Maestro. O czym jest grecki serial dostępny na Netflixie?… środa, 31 maja 2023

A możemy tak po prostu posiedzieć razem i nic nie robić, nic nie mówić. Czy nie jest to wspaniała propozycja? Proponował ci ktoś wcześniej taki układ, że nic nie musisz?

Na pierwszym planie jest rodzina. Wydaje się idealna. Wiele osób chce mieć taką właśnie rodzinę i móc tak właśnie żyć. Willa z ogrodem na przepięknej greckiej wyspie, fantastyczne widoki, bardzo duże pieniądze, piękne wnętrza, modne ubrania. Prawdziwy, współczesny raj.

Szybko okazuje się, że opakowanie jest co prawda barwne i niezwykle kuszące, ale nikt z członków tej rodziny nie jest ani trochę szczęśliwy w zakłamanym mikro świecie, w którym żyje.

Rodzice są ze sobą, jedynie dla zachowania pozorów, bo tak wypada. Prócz współnych nastoletnich dzieci, nic ich nie łączy. Sofia dla małżeństwa zrezygnowała z romansu z młodszym od siebie lekarzem. Jej mąż – Fanis jedynie gra idealnego ojca rodziny, tak naprawdę zajmując się przemytem. Dwójka dzieci (Kleia i Adonis) nie ma mają głębszego kontkatu ze swoimi rodzicami. Dorastający Adonis odkrywa, że jest homoseksualistą. A młoda, prześliczna Kleia… No właśnie… I tu odsłania się wątek przewodni całego serialu.


Na wyspie Paxos, gdzie rozgrywa się akcja, pojawia się tytułowy Maestro, czyli muzyk Oresti. Przybywa, a raczej ucieka od swojego życia w Atenach, na bajeczną Paxos, aby zorganizować festwal muzyki. Kleia ma jedynie osiemnaście lat, a Oresti jest grubo po czterdziestce. Dziewczyna wpada mu w oko od samego początku, ale Oresti stawia jasne granice. Wzbrania się przed uczuciem, bo przecież taki związek nie ma w jego świecie racji bytu. Nie wypada być razem – dzieli ich zbyt duża różnica wieku.


Rodzące się uczucie u Klei do starszego od niej nauczyciela muzyki, to główny wątek filmu, który jest prowadzony bardzo subtelnie. Krok po kroku widać jak uczucie między nimi kiełkuje, a później trudno jest je powstrzymać, mimo powszechnych norm, które dominują w społeczeństwie.

Wątek miłości między ludźmi, których dzieli duża różnica wieku, bardzo wciąga. Do tego mamy wątek pojawiającego się w tle zabójstwa. Jest również pokazana rodząca się między Adonisem, a Spirosem miłość homoseksualna. To szczególnie ważny wątek serialu, ponieważ miłość homoseksualna jest pokazana w taki sposób, że można ją zrozumieć. Mamy również poruszony problem przemocy fizycznej, znęcania się w rodzinie. A wszystko to na rajskiej wyspie Paxos, na której z pozorów życie wydaje się płynąć tak idealnie… Warto również zwrócić uwagę na grecką muzykę, która jest niezwykle ważnym elementem tego serialu.

To są główne wątki. Ale o czym tak naprawdę jest historia pokazana w „Maestro in Blue”, który trafił na polski Netflix? Dlaczego ta opowieść tak mocno chwyta za serce i dlaczego ludzie aż tak pokochali ten grecki serial?


W tej opowieści odnajdujemy historie o nas samych. Jest to serial o nas. O ludziach zamkniętych i duszących się we własnych mikro światach, których przytłaczające granice oddzielają od wolności i szczęścia. Te granice do szczęścia tworzą nałożone na nas konwenanse, struktury tego co nam wolno a czego nie, co jest „normą” i co nam wypada, co powiedzą lub pomyślą o nas inni.


„Maestro” wciągnął mnie całkowicie i mogę stwierdzić, że był to jeden z mocniej poruszających mnie seriali. Jest w nim coś więcej niż ciekawe wątki, świetnie napisane dialogi, rewelacyjna gra aktorska, rajskie scenerie oraz muzyka. To serial, który zostaje na długo. Prowokuje by zatrzymać się w swojej codzienności i spojrzeć na siebie i swoje życie z boku. A może ja w jakiejś części swojego życia, robię coś czego tak naprawdę nie chcę, co odgradza mnie od szczęścia i jest sprzeczne z tym, co czuję w środku?


Odgrywanie życia, które jest zgodne jedynie z normami, a nie prawdziwym pragnieniem, przynosi gorycz, poczucie niespełnienia, jest źródłem konfliktów i nieszczęścia.


Wyłamują się ci najmłodsi. Adonis zwyczajnie oznajmia rodzicom, że jest gejem. A Kleia po prostu mówi Orestisowi, że nie obchodzi ją różnica wieku – chce być z nim. Co dzieje się później? Życie zgodnie z prawdą, którą mamy w sobie, wcale nie jest proste. O szczęście – trzeba mocno zawalczyć. Potrzeba ogromnej siły i zaparcia, aby żyć życiem, o którym marzymy w środku.

Prace nad drugim sezonem serialu „Maestro” – już są w toku!
Nie mogę się doczekać kolejnych odcinków, które zapewne pojawią się jesienią.
Kto już widział pierwszy sezon serialu? Jestem bardzo ciekawa waszych opinii!

TUTAJ! sprawdzisz ofertę naszych rejsów z Korfu na wyspę Paxos.

TU! przeczytasz o Durrellach na Korfu.

TUTAJ! jest post o Jamesie Bondzie nagrywanym na Korfu.

Ikaria. Pięć składników długowieczności… poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Ikaria

Jest na świecie kilka miejsc gdzie ludzie w świetniej kondycji, ciesząc się życiem, dożywają długowieczności. Żyją sto lat, a nawet i długo dłużej. Ikaria jest w ścisłej piątce takich właśnie niezwykłych miejsc na tym świecie.

Co takiego robią Ikaryjczycy, że w fantastycznej kondycji psychicznej i fizycznej potrafią żyć ponad sto lat? Z pewnością przyczynia się do tego zdrowy klimat tej greckiej wyspy (TU! przeczytasz więcej o Ikarii), na pewno są to również odpowiednie geny. Ale po zbadaniu najstarszych Ikaryjczyków, naukowcy doszli do wniosku, że ich styl życia łączy pięć głównych cech, które każdy z nas może wprowadzić do swojej codzienności, nawet jeśli nie mieszkamy na małej, greckiej wyspie, ale na przykład w dużym, zatłoczonym mieście.

