Jakie mamy plany?… poniedziałek, 27 czerwca 2016

Co prawda czerwiec się jeszcze nie skończył, ale już teraz wiem, że sam początek sezonu zakończymy wielkim sukcesem. Na naszych trasach jest Was już coraz więcej. Działamy również z nową  wycieczką – Kuchnia Korfu, która według wielu uczestników trzech naszych tras,  jest najlepsza. Ja też ją uwielbiam!

Czasami odchodzę od grupy naszych turystów i przyglądam się im z odległości kilku metrów. Grupa zadowolonych, uśmiechniętych, wyluzowanych ludzi, którzy  robią zdjęcia i zachwycają się widokami. Napawa mnie duma, że w sporej części jestem autorem tego widoku. Choć kosztuje to ogromną ilość pracy – satysfakcja jest nieopisana.

Jakie są natomiast nasze plany na przyszłość?

Mimo, że na Korfu jestem tylko przez 5 miesięcy w roku, a Jani nadal w sezonie jest pod Atenami, to  i tak zgodnie uznajemy, że to właśnie Kerkira jest naszym domem. To już właściwie nie nasze marzenie, ale bardzo konkretny cel – za jakieś dwa lata będziemy mieszkać tu na stałe. Nasze wycieczki zawsze będą organizowane mniejszymi grupami, stanowiąc alternatywę dla turystycznej komercji. Ja w roli pilota czuje się jak ryba w wodzie. Co tymczasem na Korfu chce robić Jani?

Chyba teraz jest najlepszy moment, żeby napisać o Janim trochę więcej. Już od dobrych kilku lat Jani, podobnie jak jego ojciec, latają na paralotniach.  Paralotnia. Korfu. Biuro podróży. Ta składanka  w całość układa się właściwie sama. Już za jakieś dwa lata mamy w planach poszerzyć naszą działalność o organizowanie wycieczek po Korfu… z lotu ptaka, oblatując część fantastycznego wybrzeża wyspy. Przyznacie, że pomysł jest odlotowy!

Na samym początku ten pomysł wydał mi się trochę nieosiągalny. Ale szybko przekonałam się jak mylne jest moje myślenie, kiedy przegrzebałam internet. Już w samej Polsce  dla przykładu skoki spadochronowe w tandemie z instruktorem cieszą się coraz większą popularnością. Wejdźcie dla przykładu na tę stronę: skydive.pl . Czy to co tam widzicie nie jest wspaniałe?

Jani jest już po kolejnym egzaminie zdanym 10 na 10. Za rok czeka go już ostatni – egzamin umożliwiający latanie w parach. Znów czasami sama nie mogę uwierzyć, że to się już dzieje. Ale popatrzcie na te zdjęcia… Piękne, prawda:D

Dlaczego w pewnym momencie życia, mężczyzna jest tylko „trochę” ożeniony?… czwartek, 16 czerwca 2016

Jeszcze przed samym początkiem sezonu, miałam mocne postanowienie, że mimo intensywnej pracy latem, uda mi się zachować standardową częstotliwość publikowania postów na blogu. Jesteśmy po pierwszych trzech tygodniach i pora spojrzeć prawdzie w oczy. Nie ma na to szans. Kto choć raz pracował w turystyce, doskonale wie, że sezon to jeden wielki wir. W pewnych momentach nie istnieje nic poza pracą. Ta trwa bowiem krótko i dlatego jest często do granic intensywna. Ale do rzeczy… Ujmując krótko. Wygląda na to, że w sezonie letnim posty pojawiać się będą nieco spontanicznie. Trochę jak im się podoba. Są takie momenty, w których życie wymyka się poza jakikolwiek plan.

W każdym razie… Kilka dni temu mieliśmy wycieczkę. Wypłynęliśmy  głęboko w morze, by dotrzeć do Chomi, nazywanej również Rajską Plażą…

*

Dzień jak co dzień.  Wszystko zgodnie ze scenariuszem. Weszliśmy z naszą grupą na łódkę, a ja usiadłam obok Spirosa, żeby dowiedzieć się co tam u niego, bo przecież nie widzieliśmy się całą zimę. W Paleokastritsy, wiele zmian. Na całej wyspie od długiego  czasu słychać było o kłótniach między sternikami. Ten pracuje tylko z tym. Ten z tamtym. Ten wpływa do groty. A tamten nie. Jeden ma dwa dni wolnego, a inny pracuje ciągle przez dwa tygodnie. Jeden wielki chaos. Kłótnie co najmniej trzy razy w ciągu dnia. Zimą interweniowała policja turystyczna i ustaliła sternikom ściśle określone prawo. Od tego czasu w porcie jest taki porządek, że mucha nie siada. Sternicy zaopatrzyli się w zeszyt, w którym systemem kulfoniastych  kropek zaznaczają, kto popłynął w rejs i dokładnie gdzie. Kto kiedy ma wolne. I kto danego dnia  pracuje. Owy zeszyt stał się swoistą „biblią”, w którym wszystko jak należy jest zapisywane.  Zeszyt jest już po wielu przejściach. Co chwile wylewa się na nim jakaś kawa. Wpada do wody. Zabija się nim muchę. Można też zdzielić nim kogoś po twarzy. Jednak najważniejsze – nowy system działa. A nawet sternicy sami stwierdzili, że tak pracuje się im lepiej.

