Co się dzieje, kiedy spotykają się dwa zupełnie różne światy? Czyli – nasz mały, uroczy, grecki ślub (część 2/2)… niedziela, 22 czerwca 2014

     Do pierwszego spotkania mojej rodziny z rodzinką Sałatki, doszło na naszym ślubie. Nasi rodzice nie widzieli się jeszcze nigdy wcześniej. Ślub był więc dla nas okresem podwójnie szczególnym. Dla mnie było to jak zetknięcie się dwóch różnych światów, w których na co dzień  symultanicznie funkcjonuje.

       Na kilka dni przed ślubem udaliśmy się z moimi rodzicami do słynnych Meteor. Jak można się domyślić, było fantastycznie. Wspomnienia po takich podróżach mogą być jednak naprawdę różne. I tak dla przykładu, największą ciekawostką która zafrapowała mojego tatę, był fakt, że w Meteorach kręcony był James Bond.

     -Tato, to jest kuzyn Janiego – Ogórek. – Ogórek, który na ślubie był świadkiem, stał jakiś nieswój, lekko zestresowany. Jak okazało się później przyczyną stresu było rozporządzenie Cytryny, że ma mieć na sobie białą koszulę i na dodatek krawat.

    -A ja jestem… James… James Bond! – nie mam pojęcia dlaczego, ale tak właśnie zafascynowany Meteorami, przedstawił się mój tata. Widok zbitej z tropu miny Ogórka, wart był miliony.

    Chwilę później wszyscy, wraz z Jamesem Bondem, weszliśmy do tawerny.

       Jak różne są nasze kultury, pomimo że żyjemy przecież  w jednej, tej samej Europie odzwierciedla to, że nawet przy pomocy gestów nikt nie mógł się dogadać. Dla przypomnienia dodam, że w Grecji ruchy głowy na „tak” i „nie” są inne niż w Polsce. Post na ten temat jest  TUTAJ! Tak więc nie dość, że nikt nie mówił w swoim języku, nie można było się dogadać z najprostszym „tak” i „nie”, bo kiedy ktoś z mojej rodziny odpowiadał „tak”, wszyscy Grecy odbierali to jako „nie”. Z kolei nikt z Polaków nie mógł zrozumieć, dlaczego ciągle ktoś „cmoka” czy wytrzeszcza oczy podnosząc jednocześnie brwi.

    -Naprawdę… Trudno się w tym połapać. Ach! Wy Grecy! – powiedziała moja mama.

    -Jak to… Przecież to z wami nie można dojść do ładu… – zaczęła Feta. – Jak już coś uzgodnimy i na coś się zgodzicie, to po chwili znów zmiana zdania i mówicie „noo, noo”! A tak na marginesie, to jak to się stało, że wszyscy przyjechaliście chorzy?

    -Chorzy? – podrapałam się po głowie.

    -No, tak. Twoi rodzice są przeziębieni, prawda?

    -Nie! Dlaczego?

   -Bo ciągle ktoś pije herbatę z cytryną! Aaa! To może ot tak, na wzmocnienie! Ach, wy Polacy…

     No i jak tu dojść do porozumienia? Dopiero wtedy, siedząc przy tym  stole, przypomniało mi się, jakie trudne były moje greckie początki. Jak dosłownie wszystko mnie dziwiło i jak zupełnie nie potrafiłam się z nikim dogadać nawet na płaszczyźnie gestów. Rzeczywiście, tyle się od tego czasu nauczyłam i tyle się we mnie pozmieniało. Czasem było ciężko, ale życie w innej kulturze  niesamowicie poszerza horyzonty.

      Po obiedzie udaliśmy się do Oliwy. Ponieważ babcia niedomaga i lekarz pozwolił wychodzić jej najdalej do ogródka, Oliwa nie mogła przyjść na ślub, ani na obiad. Stała w drzwiach kiedy wchodziliśmy. Wycałowała nasz wszystkich, co chwilę składając ręce do Boga i żegnając się, by nikogo przypadkiem nie zauroczyć.

    -Ależ wy wszyscy młodzi i piękni! No! Chodźcie dzieci do środka!

     Kiedy usiedliśmy już wygodnie, Oliwa spytała:

     -Ale Jani… To ty jesteś taki… komunista!

     Hmmm??? Tym razem Jani został zbity z tropu. Po chwili babcia dodała:

    -Nie wiesz? Śluby cywilne, to przecież biorą komuniści!

     Babcia uwielbia rozmawiać. I jej akurat bynajmniej nie przeszkadza ani bariera językowa ani nawet różnice w gestach. Wystarczyło tylko, że moja mama zadała pytanie:

    -A ile babcia miała dzieci?

    Oliwa zeskoczyła  z łóżka. Jedną ręką chwyciła laskę, a drugą rękę mojej mamy:

     -Chodź moje dziecko! Wszystko ci opowiem!

     Jak w każdym typowym, greckim domu na jednej ze ścian domu Oliwy znajdują się fotografie wszystkich członków rodziny. Babcia,  niczym zafascynowany swoim przedmiotem nauczyciel, zupełnie jak na lekcji, najpierw pokazywała postać laską, poczym tłumaczyła kto kim jest, czym się w życiu zajmował, jaki był i kiedy ewentualnie zmarł. Wykład babci trwał dobre dwadzieścia minut. Żaden członek rodziny nie mógł zostać pominięty.

    A jakie pytania zadawała babcia, by dowiedzieć się czegoś o Polsce? Ku zaskoczeniu wszystkich, chciała wiedzieć ja ma się ekonomia, czy u nas też jest  kryzys i czy dzieje się coś ciekawego w życiu publicznym.

 

      Mimo, że  głowa nieraz bolała mnie od tłumaczeń, było  wspaniale i wszyscy przez tych kilka dni bawili się świetnie. Obecnie stanowimy już  jedną wielką i bardzo kolorową rodzinę.

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – 10 powodów, dla których warto jechać do Grecji na wakacje… wtorek, 17 czerwca 2014

   Grecja staje się coraz bardziej popularnym celem wakacyjnych wypraw i to nie tylko wśród Polaków. Jak co roku na greckich wyspach, w miesiącach letnich panuje prawdziwe zatrzęsienie. Jeśli jeszcze nie zdecydowaliście się, gdzie w tym roku wybrać się na wakacje, tutaj znajdziecie odpowiedź, dlaczego to właśnie Grecja jest strzałem w dziesiątkę!

GRECKA LEKKOŚĆ ŻYCIA. Kryje się w zawsze słonecznej pogodzie. Na twarzy roześmianego Greka. W rytualne picia mikroskopijnej wielkości filiżanki kawy –  godzinami. W tym, że nikt tu nie jest na czas, tak więc nikt nikogo nie pogania. W delektowaniu się jedzeniem w najprostszej formie i najlepszej zarazem jakości. W tym, że zawsze  ktoś  poklepie cię po ramieniu.  Tak można wyliczać jeszcze wiele… Lekkość bytu jaka panuje w Grecji udziela się każdemu i myślę, że to jest  główny powód, który co roku przyciąga do Ellady tak wiele osób.

SŁONECZNA POGODA – GWARANTOWANA! Mniej więcej od połowy czerwca, do połowy września, niebo nad całą Grecją  wygląda tak jak na poniższym zdjęciu. Jest to naprawdę niesamowite, ale ta pogoda nigdy się nie zmienia! Słońce i  idealna pogoda do plażowania czy też kąpieli  latem gwarantowana jest tu zawsze. Fakt, że nie wszyscy lubują się w 45 stopniowych upałach w lipcu czy sierpniu, no… ale to już zostawmy jako temat na lipcowy post!

PLAŻE JAK Z RELAKSUJĄCEJ  WIZUALIZACJI. Błękitne morze, które przybiera zdaje się wszystkie istniejące odcienie niebieskiego… Drobny, złotawy piasek, czy też idealnie obłe, białe kamienie… Wiecznie niebieskie niebo, oddzielające się cienką linią od morza… Biała łódka, która nieśpiesznie przesuwa się w tylko sobie znanym kierunku. I najpiękniejsza muzyka świata, czyli szum fal… Zawsze kiedy natychmiast chcę się zrelaksować, przywołuje właśnie taki obrazek. Teraz na szczęście nie muszę – widzę go właściwie codziennie!

MNIAM… MNIAM… MNIAM… CZYLI GRECKIE JEDZENIE. Jeśli nie jesteście fanami owoców morza, Grecja jest wymarzonym miejsce, by się przełamać! O tym jak smakują różnego rodzaju jadalne skarby morskich głębin, można przekonać się właśnie tutaj. A przy tym, najróżniejsze, wyśmienite sery… Oliwa z oliwek najwyższej jakości… Warzywa i owoce… Mięso przesiąknięte aromatem ziół… No właśnie! I te zioła rosnące tuż przy morzu. A przy tym lekkie białe wino… Czy do pełni szczęścia trzeba czegoś więcej?

(Więcej na temat greckich tawern przeczytasz TU!)

KAWA NA ZIMNO, CZYLI  FREDDO CAPPUCCINO! To zdaje się najpopularniejszy napój każdego lata w Grecji. Piją ją wszyscy i to absolutnie wszędzie! Dlaczego? Daje prawdziwe orzeźwienie w czasie upałów oraz kofeinowej dawki energii. Wystarczy raz posmakować, aby naprawdę się zakochać! (Kliknij TUTAJ! by dowiedzieć się jak zrobić taką kawę samodzielnie w domu.)

LETNIE SANDAŁKI. Absolutny hit, jaki można nabyć tylko w  Grecji. Post na ten temat znajduje się TU! i TUTAJ! Wystarczy jedynie  spojrzeć kobiecym okiem, by chwilę potem się zahipnotyzować. Greckie, letnie buty są zupełnie niepowtarzalne, a przy tym naprawdę trwałe. Poza tym,  trzeba naprawdę się  natrudzić, by znaleźć dwie  identyczne  pary.

HISTORIA PRZEZ WIELKIE „H” NA KAŻDYM KROKU. Po trzech latach mieszkania w Elladzie, powoli przestaję już nawet zwracać uwagę, że przechodzę obok „Świątyni Zeusa z II w n.e.”, czy też „Starożytnego teatru z III w p.n.e.”. W Grecji tego typu zabytków jest naprawdę tak wiele, że spotyka się je na każdym kroku. Co zakręt, to starożytne ruiny! Czasem śmieje się, że strach głębiej kopać w ogródku… ;)))

WARZYWA I OWOCE. Będąc w Grecji warto wybrać się na najzwyklejszy miejski targ. Rozmiary ogórka, cebuli, papryki czy też czosnku mogą naprawdę zdziwić. Co prawda nadal na początku czerwca, szlocham z tęsknoty do polskich truskawek, jagód, a później  malin (tych dwóch ostatnich w Grecji nie ma!), ale smak greckich pomarańczy, brzoskwiń czy też cytryn, jest całkiem miłą rekompensatą.

