Z CYKLU: Jadę do Grecji na wakacje – Jak pokazać „tak” i „nie” po grecku?… sobota, 16 lipca 2016

Co prawda post o tym, jak pokazuje się po grecku „tak” i „nie” już się pojawił.  Jednak po przeniesieniu bloga na platformę Onetu, filmiki zaginęły mi w akcji. Postanowiliśmy więc z Janim pokazać całość raz jeszcze.

 

Niewielka ilość osób przyjeżdżających do Grecji na wakacje wie, że gesty głową na „tak” i „nie”, są w Grecji inne niż w pozostałej części Europy. Tak na marginesie, również niewielka ilość Greków zdaje sobie z tej odmienności sprawę. Przyznam sama, że kiedy pierwszy raz przyleciałam  do Ellady, też zupełnie o tym nie wiedziałam i często przez swoją niewiedzę, nie mogłam się dogadać, między innymi z – Janim. Dopiero po jakimś miesiącu znajomości, zorientowaliśmy się, że nasze gesty głową  na potwierdzenie i zaprzeczenie są inne! I kiedy ja odpowiadałam na coś twierdząco, Jani rozumiał to jako „nie”, a kiedy się na coś nie zgadzałam – nie potrafił tego odczytać i nie wiedział o co mi chodzi. Jak dokładnie wyglądają ruchy głową na „tak” i „nie” – obejrzyjcie te krótkie filmiki.

TAK

Ruch głowy na „tak” to skinienie głowy do boku. Można powiedzieć – takie kiwnięcie po skosie. Ten ruch głową ma w sobie wiele dumy. Tacy też są przecież Grecy:D

NIE – wersja 1

Najpopularniejszym ruchem pokazującym „nie” jest zarzucenie głowy do góry w pionie. Tak właśnie wygląda greckie „nie”. Patrząc na typowego Polaka, który pokazuje tak, Grek taki ruch głową będzie brał za „nie”, bo widzi w nim zarzucenie głowy do góry. Stąd właśnie tak wiele nieporozumień.

NIE – wersja 2

Brwi do góry! Kiedy Grek podnosi brwi do góry, oznacza to że chce powiedzieć „nie”:DD Często ruchowi brwi towarzyszy również cmoknięcie. Cmoknięcie, trochę tak jakby się chciało kogoś pocałować. Tak właśnie w Grecji pokazuje się „nie”! Jeśli więc będąc w Grecji podczas rozmowy, ktoś do Was cmoka, nie patrzcie na to przez stereotyp  „greckich podrywaczy”, szczególnie jeśli jesteście kobietami;) W ten właśnie sposób, Grecy pokazują „nie”.

 

A skąd wzięło się słynne powiedzenie „nie udawaj Greka”? Czy zastanawialiście się  nad tym?  O tym będzie  już w następnym poście!

 

Co się dzieje, kiedy spotykają się dwa zupełnie różne światy? Czyli – nasz mały, uroczy, grecki ślub (część 2/2)… niedziela, 22 czerwca 2014

     Do pierwszego spotkania mojej rodziny z rodzinką Sałatki, doszło na naszym ślubie. Nasi rodzice nie widzieli się jeszcze nigdy wcześniej. Ślub był więc dla nas okresem podwójnie szczególnym. Dla mnie było to jak zetknięcie się dwóch różnych światów, w których na co dzień  symultanicznie funkcjonuje.

       Na kilka dni przed ślubem udaliśmy się z moimi rodzicami do słynnych Meteor. Jak można się domyślić, było fantastycznie. Wspomnienia po takich podróżach mogą być jednak naprawdę różne. I tak dla przykładu, największą ciekawostką która zafrapowała mojego tatę, był fakt, że w Meteorach kręcony był James Bond.

     -Tato, to jest kuzyn Janiego – Ogórek. – Ogórek, który na ślubie był świadkiem, stał jakiś nieswój, lekko zestresowany. Jak okazało się później przyczyną stresu było rozporządzenie Cytryny, że ma mieć na sobie białą koszulę i na dodatek krawat.

    -A ja jestem… James… James Bond! – nie mam pojęcia dlaczego, ale tak właśnie zafascynowany Meteorami, przedstawił się mój tata. Widok zbitej z tropu miny Ogórka, wart był miliony.

    Chwilę później wszyscy, wraz z Jamesem Bondem, weszliśmy do tawerny.