Oto one!

ZDROWE ODŻYWIANIE

Ikaryjczycy odżywiają się niezwykle zdrowo. W ich posiłkach jest ogromna ilość ryb oraz warzyw. Często jedzą dziką trawę tzw. horta (TU! przeczytasz więcej). Co prawda horta jest trawą, która rośnie przede wszystkim w Grecji. Jednak również i w Polsce można znaleźć jej odpowiednik. Jest to dla przykładu jarmuż, szpinak czy też pokrzywa. Mięso jedzą rzadko, a jeśli już jest ono najczęściej bardzo dobrej jakości. Może być to dla przykładu kozina. Piją duże ilości wody. Zamiast popularnych słodyczy, jedzą dobrej jakości miód. Unikają żywności przetworzonej, większość posiłków przygotowując w domu.  Prawie nie piją alkoholu.

DUŻO RUCHU NA CODZIEŃ

Na Ikarii nie znalazłam ani jednego fitness clubu ani nawet niewielkiej siłowni. Mimo tego sędziwi Ikaryjczycy są w świetnej kondycji fizycznej. Jak oni to robią? Proste! Żyją bardzo aktywnie. Dużo chodzą, spacerują. Nawet mając ponad sto lat codziennie potrafią przejść kilka kilometrów. Codziennie wykonują prace w domu i ogrodzie (sprzątanie, dbanie o rośliny, dbanie o swój dom). W ten sposób osoby, które przekroczyły nawet sto lat, często nie potrzebują nikogo do pomocy, ponieważ wszystko w swoich domach chcą robić samodzielnie. Cytując jedną z Ikaryjek: „Jeśli położę się w łóżku, to pewnie od razu zachoruję”. Chodzi więc o codzienne dostarczanie sobie dużej ilości ruchu podczas wykonywania najróżniejszych czynności. Nie ma mowy o wielogodzinnym siedzeniu na kanapie z pilotem w ręku!

PRACA

Każdy ze stulatków pozostaje w jakiś sposób aktywny zawodowo. To znaczy czymś konkretnym się zajmuje. Kobiety dla przykładu haftują. Mężczyźni nadal wykonują proste fizyczne prace i są aktywni społecznie. Nie chodzi rzecz jasna o pracę w pełnym wymiarze godzin, ale ciągłe zajmowanie się czymś konkretnym. Jedna z Ikaryjek w wieku ponad 90 lat została nauczycielką haftu tradycyjnego. Inny stulatek nadaj miał czynny głos w radzie swojej wioski. To praca i codzienne zajmowanie się czymś konkretnym powoduje, że wciąż pozostajemy aktywni.

KONTAKTY SPOŁECZNE

To super ważny czynnik. Ikaryjczycy żyją w grupie, mając bardzo silne więzi miedzy sobą. Nie chodzi jedynie o kontakty rodzinne, choć i te są bardzo istotne. Ale bardzo mocne kontakty z ludźmi którzy żyją tuż obok nas: sąsiadami, ludźmi którzy z nami pracują, z tymi którzy są obok. Te kontakty ułatwiają codzienne spotkania w kafenijonach (TU! przeczytasz więcej) czy też wspólne ucztowanie, wspólna zabawa. Człowiek jest „zwierzęciem” stadnym. I to również sprawdza się na Ikarii. Żaden z długowiecznych Ikaryjczyków nie był samotny.

LUZ I… PODOGA DUCHA

Ikaria słynie z tego, że czas płynie tam bardzo wolno. Czy też… Pojęcie czasu jest tam nieco inne. Ludzie się nie śpieszą. Rytm dnia wyznacza na przykład wspólny posiłek, wchód czy też zachód słońca. Ikaryjczycy są zadowoleni z tego co mają. Nie mają zatem w planach spłacić kredyt na mieszkanie, nie obchodzi ich to, aby mieć super samochód, czy też firmowe ubranie. Po prostu… Jest dobrze, tak jak jest. Radość płynie z tego co się już ma.

Absolutnie żaden ze stulatków, nie narzekał, nie miał do losu czy też ludzi żadnych pretensji, nie rozpamiętywał, nie miał też żadnych oczekiwań, nie skupiał się na tym co złe. Każdy z nich był… uśmiechnięty! Miał w sobie wdzięczność, wewnętrzny spokój, kipiącą z oczu miłość do swojego życia, typową dla Greków dumę i ten właśnie… grecki luz. Wewnętrzną zgodę, że dobrze jest tak jak jest. Że życie jest dobre. I że świat, w którym się żyje jest piękny. Mam takie przeczucie, że ten ostatni składnik, może być tym najważniejszym.

*

W moim życiu w Grecji, miałam wielkie szczęście dobrze poznać babcię Janiego, blogową Oliwę (TUTAJ! przeczytasz więcej), która w świetnej kondycji dożyła prawie 104 lat. Wszystkie te rzeczy, które charakteryzują długowiecznych Ikaryjczyków, charakteryzowały również jej życie. Zdrowo jadła. Cały czas gdzieś chodziła. Codziennie po wiele godzin haftowała piękne obrusy. Miała swoje koleżanki, z którymi spotykała się miedzy innymi w kościele. Cały czas się śmiała i miała niezwykle dobre serce. Nigdy o nikim nie powiedziała źle, nie rozpamiętywała przeszłości i nigdy na nic nie narzekała. To było absolutnie niesamowite doświadczenie patrzeć w oczy kobiety, która miała 103 lata, przeżyła dwie wojny i wiele śmierci swoich bliskich. Nawet podczas naszego ostatniego spotkania, kiedy widziałyśmy się ostatni raz babcia Sofija miała żywe, błyszczące oczy. Śmiała się, mówiła bardzo głośno i wyraźnie i chciała koniecznie wiedzieć co u kogo słychać. Nigdy tych spotkań nie zapomnę. Z jej równie starego i bardzo skromnego domu, wychodziłam zawsze naładowana energią do życia. Na pożegnanie zawsze dawała nam kilka czekoladowych cukierków, które miała przygotowane dla ludzi, którzy codziennie przychodzili by ją odwiedzić…

Post napisałam w oparciu o treści zawarte w programie dokumentalnym „Greece. The Oldest People In The World (Episode 6)“.

