Drugie urodziny SAŁATKI PO GRECKU!

       Dwa lata temu, 15 sierpnia wsiedliśmy w samolot do Grecji z biletem w jedną stronę. Pamiętam, że było upalnie, a ja miałam na sobie puchową kurtkę, czapkę w kieszeni i zimowe kozaki. Podobnie ubrany był również  Jani. Na lotnisku musieliśmy wyglądać jak para kosmitów. Ale czego się nie robi dla nawet jednego  kilograma w walizce, w której zmieścić trzeba całe swoje życie.

     Dolecieliśmy, a kiedy wyszliśmy z samolotu, buchnęło w nas rozgrzane, śródziemnomorskie powietrze.

     Pierwszą rzeczą, jaką rozpakowałam było zdjęcie mojej kotki. Chciałam choć trochę oswoić  nową przestrzeń. To zdjęcie wisi obecnie w Cytrynowym Domu w najbardziej widocznym  miejscu, a tuż pod nim właśnie w tej chwili, smacznie sobie śpi moja kotka Fivi. Nawet jej imię jest greckie, bo jako pierwsza nosiła  je mitologiczna bogini księżyca.

    Pamiętam, że w dzień po przylocie, szłam spać zmęczona tak bardzo, że nie wiedziałam  jak się nazywam. Jednak kilka dni wcześniej, obiecałam sobie, że w Grecji zacznę pisać bloga. Mimo potwornego zmęczenia, wtedy właśnie powstał pierwszy post. Dzisiaj najchętniej bym go wykasowała. Wydaje mi się być zlepkiem bzdur, osoby która przed pójściem do łóżka jest  już na wpół śpiąca. Jednak niech  zostanie – tak chociażby na pamiątkę.

 

     Mijają już dwa lata! Jesteśmy w swoim domu, całkowicie niezależni. I nawet mimo faktu, że do Grecji trafiliśmy w momencie najgorszego kryzysu, nawet mi już… prawie… o mały włos… udało się mieć całkiem fajną prace ;))) Mimo tego, że wciąż nadal nie zawsze jest prosto, do życiowej stabilizacji  trochę nam daleko i codziennie zmagamy  się z mniejszymi lub większymi trudnościami, wszystko idzie do przodu, a co najważniejsze –  jesteśmy szczęśliwi.

 

     I na koniec urodzinowa niespodzianka! Już od pewnego czasu pomysł otworzenia kanału na You Tube podsuwało mi kilka osób. Pomyślałam: „czemu nie”! Warto spróbować.

    Tak więc, razem z Janim  serdecznie zapraszamy do obejrzenia naszego pierwszego, wspólnego filmiku z kanału SAŁATKA  PO  GRECKU TV ;DDD  Mam nadzieję, że Wam się spodoba, szczególnie że Jani mówi tam po polsku… Przyznam, że słuchając jego instruktarzu, ze śmiechu z wielkim trudem trzymałam kamerę… Na szczęście daliśmy  radę!

 

     Dziś prezentujemy jak wykonać prawdziwą sałatkę po grecku. To na dobry początek :))) Takie filmiki pojawiać się będą raz w miesiącu i mam nadzieję, że przybliżą Wam codzienne życie w Grecji, tym  niesamowicie inspirującym kraju.

 

     Tak więc zapraszam  na pierwszą odsłonę… „ Jak zrobić sałatkę po grecku?” w SAŁATKA  PO  GRECKU TV  !!!

Jak Grecy rozmawiają o śmierci?

        W sierpniu tego roku Oliwa z Oliwek będzie mieć 99 lat. Nie ma co ukrywać – babcia nie  zawsze czuje się dobrze. Chodzi coraz mniej sprawnie. Kaszle. Widzi również  gorzej, przez co  musiała zrezygnować ze swojego ulubionego zajęcia, jakim jest haftowanie. Nie zmieniło się jedno… Oliwa z Oliwek  nigdy nie przestaje dużo mówić!

   „Śmierć” jest tematem, który obecnie najbardziej zaprząta głowę Oliwy. I tym samym temat ten, jest   głównym wątkiem codziennych obiadowych rozmów  w domu Sałatki.

    -Ależ czego mama się tak boi? – spytał  Pomidor. Tak na marginesie, Pomidor powoli wychodzi ze swojej choroby i czuje się już coraz lepiej.

   -Każdy musi kiedyś umrzeć. – dokończył, przeżuwając niedzielną specjalność Fety, czyli kurczaka w sosie sojowym.

    -Na śmierć jestem już całkowicie przygotowana! – wykrzyknęła Oliwa, która zazwyczaj krzyczy  bardziej niż mówi. –Testament spisany! Wszystko podzielone! Pamiętajcie tylko, żeby dobrze karmić psa! Ale  straszliwie się boję…

   -Czego? Całe życie przeżyła mama z Bogiem! Dwie wojny! Nie ma czego się bać! Pokroić mamusi tego kurczaka, łatwiej się będzie jadło! – spytała Feta.

   -Ehhh… Nie trzeba, poradzę sobie sama! Najbardziej, najbardziej na świecie boję się, że… mnie nie znajdziecie! I że przez kilka dni będę się  rozkładać. Zacznie śmierdzieć i jak już po mnie przyjdziecie, to wszystko będzie wyglądać paskudnie… Albo… Wiesz co Feta, może pokrój mi jednak tego kurczaka, to rzeczywiście będzie mi się łatwiej żuło.

    Na wieść o rozkładającym się ciele babci, Olivka ze śmiechu prawie spadła z krzesła:

   -Przecież babcia mieszka w sąsiednim pokoju! Mogę obiecać, że jak się babcia zacznie psuć, to ja na pewno zareaguje!

  -No tak! Ale najgorsza jest ta perspektywa rozkładania… Wszystko inne jestem w stanie przeżyć! Pamiętajcie, pogrzeb ma być skromny, ale później macie iść do najlepszej tawerny, żeby  zjeść godnie! Feta!!! Niezły wyszedł ci dziś ten kurczak! A jest może jeszcze coś  słodkiego?

     Kilka dni po tej rozmowie, babcia poczuła się naprawdę źle. Miała poważny problem z płucami i zawieziono ją do szpitala. Cała Sałatka rozpisany miała harmonogram, tak żeby babcia w szpitalu nawet na chwilę nie była sama. Również  w nocy, ktoś nieustannie czuwał. Zawsze w takich sytuacjach niezastąpiona jest Olivka.

 

   -Babciu! – wykrzyknęła siadając przy wątlutkiej już Oliwie.

   -Nie możesz teraz umrzeć! Jesteś przecież sławna!!! – mówiła trzymając babcię za dłoń.

   -Co ty znowu za głupoty opowiadasz!?

   -Tak! Dorota mi wszystko opowiedziała! Polacy cię kochają! I wiedzą dobrze kim jesteś! Twoja historia została  nawet opisana w polskiej gazecie!

    Powiem Wam szczerze… Jeśli sama byłabym czytelnikiem mojego  bloga, byłabym przekonana, że  autorkę tym razem   nieźle poniosła wyobraźnia. Wszystko jednak wydarzyło się naprawdę, łącznie z tym że kilka dni później, Oliwa wyzdrowiała. Na jakiś czas  znów trafiła do domu Sałatki, a później stwierdziła, że czuje się na tyle dobrze, że chce wracać na własne śmieci.

   Przy Oliwie nieustannie ktoś czuwał. Żeby babcia czuła się bezpiecznie również i w nocy, kupiono jej wielki telefon z jednym  numerem alarmowym do Pomidora, w razie gdyby  poczuła się naprawdę źle.

     Podczas naszej pamiętnej wizyty w domu Sałatki, również i ja z Janim zostaliśmy wpisani w harmonogram opieki nad babcią. Przy naszej pierwszej wizycie, nie omieszkałam zabrać ze sobą owej gazety,  w której  została opublikowana historia Oliwy  i jej męża. Dawno nie widziałam tak wzruszającego  widoku, jakim był uśmiech, który  wymalował się na twarzy Oliwy po zobaczeniu swojego  zdjęcia w polskiej gazecie. W  takich momentach grzechem jest jednak chwytać za aparat.

    Zdjęcie, które znajduje się niżej  wykonaliśmy kilka chwil później. Żeby zapozować, babcia musiała poprawić chusteczkę na głowie oraz włosy.

 

Ze specjalnymi pozdrowieniami dla wszystkich Czytelników Sałatki – Oliwa z Oliwek.

A oto tekst, który w oglądanym  przez babcię numerze Gazety Sportowej, został opublikowany:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/18/emigracja-potrafi-dac-w-kosc-ale-jak-bylo-100-lat-temu-piatek-18-maja-2012/

O czym przez  kilka  następnych godzin rozmawialiśmy z babcią? To piękny temat już na następny post. Pozdrawiam!

Przeczytaj również…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/03/26/hurrraaa-salatka-strzelila-gola-poniedzialek-26-marzec-2012/

Ogórek i przyjaciele

 

       Za każdym razem, kiedy Ogórek ma wolne, albo właśnie zamyka sklep, udajemy się do kawiarenki „Friends”. Zazwyczaj wieczorami lokal wypełniony jest po  brzegi. Przy każdym ze stolików grupy młodzieży grają w planszowe gry. Grecy uwielbiają tak właśnie spędzać swój wolny czas.

     Kiedy udajemy się do „Friends”, prócz Ogórka są również  jego przyjaciele. Tych ostatnich jest około dziesięciu. Wszyscy zamawiamy po kawie, a później wybieramy odpowiednią grę. Jest bardzo aktywnie i jeszcze bardziej wesoło.  Zazwyczaj wygrana to kwestia  honoru, a ponieważ ten dla Greków jest niezwykle ważny, walka potrafi być brutalna. Wygrywa pionek, który pierwszy dojdzie do mety. Zanim ten jednak dojdzie trzeba wykazywać się szczęściem w rzucaniu kostką  i odpowiedzieć  na najróżniejsze  pytania.        Pamiętam, że kiedy zagraliśmy po raz pierwszy, pomyślałam „z tego nic nie będzie…”, bo co  drugi z przyjaciół Ogórka, miał twarz, z którą mógłby grać w mrocznym kryminale.  

