Dlaczego w greckiej rodzinie czasem dochodzi do rękoczynów? Ale… kiedy zjawia się policjant, każdy wie za kim stać ma murem… niedziela, 15 marca 2015

     Nikt nie wie jakim to cudem drzwi do pokoju Ogórka i Octa, jeszcze trzymają się na zawiasach. Zdaje się, że odpowiedzi na to pytanie szukać trzeba w świecie sił  nadprzyrodzonych. Chłopaki chcą by drzwi były otwarte, bo pokój jest mały i jest w nim zwyczajnie duszno. Jednak klientek na manicure Cytryna ma coraz to więcej. A że sam pokój jak i jego mieszkańcy wyglądają mało reprezentacyjnie, Cytryna wciąż je zamyka.

     Dokładnie na środku drzwi, jakby to miejsce ktoś wyznaczył za pomocą cyrkla, znajduje się jedna, wielka dziura, obecnie dość niesfornie zalepiona taśmą.  Jak powstała? Tak się składa, że świadkiem tego wydarzenia był Jani.  Oto jego relacja.

     Umówiliśmy się z Ogórkiem, że wieczorem  obejrzymy film. Wszystko ustalone było jeszcze poprzedniego dnia i Ocet dobrze o tym wiedział. Nie chciał z nami oglądać, bo miał wypróbować jakąś nową grę. Nie mam pojęcia dlaczego, nie mógł dźwięk mieć na słuchawkach, a  wszystko musiało lecieć z głośników. Nie wiem, ale najpewniej chciał się na Ogórku za coś wcześniej odegrać. Podgłośnił  tak mocno, że nie słyszeliśmy niczego z filmu. I oczywiście – kłótnia. Kiedy  tylko zaczęli, podbiegła Cytryna i zamknęła drzwi. Jak oni się kłócą… Trzeba to zobaczyć… Do Octa nie trafiały żadne argumenty, bo po prostu się uparł! Typowy passa! W pewnym momencie, Ogórek też już nie wytrzymał. Nie wiedział co ma zrobić z rękami… Więc… Z  całej siły walnął pięścią w te drzwi. Jego ręka przedostała się  na drugą stronę…  Zareagowała nawet Cytryna. Zajrzała przez nowo powstałą dziurę i spytała: „Może… plasterka?”. Plasterka… Cała ręka Ogórka była poharatana. Zdarty naskórek,  krew…

 

      Jeszcze tego samego wieczora, chłopaki mieli jechać do centrum miasta. Ogórek zapomniał fajek ze sklepu, a później miał spotkać się z nowo poznaną dziewczyną (tak! tak! tak!). Ocet postanowił popracować w swojej kawiarence. Tak naprawdę, żaden z nich nie mógł już dłużej wytrzymać z sobą w tym przeklętym  pokoju.

    Prowadził Ocet. Ogórkowa ręka napuchnięta, równo zawinięta przez Cytrynę bandażem. Przy kciuku dyskretna kokarda. W samochodzie  czas umilała kosmiczna muzyka z gier komputerowych z początku lat 90tych, czyli ulubione hity Ogórka.

      Chłopaki zdążyli przejechać pięć minut(!), poczym… zatrzymała ich policja.

      -Dokumenty proszę!

    -Ale przecież my nic nie zrobiliśmy! Jechałem 40 na godzinę! Jeszcze dobrze nie zdążyłem wyjechać z podwórka – powiedział Ocet.

      -Czy ja o coś pytam? Prawo jazdy. Dowód rejestracyjny.

      Ocet zaczął się gramolić w poszukiwaniu portfela. Siedząc, podniósł wielki zadek, szukając w tylnych kieszeniach.  Ogórek przyciszył muzykę. Całość poszukiwań trwała trochę. Policjant nie chciał tracić czasu:

       -W takim razie, dokumenty pana proszę!

       -Moje? Ale ja przecież tylko siedzę. Zresztą nie mam nic przy sobie. Portfel z fajkami zostawiłem w sklepie.

       W międzyczasie poszukiwania Octa trwały  nadal. Ani prawa jazdy, ani dowodu rzecz jasna z sobą nie miał. Znany jest jednak z upartości, więc szybko nie traci nadziej. Szukał wytrwale.

      -Proszę wyjść z samochodu!

      -Ja? – spytał Ogórek.

     -Tak, najpierw pan. A kolega niech dalej szuka.

     -Człowieku! Czy ty chory jesteś? Nie masz co robić? Nudzi ci się w pracy? Przecież ja mieszkam trzy minuty stąd! Siedzę spokojnie, nic nie zrobiłem i nagle mam udowadniać, że… ja to jestem ja???

      -Będę pana musiał zabrać na komisariat.

      -Nie… To chyba mi się śni… Albo tu jest jakaś ukryta kamera? Przecież ja mieszkam trzy  mi-nu-ty  stąd! Idioto! W tym nie ma żadnej logiki! I niby z jakiego powodu mam iść teraz na komisariat???!!!

      -Za znieważanie policjanta. Proszę wsiąść do radiowozu – powiedział policjant z twarzą zupełnie niewzruszoną.

      Ogórek miał taką minę, jakby ktoś włożył mu blender do głowy. Ocet dobrze widział, że jeszcze chwilka, moment  i Ogórek zdzieli policjanta po twarzy. Rześko wyskoczył z samochodu, jakby się paliło:

     -Chwileczkę! Chwileczkę! Szanowny panie władzo… O co tyle krzyku! Nie trzeba się denerwować. Mojego brata potrafią czasem ponieść emocje…

     -Pana o zdanie nie pytam.

     -Ale widzi pan… To wszystko nie jest takie proste, jak się panu wydaje… Niech pan spojrzy na jego rękę. Chłopak nie daje rady… Widzi pan, panie władzo… Nasza matka… Ona nas… TORTURUJE! I psychicznie się nad nami znęca!

     Policjant spojrzał na rękę Ogórka. Rzeczywiście. Opuchnięta. Zawiązana bandażem.

     -Tak jest panie władzo! To raczej my potrzebujemy pomocy! Czy pan wie co dzieje się u nas w domu? Tego nie da się wytrzymać. Matka przeżywa obecnie jakieś odrodzenie, drugą młodość… Gada od rzeczy. A ostatnio to postanowiła zostać  manicurzystką. Mój pokój przerobiła na salon i przemalowała wszystko na różowo!  A nas wcisnęła do jednego pokoju. Ta kobieta zupełnie postradała zmysły i co najgorsze… Ona się niczym nie przejmuje! I ostatnio powiedziała, że kolacji to nam już w ogóle nie będzie szykować! Uważa, że obiady to i tak za dużo… Czy pan, panie władzo sobie to wyobraża… I jak ten człowiek ma nie być  zdenerwowany…?

     Monolog Octa trwał jeszcze trochę. Ze szczegółami opisał jak wygląda ich pokój, w jakim jest stanie i to, że Cytryna w nim nawet nie odkurza. Że zamiast mięsa, to na obiad coraz częściej są warzywa, bo przy okazji stwierdziła, że chce również ulepszyć rodzinną dietę. W całym domu śmierdzi acetonem i cały czas słychać tam trajkot  wyfiokowanych kobiet.

     Mina policjanta najpierw zupełnie neutralna, zrobiła się nieco zatroskana. Kiedy Ocet skończył, policjant podsumował:

     -No widzicie chłopaki, takie życie. Tym kobietom  to się w głowach zupełnie poprzewracało. Co za czasy… Co za czasy… Ale nie przejmujcie się aż tak bardzo. Raz na wozie, raz pod wozem. Później jakoś się ułoży. U mnie zresztą też… wcale nie lepiej…  – policjant wyciągnął paczkę z papierosami. Zapalił jednego i poczęstował Ogórka.

     Wypalili po papierosie i ponarzekali na te dzisiejsze baby i tę przerażająca modę na zdrowe odżywianie. Zastanawiając się co właściwie jest dla nich gorsze, odjechali. Każdy w swoją stronę.

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Dostaliśmy… ot!… taki „mały” prezent od sąsiadów… poniedziałek, 9 marca 2015

     Jednym z wielu, wielu plusów jakie daje mieszkanie w Grecji, jest oliwa z oliwek. Ogromne ilości oliwy z oliwek, której jakość jest fenomenalna. My na dodatek mamy takie szczęście, że nasi sąsiedzi mają sad oliwny. I każdej jesieni z zebranych oliwek tłoczą swoją własną oliwę. Tak, wiem… W tym momencie  można nam naprawdę pozazdrościć. Właśnie dostaliśmy od nich  taki „mały” prezent. Pięciolitrową butlę z przydomową oliwą z oliwek.

       Tylko mieszkając w Grecji mam taką fantastyczną możliwość, że oliwy z oliwek nie oszczędzam ani trochę. Podobnie jak świetnego, greckiego wina w mojej spiżarce zawsze jest kilka butelek  zapasów. Oliwa leje się więc bez ograniczeń do każdej możliwej potrawy. Jedyne czego z nią nie robię, to na niej nie smażę. I nie robię na niej popcornu, który uwielbiam, bo ma wtedy jakiś dziwaczny popcornowo – oliwkowy  smak. Czy można smażyć na oliwie, czy nie  – kwestia sporna. Być może ktoś z was rozwiąże ten dylemat w komentarzach? Mnie niestety nie udało się jeszcze rozgryźć tej zagadki. Choć ja nigdy tego nie robię, bo smażone tak jedzenie mi nie smakuje, to nadal nie wiem czy można to robić czy nie i jakie jest tego wytłumaczenie.

      Oliwa z oliwek, zwłaszcza taka „podarowana od sąsiada”, to samo zdrowie! To jedna z najzdrowszych rzeczy, którą można pochłaniać w tym kraju. I to właśnie dzięki jej zasłudze dieta, a raczej sposób odżywiania na Krecie, jest uznawany za najzdrowszy w całej Europie. Starsi Grecy bardzo często doradzają, żeby każdego dnia wypić bez niczego łyżkę samej oliwy z oliwek, tak dla zdrowia.

      Dobroczynne właściwości oliwy nie mają końca. Ja od czasu do czasu stosuję ją również jako kosmetyk. Już od dłuższego czasu używam kosmetyków o jak najbardziej naturalnym składzie. A tu – 100% natura! Bardzo często, zaraz po wymyciu twarzy, wcieram kilka kropel w dłonie, rozcieram, na następnie przykładam do umytej twarzy. Od czasu do czasu zdarza mi się stosować oliwę zamiast balsamu do ciała. Nagminnie używam jej również jako krem do rąk. Jest szczególnie dobra na wysuszoną skórę na łokciach. Wydawać by się mogło, że po jej zastosowaniu na skórze zostanie  tłusta powłoka. Nic bardziej mylnego, bo taka oliwa bardzo szybko się wchłania, zostawiając świetnie nawilżoną, pachnącą naturą skórę.

 

     Kiedy ktoś pyta mnie, co najlepiej zabrać ze sobą z  Grecji do Polski, bez zastanowienia  odpowiadam, że największym skarbem jaki można stąd ze sobą wziąć jest przydomowa oliwa. Dlatego lecąc do Ellady, warto mieć jak najlżejszy bagaż, żeby oliwy  zabrać jak najwięcej. Jak rozpoznać tę najlepszą oliwę i jak ją zapakować, by nie rozlała się w bagażu? Mam na to swoje patenty, ale o tym w cyklu „Jadę do Grecji na wakacje”, który jak co roku rozpocznie się pod koniec maja.

 

W Grecji jest coraz bardziej wiosennie… wtorek, 3 marca 2015

    Nie ma na świecie wielu rzeczy, których nie lubię tak bardzo jak zimna i zimy. Kiedy jest mi zimno, jestem wściekła! Choć nie mam pojęcia skąd u mnie właśnie taka reakcja? Zimą dzień zanim się rozkręci, to już właściwie się kończy. Krajobraz wszędzie bury, bo nawet i w Polsce śniegu zimą z roku na rok jakby coraz mniej. I na dodatek te wszystkie zimowe ubrania. Kurtki, szaliki, czapki, rękawiczki. Ubieranie tego wszystkiego i ściąganie  z siebie, to dla mnie istna katorga!