GRECKA RÓŻNORODNOŚĆ. Każda grecka  wyspa to zupełnie inna bajka. Tak dla przykładu… Santorini nie można nawet porównać do Korfu. Korfu do Rodos. Rodos do Krety. A Krety do Kos. Tak wyliczać  można w nieskończoność, a przecież jeszcze  inaczej wygląda grecki ląd! Niemalże dziewiczy teren Wielkiej i Małej Prespy lub  tętniące życiem Ateny. Każdy kto jedzie do Grecji odnajdzie tu swoje miejsce, w którym z pewnością się zakocha.

WZGLĘDNIE NISKIE CENY.  Obecna kryzysowa sytuacja ma przynajmniej jeden wielki plus. W Grecji spadły ceny na przykład usług. Każdy, kto pracuje w sektorze turystycznym jeszcze bardziej się stara. W wielu miejscach wciąż można się targować. I mimo, że od długiego czasu  Grecja jest w strefie Euro, ceny są zupełnie przystępne i fantastyczne  wakacje, można zorganizować  za całkiem niską cenę.

 

 

Jak dawniej wyglądał tradycyjny, grecki ślub?… niedziela, 15 czerwca 2014

     Drążąc temat tradycyjnych ślubów, jakie odbywały się w Grecji dawniej, doszukałam się tylu najróżniejszych obrzędów, zmieniających się w zależności od regionu, że całość to zdaje się temat   na   książkę. Obrzędy obrzędami!  Mnie najbardziej zastanawiał  jednak fakt, dlaczego Feta otwarcie zazdrości mi tego, że ślub biorę w XXI wieku. Tak więc… Co kryje się za niektórymi z tych obrzędów  i jakie jest ich znaczenie?

Zdjęcie tuż po ślubie - dawniej….

Zdjęcie tuż po ślubie – dawniej…

     Po dość długiej rozmowie z Fetą i zagłębieniu się w temacie ślubu, wniosek nasunął się sam: pozycja kobiety w Grecji  jeszcze za czasów matki Fety, czyli pokolenia naszych babć, a kobiety współczesnej, to dwie zupełnie różne bajki. Pokoleniem przejściowym, które wywalczyło zupełną już niezależność kobiet współczesnych, było pokolenie obecnych 50, 60-latek, których przedstawicielką jest moja teściowa, czyli Feta.

     Oto kilka przykładów typowych greckich tradycji związanych ze ślubem, które funkcjonowały w Grecji dawniej…

Wybór przyszłego męża…

Jak można się domyślić, wybór przyszłego męża nie wyglądał zbyt romantycznie. Zazwyczaj to rodzice wybierali męża swojej córce. Co zdaje się, jest to dość zbieżne z  tradycją w dawnej Polsce, to kim będzie przyszły mąż, zależało w dużym stopniu od posagu panny młodej. Tak więc im większy posag, tym i lepszy chłop!

Przed ślubem…

Przed ślubem panna młoda nie powinna nawet rozmawiać ze swoimi przyszłymi teściami. Powinna wykazywać się skrajną skromnością i nigdy, broń Boże nie odzywać się jako pierwsza. Najlepiej jeśli unikałaby całkowicie  spotkań z przyszłymi teściami. Jeśli rodzice pana młodego, chcieliby  z nią porozmawiać najpierw wręczali dziewczynie miętę. Dopiero po takim podarunku, następowała  rozmowa.

    Dość powszechnym zwyczajem przed samym ślubem było rozkładanie na łóżku prześcieradeł, obrusów, poszewek, jakie panna młoda dostawała w posagu. Do domu  schodzili się sąsiedzi i na tak zasłane łóżko, rzucali pieniądze. Na koniec na łóżko kładło się również niemowlaka, co miało przyśpieszyć narodzenie się nowego potomstwa.

     „-Zastanawiałam się nawet czy by nie zrobić czegoś takiego jak Olivka kiedyś będzie wychodzić za mąż.  – wtrąciła Feta, a po chwilce dodała: – Ale wiem, że by mnie… zabiła! Lepiej więc nie ryzykować… W każdym razie prześcieradła, zasłony, firanki, obrusy  mam już gotowe. No i przez cały czas Oliwa haftuje Olivce  nowe. Trochę się tego nazbierało i już nie wiem, gdzie mam to wszystko chować.. .”

Po ślubie…

W typowym greckim małżeństwie, teściowa zawsze ma wiele do powiedzenia. I to od samego początku. Zgodnie z tradycją, rankiem po nocy poślubnej, wchodziła do pokoju nowożeńców by na własne oczy sprawdzić, czy na prześcieradle jest plamka krwi, by przekonać się czy oby na pewno panna młoda  była dziewicą.

      Po ślubie w typowym Greckim domu, kobieta prawie nigdy nie pracowała. Utrzymanie całej rodziny  miał na głowie mężczyzna. Kobieta zajmowała się prowadzeniem domu i dbaniem o dzieci.

     Bardzo ciekawego zwyczaju dotyczącego życia zamężnych kobiet, doczytałam się  w jednym z przewodników po Wyspach Jońskich. Za czasów  panowania na tych wyspach Wenecjan, kobiety które jeśli już wychodziły z domów (co nie było zbyt częste…), nie tylko musiały mieć zakryte całe ciało. Również i na twarzach nosiły  ciemne maski, tak żeby zupełnie nic nie było widoczne.

      Jak jest dzisiaj? Na szczęście czasy się zmieniają, ale pozostałości układu patriarchalnego  wciąż dość ciężko wiszą w greckim powietrzu. Wystarczy wejść do  pierwszego lepszego kafenijo, czyli typowej kawiarenki   dla starszego pokolenia Greków. Przy  kawie, szklaneczce ouzo, czy też drobnej przekąsce – sami mężczyźni. A gdzie kobiety? Jak to gdzie… W domu!

 

Zdjęcie tuż po ślubie - dziś…

Zdjęcie tuż po ślubie – dziś!

Więcej na temat tego, czym jest greckie kafenijo – już w przyszłym miesiącu!

 

 

Brzoskwiniowe lato!… środa, 11 czerwca 2014

     Pamiętam, że do momentu kiedy nie zamieszkałam w Grecji, brzoskwinie specjalnie nie należały do moich ulubionych  owoców. W ich smaku nie potrafiłam doszukać się niczego ciekawego. Do momentu… kiedy spróbowałam tych w wydaniu greckim, w sezonie letnim. Obok wielu owoców, jakie rosną w krajach śródziemnomorskich, smak brzoskwiń które sprzedawane są w Polsce, blednie w porównaniu do tego, jak potrafią smakować w Elladzie.

    Słodkie… Soczyste… Miękkie…

 

    Powoli, acz systematycznie zaczynają wypełniać skrzynki na targowiskach czy też u przydrożnych sprzedawców owoców  i stają się coraz bardziej dorodne. Już właściwie na dniach będą idealnie  dojrzałe. Bez dwóch zdań, brzoskwinie to moje ulubione owoce w okresie letnim! Często przez długie tygodnie potrafię jeść je prawie codziennie na śniadanie. A propos… kolejny post ze śniadaniowego cyklu z brzoskwiniami w roli głównej już niebawem!

 

    Jeśli w tym roku udajecie się do Grecji na wakacje, pamiętajcie by odwiedzając plaże, starożytne zbytki, czy też  greckie miasteczka, koniecznie zajrzeć na typowe greckie targowisko! To co można w nim  znaleźć, niejednokrotnie wprawia w osłupienie…

 

 

Dlaczego zestawienie feta + oliwa, nie zawsze sprawdza się w życiu?… sobota, 7 czerwca 2014

     Jechaliśmy do urzędu stanu cywilnego, który był  od nas nieco oddalony. Feta siedziała z tyłu, a ja z przodu. Ta kwestia nurtowała mnie od dłuższego czasu, ale jakoś nigdy o to sama nie zapytałam. Rozmowa nie pamiętam już jak – nawiązała się sama. A kiedy Feta zaczęła mówić, nie mogła skończyć. Chyba potrzebowała się trochę wygadać…

       To, że  miałam  przejścia z moją grecką teściową, z perspektywy czasu wydaje mi się zupełnie normalne. Zastanawiało mnie jednak, jak ze swoimi zaborczymi teściowymi radzą sobie same Greczynki? Czy mają swoje sposoby?

      -Czy miałam kiedyś problemy z Oliwą… – Feta zaczęła retorycznie  –Paaa… Dorota! Co ja z Oliwą  przeszłam!

        Oliwa z Oliwek (która dla przypomnienia – tego lata będzie obchodzić swoje setne urodziny!) wygląda jak anioł w ludzkiej skórze i zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak  z Oliwą można się pokłócić. Co prawda, co jakiś czas słyszę, że babcię nazywają  „komando”… ale… zawsze brałam to za taki żart.

     -Kiedy ja wychodziłam za mąż, miałam tylko 18 lat. Przecież byłam jeszcze prawie dzieckiem… Co ja wtedy mogłam wiedzieć o tym świecie? Teraz nie dałabym się już tak traktować. No, ale to było kiedyś! Zaczęło się od tego, że Oliwa wyznaczyła  miejsce, gdzie miał  odbyć się nasz ślub. Bo w tym właśnie kościele, śluby brała cała rodzina, od trzech pokoleń wstecz! Zgodziłam się, nie mrugnęłam okiem. Chciałam być miła. Następnie przyszedł na świat Jani. Co prawda byłam już  trochę starsza, ale nie mogłam sprzeciwić się tradycji i wybrać imię inne niż wybrała babcia. Jani musiał zostać nazwany dokładnie tak jak mąż Oliwy. Dobra, ok.! Tradycja, tradycją więc tak  musiało  zostać. Ale kiedy Oliwa wyznaczyła kościół, gdzie Jani miał być ochrzczony, oczywiście w tym samym kościele gdzie odbył się nasz ślub (przypomnę: „w tym kościele chrzczeni byli od nas wszyscy i to od trzech pokoleń wstecz!”) już nie było mi tak wesoło. Oliwa naciskała tak mocno, że nie było innego wyjścia. Zgodziłam się, ale przysięgłam sobie, że był to ostatni raz! Kiedy przyszła na świat moja Olivka, babcia kazała nazwać ją swoim imieniem! Jak to usłyszałam, myślałam że albo sama padnę, albo ją zabiję! Kłótnia trwała kilka miesięcy, właściwie od narodzenia Olivki, aż do jej chrztu. Chociaż wg tradycji drugie dziecko powinno być nazwane imieniem rodzica matki, Oliwa była tak wściekła, że jej się sprzeciwiłam, że po chrzcie nie odzywała się do mnie przez rok! Przez rok! Rozumiesz co to znaczy…?  Na szczęście, po czasie wszystko się zmienia i tak jakoś po roku, czy też trochę dłużej, wróciliśmy do względnie normalnych stosunków. Teraz jest już ok, ale wejdź na ten temat, spytaj się jej o imię  mojej Olivki… Zobaczysz jak znów się zacietrzewi. A przecież od tego czasu minęło już prawie trzydzieści lat! Ta kobieta jest naprawdę kochana, ale niech no coś stanie się nie po jej myśli… Taki nasz rodzinny komando.