Ikaria. Co warto zobaczyć na tej wyspie?… poniedziałek, 27 marca 2023

Ikaria

O podróży na Ikarię marzyłam już wiele lat. Za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Dostanie się na tę wyspę nie jest proste, zwłaszcza w sezonie zimowym, kiedy razem z Janim mamy czas na podróże. Tej zimy zwyczajnie się uparłam. Postanowiliśmy, że jedziemy i koniec.

Ikaria słynie z tego, że wielu jej mieszkańców w fantastycznej kondycji dożywa długowieczności. Żyje się tam długo, szczęśliwie i zdrowo. Chciałam to zobaczyć na własne oczy i o zdrowym życiu Ikaryjczyków dowiedzieć się jeszcze więcej.

Niestety, nasze podróżnicze plany zostały mocno poturbowane przez okoliczności zewnętrzne. Podróż na Ikarię była bardzo ciężka. Na początek czekała nas całonocna przeprawa z Korfu do Salonik. Lot na Ikarię z międzylądowaniem na Limnos. I w końcu lądowanie na Ikarii. Na Limnos okazało się jednak, że musimy przeczekać dwa dni, ponieważ wiatr na Ikarii jest tak silny, że samolot nie może tam wylądować. Tak więc – powrót do Salonik, gdzie spędziliśmy dwie noce, ponowny lot Limnos – Ikaria i w końcu po prawie trzech dniach w podróży… Wylądowaliśmy na Ikarii!

To, że Ikaryjczycy nie liczą czasu wydawało się niezwykle urocze, kiedy czytałam o tym w przewodniku. Mniej uroczo czuliśmy się, kiedy okazało się że w wypożyczalni aut o nas zapomnieli i na jakieś dwie kolejne godziny utknęliśmy na lotnisku. Kiedy dotarliśmy w końcu do hotelu, padliśmy spać z planami w głowie, że rankiem wstaniemy, pójdziemy na przepyszne śniadanie, wybierzemy się na przejażdżkę, a w jakiejś tradycyjnej tawernie zjemy coś pysznego i zdrowego. Ach te plany… Plany… Plany… Kolejnego dnia po przebudzeniu okazało się, że na całej wyspie jest generalny strajk. Pozamykane między innymi piekarnie i tawerny. Na śniadanie więc suchy tost, na obiad odmrożona pizza, a na kolacje… ciastka.

Mimo wszystko, nawet nie wiem jak to racjonalnie wytłumaczyć, ta wyspa i cała ta podróż nawet w takiej formie, bardzo mi się podobała. Było to dla mnie doświadczenie, życiowa lekcja, żeby aż tak nie planować, przestać żyć oczekiwaniami, a po prostu być i doświadczać.

Jaka jest ta wyspa?

Ikaria to dla mnie taka dziwna wyspa. Jest w niej coś takiego dziwnego, takiego magicznego, jak nie z tego świata. Jeśli miałabym określić ją jednym wyrazem, od razu nasuwa mi się słowo „szorstka”. Wszędzie widać na niej skały, kawałki skał, szorstkie, twarde,  poobrywane. Co chwilę widać urwiska albo wysokie poszarpane klify. Na wyspie dominuje skalny krajobraz, gdzieniegdzie rosną drzewa oliwne, wszędzie pachnie dzikimi ziołami i co chwilę widać wspinające się lub biegnące kozy, które idealnie wpisują się w krajobraz.

Ludziom musiało żyć tu ciężko. Wyspa nie ma dobrych pod uprawę ziem. Jest dość górzysta, a do lądu jest daleko. Jeśli ktoś zdecydował się tu zostać musiał to miejsce kochać i jednocześnie dostosować swoje życie do ciężkich warunków, które tu są.  Być może to życie zgodnie z prawem dzikiej natury jest tym magicznym składnikiem długowieczności?

Co zobaczyć na Ikarii?

Ikaria nigdy nie była i raczej nigdy nie będzie wyspą, która tłumnie odwiedzana jest przez turystów. Dlaczego? Nie ma tu ani ważnych zabytków, ani pocztówkowych widoków. Nie ma tu również łatwo dostępnych plaż, które mogliby pokochać turyści. Wyspa spodoba się na pewno podróżnikom, którzy mają ochotę zobaczyć prawdziwą Grecję, z daleka od komercyjnych szlaków.

Główna stolica Ikarii, czyli Agios Kirikos to jedynie nieco większa wioska z niewielkim portem, kilkoma sklepami, tawernami oraz kawiarenkami. Warto odwiedzić stolicę, żeby zobaczyć typowe, nieśpieszne wyspiarskie życie i ten wszechobecny, naturalny luz.

Agios Kirikos

Udając się ze stolicy drogą na zachód, po około godzinnej jeździe można dojechać do wioseczki Kambos, przy której znajduje się średniowieczny klasztor Theoktisti. Jest to jeden z najbardziej uroczych klasztorów jakie w Grecji widziałam. Główny budynek  został zbudowany pomiędzy dwoma wysokimi skałami. Sam budynek, położony w malowniczej wiosce, bardzo przypomina kształtem grzyb. Wnętrze było zamknięte, ale w środku znajduje się wiekowy ikonostas.

Klasztor Theoktisti

Rahes to jedna z najbardziej znanych wiosek Ikarii. Jest tam bardzo urokliwie. Niewielkie, barwne domy i budynki znajdują się przy głównym rynku, gdzie koncentruje się życie. Opowieści o mieszkańcach tej wioski są znane w całej Grecji. Mówi się o nich, że nie znają pojęcia czasu. Wstają po 11 rano i chodzą spać w samym środku nocy. Właściciele piekarni potrafią nie przychodzić rano do pracy. Swój chleb zostawiają na zewnątrz. Ten kto przyjdzie kupić chleb, pieniądze wrzuca do koszyka. Rzeczywiście, przyznać trzeba że w wiosce Rahes atmosferę luzu można było dosłownie kroić w powietrzu.