Siedziałam obok Spirosa i z otwartą buzią słuchałam wszystkich tych nowości. Po chwili zeszliśmy na inne tematy.

-A ile Ty właściwie masz lat? – tak jakoś spytałam, wykorzystując  fakt, że w Grecji bez ogródek można pytać o co się chce.

-A ile byś mi dała?

-Tak na oko… 35!

-Mam 42 lata! A jakbym jeszcze trochę nad sobą popracował to bym wyglądał jeszcze lepiej!

-To dlaczego tego nie zrobisz? – pytam.

-Aaaa… – Spiro macha ręką – Teraz nie mam czasu… Ja wiem? Może zimą?

-Spiro… A czy ty masz żonę?

-No, tak trochę… – odpowiada i się śmieje.

-Co znaczy: trochę?

-Nie wiesz?? Hahaha! – zaczyna, wpadając po chwili w zamyślenie. –Ja ci wszystko wyjaśnię. Bo to jest tak…  Jak mężczyzna się żeni to przez pierwszy okres, nic dla niego nie istnieje. Jest tylko żona. Może nie istnieć świat.  Jedno wielkie och! i ach! A później pojawia się pierwsze dziecko i zaczynają się schody, bo dla kobety jej facet przestaje być numerem jeden. I się zaczyna… Pieluchy, kaszki, szraszki… Jeden temat. Ile zjadło. I Ile jeszcze zje. Rozstępy i te sprawy. I właśnie wtedy, facet staje się troche ożeniony. Później pojawia się drugie dziecko i schody są jeszcze bardziej strome. Na pierwszym miejscu jest jedno dziecko, na drugiem drugie i dopiero na trzecim jest facet.  Zaczyna się chodzenie w „podomnych” ciuchach. Stringi zastępują niby to wyszczuplające, beżowe gacie. I wtedy zaczyna się etap, kiedy facet jest już tylko „troszeczkę” ożeniony. Rozumiesz mnie?

-Ale… – zaczynam zdanie, ale w sumie nie wiem jak mam je dokończyć.

-Życie! Moja droga! Takie jest właśnie życie! Też bym chciał żeby wszystko było czarno – białe… Ale nie ma się co tu oszukiwać. Czy ci się to podoba, czy też nie…

Dobijamy do brzegu. Nie chcę wychodzić, bo wiem, że mogłabym dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej. Ale na dziś koniec.  Trzeba przyznać, że coś w tym jednak jest…

 

Greckie bugenwille… niedziela, 5 czerwca 2016

Przełom maja i czerwca to idealny okres na wakacje w Grecji, szczególnie dla osób, które nie lubują się w upałach. Jest to jedna z najbardziej kolorowych części greckiego roku. Właśnie teraz kwitnie większość kwiatów, między innymi bugenwille, które są jednym z najbardziej charakterystycznych elementów krajobrazu greckich miast, miasteczek, wsi.

Bugenwille są krzewami, których kwiaty mogą mieć najróżniejsze kolory. W Elladzie najczęściej spotyka się czerwone, różowe, purpurowe lub fioletowe. Bajkowo ozdabiają greckie miasta. Potrafią zupełnie zmienić  nawet najbardziej szpetny budynek.  Dziś garść zdjęć wykonanych na przełomie maja i czerwca. Tak właśnie prezentują się teraz greckie miasta…

 

Pozdrawiamy z Korfu! Sezon nr 3 już rozpoczęty!!!:DDD… sobota, 28 maja 2016

Ufff… Jesteśmy na Korfu już dokładnie tydzień, a mi dopiero wczoraj udało się rozpakować walizkę. Pierwszy tydzień po przeprawie, zawsze jest zwariowany. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to już nasz trzeci sezon! Czas leci niesamowicie szybko… O ile łatwiej się jednak wraca, niż zaczyna zupełnie od początku.

Dziś będzie krótko. Piszę przede wszystkim po to, by zameldować że pomimo chwilowego milczenia tu na blogu, mamy się świetnie;D Dobijając do portu znów poczułam się jak w domu. Za nami już pierwsze wycieczki. Teraz kilka dni oddechu na prawdziwe wprowadzenie się do nowego  mieszkania. Później znów ruszamy intensywnie w trasy, czego nie mogę się doczekać, bo sama wycieczka to tak naprawdę moja ukochana część całej tej ogromnej pracy. Kiedy wiem, że wszystko jest już zapięte na ostatni guzik i możemy jechać.

Kochani… Zapraszamy na nasze wycieczki! Sezon numer 3 jest już rozpoczęty i czekamy na Was na naszych trasach!! Tu jest naprawdę nieziemsko pięknie, a cudowne, greckie lato trwa już na całego:DD

 

 

Sałatka po grecku TV – odc. 17: Najpyszniejsza rzecz, jaką można zrobić ze zwykłych buraków… piątek, 20 maja 2016

Powszechnie wiadomo, że buraki są bardzo zdrowe i dobrze jest co jakiś czas je jeść. Przez długi czas nie mogłam się do nich przekonać, uznając że to jedno z najnudniejszych warzyw na świecie, o smaku zupełnie nijakim. Dopiero kilka lat temu, przypadkiem spróbowałam sałatki z buraków w jednej z greckich tawern. Smakowały świetnie! Co prawda smak buraka, to nic nadzwyczajnego, ale  tak jak z wieloma innymi neutralnymi rzeczami, nadają się idealnie, żeby wyrazisty smak im nadać i uzyskać przez to coś zupełnie innego.