       Tego bym nie przypuszczała… Oliwa z Oliwek zawsze wydawała mi się łagodna jak baranek. Chwilę po ślubie, podjechaliśmy po babcię, bo ta ze względu na swój  wiek, nie może wychodzić i w samej uroczystości nie mogła uczestniczyć. Co działo się, kiedy tylko otworzyliśmy drzwi i do Oliwnego domu weszła moja rodzina… Jak pewnie już się domyślacie, temat greckiego ślubu nie skończy się zbyt szybko…

    W każdym razie, podróż do urzędu była szalenie interesująca. Takich kilka kwadransów, podczas których dowiedzieć można się naprawdę wiele… Feta skończyła temat swojej teściowej, chwilę odsapnęła, poczym zaczęła…

    -Jednego wam bardzo zazdroszczę…

    -Czego? – spytałam.

    -Tego, że żyjecie w XXI wieku. Ja i Pomidor należymy do takiego pokolenia, które przełamało  restrykcyjne przestrzeganie tradycji, jakie panowało kiedyś.

    -Aaaa… – nie wiedziałam co powiedzieć  – Teraz to nie jest restrykcyjne?

    -Dziecko! Co ty opowiadasz! Ty wiesz jak  było w Grecji kiedyś?…

    -Nie mam pojęcia… – zapowiadało się naprawdę ciekawie.

    -Siedzisz wygodnie? – spytała Feta.

    -Siedzę! I mało tego! Już zdążyłam zamienić się w słuch!

    -Według naprawdę restrykcyjnej tradycji był wyprawiany ślub mojej matki… A wyglądało to tak…

     „Jak dawniej  wyglądał tradycyjny grecki ślub?” –  o tym już w przyszłym tygodniu!

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Kto posolił mi herbatę?!… poniedziałek, 2 czerwca 2014

    Od kilku dobrych dni jesteśmy już na Korfu, a „Sałatka po grecku w podróży” działa już oficjalnie. Ostatnie dni spędziliśmy  kursując pomiędzy firmami wynajmującymi busy oraz najróżniejsze samochody, a mieszkaniami do wynajęcia. Zupełnie nie spodziewaliśmy się, że na pierwszą oficjalną wyprawę po wyspie będziemy musieli być gotowi wczesnym rankiem,   już  pierwszego czerwca. Tego dnia powitał nas nieziemski wschód słońca w nadmorskim miasteczku Ipsos. Kiedy słońce uniosło się nieco  wyżej, byliśmy już w trasie. Wszystko udało się znakomicie. Teraz  krótki odpoczynek, przed kolejną wycieczką po Korfu.

     Kiedy dziś, jeszcze przed południem Kiria Elpida (Pani Nadzieja) dała nam klucze do mieszkania, niemalże namacalnie poczułam, że otwierając drzwi otwieram zupełnie nowy rozdział życia. Przez dobrych dwadzieścia minut pokazywała, gdzie co jest i pytała czego jeszcze nam potrzeba, poczym zaprosiła  na kawę. Bardziej greckiego miejsca nie można sobie wyobrazić. Cały dom, gdzie wynajmujemy swoją garsonierę, świeci nadprzyrodzoną wręcz czystością. Tuż pod moim największym oknem, jest wybudowana kapliczka, a przy niej powiewają dwie wielkie flagi: Grecji i Greckiego Kościoła Prawosławnego.  Okolica jest naprawdę bajeczna. Wszędzie drzewka oliwkowe, a wśród nich strzeliste cyprysy.

     Pomiędzy rozpakowywaniem rzeczy, przygotowywaniem się do następnej wycieczki, a odpowiadaniem  na meile, zrobiłam herbatę by spokojnie usiąść i napisać poniedziałkowy post, który przez całe zamieszanie, pojawia się rekordowo późno. Tak nie lubię nie być na czas… Otwierając komputer, w  międzyczasie jeden łyk… drugi… Ale dlaczego ta herbata jest tak słona?  Pewnie ze zmęczenia pomyliłam cukier, z solą. Ale… Ale… Ja przecież nigdy nie słodzę! Ach! Na wyspach woda z kranu jest  słona! Do listy jutrzejszych zakupów koniecznie trzeba dopisać butelkowaną wodę…

 

      

     Na okres wakacji, czyli aż do września,  w miejsce poniedziałkowego cyklu, w co drugi poniedziałek pojawiać się będą  posty z cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”. Tam znajdziecie najróżniejsze informacje, które pozwolą Wam zorganizować, ubarwić i jak najlepiej spędzić wakacje w Grecji. Na pierwszy post z tego cyklu zapraszam, już za 2 tygodnie!

 

Nasz mały, uroczy, grecki ślub (część ½)… piątek, 30 maja 2014

    O zasadzie, że w Grecji żaden   plan ostatecznie nie wypala, myślałam że już dobrze wiem. Teoria i  praktyka – to jednak dwie zupełnie różne sprawy. A o powyższej regule, przekonuje się chyba za każdym razem, kiedy w moim życiu dzieje się coś naprawdę ważnego.

