Okres, kiedy mieszkaliśmy w domu Sałatki, jest już od dawna zamkniętym rozdziałem. Pamiętam, że był to jedyny czas w moim życiu, w którym dokładnie wszystkie moje ubrania były perfekcyjnie wyprasowane. Stan obecny mojej szafy, powrócił już na dobre, do ujarzmionego nieładu. Uwielbiam jednak wracać myślami do pewnych wspomnień z tamtego czasu. Jednym z nich jest takie…
Był to okres świąteczny, a mi było trochę przykro, że nie mogę Wigilii spędzić w Polsce. Pogoda w Grecji wtedy nie dopisywała. Było zimno, wietrznie i ciągle padało. W obu naszych portfelach świeciły pustki. Sytuacja była naprawdę nieciekawa. Tak… grecki kryzys dotknął również i nas – nie mogliśmy tak często wychodzić na kawę…
Wtedy też, spotykaliśmy się w domu rodziców Ogórka. Było tam miło, przytulnie i zawsze palił się kominek. Stare dobre czasy, kiedy Ogórek jeszcze palił, a Papryka była tylko jego bliższą znajomą. W małym pokoiku Ogórka spotykaliśmy się w jakieś 10 osób. Prawie połowę pokoju zajmował monitor od komputera i niekończąca się kolekcja gier. Zawsze ledwo widzieliśmy swoje twarze – Ogórek nie rozstawał się z papierosem, więc pokój był nieustannie we mgle. Mimo wszystko, bawiliśmy się wyśmienicie. Graliśmy zawsze w jedną i tą samą grę. Jej nazwa brzmi „Mafia”, czy też w wersji greckiej – „Palermo”.
![]() |
| TAVLI – najpopularniejsza gra w Grecji
źródło: wikipedia.org |
Jedną z rzeczy, do których zazwyczaj za żadne skarby nie można mnie przekonać, jest granie w zespołowe gry, gry edukacyjne, gry integracyjne, gry na myślenie, czy jakikolwiek inne, wszelkie gry. Pamiętam jak kiedyś mój kolega błagał, żebym zagrała w nim w tavli. Musiałam, więc zagrałam. Ale skończyło się na tym, że grał za dwoje i sam sobie był przeciwnikiem. Szło mu całkiem nieźle. Ja tymczasem, nie mogłam się oprzeć leżącej obok kolorowej, plotkarskiej gazecie… I co najśmieszniejsze – wygrałam!
Zdarzają się jednak momenty, kiedy trzeba zaangażować się w grę, by nie być tą jedną osobą, która patrzy ze znudzeniem w sufit. I tak zagrałam w „Mafię” pierwszy raz.
Ta gra jest całkiem popularna, więc pewnie ją znacie. Wszyscy zamykają oczy. W wersji greckiej mówi się: „w Palermo zapada noc…”. W międzyczasie każdy dostaje karteczkę. Na jednej napisane jest „zabójca”, na dwóch „donosiciel”. I tylko ci trzej otwierają oczy, rozpoznając kto kim jest. Sedno gry polega na tym, żeby wykryć kto jest zabójcą. O ile dobrze pamiętam – tak właśnie to szło.
Cechą charakterystyczną Greków jest to, że we wszystko (!) co robią, wkładają wszystkie swoje emocje. Tak więc każda partia tej gry, nawet mimo że przecież to tylko zabawa, rozgrywana była jakby chodziło o ludzkie życie. W ciągu rozgrywania pierwszej partii, miałam okazję obserwować cały wachlarz mini scenek aktorskich, a przy tym przykłady dociekliwości godnej Holmesa, sprytu radzieckiego szpiega czy też najróżniejsze i najbardziej zmyślne kłamstwa.
Wszyscy grali całym sercem. Wliczając mnie!
Na końcu rozgrywki zostały trzy osoby: Papryka, Petos i ja.
Finał zależeć miał ode mnie, bo to właśnie ja byłam osobą niewinną. Miałam wskazać, kto jest zabójcą i tym samym zakończyć grę.
-Dorota! Musisz mi uwierzyć! Petros jest zabójcą! – powiedziała podejrzliwie wyglądająca dziewczyna, o czerwonych włosach, z tatuażem na szyi, którą wszyscy nazywali Papryka.
-Nic na to nie wskazuje… – powiedziałam, czując że kłamie mistrzowsko! – Zabójcą jest… Papr…
-Dorota! Błagam cię! To nie jestem ja!
-Papryyy… – już prawie kończyłam.
-Uwierz mi! Nie jestem zabójcą…
Siedziałyśmy obok siebie. Petros przybrał pokerową twarz. A wszystkie znaki na ziemi i niebie, wskazywały, że zabójcą jest Papryka.
Siedziałyśmy obok siebie. Petros przybrał pokerową twarz. A wszystkie znaki na ziemi i niebie, wskazywały, że zabójcą jest Papryka.
Z odległości 15 centymetrów, patrzyła prosto na mnie. Kiedy już otwierałam usta, żeby dokończyć „-yka”, myślałam że z jej wielkich, greckich oczu, obramowanych grubą czarną kreską, poleci czarna jak smoła łza, wymieszana z wodoodpornym pewnie tuszem.
-Patros! Zabójcą jest Petros! – krzyknęłam pod wpływem jej wzroku.
Petros z miejsca wstał i już myślałam, że chce mnie co najmniej uderzyć. Podniósł krzesło, na którym przed chwilą siedział i mocno walną nim o podłogę. Wyszedł i trzasnął drzwiami.
-Wygrałyśmy! Dorota! Wygrałyśmy! – krzyczała Papryka, rzucając mi się na szyję.
-Uwierzyłaś mi! Dziękuję! – dokończyła.
-Co to była za gra! To było piękne! – powiedział ktoś z boku.
Co prawda nic konkretnego nie wygrałyśmy. Ale następnego dnia we dwie spotkałyśmy się na kawę. Było przemiło. Tak poznałam Paprykę. Przyjaźnimy się do dziś.
Przeczytaj więcej…




