Moje najważniejsze postanowienia na Nowy Rok!… poniedziałek, 3 stycznia 2022

 

Dziś, wschód słońca 7.45. To zdjęcie nawet w połowie nie oddaje piękna tego widoku w rzeczywistości…

 

Tak! Tak! Tak! I raz jeszcze – tak! Jak najbardziej warto robić postanowienia noworoczne. Choć z tego co czytam i słucham mają taką samą liczbę zwolenników, jak i przeciwników. Nie chodzi wcale o to by na wprowadzenie życiowych zmian czekać aż do „poniedziałku”, nowego miesiąca, czy też Nowego Roku. Chodzi o to, że ta szczególna data i moment, kiedy otwieramy pierwszą dziewiczo czystą kartkę nowego kalendarza, jest najlepszą chwilą na prześwietlenie swojego życia. Wszystkich jego części.

Postanowienia noworoczne i tym samym bardzo dokładne prześwietlenie całego mojego życia, wszystkich jego sfer, robię od kiedy na stałe przeprowadziliśmy się do Grecji. Czyli już od dziesięciu lat. Jestem przekonana, że gdyby nie ten zwyczaj, nie byłabym w miejscu, w którym jestem teraz.

Właśnie w okresie noworocznym biorę kartkę i piszę na niej wszystkie zmiany jakie będę wprowadzać. Mam dokładnie rozpisane co chcę zmienić w sferze praca, pasja, moje zdrowie / kondycja, wygląd, relacje z innymi ludźmi. Z całej dość sporej listy wybieram trzy punkty, które w danym roku będą dla mnie najważniejsze, takie które będą dla mnie numerem jeden i to przede wszystkim na nich koncentruje się przez następne dwanaście miesięcy.

Nad czym będę się koncentrować w tym roku??? Oto moja ścisła trójka!

 

ZIMNO!

Jeszcze dwa lata temu, nie uwierzyłabym gdyby ktoś mi powiedział, że będę pływać zimą! Zimowe kąpiele w morzu to moje odkrycie z ubiegłego roku. Jest to jedna z rzeczy, którą zawdzięczam greckiemu lockdownowi (więcej przeczytasz TU!). Jak to się stało? Kiedy ogłoszono drugi lockdown w Grecji i zamknięto wszystko, wpadłam na pomysł, żeby spróbować przepłynąć się w zimnym morzu. I tak się stało, że udało mi się systematycznie pływać dwa razy w tygodniu całą poprzednią zimę. W tym roku idę o krok dalej. Rezygnuję z ocieplającej pianki, tak żeby moje ciało miało jeszcze więcej kontaktu z wbijającymi się w skórę szponami zimna.

 

Chwilę po pierwszym w 2022 pływaniu. W tym roku już bez pianki 😀

 

Po co ja to sobie robię? Nic wcześniej w życiu nie dało mi takiego zastrzyku do życia jak zimne morze. Takie poczucie szczęścia, które powstaje w ciele zgodnie z prawami natury. Poczucie szczęścia, które trwa przez kilka kolejnych dni. Poczucie obudzenia się do życia i niezwykłej życiowej energii. To również kontakt z zimnem, którego tak naprawdę wcale nie lubię, jest dla mnie wyzwaniem i jednocześnie sposobem na hartowanie nie tylko ciała, ale również charakteru. To zawsze jest trudne, żeby podjąć tę decyzję: wyjść z ciepłej pierzyny i wejść do lodowatego morza. Wzmacniają nas przede wszystkim przeciwności. A największą moc mają te, które wyznaczamy sobie dobrowolnie sami.

 

 

WCZESNE WSTAWANIE

Kolejna rzecz, w którą trochę jeszcze nie wierzę. Piszę to ja. Osoba, która jeszcze kilka miesięcy temu była skrajnym nocnym markiem. W okresie jesienno – zimowym, kiedy nie działamy z naszymi wycieczkami, potrafiłam chodzić spać o godzinie trzeciej w nocy, wstając przed południem.

Wiedziałam, że na dłuższą metę, to nie jest dobre. Przestawiona doba i wieczne poczucie, że jestem z czymś spóźniona. W mojej głowie długo rodziła się potrzeba na zmianę tego przyzwyczajenia. Na blogu Agnieszki Maciąg, w poście który poświęconym był właśnie tematowi snu, przeczytałam jedno zdanie, które bardzo mocno na mnie podziałało. Po przeczytaniu tego zdania poczułam, że zmieniam ten nawyk i kropka.

„Wszelka praca, którą wykonujemy nocą, niszczy nas”.

Mniej więcej tak brzmiało to właśnie zdanie. W mojej głowie nie znalazłam żadnego argumentu, który by temu zaprzeczył i gdzieś mocno w środku wiedziałam, że jest to prawda. Że na dłuższą metę, pracując nocą, niszczę się.

Dokładnie w dniu, kiedy zamknęliśmy ten sezon i każdego następnego dnia o godzinie 20.00 ucinałam wszystkie czynności i punktualnie o godzinie 21.00 szłam spać, budząc się o godzinie 6.00 rano. Minął pierwszy tydzień, a ja czułam się dobrze jak nigdy wcześniej. Do tego siup do chłodnej wody, kolejne wczesne pójście spać i kolejna wczesna pobudka. Po miesiącu… Byłam jak najlepsza wersja siebie!

Chwilę później wpadła mi w ręce książka „Klub 5 rano” Robina Sharma’y, którą właśnie kończę. Nie mogła do mnie trafić w lepszym momencie. W moim przypadku naprawdę skrajnego nocnego marka, z długoletnim stażem, potraktowałam tę książkę jak biblię.

 

 

Moim celem w tym roku jest codzienna pobudka o 6 rano i sen o godzinie 22.00. Te właśnie godziny są idealne na tę chwilę mojego życia. Kto wie… Może od przyszłego roku będę codziennie wstawać o piątej. To pewnie nic nadzwyczajnego dla osób, które mają malutkie dzieci lub osób, które pracują na porannych zmianach. Ale! Doskonale zrozumieją mnie osoby, które tak jak ja zimą, pracują w systemie freelancera, czyli kiedy godziny pracy dyktujemy sobie sami.

 

MEDYTACJA

Tyle dobrego słyszałam o systematycznym medytowaniu, ale jakoś tak… Nie potrafiłam się w sobie zebrać. Przez kilka dni udało mi się medytować w okresie Bożego Narodzenia, również dzięki temu, że trafiłam na kanał You Toube „Chodź na słówko” (koniecznie sprawdźcie, jeśli interesuje was medytacja). To właśnie na tym kanale znajdują się krótkie, różnorodne medytacje prowadzone. TUTAJ! znajduje się moja ukochana! Zawsze, kiedy ją kończę czuję jak zalewa  mnie fala spokoju. Jeśli tak działa medytacja, która nie trwa dłużej niż 6 minut, co będzie dziać się jeśli medytować będę codziennie nawet jedynie kwadrans?

 

Czy macie swoje postanowienia, plany, marzenia na ten Nowy Rok? Podzielcie się nimi w komentarzu!

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! Jaki będzie??? To zależy przecież od nas!

 

TU! znajduje się mój przepis na bardzo proste ciasto cytrynowe.

TUTAJ! przeczytasz jak Nowy Rok obchodzą Grecy.

 

 

 

Nad czym chcesz pracować w 2020 roku?… poniedziałek, 30 grudnia 2019

 

2020! Ładnie to brzmi…

 

To już taka moja blogowa tradycja, że ostatni post każdego roku jest o postanowieniach noworocznych.

Rok 2019 był dla mnie szalenie ważny, życiowo przełomowy. Jest dla mnie słodką nagrodą za ciężką pracę, podjęcie ważnych wyzwań, wyrzeczeń i poświęceń. Tą piękną nagrodą był moment, kiedy nasza firma stała się już na tyle stabilna, że została jedynym, pewnym źródłem utrzymania i fakt, że mogliśmy przeprowadzić się już na stałe na Korfu. Żyję dokładnie tak jak chcę i tam gdzie chcę. Jestem życiowo zupełnie niezależna. W tym roku szampana będę więc pić z podwójną satysfakcją, czekając na to, co nie tyle przyniesie… a bardziej – co stworzę w kolejnym roku 2020…

 

Mój sukces tego momentu życia, jest jednocześnie namacalnym dowodem, że postanowienia noworoczne są ważne. Od kilku lat robię je zawsze i to super dokładnie. Nawet nie zwracajcie uwagi na opinie, które mówią, że to bez sensu, że i tak się o nich zapomina, że i tak nic z tego nie wychodzi. To, co z nimi się stanie – zależy sto procent od was!

TU! przeczytasz o tym, jak w Grecji obchodzi się Nowy Rok.

 

Co takiego robię pod sam koniec każdego roku? I co się u mnie sprawdza?

 

  1. ZNAJDUJĘ CICHĄ CHWILE DLA SIEBIE…

Okres Bożego Narodzenia bardzo temu sprzyja. Pod sam koniec roku zaczynam rozmyślać nad moim życiem. Biorę pod lupę każdą jedną jego sferę. Następnie na kilka dni przed Nowym Rokiem (w tym roku będzie to dokładnie dziś!) znajduję taką cichą chwilę, sam na sam ze sobą i zadaje sobie kilka prostych pytań. Czy jestem zadowolona  z mojego życia? Co mnie gryzie? A co mi się w nim podoba? Co konkretnie chcę zmienić? Czy coś mnie boli? A z czego jestem dumna? Co na tym etapie życia chcę? Jakie mam potrzeby?

 

  1. CZYSTA KARTKA I DŁUGOPIS…

Dzielę życie na kilka sfer. Są nimi: praca, finanse, kariera / moja przyszłość, hobby i czas wolny, zdrowie (odżywianie, sport), mój wygląd, mój dom. I bardzo konkretnie zapisuje, co chcę zmienić / ulepszyć  w danej dziedzinie życia. Później już na spokojnie otwieram ostatnie kartki nowego kalendarza i na dwóch ostatnich zapisuje wszystko, używając jak najkrótszych haseł.

 

  1. TABLICA WIZUALIZACYJNA

To już ostatni etap. Najczęściej pracuję nad nią już na spokojnie w styczniu. Dobieram obrazki, które najbardziej kojarzą mi się z moimi postanowieniami. Tak bym mogła spojrzeć i wiedzieć, o co chodzi. Później używając programu Canva, tworzę tablicę z tymi właśnie postanowieniami w formie obrazków. Drukuję i mam ją ze sobą wszędzie, tak by patrzeć na nią co najmniej(!) kilka razy dziennie. Jeśli byliście ze mną na wycieczce, to być może zauważyliście, że ciągle wypada mi kartka z kolorowymi obrazkami, których znaczenie znam tylko ja. To właśnie ta tablica, która jest ze mną dosłownie wszędzie. Zabieram ją nawet na wycieczki!

 

 

A później… Od dobrych kilku lat, tak się dzieje, że ostatnie dni mijającego roku są dla mnie wielką satysfakcją. Patrzę na wymiętą, często poplamioną tablicę i z niesamowitą satysfakcją widzę, jak wiele obrazków, przemieniło się w rzeczywistość… Zazwyczaj nie wszystkie, ale wiele z nich. A to już naprawdę coś!

 

Przez cały rok, w ulepszaniu mojego życia pomagają mi najróżniejsze poradniki rozwojowe, blogi, audycje i podcasty. W dzisiejszym poście – prośba do was! Po przeczytaniu zostaw koniecznie komentarz, w którym napisz: która książka, blog, audycja, czy też osoba w jakiś sposób pomogła ci ulepszyć twoje życie? Z wielką ciekawością sprawdzę!

 

TU! i TUTAJ! przeczytasz jak wygrać z emigracyjną depresją.

 

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak przestać się martwić?… poniedziałek, 31 grudnia

 

W podróży!

 

Jest chwila przed końcem roku. Sam środek nocy, którą spędzam na lotnisku. Dopiero rano mam lot do Grecji i nie pamiętam kiedy ostatnio moja podróż trwała tak długo. Najpierw przeprawa do Berlina, później cała noc na lotnisku i lot do Salonik nad ranem.

Może to dziwne, ale lubię takie długie podróże. Spędzone w pociągach, autobusach, na czekaniu. Wtedy najlepiej zawsze mi się myśli. Najlepiej marzy. Taki bezczas, na którego nie mam czasu w codziennym pędzie, w zwyczajności. Ponad godzinę przeglądałam zdjęcia z ubiegłego sezonu na Korfu. A później zaczęłam planować, jak chcę żeby wyglądał mój następny rok. Zawsze tak robię. Nie przejmuje się bardzo, jeśli części postanowień nie uda mi się spełnić. Ale to, że je robię, jest dla mnie bardzo ważne. To tak jakbym obierała kierunek, w którym będę iść. Już od samego początku stycznia wiem dokładnie na czym mam się koncentrować.

 

TUTAJ! przeczytasz o tym, po co nam Nowy Rok!

 

Kiedy jechałam autobusem trzy godziny do Berlina, przez całą podróż gapiłam się przez okno. Na zewnątrz była tylko ciemność. Autobus sunął jednostajnie po prostej autostradzie. Na zewnątrz nieźle padało i krople cicho odbijały się o szyby.

Zaczęłam sobie myśleć, zadałam sobie pytanie, czy jest w życiu coś czego bardzo żałuję. Coś co w życiu chciałabym zrobić inaczej. Odpowiedź w mojej głowie pojawiła się od razu. Tak. Tyle czasu mojego życia, tyle pięknych dni, cudownych chwil, bezcennej życiowej energii zmarnowałam na martwieniu się.

Grecja jest jednym z najpiękniejszych prezentów jakie przyniosło mi życie, bo kiedy te kilka lat temu przyjechałam tu pierwszy raz, stopniowo, bardzo powoli zaczęłam oduczać się martwienia. W Grecji pierwszy raz zobaczyłam, jak  można żyć lekko i zwyczajnie cieszyć się, tym co przynosi życie.

 

TU! przeczytasz o tym jak spakować swoje życie w 20 kg.

 

Czy nie macie czasem takiego wrażenia, że żyjemy w środowisku, w którym martwienie się jest nam kodowane w głowie. Wystarczy włączyć telewizję, njusy w radio, przejrzeć portale internetowe. Ilość negatywnych informacji, tragedii, katastrof, którymi jesteśmy bombardowani jest porażająca. Zaszczuwamy siebie sami słuchając  i czytając. A później egzystujemy, bardziej niż żyjemy paraliżowani strachem o wszystko. Stabilizacja przeradza się w stagnacje. Marzenia stają się coraz bardziej odległe, a później  zupełnie abstrakcyjne. I tak z dnia na dzień. Bojąc się zmienić pracę. Szukać nowej drogi. Wyjechać. Zostać. Zmienić coś. Albo zaryzykować. Powiedzieć to co się naprawdę myśli, bo inni uważają inaczej. Zacząć coś nowego. Iść swoją drogą. Wyróżnić się. Wystąpić z szeregu. Albo tak najprościej, zapytać się siebie, czego tak naprawdę się chce. Bo się nie uda. Bo to jest nierozsądne. Bo ryzykowne. Bo jest to coś, czego nie robią inni.

Z roku na rok, im jestem starsza, bardziej świadoma życia i siebie, martwię się coraz mniej. Zwyczajnie, zostawiam zmartwienia gdzieś z boku i robię swoje.  Realizuje marzenia, cele i plany, mimo strachu i zmartwień. Niech rozum mówi co tam sobie chce. Słucham siebie, mojego serca, intuicji. Robię to co czuje.

 

ZOBACZ! nasz filmik z Korfu.

 

Gdybym tylko tak umiała wcześniej. Gdybym wiedziała, że martwienie się zupełnie niczego nie daje. Wtedy mogłabym żyć jeszcze pełniej. Dużo jeszcze mam do przerobienia. Ale jest mi coraz i coraz to łatwiej. Jak to robię? Zwyczajnie. Po prostu zostawiam zmartwienia gdzieś tam w głowie. One tam są, ale ja nie koncentruję się na nich, nawet nie zwracam na nie uwagi. I  po prostu żyję. Najlepiej jak potrafię. Każdego dnia.

 

 

 

Jutro obudzi się nowy dzień. Rozpocznie się rok 2016. To jak będzie wyglądać, zależy tylko od Ciebie… czwartek, 31 grudnia 2015

Rok 2015 był dla mnie pięknym i niesamowicie ważnym rokiem. Otwieram pierwszą kartkę nieaktualnego już prawie kalendarza. Zapisany, pokreślony, już bardzo wysłużony. Na tej pierwszej kartce napisane są moje stare postanowienia. Czy warto je ustalać? Przede wszystkim warto je… spełniać, a do tego trzeba zakasać rękawy. Liczę  i analizuje. Wychodzi mi, że spełniłam ponad 70%  moich noworocznych postanowień. Czyli, naprawdę nieźle:D

Wszystkiego zrealizować się nie udało. Bardzo się cieszę za każdym razem, kiedy do mojej skrzynki wpada mail z zapytaniem, jak ma się moja książka o Grecji. Jej napisanie, było jednym z zadań na 2015. Proces jest jeszcze nieukończony. Książka jest nadal w trakcie pisania. W tym roku działo się wiele, więc pisanie chwilowo musiało zejść na drugi plan. Na pewne rzeczy potrzeba trochę więcej czasu.

Mój stary kalendarz zamykam jednak z nieopisaną satysfakcją. Rok 2015 był jednym z najbardziej przełomowych roczników w moim życiu. W tym roku obchodziłam trzydzieste urodziny. Rozkręcenie naszej firmy z wycieczkami po Korfu, to mój największy sukces kończącego się roku. Jednocześnie przyszedł taki fantastyczny moment – świadomości, czego chcę od życia i którą dokładnie obrać drogę. Wiem też, że moje korzenie zapuszczone w Grecji są mocne i stabilne, a przede wszystkim mądrze posadzone. Poczułam niesamowicie przyjemne uczucie niezależności, w każdej sferze życiowej. W miejscu i czasie, w którym jestem czuje się zwyczajnie szczęśliwa. Jest tak, jak zaplanowałam i zapisałam to na pierwszej stronie mojego już prawie ubiegłorocznego kalendarza.

Teraz będę tak robić już zawsze. Koniec roku to bardzo ważny moment, kiedy pewnego chłodnego wieczoru, siedząc spokojnie przy ciepłej herbacie, wyciągam kartkę i długopis. Zastanawiam się nad moim życiem.  Nad każdą jego sferą. Rodzina. Przyjaciele. Praca. Pasja. Jedzenie. Sport. Podróże. Przyjemności. Codzienne nawyki i drobne rytuały.  Myślę dokładnie nad tym co chcę z każdej jednej sfery. Analizuje. Obmyślam. A później zapisuje. Trudno to nawet nazwać postanowieniami. To raczej dość dokładny rozkład celów, planów i zmian, zaczynając od tych największych, po te najdrobniejsze.

Zapisanie, to jeszcze nie wszystko. To nie koniec procesu. Gdzieś na początku ubiegłego roku, przypadkiem przeczytałam o tablicach wizualizacyjnych. Być może już o tym słyszeliście. Wypróbujcie koniecznie! Jak ja je robię? Najpierw wyciągam wielki karton. Każdy jeden cel ubieram w obrazek. Wycięty z gazety. Wydrukowany. Albo narysowany. I przyklejam go do kartonu. O zapisanych postanowieniach na pierwszej kartce kalendarza łatwo zapomnieć, bo kiedy się go otwiera, człowiek od razu przekartkowuje do dnia dzisiejszego. Za to taki wielki karton ląduje tuż przy moim łóżku. Patrzę na niego jak najczęściej. Ta metoda jest rewelacyjna. Jak to działa? Gotowe obrazki widocznie wbijają się w naszą podświadomość, a później rzeczy, które są na nich przedstawione, stają się dla nas  już nie marzeniem, a oczywistością. Jak zrobić taką tablicę – przykład możecie zobaczyć na filmiku niżej.

Co więc zrobić, by rok 2016 był naprawdę wspaniały? Przede wszystkim wziąć odpowiedzialność za własne życie tak na 100%. Porozmawiać szczerze ze sobą, co dokładnie się od życia chce i co konkretnie trzeba w nim zmienić. Później przełożyć to na sformułowane w słowa cele. Nie tyle w nie wierzyć, co uznać je za oczywistość. I najważniejsze. Codziennie, każdego jednego dnia wykonywać konkretne czynności, dla ich spełnienia.

Jutro Nowy Rok. Życzę Wam dużo siły i wiary, by każdego jednego ranka, budzić się i budować piękny dzień. Przez 366 dni w roku. Z tą cudowną świadomością, że każdy jeden wschód słońca, to dla nas zupełnie nowa szansa…  

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Niezapisane kartki nowego kalendarza… poniedziałek, 29 grudnia 2014

      Pamiętam, że kiedy byłam mała uwielbiałam pisać w zupełnie nowym zeszycie. Zawsze miałam wtedy wrażenie, że z każdym nowym zeszytem mam  nową szansę, żeby ładniej pisać, na czas odrabiać zadanie domowe, uczyć się lepiej. Teraz myślę, że nie było to jedynie wrażenie, bo przecież z każdym nowym zeszytem wiedziałam więcej, zdobywałam nowe umiejętności,  a z  każdą nową kartką moje pismo stawało się bardziej kształtne i wyrobione. Moje zamiłowanie do nowych zeszytów nieprzerwanie trwa. I pewnie tak już zostanie ;D Człowiek potrzebuje nawet symbolicznych granic nowych etapów. Właśnie zbliża się jeden z większych – Nowy Rok.

 

      Już od kilku lat przed „wprowadzeniem” się do nowego kalendarza, na pierwszej białej stronie zapisuje moje postanowienia, cele, marzenia, życzenia na Nowy Rok. Pierwsza, śnieżnobiała jeszcze strona kalendarza na 2015 już za chwilę zapełni się moimi  postanowieniami. To co zapisane, skonkretyzowane, zamknięte w ramy „co, jak i kiedy”,  staje się bardziej materialne. Przy zapisywaniu nie ograniczam się żadnym gadaniem czy pustymi przekonaniami, że to „niemożliwe, nieosiągalne, nierealne”.

    Jednak dopiero w tym roku, uświadomiłam  sobie, że to co robię jest niesamowicie dla mnie ważne. Dlaczego doszło to do mnie dopiero teraz?

     Zazwyczaj  zapisuje 10 nowych postanowień. 9 z nich to takie małe, drobne rzeczy, niewielkie rytuały, które powodują że krok po kroku moje codzienne życie staje się lepsze. 3 z nich dotyczą  zdrowia. 3 dotyczą rozwoju osobistego. 3 mojej  pracy. Wszystkie te postanowienia są mniej lub bardziej drobne i nawet jeśli nie do końca uda się mi je zrealizować, już samo próbowanie, dążenie do celu powoduje, że moje życie choćby o mały krok staje się lepsze. Pozostaje jeszcze postanowienie dziesiąte. I to zawsze jest największe. Jest to mój roczny, główny, najważniejszy, wielki cel nad którym koncentruje się przez całe 12 miesięcy. Dokładnie od 1 stycznia, do 31 grudnia.