    Do naszego ślubu przygotowani byliśmy, jak miałam wrażenie – perfekcyjnie. Dzięki czemu  biorąc w nawias sprawy formalne, na kilka dni przed uroczystością wystarczyło odprasować suknie i doczyścić  buty. Ostatecznie jednak  nic nie poszło zgodnie z planem i wydarzyło się chyba wszystko, czego nie zdołaliśmy przewidzieć.

    Dosłownie na kilka dni przed ślubem, dosyć poważnie zachorował tata Janiego, czyli Pomidor, u którego odezwała się choroba wrzodowa. Mój formalny obecnie już teść, znalazł się w szpitalu, a za nim rzecz jasna pojechała Feta, z Olivką by wspierać męża i ojca. Sałatkowy dom opustoszał. A to właśnie  blisko niego miał odbyć się ślub i to właśnie w nim znajdowało się nasze centrum dowodzenia w czasie uroczystości. Sytuacja była naprawdę nieciekawa. To jednak nie koniec… Przygód był ciąg dalszy…  Moja rodzina która leciała do Aten z Polski, na prawie całą dobę utknęła na lotnisku. Co prawda lotnisko nie strajkowało, ale robiły to greckie koleje. Jani tego dnia musiał być  w pracy, a ja nie byłam w stanie odebrać nikogo, bo nieczynne było również metro. Ponieważ lotnisko od miasta jest dość oddalone, metro które do niego jedzie, traktowane jest jako pociąg. Tak więc moja rodzinka ateńskie lotnisko (więcej o ateńskim lotnisku – TUTAJ!)  miała szansę poznać  aż nazbyt dobrze. Spędzili tam dokładnie całą noc i część dnia, czekając na nas jadących po pracy Janiego, samochodem.

    Sałatkowa rodzina w szpitalu, a moja na lotnisku. Jedno wielkie zamieszanie, czyli  grecka norma…  Na dosłownie dwa dni przed samym ślubem, Pomidor na szczęście wyzdrowiał i bardzo szybko wrócił do siebie. Tymczasem w ateńskim lotnisku, podobno mają świetną  kawę! I to we wszystkich dostępnych miejscach;)))

    Feta kolejny już raz udowodniła, że w temacie dbania o dom, nie ma sobie równych. Organizowanie gruntownego sprzątania domu przed przybyciem gości, zaczęła jeszcze w szpitalu. Telefon do niezastąpionej Irii (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ!), krótka i bardzo konkretna rozmowa, dzięki czemu dom już w czasie drogi powrotnej, świecił czystością.  Małgorzata Rozenek przy Fecie, wpędziłaby się  w naprawdę poważne kompleksy. Cała lodówka zaopatrzona została również jeszcze w czasie powrotnej drogi. Za tę sprawę odpowiedzialna była Cytryna, w której niewielkim sklepie jest wszystko co potrzebne do przygotowania typowego, greckiego obiadu.

    Tak więc, na przyjazd mojej polskiej rodzinki, dokładnie w momencie kiedy zapukaliśmy do drzwi, wszystko wyglądało tak, jakby Feta przygotowywała się od co najmniej tygodnia.

   Następnego dnia, w bardzo dobrych nastrojach pojechaliśmy do urzędu stanu cywilnego. Tym razem z zupełnym spokojem. Nie musieliśmy spieszyć się, ani trochę bo byliśmy ostatni, a przed nami sześć innych par. Usiedliśmy, zamówiliśmy po kawie. Jednak… co za niespodzianka, bo sześć ślubów które były przed nami, zostało udzielonych  niemalże   ekspresowo! I dopiero kiedy zawołano nas na salę, zorientowałam się, że… tak… obrączki zostały w samochodzie! Bieganie  po parkingu, w poszukiwaniu właściwego auta, nie jest ani trochę śmieszne, kiedy wszyscy czekają już na sali. Dodatkowo, jeśli pada deszcz!  Tak się zastanawiam, czy nie jest to jakaś kolejna, żelazna  reguła, że zawsze kiedy moje włosy są misternie wyprostowane, zawsze wtedy spada deszcz! Moje idealnie wymodelowane na proste włosy, samoczynnie zmieniły się na zupełnie nieplanowane loki, a fragmenty maskary znalazły się na nosie. Ta ostatnia chyba jednak nie była wodoodporna.

   Koniec końców, pokonując wszystkie okolicznościowe przygody, staliśmy się małżeństwem! Kamień z serca! Jednak wszystko się udało ;))) Chwilę po tym, czym prędzej dwoma rodzinami popędziliśmy do tawerny. Kiedy emocje związane ze ślubem już zupełnie opadły, bawiliśmy się naprawdę świetnie.

   Co działo się potem? Jest o czym opowiadać, bo przygody  zaczęły się już przy dwóch najprostszych słowach „tak” i „nie”(więcej przeczytasz TUTAJ!). Jednak  jeśli w towarzystwie siedzi  najprawdziwszy James Bond, to każdy jest się w stanie dogadać… Ale o tym, już w części następnej!

 

 

 

 

 

 

 

Sałatka po grecku TV – odc. 10: Sernik na zimno z truskawkami… wtorek, 27 maja 2014

    Co prawda sezon na truskawki w Grecji właśnie się kończy, ale  za to w Polsce dopiero co rozpoczyna. Mając na uwadze, że najlepiej smakuje to, co właśnie pojawia się w danym sezonie, przygotowaliśmy sernik na zimno z polewą truskawkową. Tym razem nie jest to przykład tradycyjnego dania greckiego, ale tego rodzaju serniki na zimno są w Elladzie bardzo popularne. Szczególnie właśnie w takim wydaniu. Reszta jak zawsze pozostaje bez zmian, czyli jest prosto i baaaardzo smacznie!