Aby dostać się do najbardziej malowniczej plaży Ikarii, trzeba nastawić się na wyprawę. Konieczne są porządne, sportowe buty. Idzie się kamienistym zboczem, które nie ma wyznaczonej żadnej ścieżki. Po około dwudziestu minutach przeprawy schodzi się do niewielkiej plaży Seychelles. Plaża jest mała, położona pomiędzy wysokimi skałami. Cała plaża wyścielona jest niewielkimi otoczakami. To właśnie tam można wykąpać się w turkusowej wodzie, która wygląda jak ze snu.

Plaża Seychelles

Ikaryjskie pojęcie czasu

Myślałam, że magnesu na lodówkę z Ikarii nie przywiozę, bo nie spotkaliśmy żadnego sklepu z souvenirami. Dopiero na lotnisku udało mi się zauważyć niewielkie stoisko z magnesami na lodówkę przy lotniskowej kawiarence. Czym reklamuje się Ikaria? Ten magnes bardzo mnie rozbawił! Pierwsze miejsce, które nie reklamuje się zabytkami, czy też widokami, ale lekkim podejściem do czasu. Na Ikarii, czas nie obowiązuje! I to jest największą atrakcją tej wyspy. Jak dla mnie – genialne!

Nikt się nie śpieszy. Każdy ma czas. Samolot albo przyleci, albo nie, ale przecież zwykły człowiek wcale nie ma na to wpływu, więc po co szarpać sobie nerwy martwieniem się?

Jeden wielki spokój. Natura, która mądrze rządzi i wyznacza czasem szorstkie prawa życia. I ten ikaryjski luz, w którym jest przekonanie, że jest dobrze tak jak jest, nie ma potrzeby gonić, ani ciągle wszystko zmieniać.

Czułam, że potrzebna była mi ta podróż. W takiej właśnie formie. Kiedy wróciłam, poczułam się wewnętrznie oczyszczona. Trochę to trudne do ubrania w konkretne słowa.

TU! przeczytasz o wyspie Amorgos

TUTAJ! przeczytasz o Santorini

TU! jest oferta mojego przewodnika po Korfu

Służba wojskowa w Grecji jest obowiązkowa!… poniedziałek, 6 marca 2023

Jani w czasie służby wojskowej w jednostce specjalnej spadochroniarzy

Tak właśnie jest! Służba wojskowa w Grecji jest obowiązkowa. Trwa ona dokładnie rok. Nie chodzi wcale o służbę społeczną, ale najprawdziwsze wojsko. Każdy Grek, najczęściej po ukończeniu edukacji przed wejściem w dorosłe życie, przez rok ubrany chodzi w strój moro, ma ścięte na krótko włosy i biega z prawdziwym karabinem.

Co prawda w praktyce część mężczyzn się od takiej służby wykręca. Można załatwić zaświadczenie od lekarza o chorobie lub problemach psychicznych, ale mimo wszystko przeważająca większość młodych Greków w pewnym okresie swojego życia odrywa się od rąbka spódnicy mamy i na rok idzie do wojska.

Obecnie obowiązkowa służba wojskowa trwa rok. Ale za czasów mojego teścia trwała ona dwa lata.

Dlaczego tak jest?

Grecja jest bardzo małym krajem. Ma jedynie 10 milionów mieszkańców, więc jest aż cztery razy mniejsza niż Polska. Przeszłość Grecji nieco przypomina przeszłość naszego kraju, ponieważ przez całe wieki Grecy musieli albo bronić swojej wolności, albo krwawo o nią walczyć. Dla Greków wrogiem numer jeden była i jest Turcja. Będąc tak małym krajem i mając tak dużego wroga, trzeba być w ciągłej gotowości na to aby móc się bronić. Stąd w Grecji wojsko jest dla mężczyzn obowiązkowe.

*

Dla mojej teściowej Fety, myśl że jej ukochany syn Jani mógłby iść na wojnę, jest największym życiowym koszmarem. Każdy z nas ma taki koszmar, który co chwilę do nas powraca i zawsze nas męczy. Stosunki grecko – tureckie są co chwilę bardziej / mniej napięte o czym rzecz jasna uwielbiają trąbić media. Na dodatek, co jakiś czas… Tak mniej więcej raz na dwa lata, ktoś z wojska dzwoni do Fety, aby zaktualizować dane Janiego, który wciąż jest na liście mężczyzn, którzy potencjalnie w przypadku zagrożenia, mogą iść walczyć na wojnę.

-Dzień dobry! Dzwonię do pani w sprawie pani syna…- tak zazwyczaj zaczyna się taka rozmowa.

-Tak, słucham… Co się stało?!

-Kłania się XYZ z Wojska Greckiego. Chciałem…

I wtedy Feta zazwyczaj wykrzykuje „O Jezus Maria!”. Najwidoczniej przyzwyczajony do takich reakcji matek głos, skutecznie uspakaja, że to nic takiego, tylko muszą sprawdzić dane. Ukochanego syna nie wysyłają na żadną wojnę.

Z jednej strony wielkim powodem do dumy dla Fety jest fakt, że Jani był w jednostce specjalnej spadochroniarzy. Z drugiej jednak strony, to wzmaga jej obawy…

Spokojny wieczór. Powoli zapada noc. Feta paląc papierosa ogląda wieczorne wydanie wiadomości. A tam standard. Sytuacja między Grecją, a Turcją znów napięta, więc następuje dokładna analiza tego co się dzieje i tego co może się stać. Feta nerwowo gasi papierosa i spogląda na syna:

-Jani… Ale wiesz… Jak wybuchnie ta wojna… Jak nas Turcja zaatakuje, to będziesz musiał iść na tę wojnę. Do tego dzwonili ostatnio do mnie w twojej sprawie z wojska. Więc wiesz…

Jani skroluje telefon i zawsze spokojnie odpowiada:

-Tak wiem – i wraca do telefonu. Najwidoczniej taka odpowiedź nie koresponduje z emocjami Fety.

-No i co wtedy będzie…? He? – Feta dopytuje.

Jani już czuje o co chodzi. Ma więc idealny temat do żartów. Odkłada telefon i patrząc na matkę oznajmia:

-Oczywiste jest, że jak będzie już ta wojna to chwycę za broń i będę bronić do ostatniej kropli krwi swej ojczyzny i wszystkich niewinnych kobiet! W tym i ciebie. No przecież ktoś musi bronić i kraju i ciebie, więc nie rozumiem dlaczego ja miałbym tego nie robić.

