Żebracy na Korfu… niedziela, 15 listopada 2020

 

 

W przeciwieństwie do Janiego, trzymam się zasady, by nie dawać pieniędzy osobom, które żebrzą na ulicach. Uważam, że nie jest to żadne rozwiązanie i jeśli już chcę komuś pomóc – wpłacam na konkretny cel, albo organizację.

Jani ma odwrotnie. Tacy już jesteśmy – zupełnie różni w wielu sprawach. W kieszeniach ubrań Janiego, zawsze znajdzie się kilka drobniaków, które da każdemu, kto o to poprosi. Nie odmawia nikomu! Zawsze jest więc idealnym łupem dla żebrzących również na Korfu, Cyganów. Ostatnio jednak diametralnie się to zmieniło…

 

Kilka dni temu Jani wrócił z zakupów w popularnym w Grecji markecie sieci AB. Wszedł do domu i wniósł torby z zakupami do kuchni. Zajrzałam w pośpiechu, żeby sprawdzić czy jest w nich wszystko czego właśnie potrzebowałam. Patrzę i trochę niedowierzam, bo wśród różnych artykułów, był również rogalik 7 Days, na dodatek… z ekstra czekoladą!

-Uuuu… Na bogato! – trochę się podśmiałam, bo już od bardzo dawna, dbając o zdrowie jedzenie, nie jemy takich rzeczy. Co prawda nauczyłam się tolerować zamiłowanie Janiego do czekolady, ale nie mogłam się powstrzymać od wbicia szpili. Dla jego zdrowia, więc nie zaszkodzi!

-Kupiłeś sobie 7 Daysa? A co cię tak naszło?

-Nie, on nie był dla mnie…

-To niby że dla mnie??? Przecież wiesz, że ja nie jem takich rzeczy! I nie zamierzam!

-Nie, nie dla ciebie…  To miało być dla tego małego Cygana, co żebrze pod sklepem… Ten młody, pamiętasz, ma jakieś 12, 13 lat. Już więcej szczeniakowi nic nie dam i niczego mu nie kupię!

-A co się stało? – pytam.

-Wchodzę do sklepu, a mały jak zawsze prosi mnie, żebym dał mu pieniądze. Ale tym razem pomyślałem, że nie dam mu pieniędzy, tylko coś mu do jedzenia kupię, bo nie wiadomo co stanie się z gotówką. Wiesz jak to z nimi bywa… A jak mu kupie jedzenie, to nie będzie głodny. I tak wpadł mi do głowy 7 Days! I myślę sobie… A co mi szkodzi! Niech będzie dodatkowo z czekoladą! Miło mu się zrobi. Zrobiłem zakupy, zapłaciłem i wychodzę. Podchodzi mały. Wyciągam 7 Daysa i mu go daję. A on na to: „To dla mnie?”. No to odpowiadam, że tak, że kupiłem to właśnie dla niego. Mały się pyta: „Ale on chyba ma w środku czekoladę?”. Mówię, że tak, a ten na to, że w takim razie to on nie może tego przyjąć. Że jest mu bardzo, bardzo przykro, ale musi odmówić. To się pytam: „Dlaczego?”. I wiesz co ten mały Cygan mi odpowiedział?

-Co???

-Że czekolada jest bardzo niezdrowa! I że on jej nie je, bo dba o zdrowe zęby, a od słodyczy to mu się psują! I że jak nie mam drobniaków, to naprawdę nie szkodzi, ale on tego 7 Daysa to na pewno nie zje, bo ta czekolada mu zaszkodzi! Czy ty to rozumiesz???

No cóż… Ja to akurat rozumiem. I to bardzo dobrze! Ale ze śmiechu nie byłam w stanie wyksztusić z siebie ani słowa.

 

Kilka dni później, rzecz jasna, jeszcze przed lockdownem, poszliśmy na kawę. