Sklep, w którym pracuje Ogórek, należy do jego rodziców. Jest to typowy rodzinny, grecki biznes, dzięki któremu utrzymuje się cała rodzinka. Sklep jest dość niepozorny. Znajduje się w jednej z bocznych uliczek, odchodzących od centrum miasta. Jest otwarty przez dwanaście godzin, siedem dni w tygodniu. Na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, które zajmuje, znaleźć można absolutnie wszystko. Od produktów spożywczych, po środki chemiczne potrzebne w domu, kończąc na małej półce z kosmetycznymi niezbędnikami.
Ogórek jest znaną osobą w mieście, więc sklepik stanowi również centrum rozrywkowe. Męskie oczywiście. Kiedy wchodzimy tam z Janim, wiem że szybko nie wyjdziemy. Słuchając relacji z meczów piłkarskich, nie potrafię ukryć malującej się na mojej twarzy nudy. Zazwyczaj wtedy dostaję od Ogórka zielone światło i korzystając z kolekcji lakierów, mieszczącej się na półce z kosmetycznymi niezbędnikami, siadam za ladą i spokojnie maluje sobie paznokcie. Wilk syty i owca cała. Ze sklepu wszyscy wychodzą zadowoleni.
Ogórek nie znosi swojej pracy i wzrokiem zabija każdego klienta. Zawsze siedzi w tej samej pozycji. W prawej ręce trzyma papierosa (tak… niestety znów zaczął palić), a w lewej zimną frappe. Głowę ma uniesioną wysoko, ponieważ tuż nad ladą z kasą znajduje się mały telewizor, w którym ogląda serial albo mecz.
Atmosfera nic-nie-róbstwa i całkowitego zatrzymania w czasie, udziela się każdemu, kto tylko wejdzie. Chipsy, cola, ciastka. Każdy wybiera co woli. Kiedy moje paznokcie są już pomalowane, chwytając za ulubiony popcorn, zaczynam wysłuchiwać najróżniejszych, męskich opowieści.
-Był dzisiaj Babis? – spytał Tassos.
-Na całe szczęście nie! Dziś było spokojnie. – odpowiedział Ogórek.
-Jaki Babis? – spytałam.
Tak na marginesie – KTEL, to grecki odpowiednik PKS. Tak więc owy Babis był najpewniej kierowcą autobusu.
-Ogórek, lepiej sam Dorocie opowiedz.
Opróżniając paczkę z popcornem, wsłuchałam się w Ogórkową opowieść…
-Nikt nie może go znieść. Nawet moja matka (Cytryna – przypis narratora) jest blada, kiedy Babis wchodzi. Był właśnie w zeszłym tygodniu i jadł ciasto serowe (ciasto serowe – czyli rodzaj bardzo kruchego ciasta francuskiego, wypełnionego serem feta – przypis narratora). Nie jedno, ale dwa! Przy czym jadł je kładąc jedno na drugim. Obchodzi dokładnie cały sklep, jakby było w nim coś ciekawego i zostawia za sobą okruchy. Więc wołam: „Babis! Uważaj, brudzisz tym ciastem całą podłogę! Musisz tutaj jeść?!”. A ten do mnie: „O Boże… Przecież nic się nie dzieje!”. Dwa razy obszedł sklep i niczego nie kupił. Cała podłoga w okruchach… Zazwyczaj jak już coś kupuje, to trwa to dobre pół godziny. Wybiera produkty, wszystko na półkach przestawia, niczego nie odkłada na miejsce. Porównuje każdą cenę. Czasami wyjmuje kalkulator. A później i tak macha ręką i wybiera coś co jest o pięć centów droższe. Ostatnio podszedł do lady i mówi: „Nałóż mi 4 plastry salami!”. Nakładam i pytam: „To może 5?”. „A niech będzie!”. Babis zaszalał. Nałożyłem i pakuję. Wtedy mówi: „Wiesz co… To może nałóż mi 7!”. Odpakowuje jeszcze raz i dokładam – całe dwa plastry. Pytam dla pewności: „To może 9”. „A niech tam! Niech będzie 9!”. Przed zapakowaniem pytam się raz jeszcze: „W takim razie, może 10?!”. „Opa! Nie ma mowy!!! Ty znowu mnie naciągasz!!”.
Kuzyn Janiego jest przekonany, że Babis naprawdę go prześladuje. Ma w planie wywiesić zdjęcie z informacją, że Babis w sklepie nie będzie obsługiwany.
Ogórek zamyka o 22. Na szklane drzwi i okna, zsuwa wielką, metalową żaluzję. Kiedy słychać głośne „krach!”, oznacza to że jest już wolny. Później zawsze idziemy na wieczorną kawę. Ja, Jani, Ogórek i jego przyjaciele. Tych ostatnich jest zazwyczaj około dziesięciu. Jak myślicie, ilu z nich wstaje następnego ranka do pracy?
Kryzys… Kryzys… Kryzys… Ale o tym, już na dniach!
Przeczytaj więcej…