-No ale… Wiesz… – Feta nie wie co ma odpowiedzieć, więc pytająco zerka na męża szukając w nim pocieszenia. Reakcja ze strony Pomidora jest natychmiastowa:

-Ja też! I ja też! Jak już wybuchnie ta wojna to ja też pójdę! – oznajmia Pomidor.

-Ty?! Przecież jesteś już grubo po siedemdziesiątce. Co ty będziesz robić na tej wojnie? Ciebie nie wezmą! – odgraża się Feta.

-Wezmą! Sam się zgłoszę na ochotnika!

-I co ty tam będziesz robić na tej twojej wojnie? Dziadków nie chcą!

-Stary, ale jary! – mówi Pomidor – Na tak wiele rzeczy mogę się im jeszcze przydać! Zobacz, mogę pomagać w biurze, mogę opracowywać różne strategie. A ponadto jestem bardzo dobrym kierowcą! Tak! Widzę się na tej wojnie jako kierowca ochotnik! Możne nawet dadzą mi poprowadzić jakiś czołg… Kto wie?! Ale na pewno bardzo im się przydam! Tak więc jak tylko będzie ta wojna, to obaj z Janim idziemy! Brawo synu! Moja krew!

-A może… – kończy Feta, która najwidoczniej czuje się znokautowana – Chyba jednak nie będzie tej wojny… Odkąd pamiętam o tym mówią… Jak myślicie? Ja uważam, że jednak do niej nie dojdzie. Jak zwykle rozejdzie się po kościach. A tak poza tym… Co jutro chcecie na obiad? Mogę zrobić pyszną mussakę!

TU! przeczytasz więcej o sałatkowej rodzinie.

TUTAJ! jest przepis na grecką mussakę.

TU! przeczytasz o schronisku dla osłów na Korfu.

Karnawał na Korfu w stylu weneckim… poniedziałek, 27 lutego 2023

Grecy kochają się bawić. A jak już się bawią, to robią to na całego! Karnawał w Grecji obchodzi się więc z ogromną pompą. Kulminacja okresu karnawału przypada na sobotę i niedzielę, czyli na dni tuż przed Kathara Deftera („Czysty Poniedziałek” – więcej o tym święcie przeczytasz w TYM!, TYM! i TYM! poście). To właśnie wtedy wypełniają się kluby, puby i dyskoteki. Ludzie przebierają się za najróżniejsze postacie, w najróżniejsze stroje. Wszędzie sypie się konfetti, rzuca się serpentyny. Można popuścić wodze wyobraźni, a słowo „kicz” też nabiera w tych dniach zupełnie innego znaczenia. Ma być kolorowo, wesoło i właśnie kiczowato. To ostatnie chwile na zabawę! Od „Czystego Poniedziałku”, czyli  Kathara Deftera, który jest właśnie dziś, trwa w całej Grecji czterdziestodniowy Wielki Post.

Mieszkańcy Korfu nie byliby sobą, gdyby okresu karnawału nie obchodzili w nieco inny, wyróżniający się sposób. W końcu to na Kerkirze organizuje się tę najpiękniejszą Wielkanoc w całej Grecji. Wypada więc i karnawał zakończyć z klasą!

TUTAJ! przeczytasz o Wielkanocy na Korfu.

Wyspa Korfu do dziś uznawana jest za najbardziej włoską ze wszystkich wysp Grecji. Przez ponad cztery wieki panowali tu Wenecjanie i do dziś wpływy weneckie są widoczne na każdym kroku. W okresie karnawału, mieszkańcy Korfu zakładają na siebie przepiękne weneckie stroje stylizowane na okres barokowy. Nakładają peruki, niesamowite maski, czy też malują swoje twarze. Parada ludzi ubranych w te właśnie stroje robi piorunujące wrażenie. Kolorowo, wesoło, a do tego jeszcze z jaką klasą! Zobaczcie sami. Tu kilka zdjęć z weneckiego karnawału na Korfu.

Za udostępnienie zdjęć dziękuję Elefterii Tsoni.

Tsigareli, czyli kolejna potrawa typowa dla kuchni Korfu… poniedziałek, 13 lutego 2023

Tsigareli

Kuchnia Korfu różni się od kuchni Grecji kontynentalnej, czy też innych greckich wysp. Istnieje kilka dań, które je się tylko na Korfu. Wszystko o tych daniach przeczytacie w TYM! poście.

Kolejnym daniem, które zjeść można przede wszystkim na Korfu, jest tsigareli. Co to takiego jest?

Tsigareli to potrawa, którą robi się przede wszystkim z horty, czyli popularnej w Grecji rosnącej dziko jadalnej trawy. Pisałam o tym w TYM! poście. Po dokładnym umyciu i obgotowaniu mieszanki jadalnych traw, łączy się je z pomidorowym sosem i sporą ilością chilli. Oryginalnie potrawa jest mocno pikantna.

Jeśli ktoś lubi ostrzejsze smaki, tsigareli będzie mu bardzo smakować.

Tę szalenie zdrową potrawę traktuje się jako rodzaj meze, czyli przystawki lub zamiennik sałatki. Naprawdę warto spróbować jeśli będziecie na Korfu na wakacjach, między innymi dlatego, że ten smak nie jest do powtórzenia na przykład w Polsce. Nawet na Korfu tsigareli nie jest dostępne wszędzie. Dostaniecie je jedynie w tradycyjnych korfiańskich tawernach.

Zestaw jadalnych traw, który idealnie nadale się na tzigareli.

TUTAJ! przeczytasz więcej o moim autorskim przewodniku po Korfu.

Jak zabrać kawałek Grecji wracając z wakacji do domu… poniedziałek, 6 lutego 2023

Uwielbiamy wyjeżdżać do Grecji na wakacje dla greckiego morza, niesamowitych widoków, słońca i pysznego jedzenia. Dla wielu osób, które kochają wracać do Grecji, przyciągającym ich magnesem jest coś jeszcze… Jest to grecki luz, grecki uśmiech, grecka lekkość bytu. Ludzie jeżdżą do Grecji żeby zaznać tej właśnie lekkości. Później wracają do domów i do niej tęsknią. Bo w codzienności, w której wszystko tak morderczo pędzi, trudno złapać oddech. A przecież można inaczej! Właśnie o tym zdaje się przypominać symboliczny magnes z wakacji, przyczepiony na lodówkę.