    -Najwyższy szczyt Europy?

    -Mont Blanc!

    -Data bitwy pod Termopilami?

    -480 p.n.e.!

    -Ile zębów ma dorosła klacz?

    -36!

   Nie zdążyłam jeszcze skończyć swojej frappe, a już przegrałam. W pierwszej, drugiej i trzeciej rundzie.

   Zgadza się – ludzi nie można  oceniać  po wyglądzie!

    Przyjaciele Ogórka są w wieku  około 30 lat. Ilu z nich obecnie pracuje? Dwóch! Jeden jest akwizytorem, a drugi kelnerem. Ilu z nich teoretycznie szuka pracy? Każdy! A kto w ostatnim tygodniu wysłał choć jedno CV? Niestety… Nikt… Tak wygodnie jest przecież u mamusi…  A kryzys to całkiem niezłe wytłumaczenie, żeby jeszcze rok poleniuchować w wysprzątanym domu. Co więc chłopaki robią całymi dniami? Nie mam pojęcia… Jednak zawsze mają wiele czasu, żeby grać w planszowe gry.

     Trochę to smutne, ale zdaje się, że poza mną nikt się za bardzo  nie przejmuje. Życie każdego dnia toczy się swoim  rozleniwionym rytmem.

    Pamiętam, że kiedy pierwszy raz spotkałam Petrosa, spytałam go  czym się zajmuje:

    -Jestem kaskaderem!

    -Naprawdę! To musi być bardzo ciekawe! – padła moja odpowiedź, a tuż po niej wszyscy  leżeli pod stołem ze śmiechu.

    -Dobra… Muszę  uciekać! Strasznie się śpieszę! – powiedział później ten sam Petros.

    -Gdzie tak pędzisz? – spytałam.

    Petros zatrzymał się w biegu i wbił na chwilę wzrok w sufit:

    -Muszę wysłać taki super ważny faks!

    Reakcja chłopaków – taka sama jak wyżej.

 

 

    Rzecz jasna, żadnego faksu Petros nie wysyłał. Ale za pięć minut wybić miała 14.00, co oznacza godzinę zero, czyli czas na obiad.

 

 

      Kryzys pewnie  jest, ale przede wszystkim w telewizji. Za to każdego dnia punkt o 14.00 gorący obiad, czeka na stole. Ten zaś zawsze przykryty jest   uprasowanym w kant  obrusem, w biało – granatową kratę.  

 

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/03/11/jak-tak-naprawde-wyglada-kryzys-w-grecji-sobota-10-marca-2012/

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/10/07/saloniki-i-wielki-grecki-kryzys-czwartek-6-pazdziernika-2011/

 

 

 

 

Największy postrach Ogórka – czyli kim jest Babis ze stacji KTEL?

 

     Sklep, w którym pracuje Ogórek, należy do jego rodziców. Jest to typowy rodzinny, grecki biznes, dzięki któremu utrzymuje się cała rodzinka. Sklep jest dość niepozorny. Znajduje się w jednej z bocznych uliczek, odchodzących od centrum miasta. Jest otwarty przez dwanaście godzin, siedem dni w tygodniu. Na kilkudziesięciu  metrach kwadratowych, które zajmuje, znaleźć można absolutnie wszystko. Od produktów spożywczych, po środki chemiczne potrzebne w domu, kończąc na małej półce z kosmetycznymi niezbędnikami.

     Ogórek jest znaną osobą w mieście, więc sklepik stanowi również centrum rozrywkowe. Męskie oczywiście. Kiedy wchodzimy  tam  z  Janim, wiem że szybko nie wyjdziemy. Słuchając relacji z meczów piłkarskich, nie potrafię  ukryć malującej się na mojej twarzy nudy. Zazwyczaj  wtedy dostaję od Ogórka zielone światło i korzystając z kolekcji lakierów, mieszczącej się na półce z kosmetycznymi niezbędnikami, siadam  za ladą i spokojnie maluje sobie paznokcie. Wilk syty i owca cała. Ze sklepu wszyscy wychodzą zadowoleni.

     Ogórek nie znosi swojej pracy i wzrokiem zabija każdego klienta. Zawsze siedzi w tej samej pozycji.  W prawej ręce trzyma papierosa  (tak… niestety znów zaczął palić), a w lewej zimną frappe. Głowę ma uniesioną wysoko, ponieważ tuż nad ladą z kasą znajduje się mały telewizor, w którym ogląda serial albo mecz.

     Atmosfera nic-nie-róbstwa i całkowitego zatrzymania w czasie, udziela się każdemu, kto tylko wejdzie. Chipsy, cola, ciastka. Każdy wybiera co woli. Kiedy moje paznokcie są już pomalowane, chwytając za  ulubiony popcorn, zaczynam wysłuchiwać najróżniejszych, męskich opowieści.

 

 

-Był dzisiaj Babis? – spytał Tassos.

-Na całe szczęście nie!  Dziś było spokojnie. – odpowiedział Ogórek.

