idę zrobić sobie kawę, a później jem śniadanie.

-A co jesz na śniadanie? – wiem, wiem… potrafię być wścibska. Ale Nikos odpowiada z widoczną satysfakcją.

-Kawę, a do tego jakieś ciasto. Zawsze jakieś jest w domu. Pomarańczowe, albo czekoladowe. Więc odkrajam gruby kawał i jem popijając kawą. I później… Spodnie moro, kalosze, strzelba i idę po psy.  Mam dwa dorodne, tylko trochę skundlone charty. Idę je wybiegać i każdego dnia przy tym poluje! Tym głównie zajmuje się jesienią i zimą. Kocham naturę, a szczególnie moje polowania!

-Każdego dnia polujesz? Oj…

-Nie chodzi w tym o samo polowanie… Zabijanie… Wiesz… Szczególnie, kiedy zimą jest słoneczny dzień, to w tych zielonych gajach jest tak pięknie. Rankiem, kiedy wstaje dzień. Są takie miejsca, gdzie widzisz pół wyspy, morze, a dalej Albanię. Czasem przy tym ustrzelę zająca, czasem kuropatwę, a czasem nic – kończy, łapie się za lekko wystający brzuch i dodaje: – O! Nie myśl sobie, że ja tak wyglądam zimą! Zimą po tym nie będzie śladu! Wychodzę z pasami codziennie! Nawet jak pada deszcz… I później wracam w południe na obiad. Jemy całą rodziną. Gadamy i zazwyczaj kończy się tak, że kłócę się z moim ojcem.

-Twój ojciec jeszcze żyje? – spytałam, zanim ugryzłam się z język. Nikos jest grubo po sześćdziesiątce.

-No i ma się całkiem dobrze. Skurczybyk… Mój ojciec ma 98 lat! I całe życie się kłócimy! I jak już mi się znudzi to kłócenie, to idę spać! Później wstaję i na 18 idę do kafenijo (przeczytaj o tym, co to jest kafenijo TU!) do chłopaków. Siedzimy, pijemy, coś małego przegryziemy. I gadamy.

-A o czym…?

-Najczęściej to o trzech rzeczach: o pracy plus pieniądzach, polityce i kobietach.

-Acha… – padła konkretna odpowiedź, na tyle konkretna że więcej pytań już nie miałam.

-No i później wracam do domu i tak powoli szykuję się spać. Co jakiś czas wyjeżdżam z Korfu, na przykład do Salonik, gdzie pracują moje dwie córy! Widziałaś jakie piękne są moje córki! Pokazywałam ci na telefonie, weź zobacz… – dojeżdżamy do zakrętu, ale co tam – koniecznie w tej chwili muszę zobaczyć dwie piękne córy Nikosa. Patrzę… Rzeczywiście, greckie piękności, z czarnymi długimi włosami i lekko zgarbionymi nosami. Jedna pracuje w podstawówce, a druga jest nauczycielką angielskiego. I tak zaczyna się dłuższa wypowiedź, na temat córek, tego co dokładnie robią, ale już podjeżdżamy autobusem do Kanoni i za chwilę całą wycieczką będziemy wychodzić. Więc biorę mikrofon do ręki…

-Tylko ci jeszcze koniecznie coś dopowiem… Zimą, jedź z rana na kawę tutaj do Kanoni, jak będzie słoneczny dzień. Sama zobaczysz, jak tu jest pięknie jak nie ma już tylu ludzi. Pójdziesz, zobaczysz i przypomnisz sobie co ci powiedziałem…

Dojechaliśmy. Wychodzimy na punkt widokowy przeciskając się pomiędzy wielkimi autobusami i tłumami turystów z każdej części świata.

Tak, rzeczywiście. Przyznaję mu rację. Jesienią na Kanoni jest jeszcze  piękniej.

 

TU! przeczytasz post na temat Kanoni.

TUTAJ! zobaczysz film YouToube o Kanoni.

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak wywinąć się kontroli policji drogowej… poniedziałek, 8 października 2018

 

 

Jest taki typ. Prosty człowiek, który pochodzi ze wsi. Dużo w życiu widział, dużo przeżył. A żeby na tym świecie przetrwać, musiał sobie poradzić w każdej sytuacji. Taki człowiek, który mimo wszystko nie przestaje się uśmiechać. I nawet, kiedy pada, wieje i jest bardzo niskie ciśnienie, nawet wtedy ma dobry dzień.