To danie, które jadłam w tawernie i które w Grecji je się dość często, trochę zmieniłam i wyszło mi coś jeszcze lepszego. To jeden z  najłatwiejszych przepisów świata. Jeśli buraki są już ugotowane, całość wykonania nie przekracza 1 minuty. Zobaczcie sami na tym filmiku! Niżej podaje składniki, a jeszcze niżej zapraszam do oglądania. Dziś „sałatka buraczana” w wydaniu greckim. Smacznego:D

 

Składniki na dwie porcje:

– 4-5 średniej wielkości buraków, ugotowanych i pociętych na grube plastry (najlepiej pociąć je na plastry jeszcze przed gotowaniem)

-oliwa z oliwek

-kilka kropli cytryny

-sól i pieprz

-oregano

-trochę fety

-orzechy pistacjowe, najlepiej lekko prażone, mogą też być prażone ziarna słonecznika lub pestki dyni.

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Najfajniejsze podróże, to te nieplanowane… Mykeny. Nafplio. Kanał Koryncki… poniedziałek, 16 maja 2016

Starożytne Mykeny

Starożytne Mykeny

To już właściwie stało się u nas zwyczajem, że na kilka chwil przed sezonem na Korfu, odwiedzamy coraz to nowe miejsca w Grecji. W tym roku padło na starożytne Mykeny. Mieliśmy pojechać i wrócić, ale nasza podróż trochę się rozciągnęła, a ja wiem, że to dopiero początek naszych podróży po Peloponezie, który jest dla mnie mało jeszcze znany.

Koniec wiosny, podobnie jak sam początek jesieni,  to idealny moment na zwiedzanie starożytnych ruin. Nie jest jeszcze zbyt gorąco. A wiosną Grecja tonie w zieleni. Mykeny to dla mnie jedno z najbardziej fascynujących greckich miejsc. Czy uwierzycie, że mury, które stoją tam do dziś mają często ponad trzydzieści pięć wieków, a do ich postawienia nie używano żadnej zaprawy murarskiej! Żeby je postawić nie posiadano  żadnych skomplikowanych narzędzi. Co potrafi człowiek… Mykeny to jedno z takich miejsc, gdzie można uświadomić sobie, że ludzkie możliwości nie mają granic.

Z Myken zupełnie spontanicznie pojechaliśmy do Nafplio. Najpierw, żeby coś  zjeść i tak zostaliśmy na dwa dni. Od razu stwierdziłam, że to stanowczo za mało i koniecznie przy następnej okazji jedziemy do Nafplio na dłużej. Piękne, bardzo eleganckie miasto z przebogatą historią. Byliśmy w okresie, kiedy w całej Grecji kwitną bugenwille, więc w Nafplio było na dodatek niesamowicie kolorowo. Na koniec, już wracając zatrzymaliśmy się na dłużej nad Kanałem Korynckim. Nawet najlepiej zrobione zdjęcie nie daje odczuć jaki jest to ogrom.

Za trochę ponad tydzień, zaczynamy sezon na Korfu. Jest to więc ostatni przed rozpoczęciem lata post z cyklu „Zacznij lekko poniedziałek”. Tak jak zawsze, w jego miejsce pojawiać się będą letnie posty z cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”, gdzie przeczytacie o wszystkim co przyda się Wam podczas letnich podróży po Elladzie. Pierwszy post już niebawem. Lato czuję już w powietrzu… I już teraz  życzę Wam fantastycznych wakacji i błogiego wypoczynku. Ja tymczasem ruszam do pracy! Życzcie  nam udanego sezonu!:D

A tu garść zdjęć z naszej podróży. Starożytne Mykeny. Nafplio. Kanał Koryncki.

Brama Lwic

Brama Lwic

Widok na starożytne Mykeny

Widok na starożytne Mykeny

Mury cyklopowe

Mury cyklopowe

Uliczka w Nafplio

Uliczka w Nafplio

Widok na zamek

Widok na zamek

Kwitnące bugenwille

Kwitnące bugenwille

Muzeum Archeologiczne w dawnym weneckim pałacu

Muzeum Archeologiczne w dawnym weneckim pałacu

Widok na zamek

Widok na zamek

Kanał Koryncki

Kanał Koryncki

My :)

My 🙂

Przewodnik po KORFU, cz. 19 – Achillion. Zwiedzanie pałacu cesarzowej Sisi (część 2/2)… sobota, 14 maja 2016

 

 

Część pierwszą postu o cesarzowej Sisi przeczytasz TUTAJ!

 

Achillion to jedna z najważniejszych budowli na Korfu. Zwiedzanie pałacu cesarzowej Sisi stanowi żelazny punkt programów większości wycieczek po wyspie, a spacerując po Achillionie latem, można usłyszeć niemalże każdy język świata.