-Jaki Babis? – spytałam.

-No ten… Ze stacji KTEL. – odpowiedział ktoś z boku, tak jakby było to zupełnie oczywiste.
-Co to za jeden? – nie mogłam powstrzymać babskiej ciekawości.
-Ten który  prześladuje Ogórka…

  Tak na marginesie – KTEL, to grecki odpowiednik PKS. Tak więc owy Babis był najpewniej kierowcą autobusu.

-Ogórek, lepiej sam Dorocie opowiedz.

    Opróżniając paczkę z popcornem, wsłuchałam się w  Ogórkową opowieść…

     -Nikt nie może go znieść. Nawet moja matka (Cytryna – przypis narratora) jest blada, kiedy Babis wchodzi. Był właśnie w zeszłym tygodniu i jadł ciasto serowe (ciasto serowe – czyli rodzaj bardzo kruchego ciasta francuskiego, wypełnionego serem feta – przypis narratora). Nie jedno,  ale dwa! Przy czym jadł je kładąc  jedno na drugim. Obchodzi dokładnie cały sklep, jakby było w nim coś ciekawego i zostawia za sobą okruchy. Więc wołam: „Babis! Uważaj, brudzisz tym ciastem całą podłogę! Musisz tutaj jeść?!”. A ten do mnie: „O Boże… Przecież nic się nie dzieje!”. Dwa razy obszedł  sklep i niczego nie kupił. Cała podłoga  w okruchach…           Zazwyczaj jak już coś kupuje, to trwa to dobre pół godziny. Wybiera produkty, wszystko na półkach przestawia, niczego nie odkłada na miejsce. Porównuje każdą cenę. Czasami wyjmuje kalkulator. A później i tak  macha ręką i wybiera coś co jest o pięć centów droższe.     Ostatnio podszedł do lady i mówi: „Nałóż mi 4 plastry salami!”. Nakładam i pytam: „To może 5?”. „A niech będzie!”. Babis zaszalał. Nałożyłem i pakuję. Wtedy  mówi: „Wiesz co… To może nałóż mi 7!”. Odpakowuje jeszcze raz i dokładam – całe dwa plastry. Pytam dla pewności: „To może 9”.  „A niech tam!  Niech będzie 9!”. Przed zapakowaniem pytam się raz jeszcze: „W takim razie, może 10?!”. „Opa! Nie ma mowy!!! Ty znowu mnie naciągasz!!”.

 

        Kuzyn Janiego jest przekonany, że Babis naprawdę go prześladuje. Ma w planie wywiesić zdjęcie z  informacją, że Babis w sklepie nie będzie  obsługiwany.

      Ogórek zamyka o 22. Na szklane drzwi i okna, zsuwa wielką, metalową żaluzję. Kiedy słychać głośne „krach!”, oznacza to że jest już wolny. Później zawsze idziemy  na wieczorną kawę. Ja, Jani,  Ogórek i jego przyjaciele.  Tych ostatnich jest zazwyczaj około dziesięciu. Jak myślicie, ilu z nich wstaje następnego ranka do pracy?

    Kryzys… Kryzys… Kryzys… Ale o tym, już na dniach!

 

 

Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2011/11/13/jak-zapalic-papierosa-krok-po-kroku-niedziela-13-listopada-2011/

 

 

 

Moje ukochane ciasto cytrynowe

 

 

     W naszym ogrodzie rosną aż trzy drzewa cytrynowe, które wiosną i latem wydają owoce przez cały czas. Cytryn mamy tak dużo, że rozdajemy je każdemu, kto tylko chce. I tak nadal nie wiemy co zrobić z ich nadmiarem.

      Cytryny, które rosną w Grecji mają nieziemsko intensywny zapach i smak. Mój zachwyt nad tymi owocami  nie maleje już od ponad  roku, kiedy to wprowadziliśmy się do Cytrynowego Domu. Uwielbiam absolutnie wszystko co jest cytrynowe!

      Niżej podaje przepis na moje ciasto cytrynowe, w którym zakochuje się każdy, kto je zasmakował. Przepis jest banalnie prosty i działając w dwuosobowym zespole razem z Janim, wykonujemy je w piętnaście minut z zegarkiem w ręku. Gorąco je  polecam! Wypróbujcie koniecznie!

    Tymczasem, kończy się właśnie pierwszy tydzień w mojej nowej pracy. Piszę do Was z wyspy Zakinthos. Zainteresowanie organizowanymi przez nas wycieczkami, przerosło najśmielsze oczekiwania.  Każdego dnia nie mogę się nadziwić jak niesłychana liczba Polaków uwielbia Grecje.

    O samej wyspie Zakinthos i mojej nowej pracy będzie jeszcze wiele, ale nie wcześniej niż za miesiąc. Najpierw przyznaję  – muszę chwilę ochłonąć ;))) W międzyczasie łapania oddechu, zapraszam na kolejne odcinki o tym co ostatnio zadziało się w sałatkowej rodzinie. Już za kilka dni dowiecie się… kim jest prześladowca   kuzyna Janiego, czyli Ogórka  oraz  jak Ogórkowi przyjaciele odnajdują się w greckim kryzysie.

Ale wracając do tematu – oto…

 

 PRZEPIS NA CIASTO CYTRYNOWE

 

Składniki:

– 200 g masła

– ¾ szklanki cukru

– garstka płatków migdałowych

– 5 czubatych łyżek mąki

– 1 i pół łyżeczki proszku do pieczenia

– 3 jajka

– starta skóra z 2 cytryn

 

Wszystkie te składniki mieszamy razem dokładnie. Płatki migdałowe nie są konieczne, są tutaj opcjonalne. Ciasto umieszczamy na nasmarowanej tłuszczem blaszce. Powinno mieć konsystencję bardzo gęstego budyniu. Wkładamy do piekarnika na około 30 min w temperaturze 180 stopni. Już prawie gotowe, ale to jeszcze nie koniec…

Sos cytrynowy:

– sok z 2 cytryn

– pół szklanki cukru pudru

– żółtko z jednego jaja

Składniki sosu mieszamy razem,  podgrzewając przez około 7 minut na wolnym ogniu.

Gotowe ciasto wyjmujemy z piekarnika i przekłuwamy w kilku miejscach widelcem. Jeszcze gorące ciasto polewamy sosem. I gotowe! Smacznego ;)))

 

 

 

Niezawodny sposób na grecką teściową – DOLMADAKIA!

     Oliwa z Oliwek jest  szalenie sympatyczna. Trzeba jednak przyznać, że w obecności swojej synowej, czasem zamienia się w prawdziwego potwora. Wytykając Fecie wszystko co tylko jest możliwe, pomściła wszystkie moje krzywdy. Co prawda Feta jest perfekcyjna w temacie sprzątania, ale nikt nie jest w stanie prześcignąć kulinarnych wyczynów  babci.

    Po pewnym czasie już nawet Souleiman  na babcię nie działał i Feta musiała wymyślić jakieś inne wyjście z sytuacji. Rozwiązanie  było proste. Nazywało się… DOLMADAKIA!

 

    -Mamo… – zaczęła pewnego ranka Feta, mówiąc do Oliwy, która właśnie myślała nad nową zaczepką.

    -Pomidor mówił wczoraj, że ma nieodpartą ochotę na mamine dolmadakia… Ach… Ależ by się z nich ucieszył!

    Oczy Oliwy momentalnie rozbłysły. Rozchyliła nawet lekko usta. Na składniki tej bardzo typowej, greckiej potrawy nie trzeba było długo czekać, bo Feta  wszystko już wcześniej ukartowała. Liście winogron. Ryż. Zestaw przypraw i potrzebne naczynia. Wszystko gotowe!

     Dolmadakia to rodzaj naszych gołąbków, tyle że robi się je nie z liści kapusty, ale z  liści  winogron. Smak mają specyficzny i przyznam się, że za nimi nie przepadam. To jedna z tych potraw, które się albo kocha, albo nienawidzi.

    Przygotowanie tego dania,  jest niezwykle żmudne i zajmuje  wiele godzin. Widok kobiet zawijających ryż w liście winogron i rozmawiających przy tym wesoło, jest jednym z typowych widoków z codziennego, greckiego  życia szczególnie  we wioskach i małych miasteczkach. Podczas tej pracy, naprawdę można się nagadać.

     Oliwa czym prędzej zabrała się do działania. Usiadła  na kanapie i przyjęła wygodną pozycję. Szklanka z wodą. Kawałek ciasta z serem. Tak przygotowana ruszyła do pracy.  Liść za liściem. Garstka ryżu, jedna za drugą. Praca trwała kilka godzin, a babcia opowiadając najróżniejsze historie, była w siódmym niebie.

 Tak  wygląda Centrum Dowodzenia Światem. Czyli Oliwa z Oliwek robiąca dolmadakia.

    -Dorota, nie chcesz wiedzieć jak  się je  robi? Mogłabyś też zrobić kilka dla Janiego. – zaproponowała mi Feta.

    -Przepraszam, ale nie mam teraz czasu… – tak brzmiała moja oficjalna odpowiedź. „Nie chcę wiedzieć i co najgorsze nic mnie to nie obchodzi!” – to zdanie tak naprawdę tkwiło w mojej głowie. Dolmadakia  wymagają wiele godzin żmudnej pracy.  A gotowanie dłużej niż 20 minut – to dla moich kulinarnych standardów, stanowczo za długo. Gdyby tylko dowiedziała się o nich babcia, zapewne dostałabym po głowie…

 Gotowe dolmadakia  na szczęście dostępne są w każdym greckim sklepie.
 

    A propos przepisów! Na dniach  zapraszam na najłatwiejszy na świecie, najszybszy, ale przede wszystkim, najsmaczniejszy przepis na ciasto cytrynowe.

Kiedy człowiek zapuszcza korzenie?

 

       Właśnie pakuje walizkę. Zapuszczone lekko korzonki, znów trzeba będzie przesadzić. Najważniejsze jednak, że jest gdzie wracać. Pomieszkiwać mogę wszędzie, ale Cytrynowy Dom jest tylko jeden! Przez najbliższe cztery, letnie, gorące  miesiące zakorzeniam się na Zakinthos. Tam czeka na mnie wyczekiwana praca.