     To, że postanowienia są bardzo ważne i naprawdę warto je dokładnie zapisywać, uświadomiłam sobie kiedy kilka dni temu ze starego kalendarza odhaczyłam mój główny cel tego roku: „w 2014 mam swoją firmę z wycieczkami po wyspie Korfu”.

     Zdaje się, że zapisując to postanowienie, chyba nie do końca wierzyłam, że się ono spełni. Jeszcze wtedy wydawało mi się ono  nieosiągalne i nierealne. Ten krótki moment, kiedy kilka dni temu odhaczałam mój cel główny… Nie jestem pewna czy kiedykolwiek wcześniej czułam w życiu większą satysfakcję.

     Dziś jest ostatni poniedziałek starego roku. Zostały trzy dni do 1 stycznia. Jest to idealny moment, by podsumować mijający  rok. Usiąść spokojnie i pomyśleć jak można poprawić swoje życie, swoją codzienność, jak stać się jeszcze lepszą wersją siebie.

 

      Jak to zrobić, by noworoczne postanowienia się spełniły  lub by być możliwie najbliżej ich zrealizowania:

1)      wszystko koniecznie zapisz  w miejscu do którego jak najczęściej zaglądasz (pierwsza strona kalendarza, kartka przyczepiona do lustra w łazience, na lodówce w kuchni lub  przy łóżku)

2)      twoje cele muszą być jak najbardziej konkretne, niech tuż obok nich znajdą się konkretne liczby (zamiast pisać „będę się zdrowiej odżywiać”, lepiej napisz „codziennie zjem co najmniej jedno jabłko”)

3)      wiele  celi potrzebuje konkretnych dat (np. do 1 czerwca schudnę o 5 kg, albo 10 maja podejdę do egzaminu na certyfikat z angielskiego; stwierdzenia „schudnę” lub „będę się uczyć angielskiego” zazwyczaj nic nie dają)

4)    rok ma aż, a raczej tylko 365 dni, więc  nad swoim celem pracuj codziennie, tak by podobnie jak mycie zębów, stało się to elementem codzienności, bez którego nie wyobrażasz sobie iść spokojnie spać

5)      szczególnie w osiąganiu tych wielkich celów, koniecznie wizualizuj sobie ich realizację; przed pójściem spać, po obudzeniu się, kiedy stoisz w korku, czekasz w kolejce; wtedy wyobrażaj sobie siebie po osiągnięciu celu, takie myślenie jest naprawdę super przyjemne.

     I to właśnie dzięki tej piątce plus potężnemu nakładowi pracy, kilka dni temu niemalże z namaszczeniem odhaczyłam swój tegoroczny cel.

     Za chwilę zapiszę noworoczne  postanowienia do nowego kalendarza.  Białe, pachnące tym co „nowe” strony, aż  proszą się o zapisanie. Każda z nich, to jeden nowy dzień, a ten to przecież zupełnie nowa szansa.  Nawet jeśli po drodze przydarzy się niejeden kleks, warto codziennie starać się by  pisać jeszcze ładniej w nowym zeszycie. Na każdej nowej kartce.

      W 2015 codziennie będę pamiętać o prostowaniu pleców.  Codziennie zjem co najmniej jeden owoc. Na maile będę odpisywać na bieżąco. Przed zaśnięciem przez 5 minut będę ćwiczyć jogę. Co noc chodzić spać będę wcześniej. Jaki jest jednak mój główny cel, nad którym będę pracować całe 12 miesięcy…??? O tym już na samym początku stycznia, bo niezbędna będzie mi również i wasza pomoc…

     Tymczasem – wiele siły i dobrej energii na to by Wasz rok 2015 był jak najlepszy! Bo przecież zależy to tylko i wyłącznie od nas…

     I na sam koniec coś, co z pewnością w tym temacie was  zainspiruje:

    Przy pisaniu tego tekstu inspirowałam się książką  „Zasady Canfielda”, Jack Canfield, wyd. Studio Emka, Wa-wa, 2009.