Achillion jest w zasadzie niewielką, trzypiętrową budowlą, uroczo komponującą się z przepięknym otoczeniem tej części Kerkiry. Pałac został wybudowany  w latach 1889 – 1891, według projektu dwóch włoskich architektów: Rafaela Corito i Antonia Lanti. Neoklasyczna bryła pałacu otoczona jest przez ogórd w stylu  francuskim, w którym jest wiele rzeźb nawiązujących do starożytności. Z głównego tarasu w pałacowym ogrodzie roztacza się bajkowy widok na samą Korfu, a dalej na ląd Grecji kontynentalnej.

*

Pałac Achillion

 

Sam pałac znajduje się na niewielkim podwyższeniu. Takie umiejscowienie pałacu to sprytny zabieg, który powoduje że podchodząc do wejścia zawsze nieco z dołu, ma się wrażenie że budowla jest większa niż w rzeczywistości. Kiedy patrzy się na pałac z dołu, wydaje się być monumentalnym.  Niewielka, zgrabna, lekka i bardzo elegancka budowla o proporcjach wyznaczonych  włoską ręką, pasuje idealnie na letni pałac dla szukającej wytchnienia cesarzowej.  Rzeźba przedstawiająca samą Sisi stoi, jakby witając przybywających gości, już przy samym wejściu.

Przez drzwi główne wchodzi się do przestronnej  sali. Zdobiona jest malowidłami inspirowanymi malarstwem starożytnym, co stanowi idealny przykład stylu pompejańskiego. Dokładnie na przeciwko wejścia głównego znajdują się schody, przy których stoją rzeźby przedstawiające Herę i Zeusa. Wątki mitologiczne pojawiają się w pałacu na każdym niemalże kroku. Po prawej stronie, znajduje się najpiękniejszy w Achillionie portret cesarzowej Sisi, z okresu kiedy jej uroda rozkwitała. Natomiast na suficie jest obraz przedstawiający allegorie czterech pór roku.

 

Sala główna

 

Najwięcej czasu na zwiedzanie trzeba  poświęcić na sam parter, bo to właśnie na parterze zgromadzono wszystkie najważniejsze i najcenniejsze dzieła i pamiątki. Stojąc przy wejściu, najlepiej kierować się od razu na prawo przechodząc do  pałacowej kaplicy. To właśnie tam, klęcząc przed obrazem Stella del Mare (czyli „Gwiazda morska”), podobno Sisi modliła się za duszę zmarłego syna Rudolfa.  W kolejnej sali znajdują się oryginalne meble cesarzowej, jej zdjęcia i pamiątki. Warto zwrócić uwagę na fotografię przedstawiającą Luigi Lucheni, który chwilę wcześniej zamordował cesarzową [kliknij TUTAJ!]. Widać na niej zadowolonego z siebie, kroczącego pewnie zabójcę, który przed chwilą dokonał swojego celu. W kolejnej sali zostały zgromadzone meble i pamiątki należące do Wilhelma II, który odkupił Achillion  po śmierci Sisi. Uwagę zawsze zwraca  nieco dziwaczne krzesło obrotowe należące do Wilhelma. Dlaczego tak wygląda? Podobno Wilhelm miał obsesję, że ktoś będzie chciał go zamordować, dlatego wolał  siedzieć na krzesłach obrotowych, żeby móc zawsze łatwo obrócić się za siebie. W kolejnej sali, która znajduje się na przeciwko sali z pamiątkami po Wilhelmie, po drugiej stronie schodów,  znajdujesię  pokój z delikatnymi, kobiecymi meblami należącymi do cesarzowej oraz gablota z kopią jej biżuterii. Na ścianie wisi obraz przedstawiający Odyseusza, którego statek właśnie rozbił się u brzegów Korfu. Nagi Odyseusz wychodzi z wody. Nausika, która stoi na brzegu za chwilę podaruje mu swoją szatę.

 

Kaplica pałacowa

Pamiątki po Sisi

Pamiątki po Wilhelmie

 

W przedostatniej sali parteru znajdują się ciężkie, ciemne meble wykonane z drzewa orzechowego, które należały wcześniej do Wilhelma. W ostatniej sali są znów meble należące do cesarzowej: niewielkie łóżko, lustro, szafa oraz komoda.

Większość sal na pierwszym i drugim piętrze dziś jest już niestety częściowo prawie pusta. Do dzisiejszych czasów z oryginalnego wyposażenia musiało zostać więc niewiele.

Idąc schodami na samą górę koniecznie trzeba zwrócić uwagę na największy w Achillionie obraz. Malowidło ścienne autorstwa Franza Matza przedstawia triumfującego Achillesa, który ciągnąc za sobą ciało Hektora, objeżdża swoim rydwanem mury Troi. Obraz robi wrażenie, ale malarz zrobił w nim jeden karygodny błąd. Rydwan Achillesa i postacie biegnące za nim są fantastycznie przedstawione w dynamicznym ruchu. Tylko koła rydwanu… Te są statyczne. Wszystko pędzi, ale koła tak naprawdę stoją!