Atmosfera wakacyjnego wyluzowania znika znacznie szybciej niż opalenizna ze skóry. Choć tak bardzo nie chcemy, znów zaczynamy się spinać, stajemy się śmiertelnie poważni. Wiele osób marzy, żeby tak rzucić wszystko i przeprowadzić się do Grecji na stałe. A to wcale nie jest rozwiązanie. Bo zmiana miejsca zamieszkania nie jest lekarstwem na problemy, które mamy w sobie.

Zmiany naszej rzeczywistości możemy zacząć jedynie od zmiany siebie małymi krokami. Nie możemy wpłynąć na to, że pogoda za oknem jest szara, że ludzie w tramwaju są naburmuszeni. Możemy jednak świadomie wpuścić do swojego życia trochę greckiego luzu.

Dziś trzy pomysły na to, jak swojej codzienności dodać nieco greckiego słońca…

ŚWIADOMIE RÓB NIC

Łatwo to zaobserwować w Grecji. Wiele momentów, podczas których ludzie robią nic. Siedzą na ławce gapiąc się w morze. Piją przez godzinę miniaturową filiżankę kawy. Robią nic, albo wykonują coś co może wydawać się zupełnie nieistotne. W naszym cywilizowanym, zachodnim świecie na takie momenty nie ma miejsca. Dzień zapełniony zadaniami, które uwielbiamy odhaczać. Codzienność skoncentrowana na tym, żeby w niedalekiej przyszłości odnieść sukces. Przecież czas to pieniądz, więc należy robić rzeczy, które się opłacają. Dobre życie powinno być wypełnione skreślonymi zadaniami i najlepiej spektakularnymi sukcesami. Tylko, że czasem… Są takie chwile, które nie przynoszą nam spektakularnych sukcesów. Nic tak wielkiego nie dzieje się wtedy na zewnątrz. Są to chwile, w których w ciszy i spokoju – jesteśmy sami ze sobą. Polegają one właśnie na zewnętrznym robieniu „niczego”.

A gdyby tak… Usiąść na przykład w jakiejś kawiarni z ładnym widokiem, albo z widokiem na ciekawy fragment ulicy. Wyłączyć telefon, nie brać ze sobą żadnej gazety, ani książki i nawet tak jedynie przez kwadrans pijąc kawę, zanurzyć się w siebie. I sprawdzić co tam w naszym wnętrzu siedzi.  Nie rozmawiać z nikim, niczego nie notować. Znaleźć największą wartość w tym, że się „jest”.

UŚMIECHAJ SIĘ DO LUDZI

Wiem, że na początku mieszkania w Grecji, przez innych najpewniej uznawana byłam za gbura. Wchodziłam na przykład do piekarni i z poważną miną bezosobowo żądałam: „Proszę kilogram chleba!”. Dopiero później zauważyłam, że ludzie wchodząc do sklepów tak się nie zwracają. Właściwie każdy kto wchodzi najpierw się uśmiecha, następnie mówi „dzień dobry”, a dopiero później spokojnie, bez pośpiechu  prosi o to co jest mu potrzebne. To taka kwestia delikatności i pokazanie światu, że osoba która nas obsługuje jest ważna i ją szanujemy. Dopiero po latach zauważyłam, że dzięki temu robi się tak przyjemnie. Tak jakby ten uśmiech zostawał, tak jakbyśmy uśmiechali się do siebie.  Łatwo zauważyć, że Grecy uśmiechają się bardzo często. Ten ich luz wymalowuje się na twarzach. Warto więcej uśmiechu wprowadzać do naszej codzienności świadomie, nawet jeśli czasem nie będzie on odwzajemniony.

CZERP RADOŚĆ Z CODZIENNOŚCI

Typowy Grek nie wyczekuje z niecierpliwością na końcówkę tygodnia. Nie szuka rozluźnienia wewnętrznego napięcia w alkoholu, bo tego napięcia nie ma.  Aby prawdziwie odpocząć nikt nie czeka na wakacje. Dlaczego tak jest? Grecka codzienność jest tak skomponowana, że w tygodniu pracy, w zwykłej codzienności jest sporo luzu. To szalenie ważne. Czas na spokojny obiad, najlepiej z rodziną jest tu świętością. W tygodniu jest czas, aby wyjść na kawę z przyjaciółmi i czas żeby pogadać o niczym. Jak wszędzie momenty stresu się zdarzają, ale Grecy w swojej codzienności żyją bez spiny. Nawet podczas pracy co chwilę a to ktoś kogoś zaczepi, a to zrobi jakiś żart albo powie coś miłego, a to na przykład ktoś od tak bez powodu zacznie sobie śpiewać. Grecka codzienność wypełniona jest momentami, podczas których człowiek delektuje się codziennością. Chodzi o zwykłe momenty, z których składa się całe nasze życie.  A „pierwszy milion”, piękny dom z basenem, upragniony samochód…? Hmmm… To wszystko przestaje być aż tak ważne, bo przecież życie toczy się jedynie teraz, a nie po uskładaniu odpowiedniej ilości zer na koncie. Sukces, dobra materialne też nie są wyznacznikiem wartości człowieka. Największą twoją wartością, jest to, że „jesteś”. I to zupełnie wystarcza.

TU! przeczytasz o tym co to jest sjesta

TUTAJ! przeczytasz o kuchni Korfu

Pierwowzór ulicy Liston. Czyli Rue de Rivoli w Paryżu… poniedziałek, 30 stycznia 2023

Rue de Rivoli w Paryżu

Przywykło się uznawać, że pierwowzory obiektów, które znajdują się w Paryżu są niedoścignione. Paryż, to Paryż! I trudno sobie wyobrazić kopię czegoś paryskiego, która ostatecznie jest piękniejsza od oryginału. A jednak, jest to możliwe! Idealny przykład znajduje się właśnie na Korfu.

Najsłynniejsza ulica miasta Korfu, czyli Liston, jest kopią paryskiej Rue de Rivoli. Została zbudowała w pierwszej połowie XIX wieku przez Mathieu Lessepsa, w okresie kiedy wyspa była pod wpływem francuskim. Dokładne informacje na temat samej ulicy Liston na Korfu możecie przeczytać w TYM! poście.

