Wesele Olivki i Pieprza… czwartek, 9 listopada 2017

DSC_0278

To był sam środek naszego sezonu na Korfu, więc zwyczajnie byłam padnięta. Ale przecież  musiałam tam być! Dokładnie w środku sierpnia, tego lata, Olivka i Pieprz po kilku latach bycia razem, wzięli ślub. Na tę okazję, na kilka chwil zostawiłam dosłownie wszystko i z Korfu poleciałam do Aten.

Kiedy tylko wylądowałam w Atenach, poczułam się jak przeniesiona do innego świata. Gdzie nagle podziało się  morze? Gdzie gaje oliwne…? Wszystko tak nagle stało się wielkie i betonowe. I… O mój Boże – tyle samochodów! Myślałam, że lada chwila, a na przejściu dla pieszych ktoś mnie rozjedzie. Przyjechałam prawie prosto z wycieczki, więc nie było mowy o jakimś większym szykowaniu. Myk! Z lotniska do hotelu, przebrać się w coś weselnego, zrobić szybki makijaż, włosy i… do Urzędu Stanu Cywilnego!

Pieprz jest zatwardziałym ateistą. I ani Olivka, ani nikt z rodziny, nie napierał na ślub kościelny. Tradycyjnego ślubu kościelnego, więc nie było. Śluby cywilne, to w Grecji zazwyczaj szybka formalność. Po zebraniu całej, licznej rodziny, weszliśmy do urzędu i po kwadransie Olivka z Pieprzem byli już małżeństwem. Niby nic, ale pierwszy raz widziałam Olivkę w stresie!

DSC_0275

Na weselu było około 200 osób. Całość odbyła się w jednej z najmodniejszych współcześnie dzielnic Aten – Gazi (więcej o Atenach przeczytasz TU! TU! i TUTAJ!, a o samej dzielnicy Gazi przeczytasz TU!). Sala weselna urządzona była w starym lofcie, w którym najpewniej jeszcze kilkanaście lat temu mieściła się jakaś fabryka. Wnętrze wyglądało genialnie.

Wydaje się, że Olivka czasem buja w obłokach. Ale  trzeba przyznać, że kiedy przyjdzie co do czego… Wesele zorganizowane było perfekcyjnie! Loft jako sala weselna, to był strzał w dziesiątkę. W wielkiej sali było jednocześnie miejsce do tańczenia i miejsce, gdzie znajdowały się stoliki. Na zewnątrz przestronny balkon z fenomenalną panoramą na Akropol i Ateny w nocnej odsłonie.

Jak wyglądała młoda para? Pewnie jesteście ciekawi! Olivka ubrana była w prostą, długą, białą spódnicę. Na górze miała dopasowaną bluzkę z koronki, a na głowie delikatny wianek. Rozpuszczone, pofalowane włosy i dyskretny makijaż. Pieprz w granatowym garniturze i czarnej muszce przy szyi. Oboje wyglądali świetnie, ale przede wszystkim, tak żeby czuć się ze sobą swobodnie.

Jak natomiast w Grecji ubierają się goście weselni? Grecy kochają zdecydowane kolory. Czerwień, turkus, fuksja, zieleń. Na greckich weselach zawsze jest więc bardzo kolorowo.  Greczynki uwielbiają styl  glamour, ale potrafią w nim znaleźć złoty środek. Zawsze stawiają przede wszystkim na kobiecość, którą podkreślają z klasą. Faceci, co uwielbiam w Grekach, zawsze z naturalnym luzem. Mężczyźni nawet na ślubach i weselach, zazwyczaj darują sobie krawaty i zapięte pod szyje koszule. Wystarczą eleganckie spodnie, porządne buty i prosta, dobrze skrojona koszula. Naturalnie lekko opalone twarze, idealnie pasują do zdecydowanych kolorów, których w Grecji faceci się nie boją.

To było drugie greckie wesele, na którym byłam. Relacje w wcześniejszego, dużo bardziej tradycyjnego, poprzedzonego kościelnym ślubem – możecie przeczytać TU! Wesele Olivki i Pieprza, było dużo bardziej nowoczesne.

Na samym początku wesela odbyła się sesja zdjęciowa, podczas której wszyscy goście częstowali się przekąskami i szampanem. Później rzecz jasna pierwszy taniec. Romantyczna piosenka, przygaszone światła, krojenie tortu, toasty i  raz jeszcze szampan. Całym podkładem muzycznym dowodził DJ, który grał najróżniejsze rodzaje muzyki. Najpierw typowo grecka tradycyjna, później nowe greckie hity, a później typowe piosenki grywane na imprezach.

 To, co ponownie zaciekawiło mnie na weselu w Grecji to fakt, że stoły wcale nie uginają się pod jedzeniem. Jedzenia było dokładnie tyle ile powinno być,  bez wrażenia, że później sporą ilość trzeba będzie wyrzucać. Jedzeniem zajęła się firma cateringowa. Na stołach w formie bufetu, było wszystko co zazwyczaj jada się na imprezach w Grecji.  Porcje najróżniejszych rodzajów mięs, „kulki” mięsne, typowe souvlaki (o tym co to jest souvlaki przeczytasz TU!). Zapiekane ziemniaki, sałatki ryżowe i makaronowe. Różne inne propozycje sałatek. I rzecz jasna słodkości.

Co prócz tego było na stole? Możecie być zaskoczeni, ale na stole nie było ani wódki, ani mocniejszych alkoholi. Na greckim weselu wystarczy dobre wino, szampan i lekkie drinki. Zazwyczaj ze świecą trzeba szukać kogoś, kto jest pijany.

Grecy są mistrzami tego, jak pięknie można się bawić. Kiedy tylko gra typowa grecka muzyka, wszyscy tańczą w kole trzymając się za dłonie i powtarzają wspólnie, dość proste kroki. Kiedy natomiast gra muzyka typowo imprezowa, każdy tańczy z każdym. Myślałam, że skonam ze śmiechu, kiedy patrzyłam jak Ogórek tańczył ze swoją mamą! Travolta przy Ogórku powinien się schować!

Co prawda my z Janim wróciliśmy trochę wcześniej, bo w pewnym momencie, moje zmęczenie wzięło górę.  Choć wydaje mi się, że i tak godzina druga o której wyszliśmy,  była całkiem dobrym wynikiem. Do której godziny trwało wesele…??? Zgadujecie?!?! Do ósmej rano…! Tak jest! O godzinie ósmej rano wyszli ostatni goście.

Co w Grecji daje się na weselach w prezencie? Podobnie jak w Polsce są to pieniądze. Rzecz praktyczna i bardzo rozsądna. Dzięki temu, wydatek na tak dużą imprezę zupełnie się zwraca.

Wesele było rewelacyjne i bawiliśmy się świetnie, bo była to też okazja do spotkania całej rodzinki.  Prawdziwą furorę zrobiła moja teściowa Feta, która wyglądała dosłownie jak grecka bogini. Bardzo mocno powstrzymuje się przed opublikowaniem zdjęcia, ale w oczywistych powodów zrobić tego nie mogę.

Kilka dni po ślubie, Olivka z Pieprzem wyjechali w podróż poślubną, spędzając kilka dni w Barcelonie. Co dzieje się u nich teraz, czy są jakieś zmiany? Raczej nie, bo przecież jeśli mieszka się ze sobą kilka lat wcześniej, to w codzienności raczej nic zbytnio się nie zmienia.

Jeśliby zerknąć na tendencję tego, kiedy w Grecji młodzi biorą śluby, myślę że Olivka z Pieprzem idealnie wpisują się we współczesny grecki standard. Grecy obecnie biorą śluby około trzydziestego roku życia. Najpierw trzeba się lekko ustatkować, później nieco ze sobą pomieszkać,  a dopiero później rozważa się ślub i mniej więcej gdzieś w okolicach trzydziestego roku życia, a często i później, młodzi decydują się na dzieci. Jak to w Grecji… Nigdzie nie ma potrzeby, żeby z czymś się śpieszyć…

DSC_0308

 

 

Jak wygląda tradycyjny grecki ślub i jak bawią się Grecy na tradycyjnym weselu?… piątek, 26 lutego 2016

Na ten ślub czekałam z niecierpliwością, z dwóch powodów. Po pierwsze, po kilku latach mieliśmy się spotkać z naszymi przyjaciółmi, z okresu kiedy studiowaliśmy z Janim na Lesbos. A po drugie, to był mój pierwszy tradycyjny ślub, a później i wesele, na którym byłam w Grecji. Bardzo ciekawiło mnie jak całość będzie wyglądać.