 

Rzeźby muz w ogrodzie

 

Do ogrodów Achillionu można wejść obchodząc pałac lub wychodząc przez wyjście na drugim piętrze. Jego całością rządzi harmonijny  ład i porządek. Cała główna część ogrodu podlega ścisłej symetrii, którą wyznacza prosta dzieląca ogród na dwie równe części. Jest to typowy przykład ogrodu w stylu francuskim.  W centralnej części ogrodu znajduje się największa rzeźba całego kompleksu – „Achilles Triumfujący”. Ta gigantyczna rzeźba została tu postawiona przez Wilhelma II. Za czasów Sisi, w tym samym miejscu stała rzeźba przedstwaiająca Achillesa konającego, która została przeniesiona nieco w głąb ogrodu. Choć nie znajduje się dziś już  w centrum, tak naprawdę ta mniejsza rzeźba, przedstawiająca śmierć Achillesa jest dużo piękniejsza. Mistrzowsko przedstawiony został tu każdy detal ciała, które zwija się z bólu. Dalej, tuż przy trzecim piętrze pałacu znajdują się posągi przedstawiające muzy i popiersia greckich filozofów oraz Szekspira. Warto rozejrzeć się po ogrodzie. Właściwie co krok, pojawia się  coraz to inna rzeźba.

 

Achilles triumfujący

 

Po śmierci cesarzowej, Achillion  przez lata był zamknięty. Następnie został  kupiony przez Wilhelma II Kaisera, który częściowo zmienił jego wystrój. Podczas I i II wojny światowej w Achillion został mocno zniszczony. W tym czasie pełnił funkcje między innymi szpitala. Po wojnie stał się własnością państwa greckiego, a od 1962 roku był wynajęty niemieckiej firmie na kasyno. Przed przekształceniem Achillionu w kasyno, cały budynek został odremontowany. To właśnie w tym okresie, kiedy w pałacu mieściło się kasyno,  na wyspie kręcona była jedna z części Jamesa Bonda („Tylko dla twoich oczu”), w której część scen była filmowana również w Achillionie [kliknij TU!]. W 1994 roku kasyno zostało przeniesione, a Achillion przekształcono w muzeum.

 

Achilles konający

 

 

Informacje praktyczne:

  • Achillion najlepiej jest zwiedzać w godzinach popołudniowych, a nawet pod wieczór. Rano jest tu najewięcej wycieczek i w samym pałacu jest niesłychanie tłocznie. Zwiedzając Achillion po południu unika się największych tłumów.
  • Cena biletu normalnego wynosi 7 euro. Grupy powyżej 14 osób płacą 5 euro za osobę. Dzieci poniżej 6 roku życia, mają darmowe wejście.

 

Do przygotowania tego tekstu korzystałam z:

  1. Corfu. A Complete Tourist Guide, Maria Mavromataki, Haitalis Publications, Athens 1998, ss. 142 – 150
  2. A Brief History of Corfu, Dimitris Chr. Lappas, X. P. Kosmos Publications, Athens, 2015, s. 122

 

 

Przewodnik po KORFU, cz. 18 – Achillion, czyli jedna z najważniejszych budowli Korfu. Kim była jego pierwsza właścicielka – Sisi? (część ½)… niedziela, 8 maja 2016

ACHILLION, KORFU

 

Opinie na temat Achillionu bywają skrajne. Jednym ogromnie się podoba, upatrując  w nim dzieło sztuki. Inni uznają Achillion za kiczowaty zlepek różnych architektonicznych inspiracji. Cokolwiek by o pałacu nie mówiono, jest to miejsce niesamowicie ciekawe. Ale niekoniecznie przez samą architekturę. Po pierwsze przez historię, która się z tym miejscem wiąże. Po drugie przez fantastyczne wpisanie w bajkowy krajobraz tej części Korfu. W  końcu przez fakt, że Achillion jest kolejnym elementem niezwykle barwnej mozaiki  kulturowych wpływów, które tworzą klimat współczesnej Kerkiry.

Achillion to  najsłynniejszy pałac na Korfu. Znajduje  się około dwudziestu minut samochodem od miasta Korfu, blisko wioski Gasturi. W zasadzie niewielki, trzypiętrowy pałac wybudowany został w 1891 roku przez dwóch włoskich architektów (Rafael Corito i Antonio Lanti). Otacza go ogród w stylu francuskim z licznymi rzeźbami nawiązującymi do starożytności. Jeśliby oceniać Achillion przez pryzmat dat, nazwisk, czy też stylu – staje się  martwym, nudnym zabytkiem, który jednym się podoba, a drugim nie. Większość turystów, którzy przez cały okres letni ustawiają się w kolejce do głównego wejścia, przyjeżdża przede wszystkim by usłyszeć, czy wręcz dotknąć historii, która się w nim działa.

 

SISI

 

Elżbieta Bawarska, przez najbliższych nazywana Sisi (1837-1898), przyszła na świat w Monachium. Beztroskie dzieciństwo spędziła w zamku Possenhofen, gdzie panowała dość swobodna atmosfera, daleka od sztywnej atmosfery dworu. Rodzice Sisi nie mieli wobec niej zbyt ambitnych planów, więc jako dziecko bawarska księżniczka mogła beztrosko cieszyć się życiem.

Cesarz Franciszek Józef I, podobno stracił dla Sisi  głowę. Jego żoną miała zostać siostra Sisi – Helena, ale cesarz się sprzeciwił i to właśnie Sisi poprosił o rękę. Co prawda dziś ta informacja szokuje, ale w tamtych czasach wśród arystokracji była to norma. Sisi i Franciszek Józef byli kuzynami w pierwszej linii – ich matki były siostrami. Sisi wychodzi za cesarza w wieku 17 lat i jednocześnie staje się cesarzową Austrii. Z pozoru wydaje się, że to co stanie się później, będzie jak przepiękna bajka. Dzieje się jednak zupełnie inaczej.