Pierwowzór ulicy Liston, który znajduje się w Paryżu, powstał jedynie kilka lat wcześniej. Rue de Rivoli to jedna z najsłynniejszych ulic zabytkowego centrum Paryża. Znajduje się przy prawym brzegu Sekwany, przy północnej stronie Luwru. Rue de Rivoli ciągnie się przez ponad trzy kilometry! Można więc stwierdzić, że ulica Liston jest jej miniaturą, bo wersja na Korfu ma zaledwie pół kilometra. Wygląd obu ulic jest prawie identyczny. W obu przypadkach w pierwszej kondygnacji są arkady, które tworzą loggie. Na środku każdej z arkad znajdują się czarne, ozdobne latarnie. W paryskiej wersji w pomieszczeniach za loggiami znajdują się sklepy i kawiarnie. A po drugiej stronie jest droga szybkiego ruchu.

W czym więc tkwi sekret, że ulica Liston podoba się bardziej? W atmosferze! Ulica Liston na Korfu to absolutne epicentrum starego, zabytkowego miasta. W każdej z loggi znajdują się klimatyczne, eleganckie kawiarnie i restauracje, które nie mieszczą się w budynkach więc stoliki stoją również po drugiej stronie ulicy. W słoneczny dzień ludzi jest tak dużo, że nie sposób znaleźć wolne miejsca. Mieszkańcy Korfu, czy też często turyści odpoczywają tu, rozmawiają, spotykają się ze sobą, ciesząc się jednocześnie niezwykłą atmosferą tego miejsca. Przy eleganckich arkadach ulicy znajduje się deptak, którym z przyjemnością spacerują ludzie odwiedzający miasto. Latem można tam spotkać turystów z każdej części Europy i wielu stron świata. To z pewnością jedno z najczęściej fotografowanych miejsc na całej wyspie! Po drugiej stronie Liston, jest zielony trawnik placu Spianada. Idealne miejsce do zabaw dla nawet bardzo małych dzieci. Wszędzie rośnie miękka trawa, a ruch samochodów jest tu zamknięty. 

Polecam sprawdzić i ocenić oba miejsca. Myślę, że przyznacie mi jednak racje. Liston na Korfu jest piękniejsza od swojego paryskiego pierwowzoru!

Ulica Liston w mieście Korfu

TU! przeczytasz jak zrobić mussakę

TUTAJ! przeczytasz o tym, co to jest „mati”

Co to jest horta? I dlaczego warto ją jeść będąc w Grecji?… poniedziałek, 23 stycznia 2023

Horta

Kuchnia grecka i grecki sposób odżywiania jest uznawany za najzdrowszy w Europie! Dlaczego? Przede wszystkim posiłki Greków są bardzo zróżnicowane, czyli jest w nich wszystkiego po trochu. W greckiej kuchni jest wszystko! Warzywa, owoce, duża ilość ryb i owoców morza, dobre gatunkowo mięso, nabiał. Grecy piją przy tym ogromne ilości wody. Cukier zastępują miodem. Nie unikają alkoholu, ale nie mają problemu z jego nadużywaniem.

Jeśli wybieracie się do Grecji i chcecie spróbować coś zupełnie innego, a jednocześnie bardzo zdrowego, będąc w tawernie zamówcie… hortę! To jedna z najzdrowszych rzeczy, która widnieje w kartach tradycyjnych greckich tawern. Smakuje przy tym obłędnie!

Horta to dzika, jadalna trawa. Kupuje się ją przede wszystkim na lokalnych targowiskach. Ze względu na zdrowotne właściwości dietetycy uznają ją za superfood.  Prócz dużej ilości witaminy K, A, C, błonnika oraz potasu, ma ogromne ilości antyoksydantów. W horcie jest ich więcej niż w borówkach! Z jakiego względu jeszcze warto ją jeść? Nie ma w niej żadnej chemii. Bo przecież nikt nie będzie nawozić traw, które rosną zupełnie dziko!

Aby przyrządzić hortę należy ją oczywiście najpierw dokładnie umyć. Następnie się ją obgotowuje. Później dodaje się oliwy, a całość skrapla sokiem z cytryny. Taką potrawę można jeszcze poprószyć szczyptą oregano. Do tego pyszny, grecki chleb i przystawka bądź sałatka do dania głównego gotowa!

Co prawda prawdziwą hortę zjemy w Grecji. Jednak nieco podobny smak będzie miał tak podany szpinak, jarmuż, czy też przebogata w żelazo pokrzywa! No właśnie… Ta ostatnia w naszej rodzimej kuchni jest nieco zapomniana, a może stanowić pyszną sałatkę podobną do horty!

Hortę zazwyczaj podaje się tak jak opisałam to wyżej, ale może być też rewelacyjnym dodatkiem do pity, jako farsz w cienkim cieście filo (hortopita). Co prawda TEN! nasz filmik kulinarny ma już swoje lata i jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Ale możecie w nim zobaczyć jakie dokładnie rośliny można użyć do domowej hortopity i jak ją później zrobić. Smacznego!

TU! znajdziesz greckie potrawy dla wegan i wegetarian

TUTAJ! przeczytasz jak zrobić kleftiko

Olivka i jej sposób, aby mąż zrobił dokładnie to, czego tak bardzo nie chce… poniedziałek 16 stycznia 2023

Tak świetnie się złożyło, że kiedy z początkiem stycznia spędzaliśmy w Domu Sałatki cały tydzień, dokładnie w tym samym czasie przyjechała również Olivka ze swoim mężem Pieprzem i… już dwójką małych dzieci. Tak jest! Moja szalona szwagierka jest obecnie szczęśliwą mamą dwóch małych brzdąców. Starszy ma ponad trzy latka, a młodszy chłopiec urodził się cztery miesiące temu. Pewnie się domyślacie, że i tym razem spokoju w Sałatkowym Domu nie było.

*

Wraz z Bożym Narodzeniem przyjaciółka Olivki, postanowiła zrobić jej prezent. A była nim…

-Nic z te-go! Za żadne skarby! – wykrzyczał od razu Pieprz na wiadomość, że owym prezentem jest rodzinna sesja zdjęciowa w temacie Świąt Bożego Narodzenia. Z pewnością wiecie o jaki typ sesji zdjęciowej mi chodzi. Cała rodzinka przebiera się za coś z akcentem świąt, a wszystko odbywa się w bożonarodzeniowej scenografii. Później takie profesjonalne zdjęcia można oprawić w ramkę i postawić na kominku, pochwalić się nimi na Fejsie, albo dać w prezencie dziadkom. Jedni uwielbiają tego typu sesje zwłaszcza z dziećmi, inni – tak jak Pieprz, są ich wielkimi przeciwnikami.