To co najważniejsze, właściwie nie różni się zbytnio od zwyczajów towarzyszącym ślubom w Polsce. Jeśli więc chcieć regorystycznie przestrzegać dawnej tradycji, najpierw pan młody prosi wybrankę o rękę w obecności rodziców, pytając o pozwolenie oczywiście ojca przyszłej żony. I dopiero jeśli rodzice zaakceptują związek, ślub może się odbyć.

Biała suknia, makijaż, manicure, fotograf, odpowiednia oprawa muzyczna, dekoracja sali i zaproszenia. To wszystko dobierane jest z  wielką pieczołowitością. Ślub i wesele tradycyjnie odbywa się w rodzinnej miejscowości panny młodej i dokładnie tak jak w Polsce, do kościoła odprowadza ją grająca skoczną muzykę kapela, a do samego ołtarza – ojciec.

Podczas ślubów w  greckim kościele prawosławnym wszyscy gromadzą się wokół pary młodej, podobnie jak przy chrzcie (na temat chrztów w Grecji przeczytasz TUTAJ!). W kulminacyjnym momencie ślubu, odpowiednik katolickiego księdza, czyli papas, udziela sakramentu, a świadek naprzemiennie nakłada raz na panią młodą, raz na pana młodego ślubne wianki, czyli jeden z najbardziej charakterystycznych elementów ślubu w greckim kościele prawosławnym. Młoda para pije kilka łyków czerwonego wina z tego samego kielicha, nakłada sobie obrączki. Po złożeniu uroczystej przysięgi i powiedzeniu sobie sakramentalnego „tak”, są już małżeństwem.

Po wyjściu z kościoła sypie się ryż, składa życzenia, wręcza kwiaty i prezenty, a każdy z gości na pamiątkę dostaję kilka ślicznie opakowanych migdałów w czekoladowej polewie.

Co daje się w prezencie dla państwa młodych? Dawniej to właściwie goście weselni wyposażali młodym dom w sprzęty AGD i naróżniejsze dekoracje. Dziś w kopercie daje się głównie pieniądze, tak by dość droga impreza jaką jest wesele, mogła się młodym zwrócić.

Rodziny w Grecji są duże, tak więc i wesela są spore. Wynajmuje się sale, szykuje się dekoracje oraz jedzenie. Ogromnie ważnym elementem jest również oczywiście muzyka.

Chwilę po przyjściu gości, na stołach pojawia się pierwsze danie główne. Porcja mięsa, ryż, frytki, zestawy sałatek. Rzecz jasna pojawia się również szampan oraz wino. W temacie jedzeniowym zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze jedzenia było sporo, ale myślę, że jego ilość idealnie mieściła się w złotym środku. Znając umiłowanie Greków do jedzenia można by pomyśleć, że stoły powinny się uginać, wcale tak jednak nie było. Jedzenia było tyle, by w brzuchu było pełno, ale nie czuło się przesytu. Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła, to wino i szampan na stole. Właściwie nigdzie nie było mocniejszych trunków.

Po zjedzeniu pierszego posiłku zaczęły się tańce. Grał lokalny zespół, w którym jeden z członków śpiewał, drugi grał na klarnecie, trzeci na buzuki. Królowały  więc raczej tradycyjne piosenki w wykonaniu tradycyjnych instrumentów muzycznych. Przyznam, że tak jak uwielbiam dźwięk buzuki, tak dźwięk klarnetu zwłaszcza w tradycyjnych greckich pieśniach, po jakimś kwadransie mnie męczy. Co prawda na samym początku klarnet brzmi nawet i ciekawie, ale przy dłuższym słuchaniu ja zawsze mam już serdecznie dosyć…

W Grecji nie ma typowych dla wesel polskich oczepin, zdaje się z jednego względu. Nie potrzeba motywować nikogo do wspólnej zabawy. Parkiet właściwie nigdy nie był pusty, a chwilkę po podaniu weselnego tortu, trudno było znaleźć na nim miejsce dla siebie.