Sisi przenosi się do Wiednia. Początkowo być może łudzi się, że do sztywnej etykiety i bardzo surowych reguł się przyzwyczai, ale w Wiedniu nigdy nie poczuje się jak w domu. Jest zupełnie pozbawiona prywatności. A niemalże każdy jej ruch jest odgórnie reżyserowany przez dworski ceremoniał. Na dodatek  tkwi w nieustającym konflikcie ze swoją teściową, która odbiera jej nawet dzieci (Zofię, Gizelę, Rudolfa).  Uznawano bowiem, że cesarzowa powinna zajmować się ważniejszymi sprawami niż opiekowanie się  dziećmi, więc wychowaniem potomstwa zajmowała się teściowa. Problemy pojawiają się więc na każdym polu. Sisi nie znajduje oparcia również w swoim mężu, z którym więcej ją dzieli niż łączy.

Cesarzowa znajduje różne pasje i zaintersowania. Bardzo często podróżuje do Węgier, gdzie oddycha z dala od nadętej atmosfery wiedeńskiego dworu. Uczy się węgierskiego, poznaje węgierską kulturę. Uwielbia jeździć  konno.  Jest również zafascynowana tym co starożytne. Uczy się greki, czyta starożytną literaturę, podziwia sztukę tego okresu. Przede wszystkim bardzo dużo podróżuje.

Co prawda mówi się, że podróże i zmiana klimatu miały pomóc w wykrytej w wieku 23 lat gruźlicy. Jednak mniej oficjalna wersja mówi, że Sisi nie chciała przebywać w Wiedniu, gdzie czekały na nią niekończące się  problemy. Wracając z podróży do Madery, pierwszy raz w 1861 roku zatrzymuje się na Korfu. Od razu zakochuje się w wyspie, na którą kilkakrotnie wraca. W 1888 roku zatrzymuje się w willi Vrailas. Rok później kupuje całą posiadłość i zaczyna pracę nad budową swojego letniego pałacu, dedykowanego  ukochanemu bohaterowi mitologicznemu – Achillesowi. Stąd właśnie nazwa – Achillion. W tym samym czasie ma miejsce największa tragedia w życiu  cesarzowej, po której nic już nie będzie takie samo.

W 1889 popełnia samobójstwo ukochany  syn Rudolf. Dokładnych przyczyn nie ustalono.  Historia Rudolfa  była na tyle ciekawa, że na jej podstawie powstał film „Mayerling” (1968) [kliknij TUTAJ!] z Catherine Deneuve w roli głównej.

Sisi po śmierci Rudolfa zupełnie się załamuje. Oddaje wszystkie kolorowe ubrania i do końca życia będzie się ubierać tylko na czarno. Usuwa się z życia publicznego. Nie pozwala się ani portretować ani fotografować. Wytchnienie znajduje podobno między innymi na Korfu, modląc się za duszę syna w niewielkiej kaplicy w Achillionie.

Sisi jest jedną z tych postaci, które trudno oceniać jednoznacznie. Melancholijna, wiecznie zatroskana, w nieustannej ucieczce i pogoni za szczęściem. Uznawana była za najpiękniejszą kobietę XIX, a o jej obsesji na punkcie swojego wyglądu krążą najróżniejsze plotki. Podobno od momentu wstania, potrzebowała nawet pięciu godzin by przygotować się do wyjścia, rzecz jasna z pomocą dam dworu. Mówi się, że jadła tylko raz dziennie, nieustannie gimnastykowała swoje ciało. By uniknąć zmarszczek nakładała na swoją twarz surowe mięso. Mówiono również, że miała  jeden kompleks, przez który prawie nigdy się nie uśmiechała. Ponieważ była nałogową palaczką, miała bardzo brzydkie zęby. A jej okropny nałóg palenia musiał przyczynić się do fatalnego stanu płuc.

Niewątpliwie Sisi stała się ikoną swoich czasów. Ale i jednocześnie jednym w wielu przykładów na to, że pozycja, pieniądze i uroda, tak naprawdę szczęścia nie dają, jeśli nie ma się tego co najbardziej podstawowe – miłości od drugiego człowieka. Mimo, że jej wpływ na politykę był raczej znikomy, została niezwykle ciepło zapamiętana przez Węgrów. To prawdopodobnie jej ogromna sympatia do narodu węgierskiego, przyczyniła się do powstania Austro – Węgier. Historia Sisi, jest często porównywana z historią księżny  Diany. Dwie piękności swoich czasów. Osobowości bardzo ciepłe i wrażliwe, które nie potrafiły  się odnaleźć w środowisku zimnych arystokratów.