     W tym roku w Grecji zima wydaje się kończyć jakby trochę szybciej. Jest przecież sam początek marca, a z dnia na dzień pojawia się coraz więcej jej zwiastunów. Tak jak nie znoszę miesięcy zimowych, tak za tym momentem, kiedy wszędzie czuję nadchodzącą wiosnę, po prostu przepadam! Nagle chce mi się… wszystkiego! Czuje jak wszystko dookoła dodaje mi życiowej energii.

     Kochani! Idzie wiosna!!! Dziś kilka namacalnych na to dowodów…

SŁOŃCE

Co prawda w naszej okolicy śniegu  nigdy nie ma. Zastępują go  czasem nawet kilkudniowe  deszcze. To naprawdę nic fajnego… Na całe szczęście tych deszczowych dni jest coraz mniej. I coraz częściej przez całe dnie świeci przecudowne słońce. Słońce = życie. Dlatego do codziennego funkcjonowania jest tak bardzo potrzebne. W takie właśnie dni wychodzę jak najczęściej i poddaje się darmowej terapii witaminą D. Wystawianie twarzy do słońca, jest takie przyjemne…

 

ZIELEŃ

Te wszystkie szarości, brązy i kolory, które nie mogą się zdecydować czym właściwie są, z dnia na dzień porastają  świeżutką zielenią, którą po prostu chciałoby się zjeść!  Jeszcze tylko kilka plamek żółtego i już samo patrzenie dodaje energii.

 

CHCE MI SIĘ!

Zimą jeśli na zewnątrz nie mam nic do roboty, muszę się nieźle zmuszać, żeby wyjść z domu. Wiem, że „muszę!”, tak choćby dla zdrowia. Jednak zestaw wiatr + deszcz prosto w twarz, to nic przyjemnego. Za to wiosną jest odwrotnie i nie chcę się wracać do domu. Tak jak zimą za nic na świecie nie chce mi się uprawiać żadnego sportu, tak w tym okresie buty do biegania same wskakują mi na stopy i jakby same biegną prosto przed siebie…

 

OWADY

Jak podejrzewam właśnie teraz w przyrodzie trwa jedna wielka orgia! Co prawda za robalami zbytnio nie przepadam, ale i one są na świecie bardzo potrzebne. Chociażby po to, by latem przemienić się w piękne motyle.

 

MIASTA

Coraz więcej ludzi jest też w miastach. Zalane słońcem ulice zaczynają tętnić życiem. Szczególnie w takie piękne dni, kiedy pogoda dopisuje, wszędzie jest pełno ludzi, którzy jakby zbiorowo czerpią przyjemność z bycia na zewnątrz.

 

KAWIARENKI

Już coraz częściej pogoda jest tak ładna, że kawiarniane  życie przenosi się na zewnątrz. W środku pusto, a na zewnątrz pozajmowane wszystkie stoliki. Z dnia na dzień ludzi będzie jeszcze i jeszcze więcej.

 

SKLEPOWE WYSTAWY

Nawet manekiny na sklepowych witrynach stwierdziły ostatnio, że jest na tyle ciepło, że trzeba koniecznie ściągnąć kurtki, czapki i szaliki. Nawet na wystawach pojawia się coraz więcej kolorów i pomysłów na nowy sezon. Najwyższa pora by zrobić to co dziewczyny lubią najbardziej, czyli… zastanowić się nad garderobą na wiosnę i lato!

 

PORZĄDKI

Jak na razie widzę tylko jeden minus. Jednak widzę go zatrważająco dokładnie. Wystarczy spojrzeć na okna po jesienno – zimowych przeżyciach… Słońce, zwłaszcza te greckie,  kiedy tylko się pojawi, usilnie  przypomina że dom wymaga dodatkowych porządków, zwłaszcza w temacie okien. Jeśli chodzi o porządki, nas czeka niestety coś jeszcze. O istnieniu tego greckiego zwyczaju uświadomiłam sobie dosłownie kilka dni temu. Ale o tym… Już w następnym poście!

 

Mój wywiad dla Onetu… sobota, 7 lutego 2015

    Kilka dni temu ukazał się na Onecie wywiad, który udzieliłam Marii Organ. Rozmawiamy w nim właściwie o wszystkich najważniejszych aspektach  życia w Grecji.  Link do wywiadu znajduje się niżej.  Mam nadzieję, że będzie się wam dobrze czytało! Z wielką przyjemnością zapraszam do lektury…

http://www.blogroku.pl/2014/artykuly/jak-piekna-blondynka-radzi-sobie-w-swiecie-grekow-,5666551,1,artykul.html

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Dlaczego dobrze jest, kiedy poczta mieści się obok sklepu mięsnego?… poniedziałek, 12 stycznia 2015

     Każda wizyta na poczcie w naszej wiosce, to prawdziwa przygoda. Zawsze cieszę się, kiedy mam coś tam załatwić bo wiem, że z pewnością stanie się coś ciekawego. Urzędy pocztowe w Grecji pracują od poniedziałku, do piątku do godziny 14.00. I ani minuty dłużej! Kto nie zdąży załatwić swojej sprawy – jego problem. Nie ma wysyłania listów, paczek, opłacania rachunków po godzinie 14! Kropka.  Do dziś często jednak o tym zapominam i wciąż ciężko jest mi się do tego przyzwyczaić. Tak na marginesie… Post na temat godzin otwarcia sklepów i urzędów w Grecji również będzie, bo to bardzo ciekawy temat.

       Mam taki dziwny nawyk, że na naszą pocztę zawsze biegnę w ostatniej chwili i zawsze jestem mniej więcej za dwie druga. Zdaje się, że robię to trochę podświadomie, żeby zobaczyć ten  jedyny w swoim rodzaju widok…

      Na naszej poczcie pracuje trzech brodatych panów, w wieku 65 plus.  W tym właśnie urzędzie pocztowym grawitacja wydaje się rządzić trochę innymi prawami. Wszystkie przedmioty są jakby cięższe, więc każdy ruch pracowników jest wykonywany z dodatkowym nakładem sił, tak by przezwyciężyć ową wzmocnioną grawitację. Kiedy trzeba po coś sięgnąć, widać że dzieje się to dużo wolniej i  z takim trudem. A sekundę po skończeniu zadania, ręka jakby sama z powrotem przylepia się do powierzchni biurka. Że też naszą pocztą nie zainteresowała się jeszcze NASA…

     Już za pięć druga atmosfera w urzędzie staje się rozluźniona. Brodaci panowie zapalają wtedy po papierosie. Zdarza się, że otwierają również  piwo. Nie wiem dlaczego, ale zawsze musi być  w puszce.

    Błagam… Wyobraźcie sobie  taką sytuację w jakimkolwiek urzędzie pocztowym w Polsce… Gość za okienkiem z papierosem i piwem… Prawda, że widok co najmniej ciekawy 😀

      Jakiś czas temu, będąc jeszcze w Polsce, Jani miał wysłać mi ważne papiery, które zapomniałam z domu. Potrzebne było mi to na teraz, a na nieszczęście był to piątek. Jani pędem wybrał się więc na pocztę. Nie był wiele szybszy niż ja, bo urząd zamykać mieli za dziesięć minut. Wpadł na pocztę, ale niestety… Okazało się, że zabrakło prądu.

    -Co prawda może pan kupić znaczek i zapłacić, a my możemy nawet teraz nadać paczkę. To co trzeba wstukamy już po weekendzie. Problem w tym, że tę paczkę trzeba zważyć! A waga jest elektroniczna. – powiedział jeden z brodaczy.

    -Naprawdę, nie da się z tym niczego zrobić? To bardzo ważne! A dziś jest już piątek…

    -Hmmm… No cóż ja panu poradzę…

    Po chwili dłuższych namysłów i pertraktacji, wielki zegar wiszący na ścianie wskazał za pięć druga. Oznaczało to, że można już otworzyć puszkę z piwem. Znacie to niepozorne  „pstryyyk!”, po którym   tak magicznie  rozluźnia się atmosfera.

    -To znaczy… Jest pewne wyjście… – powiedział jeden z brodaczy popijając już piwo. Podszedł do okna i wytężył wzrok. – O! Sklep mięsny jeszcze otwarty! –dokończył coś tam dłubiąc sobie w zębie.

    -A… No… – dodał brodacz za biurkiem. –Dobra, to niech pan leci szybko do tego mięsnego! – powiedział do Janiego.

    -Po co?! – zdziwił się Jani.

    -Zważyć paczkę! Rzeźnik ma taką starą, mechaniczną wagę! To zważy. Biegnij pan! Za chwilę się zwijamy.

     Paczka, przyozdobiona   kilkoma plamkami krwi,  dotarła ekspresowo, już  na początku następnego tygodnia. Nie wiem na jakich zasadach to się opiera, ale wszelkie przesyłki  nadawane z naszej poczty zawsze dostarczane są jeszcze przed czasem. Śpiesz się powoli! Ciekawe, czy autorem tego powiedzenia nie byli Grecy…

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co jest potrzebne do zdobycia greckiego obywatelstwa?… poniedziałek, 1 grudnia 2014

       Dziś pierwszy grudnia. Boże Narodzenie zbliża się więc wielkimi krokami! W naszym domu już od kilku dni palą się choinkowe światełka, które co roku rozwieszam w oknie. Dziś potnę cytryny na plastry, żeby je ususzyć, a później udekorować nimi bożonarodzeniowe prezenty. Co chwilę znajduję jakąś super fajną szyszkę i zastanawiam się jak ją wykorzystać. W naszym domu jest coraz więcej ciepło mieniącego się złota, zestawów czerwono – zielonych, czy też głębokiego fioletu. Wielką fanką zimy nie jestem, ale za Bożym Narodzeniem przepadam. Uwielbiam ten okres przedświąteczny i cieszę się, że mam czas na to, aby go celebrować.

    Tęskni mi się jednak za latem i Kerkirą.  Zdjęcie z widokiem na Kanoni, wisi u nas w najbardziej widocznym miejscu i nawet teraz co chwilę  na niego patrzę. Trochę się u mnie zmieniło po powrocie z wyspy. A może – zmieniło się we mnie?

   Podział mojego roku na dwie mniej więcej równe, dość skrajne części, bardzo mi odpowiada. Sezon wiosenno letni, który zahacza o początek jesieni, to szalenie intensywna praca. Tego lata w domu właściwie tylko sypiałam. A jedyny posiłek, który miałam czas przygotować, to zalanie na rano płatków mlekiem.

   Jesień, zima i sam początek wiosny, to teraz dla mnie czas zasłużonego odpoczynku. Regenerowania sił. Koncentracji na pisaniu i czytaniu. Przygotowań do kolejnego sezonu. Czas na moje pasje i takie zwykłe, najzwyklejsze rzeczy. Dopiero po tak intensywnym lecie naprawdę doceniam to, że nie muszę tak ze wszystkim pędzić.

***

     Jak w co którąś niedzielę, mniej więcej po obiedzie umówiłyśmy się z Angeliki na kawę. Już od dwóch lat Angeliki jest moją nauczycielką greckiego. Wyjaśnia mi zawiłości greckiej gramatyki i uczy pisać, koryguje moje błędy.

    Przed naszym wczorajszym spotkaniem zostało mi jeszcze trochę czasu. Na desce do prasowania leżała mała sterta świeżo wypranych ubrań. Idealny moment,  by się z nimi uporać. Zdążyłam uprasować całość, poskładać wszystkie rzeczy, umieścić w szafkach i szufladach. Ręczniki na ręczniki. Skarpety do szuflady. Koszule na wieszaki. Kiedyś dziwiłam się Fecie, że prasuje absolutnie wszystko. Wszystko to może przesada. Ale rzeczywiście, kiedy rano nakładam świeżą, pachnącą koszulę, a moja ręka rozwarstwia sprasowany  wcześniej materiał i pozostawia wzdłuż ramienia jedną, równą kreskę, to jest to jakoś tak… przyjemne. Takie pranie pachnie dbałością. O siebie. Drugiego człowieka. O dom.

    Kiedy wychodziłam, zabrałam ze sobą jeszcze śmieci. W plastikowym pudełku po tzatzikach, pokruszyłam czerstwiejący chleb i zalałam go mlekiem. Nasze śmietnikowe koty to uwielbiają. Ależ radocha była przy tym śmietniku. Taka  niby mała rzecz… Popatrzyłam kilka chwil na tę radość i pobiegłam na spotkanie z Angeliki.

***

    -Jak tam Dorota, co dziś robiłaś, jak ci mija dzień? – spytała, zamawiając jednocześnie kawę.

   -A takie tam! Nic szczególnego. Leniwa niedziela.  – w międzyczasie dosiadł się Adonis, narzeczony Angeliki. –A wiesz co… Przed naszym spotkaniem udało mi się uprasować całe pranie, fajnie nie? – po drugiej stronie cisza. Następnie po chwili:

   -Dorota, przecież ty raczej nigdy nie prasowałaś? Pamiętam, jak mówiłaś że to strata czasu.

   -No, wcześniej to raczej nie… Ale teraz jakoś tak… Po wakacjach zaczęłam. A jak już zaczniesz… To wiesz…

  Po chwili nasz mały stolik uginał się od kaw, ciasteczek i wielkich szklanek wypełnionych wodą.

   Adonis, kiedy jakimś przypadkiem znajdzie się na naszym spotkaniu, zawsze ma ubaw z typowo babskich rozmów i  wszystkich tych „problemów”.

   -Wiesz co Dorota… Możesz po grecku mówić bez najmniejszego błędu. Wyrobić sobie akcent. Możesz tu mieszkać nawet i pięćdziesiąt lat. Ale to wcale nie jest najważniejsze przy zdobyciu  greckiego obywatelstwa.

   -Greckiego obywatelstwa? Ale ja po pierwsze  go nie potrzebuje, a po drugie – wcale nie chcę…

   -Chcesz, nie chcesz – nikt się o to nie pyta. To dzieje się samo. Zaczęłaś prasować ubrania. I coś czuje, że odnalazłaś w tym nieznaną ci wcześniej przyjemność. W ten właśnie sposób, zupełnie nie wiadomo kiedy, dostałaś greckie obywatelstwo!  – spuentował Adonis jak zawsze: pół żartem,  pół serio.

 

NOWY CYKL! Poradnik emigrantki cz.1: Poznałam Greka… I co ja mam teraz robić?… środa, 26 listopada 2014

 

       

      Duża część maili, która przychodzi do mnie w sprawie bloga, zaczyna się mniej więcej tak: „(…) Poznałam Greka(…). I co ja mam teraz robić?”.

       Jak się zapewne domyślacie, piszące to dziewczyny będąc w kropce, jednocześnie są w rozsypce. Iść za głosem serca czy rozumu? Co powiedzą rodzice? Zostawić pracę / szkołę / przyjaciół? Rozpocząć zupełnie nowe życie? I tak dalej i tak dalej. Maile te są bardzo do siebie podobne, pod względem treści jak i zawartych w nich emocji. I tu wniosek pierwszy. Dziewczyny… dobra wiadomość – nie jesteście w tym wszystkim same! Podejrzewam, że są Was setki jak nie tysiące! Ja również przechodziłam dokładnie to samo. Żyję i mam się nadzwyczaj dobrze!

      Na takie maile bardzo trudno jest mi odpowiedzieć. Nie dla tego, że nie mam na to czasu, czy też mi się nie chce (czas mam, a chęci jeszcze więcej ;). Jest to po prostu niemożliwe, żeby w jednym krótkim mailu wyjaśnić dokładnie wszystko. Z tego powodu postanowiłam rozpocząć na „Sałatce” nowy cykl, z myślą o wszystkich dziewczynach, które znajdują się, znajdowały, albo być może kiedyś znajdą, w podobnej sytuacji. Wybaczcie mi, że na te zalegające maile już nie odpowiem. Tutaj znajdziecie wyczerpującą odpowiedź. Czekam również na Wasze komentarze. Dzielcie się swoimi doświadczeniami, przeżyciami, spostrzeżeniami. Jestem przekonana, że nie tylko dla mnie będą one często bezcenne.

PORADNIK EMIGRANTKI cz.1: Poznałam Greka… I co ja mam teraz robić?

    Umówmy się, że „Grek”, funkcjonuje tu umownie. Równie dobrze może być to Chińczyk, Amerykanin, Francuz, Włoch czy też Hiszpan. To raczej nie ma większego znaczenia, za to cała sytuacja jest bardzo uniwersalna. Poznajecie faceta z innego kraju, zupełnie innej kultury. Zakochujecie się i nie wiecie… co robić z tym dalej?

      Jak te początki wyglądały u mnie?

     Janiego poznałam osiem lat temu, kiedy wyjechałam na wyspę Lesbos,  na roczne stypendium Sokratesa. Do Grecji leciałam pierwszy raz i nie miałam o tym kraju bladego pojęcia. Dosłownie – bladego! Wiedziałam, że stolicą są Ateny i zdaje się mają tam jakiś inny alfabet. Rozmowę klasyfikującą mnie do programu, mam dokładnie przed oczami.

    -Ma pani do wyboru trzy kraje. Holandia, Węgry. I o… właśnie otworzyli nowy kierunek – Grecja. Co pani wybiera?

    Na zastanowienie miałam jakieś 5 sekund. Burza w mózgu jakby odwirowywało mi się w nim pranie. Gra krótkich skojarzeń. Holandia = tulipany. Węgry = tam chyba jest duży odsetek osób z depresją. Grecja = nie mam pojęcia, ale Grecy to zdaje się muszą być całkiem przystojni!

    -To… yyy… Grecja! –  i tak właśnie w tym jednym momencie,  zdecydowałam o solidnej części mojego przyszłego życia. W sumie, skojarzenie miałam całkiem trafne;)))

    O tym, że jadę na Lesbos, dowiedziałam się po jakimś miesiącu, bo w papierach cały czas było błędnie napisane, że chodzi o  Ateny. Ateny, wyspa Lesbos – kto by się bawił takimi szczegółami? Nawet do końca nie wiedziałam, jaki kierunek będę tam studiować… Na pytanie moich przerażonych rodziców, jak zamierzam się tam dostać, bo wyspa Lesbos jest właściwie przy samej Turcji, odpowiedziałam, że najpierw wsiądę do samolotu, a później znajdę sobie  jakąś łajbę. Moja mama natychmiast pobladła.  Do dziś pamiętam, jak mówiąc to przeskakiwałam palcem po mapie Europy. Na mapie wszystko wydaje się takie małe i proste. Ale w sumie – jak powiedziałam – tak mniej więcej zrobiłam. I dopiero w  dziesiątej godzinie rejsu ową łajbą, zaczęłam się zastanawiać czy to była dobra decyzja. Kiedy dobiłam do brzegu wyspy Lesbos, na zastanawianie się było już stanowczo za późno i naturalnie na drugi dzień już chciałam wracać.  Nigdy w życiu nie zapomnę, jak pierwszy raz rozgrzany po całym lecie, wrześniowy, grecki wiatr uderzył w moją twarz. Kiedy czułam to powietrze w  płucach, wiedziałam że jestem w zupełnie innym świecie.

   Wybranie się na stypendium Sokratesa, to jedna z najlepszych rzeczy jaką można zrobić na studiach. To było kilka absolutnie najfajniejszych miesięcy w moim życiu. Wtedy też poznałam Janiego.

   Po roku w Grecji wróciłam do Polski i przez myśl mi nie przychodziło, że kiedykolwiek mogłabym zamieszkać w Elladzie. Kończyłam studia. Myślałam co dalej. Przez jakieś trzy lata nasz związek funkcjonował na odległość, kursując między Polską, a Grecją. Znalazłam wtedy pracę jako kelnerka, a Jani w myjni samochodów i dokładnie wszystkie zarobione tak pieniądze przeznaczaliśmy na bilety lotnicze.

    Co było potem? Przez cały czas nie wyobrażałam sobie zupełnie, że kiedykolwiek mogę mieszkać w Grecji. Nie! Nie! I raz jeszcze nie! Tak rozpoczynała się i kończyła każda rozmowa pt. „gdzie będziemy mieszkać?”. Jani kończył swoje studia, a wieki na odległość funkcjonować się przecież nie da. Po moich naciskach, to najpierw on przyjechał do Polski, gdzie mieszkaliśmy razem półtora roku. Choć tak pewnie musiało być, to  teraz wiem, że była to najczystsza głupota.  Pewnie zastanawiacie się dlaczego?

    Dlatego, że w takiej sytuacji bardzo szybko następuje odwrócenie ról w dwuosobowym zespole: mężczyzna – kobieta. Facet już nie zabierze samochodu do mechanika i nie wykłóci się z nim, kiedy ten zacznie oszukiwać, bo przecież  nie zna języka… Sam nie załatwi prawie żadnej urzędowej sprawy… Raczej mało prawdopodobne, że znajdzie w Polsce fajną pracę. Równie mało prawdopodobne, że ot tak pozna kolegę z którym raz na jakiś czas wyskoczą na piwo.  Ujmując dosadnie, taki facet jest jak „wykastrowany”. Myślę, że kobiety mają dużo większą łatwość w aklimatyzowaniu się w nowym środowisku i kraju. Poza tym, smutna prawda, ale my Polacy jeszcze wciąż nie odrobiliśmy pracy domowej z tematu tolerancji.

   Zapewne są przypadki, kiedy to się udaje,  jestem o tym przekonana. Ale z doświadczenia wiem, że przeprowadzanie się obcokrajowca  do Polski, w większości przypadków jest naprawdę bardzo trudne. I znacznie lepiej za granicą radzimy sobie my – Polki.

   Taka myśl, że być może w tę stronę będzie nam lepiej, prościej, zaczęła świtać mi mniej więcej po roku. Zajęło mi ponad rok, żeby do takiej decyzji dojrzeć.

   Co więc robić kiedy poznacie Greka, Niemca, Australijczyka? I wiecie, że chcecie z nim być. Moim zdaniem… Nic! Decyzja, o tym co robić dalej, przydrepcze sobie  sama. Bo tak naprawdę w kwestiach sercowych,  zupełnie nic nie da się, ani przewidzieć, ani tym bardziej zaplanować. Trzeba dać sobie czas i po prostu trochę poczekać. Rok. Być może nawet dwa, czy też i więcej…

   U mnie przyszło to samo pewnego ranka. Obudziłam się i po prostu wiedziałam, że w mojej głowie nastąpił przełom. Że coś najpierw we mnie urosło, a później odpowiednio dojrzało. I że jestem gotowa na to, by wyjść ze strefy komfortu mojej wygodnej codzienności i ponieść pewne ryzyko. Choć niesamowicie się bałam, wiedziałam że jestem gotowa.

   Wierzę, że w takich kluczowych momentach życia, pojawiają się pewne znaki. Takie zwykłe, łatwe do przeoczenia, zupełnie niepozorne. Dialog usłyszany gdzieś w tramwaju. Przedmiot, który znajdzie  się na ulicy. Artykuł, który sam wpadnie Wam do ręki. Książka, która przypadkowo otworzy się na konkretnej  stronie.  W moim przypadku, był to  ten krótki urywek z gazety. Wisi przy naszym lustrze w łazience i przypominam go sobie zawsze kiedy myję zęby…

FIRA – stolica Santorini. Czy warto jechać na wyspę poza sezonem? (cz. 2/4)… piątek, 21 listopada 2014

Widok z Firy na NEA KAMENI

Widok z Firy na NEA KAMENI

        CZĘŚĆ 1/4: Santorini –  “gwiazda” Cyklad

   „Sto kilometrów na północ od Krety znajduje się wyspa Santoryn, zwana także Thera albo Thira. W dawnych czasach nosiła imię Kalliste, czyli Piękna, chociaż dzisiaj  z pewnością nie należy do najbardziej ponętnych wysp archipelagu Cyklad. (…) Skały wulkaniczne o kolorze sinoczarnym wyrastają z morza  niedostępną ścianą. Księżycowy krajobraz wyspy przemienia się tylko we wschodniej części – w zielony ogród południowych drzew i winnic. (…)”

Zbigniew Herbert „Labirynt nad morzem”

Zeszyty Literackie, 2000, s. 48

       Ten fragment  „Labiryntu nad morzem” czytałam zdaje się  trzy razy. Czy naprawdę  Herbert uznał Santorini za „z pewnością nie najbardziej ponętną wyspę Cyklad”? Jak to możliwe? Nie mam zielonego pojęcia, ale rzeczywiście – jeszcze mniej więcej do lat 70tych  Santorini nie była uznawana ani za piękne, ani za ciekawe miejsce. Dzisiaj jest zupełnie inaczej…

  3 4

     Stolica Santorini, czyli Fira, to jedno z najważniejszych miejsc na całej wyspie. Znajduje się w zachodniej części, naprzeciwko wysepki Nea Kameni. Jej umiejscowienie jest dość  nietypowe. Fira przypięta jest do skał.  Te zaś tworzą 300 metrowy klif, który wisi nad kraterem wciąż czynnego wulkanu na Nea Kameni. Widok na tę niewielką wysepkę, jaki rozpościera się z wąskich uliczek Firy, to prawdziwe arcydzieło, którego autorką jest sama natura. Nea Kameni rozlewa  się  jak plama barwna wynurzając z  jedwabiście gładkiej tafli morza, czasami tylko przecinanej przez nieśpiesznie płynące łodzie, statki.   Dalej widać jedynie morze, które wydaje się  nie mieć tu końca. Po przeciwnej stronie tego  widoku – całkowity kontrast. Tam rozpościera się miasto Fira i w każdej możliwej sferze – wiele się tu dzieje.

    Dzisiejsza  Fira została częściowo odbudowana po trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Santorini w 1956 roku. Jest książkowym przykładem tego, czym jest architektura Cyklad.  Białe proste budowle z granatowymi akcentami w postaci kopuł i  minimalistycznej dekoracji. Od czasu do czasu, gdzieniegdzie, przez wąskie uliczki Firy przechodzą grupy osłów, grzecznie podporządkowane, temu kto je prowadzi. Przyozdobione kolorowymi paciorkami, sznurami i kocami, są jak radośnie poruszający się akcent barwny, wśród  białych uliczek Firy. Kto je tak przyozdobił? Kto tę całość zaprojektował i wpadł na taki  właśnie  pomysł? Nie mogę się nadziwić i po pierwsze uwierzyć, że wszystko  to powstało  tak po prostu z siebie. Z niekontrolowanej przez nikogo mieszanki wpływów: krajobrazu, klimatu, tutejszej kultury i folkloru.

6

    Na spacer po Firze można przeznaczyć jeden dzień, dwa, trzy… może nawet i tydzień, podziwiając to miejsce od samego poranka, do nieziemskich zachodów słońca i dalej, po zmroku.  Odwiedzić tutejsze muzea, winiarnie, coś przekąsić, spokojnie wypić kawę.

     To niesamowite miejsce ma jednak swoje minusy. Po pierwsze jest nim ilość turystów, jaka odwiedza Santorini każdego sezonu. Fira nie jest dobrym miejscem dla osób, które chcą zobaczyć jak na co dzień wygląda życie w Elladzie. Tu właściwie wszystko przeznaczone jest dla turystów, którzy za każdą przyjemność  muszą słono płacić. Niestety, ale ceny w niektórych miejscach potrafią być co najmniej wygórowane, co jednak może być  zrozumiałe. Mieszkańcy  żyją  tu głównie z turystyki, a turyści którzy  przyjeżdżają są zazwyczaj dość zamożni. Myślę, że ceny na Santorini choć bardzo wysokie, są również logiczne. Ta wyspa jest tak mała, a jeśli co roku przybywa tu prawie milion(!) turystów, podwyższenie cen jest  naturalne.

  8 9

      Między innymi po to, żeby uniknąć turystycznego szturmu i zapłacić mniej, wybraliśmy się na Santorini w drugiej połowie października. Turystów wciąż wszędzie było bardzo dużo, więc nie potrafię sobie wyobrazić, co dzieje się w sezonie. Udało nam się zapłacić mniej, między innymi wynajmując w samej Firze pokój za połowę ceny (czyli 35 euro za pokój 2 osobowy). Nie mogę jednak podpisać się pod stwierdzeniem, że październik był dobrym wyborem. Pogoda bowiem naprawdę dawała w kość. O kąpielach w morzu, czy też basenach, można tylko pomarzyć, zakładając na siebie pełne buty i swetry. Kilka dni było bardzo ładnych, ale przez połowę naszego pobytu wiał męczący wiatr, albo niemiłosiernie padał deszcz, zupełnie uniemożliwiając  jakiekolwiek zwiedzanie. Jednak i na to jest sposób. Dnia, którego tak mocno padało, po prostu „zamknęliśmy” się w tawernie… Co takiego jedliśmy? Jak nam  smakowało? I czym charakteryzuje się kuchnia Santorini? O tym wszystkim w części trzeciej!

  11 12 13

W następnej części (3/4):  „Jak ugryźć Santorini? Czyli kuchnia jednej z najpiękniejszych wysp Cyklad.”

 

Do przygotowania tekstu korzystałam między innymi z informacji zawartych w:

Labirynt nad morzem, Zbigniew Herbert, Zeszyty Literackie, 2000, s. 48

Podróże z pasją – Grecja, przewodnik Global, PWN, Warszawa 2009, ss. 678 – 680

„Idylla na beczce prochu”, Marta Legieć, Poznaj Świat (miesięcznik podróżniczy), lipiec – sierpień 2014, ss. 14 – 21

 

 

 

Santorini – „gwiazda” Cyklad (cz. 1/4)… piątek, 7 listopada 2014

       Na tę podróż czekałam jakieś trzy, cztery lata. Zawsze „coś” stało na przeszkodzie. Myślę, że to jednak dobrze. Bo kiedy marzenie ma szansę dojrzeć, dopiero wtedy jego spełnienie jest naprawdę wyjątkowe.