    Do miejscowości, w której obecnie mieszkamy, nadal nie pałam  sympatią. Fakt, że to właśnie tutaj znajduje się mój adres, musiałam po prostu zaakceptować. Korzonki małe, cienkie, ale zawsze… wrosły chyba trochę mimowolnie. Jak się o tym przekonałam?…

 

 

    Pewnego słonecznego dnia, Jani wybrał się do sąsiedniego miasteczka, kupić chleb w naszej ulubionej piekarni. Wsiadł do samochodu i ruszył powoli. Dochodziło południe. Nagle, z małej, bocznej uliczki wyjechał facet na motorze. Zaczął jechać za Janim. Wyprzedził go i kiedy był już przed nim,  zaczął naciskać na klakson. Z całej siły machał ręką, żeby Jani zjechał  na pobocze. Co na Boga się stało??!! Jani  zatrzymał się  i otworzył okno. Z motoru cały zziajany, zsiadł młody chłopak. Był to nasz listonosz.

     -Co się stało? – spytał Jani.

     -Przyszła paczka z Polski dla Doroty! Trzymaj! – powiedział i sekundę później już go nie było.

 

     Dodam, że z naszym listonoszem nigdy nie zamieniłam pełnego zdania. Zawsze tylko mówimy sobie dzień dobry.

     Mój proces zapuszczania korzeni następuje chyba trochę bezwiednie. Tymczasem pora ruszyć w drogę!

    Wszystkim, którzy właśnie jadą na  swoje urlopy, życzę miłych wakacji! Tymczasem ja…  zabieram się do pracy! ;))))

Przesyłka, którą dostarczył nasz listonosz. „Mandolina Kapitana Corelli” to książka, której akcja rozgrywa się na Kefalonii, czyli w jednym z moich miejsc pracy. To właśnie na postawie tej książki powstał słynny film z Penelope Cruz  i Nicolasem Cage  w rolach głównych.

 Przeczytaj więcej…

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/05/12/swiatowy-dzien-ptakow-wedrownych-sobota-12-maja-2012/

 

Co się dzieje, kiedy w jednym pokoju znajdą się trzy kobiety z trzech różnych pokoleń?

 

        Zdążyliśmy jedynie postawić na podłodze walizki, kiedy do drzwi sałatkowego domu zadzwonił dzwonek. Podparta na swoim synu Pomidorze, do środka weszła Oliwa z oliwek – już prawie stuletnia seniorka rodziny. Babcia niestety coraz częściej  niedomaga i ostatnio czuje się gorzej. Z tego właśnie powodu Feta wraz z Pomidorem, postanowili nakłonić Oliwę do zamieszkania na jakiś czas w ich domu.

    Nakłonić… Co jednak wcale nie było takie proste! Szczęście w nieszczęściu, że na zdrowiu podupadł również Pomidor. Obecnie cierpi z powodu  wrzodu na żołądku i co jakiś czas musi stawiać się w szpitalu. „Dzięki” chorobie Pomidora konszacht był wręcz banalny. Oliwa z oliwek została poinformowana, że syn czuje się źle. Powiedziano jej, że koniecznie musi się nim zaopiekować, bo w takiej sytuacji – bez jej pomocy się nie obejdzie! Przyznajcie sami – czyż nie było to genialne?!

     Oliwa z oliwek, wcześniej wzbraniająca się rękami i nogami przed samą myślą o przeprowadzce, do domu Sałatki przybiegła niemalże w podskokach. Już od samego wejścia gorsze samopoczucie jakby samo jej minęło:

     -Jestem! – powiedziała na wydechu wchodząc do środka.

   -Feta! Musimy porozmawiać… – wykrzyknęła,  patrząc na żonę Pomidora.  Po kilku chwilach, babcia wygodnie rozsiadła  się na kanapie. Prawą rękę jak zawsze oparła na wiekowej lasce, a lewą nogę, ponieważ ta czasem drętwieje, wyprostowała na kanapie. Kiedy przyjęła swoją strategiczną pozycję, zaczęła:

    -Najpierw proszę o szklankę wody. – zażądała Oliwa, poczym przeszła do sedna:

    -Co dzisiaj ugotowałaś na obiad? – padło najważniejsze(!) dla każdej greckiej pani domu pytanie.

    -Dzisiaj jedliśmy spaghetti. – odpowiedziała skruszona Feta.

    -A wczoraj?

    -Wczoraj były kuleczki mięsne.

    -A co będzie jutro?

    -Jutro… Jeszcze nie wiem…

    -No właśnie… I tu jest pies pogrzebany! – Oliwa podniosła głos. Gdyby mogła, zapewne by wstała.