*

Podczas jednej  ze swoich wielu podróży Sisi wybrała się do Genewy. Pech chciał, że przebywał tam Luigi Lucheni [kliknij TUTAJ!], włoski anarchista, który szykował się do zamachu na jednego z przedstawicieli arystokratów. Sisi właśnie czekała na wejście na statek. Lucheni podbiegł do niej i wbił w nią pilnik igiełkowy. Nikt nie zdawał sobie sprawy co takiego się stało, a Sisi chciała jeszcze jak najszybciej odpłynąć. Dopiero po chwili na zewnątrz pojawiła się tamowana przez gorset niewielka plamka krwi. Cesarzowa została niezwłocznie przeniesiona do swojego hotelu. Tam zmarła. Ta niewielka ranka okazała się być śmiertelną.  Było wrześniowe popołudnie roku 1898.

Jeśli interesuje Was historia cesarzowej, z pewnością warto obejrzeć trylogię zatytułowaną „Sissi” (1955, 1956, 1957) [kliknij TUTAJ!] z fenomenalną rolą  Romy Schnerider. Trzeba jednak mocno  podkreślić, że te filmy nie są biografią, a jedynie barwną opowieścią zainspirowaną życiem Sisy. Warto jednak je obejrzeć ze świadomością wielu przekręconych historycznych faktów, żeby przede wszystkim wczuć się w atmosferę tamtych czasów.

Na wyspę Korfu możesz wybrać się z biurem podróży ITAKA. Ciekawe oferty wakacji znajdziesz tutaj:  http://www.itaka.pl/nasze-kierunki/grecja/korfu.html

 

Do przygotowania tego tekstu korzystałam z:

  1. Corfu. A Complete Tourist Guide, Maria Mavromataki, Haitalis Publications, Athens, 1998, ss. 138 – 142
  2. A Brief History of Corfu, Dimitris Chr. Lappas, X. P. Kosmos Publications, Athens, 2015, ss. 121 -122

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – W Grecji trwa właśnie Wielkanoc… poniedziałek, 2 maja 2016

   

W tym roku Święta Wielkanocne są w Grecji wyjątkowo późno. Trwają właśnie teraz! W nocy z soboty na niedzielę, dokładnie o godzinie 24, według Greckiego Kościoła Prawosławnego zmartwychwstał Chrystus. Grecy, jak to Grecy. Nawet święta kościelne obchodzą w wyjątkowo radosny sposób. Kiedy tylko wybija północ, następuje pokaz fajerwerków. Obściskując się wszyscy wypowiadają słowa Christos Anesti! (czyli Chrystus Zmartwychwstał!). Chwilę później rozpoczyna się wielkanocna msza, ale większość osób kilka minut po północy udaje się na rodzinną kolacje, w której po surowo przestrzeganym w Elladzie poście, króluje rzecz jasna mięso. Mniej więcej od pierwszej, drugiej w nocy do białego rana pękają w szwach wszystkie cluby i dyskoteki, bo jak świętować, to świętować – więc ludzie idą na huczne imprezy.

Wczoraj, przed południem razem ze znajomymi wybraliśmy się na spacer po mieście. Byłam szalenie ciekawa jak obchdzi się Wielkanocną Niedzielę w samym mieście. Przyznam, że ani do wyglądu, ani do zapachu (nie mówiąc już o samym smaku) pieczonego barana nie przekonam się już chyba nigdy. Tak to jest z niektórymi smakami – albo z zamiłowaniem do nich człowiek się urodzi, albo już nigdy nie przekona.  Nawet w mieście i to wcale nie na obrzeżach, a prawie w centrum, na rusztach obracały się barany. Ich zapach czuć było dosłownie wszędzie.

Grecka Wielkanoc trwa w najlepsze. Świętowanie przeciągnie się  do wtorku, bo Wielkanoc to najważniejsze święto w Grecji. Lubię ten czas częściowego wyłączenia, gdzie zupełnie nic nie działa i można prawdziwie odpoczywać. Ludzie spotykają się z  przyjaciółmi i rodzinami. Mają czas dla siebie. Tawerny pękają w szwach. W kawiarniach często brak już stolików. Jeden wielki grecki luz do kwadratu. No… Może tylko tych baranów jednak trochę  szkoda…

Jeśli jesteście zainteresowani tematem greckiej Wielkanocy, w poście niżej znajdziecie linki do wszystkich wielkanocnych tematów,  które znalazły się na Sałatce. Jest tego sporo, więc miłego czytania!:D

POSTY O GRECKIEJ WIELKANOCY

Dlaczego Greczynki nie mają kompleksów?… piątek, 29 kwietnia 2016

Od razu na początku mocno zaznaczę. To oczywiście nie jest tak, że sto na sto mieszkanek Grecji jest pewna siebie, rozpiera je duma i nie posiada ani jednego kompleksu. Ludzie, jak ludzie. Kobiety, jak kobiety. Niczego tak naprawdę nie da się zmieścić w sztywne ramy, ale to mogę stwierdzić z pewnością: ogromna ilość Greczynek, które spotykam na co dzień, to kobiety pewne siebie, świadome swoich wartości, swoich kobiecych atutów, dumne i pozbawione kompleksów. Nie zależy to bynajmniej od ich urody, liczby zer na koncie, stanu cywilnego, wykształcenia, wykonywanej pracy. Tak po prostu jest. One tak już mają. Z czego  to jednak wynika? Moim zdaniem są  dwa główne powody.