Nigdy nie przestanę podziwiać,  jak bawią się Grecy. Tańczą w okręgu swoje tradycyjne tańce, jakby już rodzili się znając ich kroki. Wchodzą najpierw na krzesła, a później na stoły. Nikt się nikogo nie wstydzi. Nie ma problemu, że ktoś może wyglądać śmiesznie. Każdy tańczy tak jakby tańczył  tylko dla siebie.

Na parkiecie dominują kreacje dość mocno odsłaniające ciało; ostre, wyraziste kolory, falbany, zdecydowane  makijaże i weselne koki. Panowie rzecz jasna muszą być w garniturach. Włosy często na żel i równie błyszczące od polerowania buty.

Najciekawsza część tańców zawsze zaczyna się grubo po północy. Wszyscy są już na tyle rozluźnieni, żeby nabrać ochoty na zebekiko, czyli tradycyjny grecki taniec, tańczony zawsze solo (TU! przeczytasz więcej). Wszystko dzieje się zupełnie spontanicznie, wychodzi tak po prostu. Nagle ktoś czuje chęć i wychodzi na środek. Inni robią mu miejsce. Rozsuwają często krzesła i stoliki. Ten taniec nie ma ściśle określonych kroków, których można się nauczyć. Zawsze jest improwizacją, rodzajem wyrażania odczucia radości życia. Zawsze, kiedy widzę jak ktoś tańczy zebekiko mam nieodparte poczucie, że jest to takie świadectwo prawdziwej greckości. Ręce w tym tańcu przez większą ilość czasu są w  górze, klaszczą lub strzelają palce. Nogi uginają się w kolanach lub skaczą, rytmicznie uderzają o ziemię. To właśnie wtedy pod nogi tańczącym rozbija się butelki, kieliszki, talerze. Sypie się płatki kwiatów lub spektakularnie rzuca dziesiątki, setki białych chusteczek. Według Greków, kiedy ktoś skończy tańczyć zebekiko, nigdy nie powinno się klaskać. Dlaczego? Bo tańczy się nie na pokaz, a tak naprawdę  wyłącznie dla siebie.

Wyszliśmy jako ostatni. Sala weselna wyglądała jak pobojowisko, co dla organizatorów było wielkim komplementem, bo znaczyło że wszyscy bawili się świetnie. Odłamki szkła na parkiecie. Ściągnięte obrusy ze stołów. Poprzewracane krzesła. Wyszliśmy mniej więcej nad ranem. Ale to nie był jeszcze koniec. Jak świętować, to świętować. Rano, następnego dnia czekała na nas kawa ze wszystkimi na mieście, a później odpoczynek po świętowaniu, czyli… wizyta w tradycyjnej tawernie:D

 

To był równie intensywny, co fantastyczny tydzień… niedziela, 8 listopada 2015

     Ufff… Właśnie rozpakowałam walizkę, włożyłam ubrania do pralki i zrobiłam sobie herbatę. To był równie intensywny, co fantastyczny tydzień. Tej nocy, myślę że będę spać jakieś 12 godzin…

     Wróciliśmy z Krety. Bardzo często jest tak, że wypady zupełnie spontaniczne, są najfajniejsze. Mieliśmy przy tym ogromne szczęście, do bardzo niepewnej w Grecji listopadowej pogody. Kreta jest niesamowita, ale też potrzeba na nią czasu. Dlatego ta nasza pierwsza wizyta, to był dopiero prolog.

Zachód słońca w Chanii

Zachód słońca w Chanii

     Wracając z Krety, w tym tygodniu czekała nas jeszcze jedna podróż… Ten weekend spędziliśmy w Volos. Tam pierwszy raz w życiu byłam na tradycyjnym… bardzo (!) tradycyjnym greckim ślubie! To była dopiero przygoda…

     Hmmm… Nasza podróż na Kretę… Chania. Rethymno. Knossos. To jak prawie utknęliśmy na wyspie na kilka dni dłużej… No i ślub naszego przyjaciela, na który o mały włos nie zdążyliśmy… Zupełnie nie wiem od czego zacząć… Może najpierw porządnie się wyśpię, a jutro się nad tym zastanowię! Spokojnej nocy i świetnego tygodnia Kochani!