 

    Składniki, które będą Wam potrzebne do wykonania tego przepisu,  to: serek mascarpone, cukier puder, ciasteczka zbożowe, truskawki, cukier, mąka kukurydziana, woda oraz mięta do dekoracji.

Nagranie jak zrobić taki sernik, znajduje się tutaj:

     Jest to ostatni filmik z naszego kulinarnego cyklu, przed wakacjami. Jedną nogą jesteśmy bowiem już na Korfu, a tu nie będziemy mieć sprzętu potrzebnego do montowania nagrań. Filmiki kulinarne wrócą wraz z jesienią, a w międzyczasie Jani dalej szkoli się w temacie języka polskiego;)))

Złoty Świt. Co dzieje się z partią kilka miesięcy po głośnym aresztowaniu?… piątek, 23 maja 2014

Przekreślony symbol Złotego Świtu

Przekreślony symbol Złotego Świtu

    Od polityki trzymam się  z daleka. Politycy kłamią, a media manipulują. Kiedy więc słyszę w radio, że lecą wiadomości często je   ściszam. Jeśli  w telewizji pojawiają się newsy, przełączam na inny kanał. Bacznie jednak obserwuje co dzieje się w otaczającej mnie rzeczywistości. Słucham co mówią inni ludzie. Porównuje to z moimi  poglądami. Obserwuje nastroje w społeczeństwie. Staram się  czytać między wierszami.  Rozglądam się właściwie wszędzie. Patrzę również na to, co znajduje się  pod moimi stopami…

    No właśnie… Polityka jest wszędzie. Spotyka się ją dosłownie – na każdym kroku. Niecały miesiąc temu nadepnęłam  na ulotkę partii Hrisi Awji, czyli Złotego Świtu. W przeciągu tego samego miesiąca, zerwałam kolejną  ulotkę z ulicznej latarni, a nieco później pod stopy  przyfrunęła mi następna. Patrząc, słuchając  i czytając, zaciekawiło mnie: co po słynnym aresztowaniu, jakie miało miejsce we wrześniu ubiegłego roku, dzieje się z tą partią?


      Przypomnienie czym jest Złoty Świt i co stało się kilka miesięcy temu, znajdziecie tutaj:

Złoty Świt. W Grecji coraz częściej słychać słowo „faszyzm”

 

      Czyżby jednak 28 września 2013 kropla w szklance  wody wcale się jeszcze nie przelała? Na to wygląda. Owe spektakularne aresztowanie, z perspektywy czasu wydaje się być medialną zagrywką. Co prawda lider partii – Nikos Mihaloliakos,  wciąż jest w więzieniu. Ale ulotka, którą zerwałam z miejskiej latarni, nawoływała do „uwolnienia patrioty”.

       To co jest najbardziej zatrważające to fakt, że jeden z członków partii, słynny w Grecji Ilias Kasidiaris, który dwa lata temu uderzył na wizji kobietę, obecnie startuje w wyborach na burmistrza  (dimarhos) Aten. Jeszcze dwa lata temu, ta bójka na wizji wydawała mi się dość zabawna (post na ten temat przeczytacie TUTAJ!). Jednak przez pryzmat tego, co dzieje się obecnie, patrzę na to zupełnie inaczej.

    Kasidiaris, jako przedstawiciel Złotego Świtu, startuje w wyborach do objęcia władzy nad Atenami… Najgorsze jest jednak to, że ma dość silne poparcie. Według sondaży jest bowiem na 4 miejscu (16,12% poparcia). Przy czym w czterech regionach Aten, uzyskał miejsce pierwsze. Tylko dla podkreślenia  piszę, że Złoty Świt coraz częściej określana jest jako partia faszystowska, a Ateny to przecież miasto, gdzie narodziła się demokracja.

    Aresztowanie między innymi Kasidiarisa wyglądało naprawdę groźnie. I co z tego, jeśli już kilka miesięcy później ten sam Kasidiaris startuje do objęcia władzy nad Atenami…

Napisy „Złoty Świt” na ulicach  pojawiają się coraz częściej. Tutaj ten sam napis został poprawiony na Hrisa Awha, czyli „Złote Jaja”. Korekta wykonana przez anarchistów.

Napisy „Złoty Świt” na ulicach pojawiają się coraz częściej. Tutaj ten sam napis został poprawiony na Hrisa Awha, czyli „Złote Jaja”. Korekta wykonana przez anarchistów.

Ilias Kasidiaris podczas głosowania:

Do przygotowania tekstu korzystałam z wiadomości na stronach:

http://www.newsbomb.gr/ekloges-2014/story/447808/apotelesmata-eklogon-2014-proto-komma-i-hrysi-aygi-se-kolono-kai-sepolia

http://www.newsbomb.gr/politikh/story/449249/ha-i-paradikastiki-klika-athanasioy-apagoreyse-tin-synenteyxi-toy-mihaloliakoy

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co widać za Twoim kuchennym oknem?… poniedziałek, 19 maja 2014