POWÓD PIERWSZY.  CZYLI CZYM SKORUPKA ZA MŁODU NASIĄKNIE…

Jedną z największych tajemnic poliszynela Grecji jest to, że wykonuje się tu wiele zabiegów aborcji. Dowiedziałam się o tym całkiem niedawno. Zwróciła mi na to uwagę moja polska przyjaciółka, która w Grecji urodziła dziecko i tak jakoś podczas jednej z rozmów,  zeszłyśmy na temat porodów. Rzewczywiście, dopiero przy naszej rozmowie uświadomiłam sobie, że nie znam i raczej nie widzę w Grecji młodych, nastoletnich matek. Nie spotykam  również wielodzietnych rodzin. Kiedy w Grecji rodzi się dziecko, to najczęściej jest ono długo wyczekiwane, planowane, chciane. Byłam w szoku, kiedy zaczęłam rozmawiać o tym z Greczynkami. Okazało się, że naprawdę spora część dokonała kiedyś aborcji.

Kiedy rodzi się więc dziecko, jest to najczęściej ogromne (i planowane) szczęście dla całej rodziny. Od samego urodzenia  cała rodzina pomaga matce, a kiedy małe dziecko zaczyna coś rozumieć,  przez  sztab babć, dziadków, ciotek, wujów  jest bombardowane komplementami. Weźmy  pod lupę dziewczynki. Choćby mała pociecha nawet i była szkaradna to dla matki, ojca, dziadków i wprost niekończącej się ilości  wujostwa, będzie najpiękniejszą księżniczką na świecie. Wszyscy w  małej dziewczynce dostrzgają wszystko co absolutnie jest najlepsze. A ponieważ Grecy są niezwykle ekspresyjni, do dziecka taki przekaz trafia również przez gesty, mimikę twarzy, nieustające głaskanie i przytulanie. Już od małego, dziewczynki mają taki specyficzny błysk w oku, który jest dowodem, że już w nich  kiełkuje  niezachwiana i niezależna od czynników zewnętrznych  pewność siebie.

Sięgam teraz mocno wstecz w pamięci i  próbuje przypomnieć sobie, kiedy ostatnio widziałam w Grecji dziecko, które byłoby zahukane, nieśmiałe, spięte czy też zwyczajnie  zamknięte w sobie. I nie potrafię przypomnieć sobie ani jednego przypadku.

I tak dziewczynka dorasta. Przeistacza się w dziewczynę, a wkrótce w kobietę. I wtedy dopiero się zaczyna. Bo dzieciństwo to  dopiero początek. Kobieta wchodzi w związek z wychowanym w podobny sposób, dowartościowanym, pewnym siebie facetem. Wybierze za partnera najczęściej takiego, który tylko potwierdzi, to co przez lata słyszała o sobie w swoim otoczeniu. Co dokładnie się dzieje?

POWÓD DRUGI. GRECY JAKBY ODMAWIALI MANTRĘ, KOMPLEMENTUJĄ SWOJE KOBIETY…

Jednym z największych stereotypów dotyczących Greków, jest stereotyp wiecznego lowelasa, który zdradza swoją żonę z kim popadnie. Oczywiście, taki typ istnieje i dość mocno rzuca się w oczy. Ale to jeszcze nie oznacza, że taka jest większość. Czy Grecy zdradzają? Rzecz jasna, że tak! Jak każdy inny naród. Ale nigdy bym nie powiedziała, że chodzi o jakąś odstającą od standartu ilość zdrad. Wiem, że przyjeżdżając do Grecji można mieć wrażenie, że co krok, chwila, moment, a dojdzie do jakiejś zdrady. Powodem tego jest między innymi fakt, że na „dzień dobry”, Grecy bombardują kobiety komplementami. Mówienie  kobietom komplementów jest tu normą, która dzieje się  na porządku dziennym. „Fantastycznie dziś wyglądasz!” „Jesteś przepiękną kobietą.” „Masz śliczne włosy!” „Jesteś świetna.” „Super jest ci w tym kolorze!” To są zdania, które słyszy się w Grecji na co dzień.

Uwielbiam obserwować kobiety, które pierwszy raz przyjeżdżają do Grecji. Kiedy zaczynają coś takiego słyszeć, na początku są speszone lub tkwią w konsternacji. Często widać, że miłe słowa słyszały lata świetlne temu i nawet nie wiedzą jak mają zareagować. A później nie wiem co się dzieje, ale często na kilometr widać, że rozkwitają.

Kiedy  pierwszy raz przyleciałam do Grecji, byłam na trzecim roku studiów.  Mogłam sobie zarzucić to, tamto i sio. Tu za dużo. Tam za mało. To za krzywe, a tamto zbyt proste.  Te kilka pierwszych miesięcy pobytu w Grecji, było najlepszą terapią na wyzbycie się wielu  kompleksów. Jeszcze nigdy wcześniej w życiu nie słyszałam pod swoim adresem takiej ilości komplementów, wypowiadanych wprost, tak po prostu bez większej przyczyny i okazji.

To jest taka niby zwyczajna, mała sprawa. Mówienie miłych rzeczy. A potrafi niesłychanie zmienić stosunek do siebie i do świata. I to właśnie niemalże magicznie sprawia, że kobiety wyzbywają się kompleksów. Zaczynają rozkwitać i błyszczeć.  Tak właśnie funkcjonuje to w Grecji.