   -Feta! Spójrz na mojego syna, na moje biedne dziecko [Pomidor ma 60 lat – przypis narratora 😉 ]!  Czy ty widzisz, co on ma na sobie? Jego koszula jest nie-do-pra-so-wa-na! Poza tym… Jakie spaghetti?! Co to za wynalazki?! Jakie  kulki mięsne?! Co się tutaj u was  na Boga dzieje? A tak w ogóle… To gdzie są moje haftowane obrusy i firanki, którymi cię obdarowałam? Tyle się narobiłam! Feta! Poza tym, że nie dbasz o moje dziecko, to  nie masz w sobie odrobiny wdzięczności!

     Tak na marginesie… Przy ostatniej wizycie Fety w naszym domu, dostałam cały zestaw ręcznie haftowanych obrusów i firanek…  Tak więc wszystko jest  już jasne!

     Po rozmowie ze swoją teściową, Feta wyszła na wpół żywa. W takim stanie jeszcze nigdy jej nie widziałam…

    -Dorota… Nie daję rady… – powiedziała do mnie ukradkiem. – Tu trzeba coś wymyślić. Przecież  TA  KOBIETA… ona mnie wykończy…!!!

      Czyż życie nie jest sprawiedliwe?!  Przyznam się bez bicia, że to zdanie cisnęło mi się na język.

    -Choć, musimy się jakoś zrelaksować! – powiedziała zdecydowanie, poczym dodała:

    -Za piętnaście minut leci „Souleiman” [czytaj: sulejman]. Koniecznie musisz to ze mną obejrzeć!

    -„Souleiman” pierwsze słyszę. Co to takiego?

    -Taki turecki serial.

    -Pani Feto, ale ja nie znam tureckiego!

   -Nie martw się! Ja z tego też nie za wiele rozumiem. Ale kobiety noszą tam takie piękne suknie! Zobaczysz, na pewno ci się spodoba!

Souleiman  (http://www.greekradar.gr)

 

Jak to się stało, że piętnaście minut później razem z Fetą i (na szczęście już milczącą) Oliwą, oglądałyśmy razem „Souleimana”? Zupełnie nie wiem… Greczynki to  mistrzynie manipulacji! Co by o serialu nie powiedzieć, to dzięki Souleimanowi nastąpiła godzinka  ciszy i spokoju. Chwilowe zawieszenie broni.

 

Jak jednak sprawę ze swoją teściową ostatecznie rozwiązała  Feta? Na coś takiego nigdy bym nie wpadła!  Myślę, że do Nagrody Nobla w dziedzinie pokoju w przyszłym roku, bez dwóch zdań nominowana powinna być Feta. Dlaczego ? O tym – już  na dniach!

 

 

W tym kawale kryje się znacznie więcej, niż tylko szczypta prawdy

       Otwierają się drzwi. Do domu wchodzi Nikos. Jest przygarbiony i ma spuszczoną głowę.  

     -Synusiu! Co ci się stało? – podbiegając do drzwi, pyta jego matka.

     -Mamo… Co za dzień! Gorzej już być nie mogło…

     -Siadaj synku i mów o co chodzi?

     -Wylali mnie z pracy. Od dziś  jestem na bezrobociu…

     -Synku! To nie powód  do zmartwienia. Nic się nie martw! Na pewno szybko coś znajdziesz, a póki co damy ci pieniądze  na życie.

     -Tak, ale to jeszcze nie wszystko… Moje mieszkanie wynajmowała mi firma. Więc od dziś nie mam już gdzie mieszkać.

     -Ach! To nic takiego! Nawet i lepiej.  Pomieszkasz trochę z nami! Będzie jak za starych dobrych lat! Że też martwisz się o coś takiego? Przecież wiesz, co znaczy „grecka rodzinka”.

     -Tak, ale to jeszcze nie koniec… Przez to wszystko,  zostawiła mnie Marija… Co ja teraz zrobię…

     -Ach tam! Powiem ci szczerze – nigdy jej za bardzo nie lubiłam! Miała takie wielkie  stopy… – powiedziała grecka mamma, przywołując w wyobraźni widok stóp Mariji.  –Nic się nie martw. Zobaczysz, znajdziesz znacznie lepszą! A powiedz synuś, pewnie jesteś głodny? Co dziś zjadłeś na obiad?

     -Z tego całego rozgardiaszu, to  zupełnie zapomniałem   o obiedzie.

   Słysząc to, grecka mamma aż wstała od stołu. Z przerażeniem na twarzy jakby właśnie usłyszała, że Nikos  kogoś zamordował,  mówi:

     -Synu… Bój się Boga! Jak mogłeś nie zjeść obiadu?!  Ty jesteś zupełnie szalony!

     Ten kawał przyświecał każdemu dniu naszej wizyty w domu „Sałatki”. Żart ten  jest w Grecji bardzo popularny i mówi o Grekach więcej niż niejedna książka. Grecy nie tyle lubią jeść… Na punkcie jedzenia są całkowicie zakręceni. Temat jedzenia nie schodzi nigdy z pierwszego planu codziennych rozmów. A fakt, że ktoś może być głodny, jest największą obawą  dla każdej typowej greckiej mammy.

 Nie będę ukrywać… Stęskniłam się za moją kochaną „Sałatką”! I bardzo cieszyłam się z tej wizyty.