Babis jest grubo po sześćdziesiątce. Ma pomarszczoną jak pergamin twarz. Jest chudy, tak że każde ubranie zawsze na nim wisi. Kierowcą wielkiego autobusu jest od zawsze. Na Korfu zna każdą drogę, każdy zakręt, wie nawet w którym miejscu jest większa dziura i gdzie dokładnie skręcić, żeby sprytnie ją ominąć.

W swoim domu, gdzieś na korfiańskiej wsi, Babis ma niewielki ogródek. A że do wszystkiego ma dobrą rękę, wszystko w tym ogródku rośnie. Szczególnie smaczne są jego pomidory. Wcale niewielkie, wcale niekształtne. Ale soczyste, miękkie i nieziemsko pachnące.  Babis obdarowuje nimi wszystkich w pracy, w szczególności jeśli kogoś lubi. W swojej pokaźnych rozmiarów autobusowej lodówce, też zawsze znajduje się ich spory zapas. Poza tym, jest tam wszystko co może przydać się w czasie wycieczki. Ogórki, trochę chleba, ugotowane na twardo jajka, zapas schłodzonej wody, trochę tzipouro (TU! przeczytasz wszystko o tym czym jest tzipouro, czyli grecki bimber).

 

W Paleokastritsy (kliknij TU!) jest wielki  parking, gdzie parkują wszystkie autobusy z wycieczkami. Miejsce idealne również logistycznie, bo grupa zawsze pamięta gdzie ten parking jest, a tuż obok mieści się niewielki port, z którego można popłynąć na rejs po okolicznych grotach (TUTAJ! przeczytasz wszystko o Rajskiej Plaży). Ten parking jest strategicznym miejscem, z jeszcze jednego względu. Jak na dłoni widać, które biuro, kto dokładnie, robi jaką wycieczkę. Kto dziś pracuje, a kto nie. Idealne miejsce również dla policji, na kontrolę wszelakiego typu dokumentów.

 

Kalimera! Czy pan jest kierowcą tego autobusu? – spytał pro forma policjant, który był w cywilnym ubraniu.

Kalimara… – odpowiedział Babis, który jeszcze przed chwilą najpewniej myślał, że będzie mieć zasłużoną przerwę na kawę.

-Proszę przygotować wszystkie dokumenty. Prawo jazdy, wszystkie pozwolenia. Będziemy teraz pana sprawdzać.

-Acha… Tak, nie ma sprawy… Ale… Synu… Jak ci jest na imię?

Policjant na chwilkę zamarł.

-A jakie ma to znaczenie! Proszę, dokumenty…

-No, ale jak ci na imię?

-Adonis.

-Adoni…  Ty dziś wyglądasz na bardzo zmęczonego. Musisz bardzo, bardzo dużo pracować. Wiesz co… Ja mam tutaj swoje pomidory. Z mojego ogródka! Bez żadnej chemii, sam je pieliłem! Zjedz sobie jednego pomidora! Jest jeszcze świeży! Zjedz sobie jak człowiek i  odpocznij trochę. Zobaczysz, jak zjesz jednego, to od razu wyluzujesz.

Policjanta zatkało. Więc nic nie odpowiedział.

-Mam jeszcze trochę świeżej wody! Napij się, usiądź, odpocznij. Tu masz tego pomidora, zobacz jak on pachnie!

Policjant sam pewnie nie wiedział kiedy,  a już zajadał się pomidorem. Wypił trochę świeżej wody, a kiedy Babis wyciągnął zdjęcia ze swojej młodości,  z dawnych czasów, kiedy miał jeszcze długie włosy i balował z turystkami na lewo i prawo, to już wtedy policjant zupełnie chyba zapomniał o kontroli papierów. Ta w końcu nigdy nie doszła do skutku.

 

*

 

Ale przecież Babis gotowy jest zawsze na wszystko… I również tego dnia, w schowanej teczce miał cały zestaw potrzebnych dokumentów, zezwoleń i pozwoleń. Tylko że ten policjant naprawdę wydał mu się bardzo zmęczony, a zerwane rankiem pomidory, były tego dnia szczególnie smaczne…