-Nie ma takiej siły na świecie, żebym dał sobie zrobić jakieś durne zdjęcia w jakimś pieprzonym piernikowym domku i to jeszcze z czapką Mikołaja na głowie! – tak dokładnie odpowiedział Pieprz.

Słucham i nic nie mówię. W środku jestem pewna, że za chwilę będzie z tego niezła draka. To  przecież prezent, więc głupio powiedzieć swojej przyjaciółce, że męża nie będzie bo uważa, że taka sesja to obciach. Według schematu zachowania, jaki miałam w głowie, Olivka powinna się uprzeć i jakoś go tak zmusić, żeby jednak wziął udział w sesji.

Olivka natomiast potulnie przytaknęła, powiedziała, że „ok, tak” i wróciła jak gdyby nigdy nic do swoich spraw.

Minęły dwa dni. Sesja się odbyła. Olivka pokazuje mi zdjęcia. Patrzę… Na prawie każdym z nim jest uśmiechnięty, szczerze uradowany Pieprz, w scenerii bożonarodzeniowego domku, z czapką Mikołaja na głowie. Szczęście tryska(!) z jego twarzy!

Myślę… Nie ma bata… Albo go upiła przed, albo dała mu jakieś narkotyki. Ale Pieprz siedzi przede mną i zanim zdążę zapytać, o to jak zgodził się na tę sesję, sam zaczyna opowiadać:

-Super wyszły, nie? A które podoba ci się tak najbardziej? Wiesz, ta fotografka ma jeszcze dostępną taką opcję, że prócz dziesięciu najlepszych, obrobionych zdjęć, można dopłacić 50€ i dostaje się wtedy wszystkie zdjęcia w oryginalnej rozdzielczości! Cały plik!

-50€… To niezła sumka! – odpowiadam.

-No wiem… Wiem… Ale wiesz, takie zdjęcia zostają już na całe życie! Więc już jej całość wpłaciłem! A niech będzie! Wyszły tak super! Muszę mieć je wszystkie!

Nie wierzę… Przecieram oczy i uważnie obserwuję, ale Pieprz jest zupełnie trzeźwy!

Przy najbliższej dobrej okazji, a było to w tawernie, postanowiłam, że nie ma innej opcji, bo Olivka musi mi wszystko wyśpiewać, jak ona to zrobiła?

-Jak go to tego zmusiłaś? Przecież na początku sam powiedział, że za żadne skarby tego nie zrobi!

-Dorota, czy ty się wczoraj urodziłaś! Przecież każdy wie, że to co facet mówi, a co robi, to dwie zupełnie różne sprawy. Jak północ i południe. Czerń i biel. Mówić, a zrobić to dwie różne kwestie!

-No dobra… Ale powiedz Olivka, powiedz! Jak go przekonałaś do tej sesji? Przecież on tak nie chciał!

-No… Tak… Krok po kroku. Ale ja to naprawdę, do niczego go nie zmuszałam! – powiedziała to dokładnie tak jakby broniła się przed jakimś oskarżeniem. – Po prostu mu powiedziałam, żeby nas tylko tam podrzucił i nic więcej! No przecież z dwójką to sama nie pojadę! A jak już nas tam zawiódł, to mówię, że musi mi pomóc wznieść Bebisa, bo to trzecie piętro (o tym co oznacza Beba / Bebis przeczytasz TU!), bo sama nie dam rady. Więc wszedł ze mną na górę. A jak już wchodziliśmy do środka, to akurat tak się ułożyło, że wychodziła poprzednia para i byli bardzo zadowoleni! I dalej, to już poszło z górki! Wszedł sam tak z ciekawość, żeby się „rozejrzeć”. Poprosiłam, żeby potrzymał Bebisa, bo musimy się trochę przygotować. No i jak tak stał, to zagadała go ta fotografka. Jakoś tak się sympatycznie zrobiło, więc rzuciłam czy może nie ma ochoty na tylko jedno zdjęcie i że jak mu się nie będzie podobać to je od razu skasujemy. No i się zgodził na „jedno, jedyne zdjęcie”! Ale żeby zrobić to „jedno, jedyne zdjęcie”, to musiał się przebrać… uczesać… i trzeba było go nieco przypudrować. Trwało to wszystko trochę. Więc jak już stanął do tego „jednego, jedynego zdjęcia” i rozsiadł się w całej tej scenerii to wiadomo, że po jednym zdjęciu nie wstanie i nie powie: „dziękuję, do widzenia”, tylko zdecydował się na „jeszcze chwilkę”. No i ta chwilka zamieniła się w całą godzinę. Został do końca sesji, zgodził się na wszystkie zdjęcia i sam dopłacił 50€ mimo, że mu mówiłam, że te pięć dych to już trochę przesada! Ale tak bardzo chciał, to się zgodziłam. A czy wy już wybraliście sobie jakieś nasze zdjęcie dla siebie? – skończyła Olivka opowiadając całość, nieco jakby czytała instrukcję obsługi nowej zmywarki.

Parsknęłam śmiechem, po czym dodałam:

-Olivka, ty to jednak jesteś agent!

-Chodzi tylko o to, żeby do niczego nie namawiać. Niby, że godzisz się na jego opcję. Robisz swoje tak krok po kroku, a kolejny krok wykonujesz w odpowiednim momencie. No i najważniejsze! Musi być święcie przekonany, że to właśnie on i nikt inny podejmuje decyzję! Zawsze działa, a facet nawet się nie orientuje, kiedy robi dokładnie to, czego przed chwilą tak bardzo nie chciał.

Czy w Grecji panuje równouprawnienie? Hmmm… Jakby to określić? Teoretycznie głową każdej rodziny jest rzecz jasna mężczyzna. Ale to kobieta kręci głową,  w którą stronę uzna za najlepsze. Zastanawiam się czy socjologia jakoś nazwała taki właśnie układ?

TU! przeczytasz kolejny post o sałatkowej rodzince

TUTAJ! znajdziesz przepis na ziemniaki po grecku