 

      Tymczasem, odpowiadając codziennie na pytanie, co mamy ochotę zjeść na obiad, każdy poranek rozpoczynaliśmy w dokładnie taki sam sposób. Na śniadaniu w  mieście!

    Kavala jest przepiękna. Według mnie to  właśnie tam mają najlepszą BOUGATSE (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/17/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-co-grecy-jedza-na-sniadanie-propozycja-nr-2-czyli-bougatsa-poniedzialek-17-wrzesnia-2012/) na całym świecie! Do tego filiżanka greckiej kawy… Widok na budzące się do życia miasto… I zsunięty z nadgarstka zegarek… Tak właśnie mogłabym zaczynać każdy idealny poranek!

    Miłego poniedziałku!

 

Ale… ale… Co słychać u starej, dobrej „Sałatki”?

      Kilka lat temu, kiedy oboje jeszcze studiowaliśmy, Jani dorabiał  dorywczo pracując na stacji benzynowej. Taka dodatkowa praca była nam obojgu bardzo potrzebna. Ja mieszkałam wtedy w Polsce, Jani w Grecji, a związki na odległość  do najtańszych nie należą. Żeby spotkać się raz na kwartał, oboje musieliśmy solidnie  pracować. Bilety lotnicze do Grecji wciąż niestety są dość drogie.

      Na owej stacji benzynowej Jani pracował przez dobrych kilka miesięcy. Mimo, że jego praca nie należała do zbyt skomplikowanych, wiele się z niej nauczył. Tę życiową lekcję Janiego, można zamknąć w kilku słowach: jeśli Grek – szef  mówi „dziś nie mam pieniędzy, ale na bank… bez dwóch zdań… już teraz na 100%… na pewno… możesz mi obciąć obie ręce… zapłacę ci w przyszłym tygodniu!” – oznacza  to, że równie „na bank… na 100%… na pewno…” nawet w przypadku obcięcia wszystkich kończyn – wypłaty nigdy nie będzie…

 

      Swoją niezmienną  kwestię szef Janiego recytował co tydzień. W momencie rzucania tej pracy, Jani wyzbył się charakterystycznej dla wieku młodzieńczego   naiwności. Od tego momentu wiedział, że życie wcale nie jest sprawiedliwe. Były szef nie zapłacił mu ani jednego  euro i tym samym Jani założył mu sprawę w sądzie.

 

     Już od pięciu lat, bardzo systematycznie bo dwa razy w roku, nawet jeśli jesteśmy na drugim końcu świata, przyjeżdżamy do domu „Sałatki” żeby wziąć udział w rozprawie. Kilka tygodni temu dostaliśmy wezwanie na rozprawę nr 10.  Za każdym razem coś jest nie tak i rozprawa  nie może dojść do skutku. Najczęściej nie przychodzi były szef. Zdarza się jednak, że w sekretariacie zapominają jakiegoś papieru i wszystko w ostatnim momencie zostaje odwołane. Do tych odbywających się co pół roku rozpraw przyzwyczailiśmy się tak bardzo, że tak jak Boże Narodzenie czy też Wielkanoc, weszły już na stałe do naszego kalendarza. Rozprawy toczą się gdzieś na życiowym  marginesie, bo i tak zazwyczaj zupełnie nic z nich nie wynika. Zawsze są jednak doskonałym pretekstem na kilkudniowe wakacje i spotkanie się z całą sałatkową rodzinką. Tak też było i w tym przypadku.

       

      Z domu „Sałatki” wróciliśmy już jakiś czas temu. Również i ta  rozprawa się nie odbyła. Jaki powód był tym razem? W podejściu nr 10 sekretariat zapomniał wysłać zawiadomienia do byłego szefa. Kto by się jednak  przejmował?  Następny termin –  już jesienią…

    W  domu  „Sałatki” spędziliśmy cały tydzień. Te siedem dni było bardzo aktywne, bo rodzinka jest liczna, a my chcieliśmy się spotkać ze wszystkimi. Gdyby chodziła za nami ukryta kamera, myślę że wyszłaby całkiem niezła komedia. Ujmując krótko – było fantastycznie!

 

    Już więc od następnego tygodnia zapraszam na początek serii o tym co aktualnie słychać u każdego z sałatkowych składników.

 

    Co takiego stało się Fecie, że zaakceptowała mnie jako  panią domu? I jakim nowym, zmyślnym torturom zostałam ostatnio poddana?

    Dlaczego obecnie wszystkie oczy zwrócone są na  Pomidora?

    Jak ma się Olivka na swojej nowej wyspie? I jak wygląda komunistyczna kariera jej chłopaka Pieprza?

    Dlaczego Oregano, czyli dziadek, jest oburzony faktem, że idę do pracy?

    Jak zareagowała Oliwa z oliwek widząc swoje zdjęcie w polskiej gazecie?

    Kim jest prześladowca Ogórka i z jakiego powodu kuzyn musiał udać się na  pielgrzymkę?

    Jak rozstają się Grecy, czyli pierwszy rozwód w historii rodziny.

    Ilu kolegów Ogórka pracuje obecnie? I co robi typowy Grek, jeśli jest na bezrobociu?