    Dlaczego rano czas leci tak strasznie szybko? A może ktoś tam na górze jeszcze specjalnie go przyśpiesza? Umyć się. Ubrać. Spakować. Uczesać. A jeszcze make-up! I śniadanie… 5 minut, to jak 5 sekund. Ach! Jeszcze post na poniedziałek!  Ojej…  już prawie dziewiąta… A odpisać na smsa?  Dzwoni telefon, ale tego to już chyba nie  odbiorę. Ten to już niestety, ale musi poczekać. Może akurat nic ważnego.  Co ja tak w ogóle mam dziś na siebie włożyć?!?! Przecież to wygląda okropnie… A ta bluzka  nadaje się już  tylko do prania! Pranie… No właśnie. Dzisiaj to już koniecznie – muszę je  zrobić! Ale białe, czy kolorowe? A może by tak…  jutro? Nie, jutro może przecież padać… Już wpół do dziesiątej, a przed jedenastą  musimy być w mieście. Trzeba jeszcze zatankować… Ciekawe? Jak rano organizują się mamy, które mają małe dzieci?! Pewnie mają jakieś swoje tajemne sposoby… Bardzo mnie to zastanawia! Największy szacunek, bo ja rankami nie daje rady jedynie ze sobą. A co jeśli miałabym małego szkraba?! Kolejny telefon… Ale ktoś uparty. Uff… Na całe szczęście to do Janiego. Jani zawsze tak głośno odpowiada,  słychać go po całym domu.  Szczęście chyba się do mnie uśmiechnęło, bo dzwoni Feta. Więc  nie będzie to rozmowa z serii  „na szybko!”. Dzięki Feta! 10 minut gratis od teściowej, czy też może od losu. Ale co teraz z nimi zrobić? Za co mam się złapać?

    Kawa… Kawa… Kawa…

    Wyjmuje mój czerwony młynek. To nasz ślubny prezent. Czerwony jest ostatnio moim ulubionym. Podoba mi się wszystko im bardziej jest czerwone. Ciekawe skąd wie o tym moja siostra, bo przecież wcale jej nie mówiłam. Otwieram nową paczkę. Ledwo słyszalne „pyk”! I jestem innym świecie! Zdaje się, że mam minę, zupełnie jak z reklamy. Kawa mieli się na drobno, a w międzyczasie szykuje moją  Bialetti. Tę z kolei podarował mi największy kawosz świata, czyli mój tata, bo dla niego jest stanowczo za mała. Tej prostej kawiarki, nie jest w stanie zastąpić nawet najnowocześniejszy ekspres do kawy na świecie. Trzy minuty i już jest. Zapach rozpływa  się po kuchni. Kto go tak zaprojektował? Czy do kawy dosypują  również proszki na uspokojenie?

    Jani w pokoju obok się śmieje. Nie wiem co mówi, ale chyba jest  dobra wiadomość. Za moim kuchennym oknem, widzę jak  Katerina  polewa swój chodnik (TU przeczytasz  więcej!). Ja też już kiedyś próbowałam. Ale nadal nie widzę w tym  sensu, więc tej porannej praktyki zaprzestałam. Bycie ksenia (ksenia, czyli greckie określenie na osobę, która nie pochodzi z Grecji), ma swoje dobre strony – fakt, że wyłamuje się z niepisanej reguły „polewaj chodnik przed swoim domem” wszyscy jakoś  zrozumieją. Nawet nasza sąsiadka Katerina, która czasem polewa dwa razy dziennie! Wczoraj wieczorem pokłóciła się z mężem. Krzyczeli tak głośno, że nawet nie trzeba było podsłuchiwać. Jani w pracy, więc tłumaczyłam sobie ze słownikiem. Zaraz chwilkę… Jak było po grecku „rozwód”? Już zapomniałam… Ale dziś już się nie rozwodzą… Taksiarhis  wraca ze sklepu lekko uśmiechnięty. Coś tam kryje w zawiniątku. Wczoraj rozwód, dziś już prezent. Czyli grecka norma.  O! Przyjechał też sąsiad co mieszka z lewej. Kilka dni temu kupił nowy motor. W dzień na całe szczęście parkuje przed domem. Ale na noc, wjeżdża do swojego mieszkania. Tak jak wczoraj wieczorem. Już myślałam, że to kolejne trzęsienie ziemi. Ale to tylko nasz sąsiad i jego nowy  motor.

    Katerina  kończy polewanie. Równiutko zwija węża ogrodowego. Idzie do domu, bo płacze jej mała córka.

    -Już idę! Już! – zawsze kiedy  tak krzyczy, to brzmi dokładnie jak kwoka na grzędzie. Weszła do środka. Córce mówi, że nic się nie stało. Że nic jej nie będzie.  Na chwilę zapanowuje cisza. Dziadek, który mieszka  kilka ulic dalej właśnie idzie na ryby. Pędzi, jakby był z nimi umówiony na konkretną godzinę. Albo jakby wiedział, że za 5 minut już ich nie będzie. Zazwyczaj łowi tylko takie małe, ale widać, że ma przy tym wiele radochy. Znika za drzewem i ulica pustoszeje. Woda z domieszką jakiegoś płynu, pieniąc się śpiesznie wpada do studzienki. Cisza. Taka, która trwa tylko chwilę. Kiedy zupełnie nic się nie dzieje.

    Dopijam moją  kawę.

    Teraz już wiem, że cokolwiek się dziś stanie, to prędzej czy później wszystko się jednak uda.  A może jutro wstanę te 10 minut wcześniej? Idealnie na spokojną kawę. Czyżby to właśnie moja poranna recepta?

    Jestem bardzo ciekawa – jak wyglądają Wasze poniedziałkowe poranki? Czy macie jakieś tajemne  triki, żeby rano zachować równowagę? Piszcie w komentarzach! Poniedziałkowo pozdrawiam i uciekam do  dalszej pracy!