    Na Santorini wybraliśmy się  w drugiej połowie października.  Co prawda pogoda w Grecji jest wtedy bardzo niepewna, ale warto zaryzykować na rzecz zobaczenia wyspy po przejściu turystycznego tajfunu, który ją nawiedza w każde wakacje. Dojechaliśmy do Aten. Przez miejskie korki przedarliśmy się do Pireusu. Następnie wsiedliśmy do  promu, który obrał kierunek Santorini.

    O tym, że uwielbiam podróżować statkami, pisałam już zdaje się – z uporem maniaka. Ale  znów nie mogę się powstrzymać… To naprawdę najlepszy sposób podróżowania po greckich wyspach. Dlaczego? Lecąc samolotem człowiek nie jest w stanie odczuć odległości, jaka dzieli daną wyspę od lądu. A to ma ogromne znaczenie. Wpływa, wpływało i niezależnie od rozwoju cywilizacji, zawsze będzie wpływać na wyspiarskie życie, kulturę, historię, a nawet i jedzenie.  Nie mam pojęcia dlaczego, ale takie bujanie statku na falach jest dla mnie szalenie  relaksujące.

  3 4

    Santorini (Thira)  nie jest największą z wysp należących do archipelagu Cyklad, ale jest najsłynniejszą i najczęściej odwiedzaną przez turystów. Ta niewielka wyspa (powierzchnia 91 km2, liczba ludności 16 tyś.)  robi zawsze ogromne wrażenie. Nigdy nie spotkałam osoby, która nie była nią co najmniej zachwycona. Rzeczywiście, powstanie wyspy, jej historia, niesamowite okoliczności przyrody i to jak harmonijnie wpisała się w nie cykladzka architektura, robi ogromne wrażenie.

    Santorini to wyspa wulkaniczna. Powstała w wyniku jednej z największych katastrof w dziejach ludzkości. Około 1630 roku p.n.e., z siłą czterech  bomb atomowych wybucha  tu wulkan, który zatapia wyspę o nazwie Strongili (co znaczy: okrągła).  Jądro wyspy zapada się do morza, tworząc krater (kaldera) o średnicy 10 km.  Pozostałością po Strongili, jest pięć niewielkich wysp (Santorini, Thirasia, Nea Kameni, Palea Kameni, Aspro)  z czego największą jest właśnie Santorini.  Po wybuchu wulkanu przez Morze Egejskie przechodzi seria trzęsień ziemi. Powstaje również fala tsunami o wysokości 200 metrów, która w przeciągu pół godziny dociera na Kretę. To właśnie ona prawdopodobnie przyczynia się do zniszczenia między innymi pałacu Knossos na Krecie. Wulkan, który ukształtował Santorini nie wygasł. Mówi się, że mruczy wciąż drzemiąc.

  6 7

    Krajobraz Santorini skomponowany jest z kilku zaledwie kolorów. Ciemna czerwień. Pumeksowa czerń. Błękit morza i nieba, na którym bieli się cykladzka zabudowa wyspy. Architektura jest tu niemalże skrajnie minimalistyczna. Ale geniusz najczęściej tkwi w prostocie. Białe domy, budynki, kościoły stanowią proste geometryczne bryły, przykryte  granatowymi kopułami. Gdzieniegdzie budynki są błękitne, mleczno różowe. Mogą mieć kolor rozmytej ochry. Ale nikt nie może pozwolić tu sobie na większe kolorystyczne szaleństwo. Nawet sklep „Lidl”, to na Santorini prosta, biała bryła, grzecznie podporządkowana restrykcyjnym zasadom cykladzkiej architektury.

    Na Santorini nie ma właściwie drzew, prawie nie ma też zieleni. W wielu miejscach krajobraz wyspy jest jak  pocztówka z Księżyca. Czerń pumeksu, szorstkość skał i niekończąca się przestrzeń morza oraz lądu, gdzie brak wertykalnego przecinka w postaci choć jednego wyższego  drzewa.  Przestrzeń. Przestrzeń. Przestrzeń…

  9 10

    Santorini jest jak dzieło sztuki całościowe. Wszystko tu idealnie do siebie pasuje, wszystko jest jednorodne. Jakby ktoś wiekami nad tym myślał, siedział  i projektował. Ale przecież cała zabudowa architektoniczna powstała tak jakby sama z siebie, z biegiem lat, wieków dostosowując się do klimatu, krajobrazu i trybu codziennego życia oraz oddalenia od kontynentu i Krety. Architektura Cyklad to unikat na skalę światową. Jest zupełnie wyjątkowa, jednorodna i spójna. Nigdzie też na świecie nie znajduje swojego odpowiednika.

  12 13 14 15 16 17

W następnej części (2/4):  „FIRA –  stolica Santorini. Czy warto jechać na wyspę poza sezonem?”

Do przygotowania tekstu korzystałam między innymi z informacji zawartych w:

Podróże z pasją – Grecja, przewodnik Global, PWN, Warszawa 2009, ss. 678 – 680

„Idylla na beczce prochu”, Marta Legieć, Poznaj Świat (miesięcznik podróżniczy), lipiec – sierpień 2014, ss. 14 – 21

 

Statki na morzu… poniedziałek, 4 sierpnia 2014

      1

     Od zawsze marzyłam, by mieszkać kiedyś nad morzem. To marzenie spełniło się w trzystu procentach. Mieszkam nad morzem. Nad morzem pracuje. A jak mam wolną chwilę… wybieram się nad morze! Uwielbiam absolutnie wszystko co z morzem jest związane.

     Widok białego statku na jednym wielkim błękicie, ma w sobie coś niebywale urokliwego. Kilka prostych geometrycznych kształtów i niekończąca się przestrzeń nieba i morza. Kojący szum fal i zapach słonej wody…

    W dzisiejszym poście kilka zdjęć wykonanych w ciągu  ostatnich dni w okolicach jednego z najpiękniejszych miejsc na całej wyspie, tuż przy Starej Fortecy. Korfu.

2 3 4 5 6 7 8 9 10 11