       Jak różne są nasze kultury, pomimo że żyjemy przecież  w jednej, tej samej Europie odzwierciedla to, że nawet przy pomocy gestów nikt nie mógł się dogadać. Dla przypomnienia dodam, że w Grecji ruchy głowy na „tak” i „nie” są inne niż w Polsce. Post na ten temat jest  TUTAJ! Tak więc nie dość, że nikt nie mówił w swoim języku, nie można było się dogadać z najprostszym „tak” i „nie”, bo kiedy ktoś z mojej rodziny odpowiadał „tak”, wszyscy Grecy odbierali to jako „nie”. Z kolei nikt z Polaków nie mógł zrozumieć, dlaczego ciągle ktoś „cmoka” czy wytrzeszcza oczy podnosząc jednocześnie brwi.

    -Naprawdę… Trudno się w tym połapać. Ach! Wy Grecy! – powiedziała moja mama.

    -Jak to… Przecież to z wami nie można dojść do ładu… – zaczęła Feta. – Jak już coś uzgodnimy i na coś się zgodzicie, to po chwili znów zmiana zdania i mówicie „noo, noo”! A tak na marginesie, to jak to się stało, że wszyscy przyjechaliście chorzy?

    -Chorzy? – podrapałam się po głowie.

    -No, tak. Twoi rodzice są przeziębieni, prawda?

    -Nie! Dlaczego?

   -Bo ciągle ktoś pije herbatę z cytryną! Aaa! To może ot tak, na wzmocnienie! Ach, wy Polacy…

     No i jak tu dojść do porozumienia? Dopiero wtedy, siedząc przy tym  stole, przypomniało mi się, jakie trudne były moje greckie początki. Jak dosłownie wszystko mnie dziwiło i jak zupełnie nie potrafiłam się z nikim dogadać nawet na płaszczyźnie gestów. Rzeczywiście, tyle się od tego czasu nauczyłam i tyle się we mnie pozmieniało. Czasem było ciężko, ale życie w innej kulturze  niesamowicie poszerza horyzonty.

      Po obiedzie udaliśmy się do Oliwy. Ponieważ babcia niedomaga i lekarz pozwolił wychodzić jej najdalej do ogródka, Oliwa nie mogła przyjść na ślub, ani na obiad. Stała w drzwiach kiedy wchodziliśmy. Wycałowała nasz wszystkich, co chwilę składając ręce do Boga i żegnając się, by nikogo przypadkiem nie zauroczyć.

    -Ależ wy wszyscy młodzi i piękni! No! Chodźcie dzieci do środka!

     Kiedy usiedliśmy już wygodnie, Oliwa spytała:

     -Ale Jani… To ty jesteś taki… komunista!

     Hmmm??? Tym razem Jani został zbity z tropu. Po chwili babcia dodała:

    -Nie wiesz? Śluby cywilne, to przecież biorą komuniści!

     Babcia uwielbia rozmawiać. I jej akurat bynajmniej nie przeszkadza ani bariera językowa ani nawet różnice w gestach. Wystarczyło tylko, że moja mama zadała pytanie:

    -A ile babcia miała dzieci?

    Oliwa zeskoczyła  z łóżka. Jedną ręką chwyciła laskę, a drugą rękę mojej mamy:

     -Chodź moje dziecko! Wszystko ci opowiem!

     Jak w każdym typowym, greckim domu na jednej ze ścian domu Oliwy znajdują się fotografie wszystkich członków rodziny. Babcia,  niczym zafascynowany swoim przedmiotem nauczyciel, zupełnie jak na lekcji, najpierw pokazywała postać laską, poczym tłumaczyła kto kim jest, czym się w życiu zajmował, jaki był i kiedy ewentualnie zmarł. Wykład babci trwał dobre dwadzieścia minut. Żaden członek rodziny nie mógł zostać pominięty.

    A jakie pytania zadawała babcia, by dowiedzieć się czegoś o Polsce? Ku zaskoczeniu wszystkich, chciała wiedzieć ja ma się ekonomia, czy u nas też jest  kryzys i czy dzieje się coś ciekawego w życiu publicznym.

 

      Mimo, że  głowa nieraz bolała mnie od tłumaczeń, było  wspaniale i wszyscy przez tych kilka dni bawili się świetnie. Obecnie stanowimy już  jedną wielką i bardzo kolorową rodzinę.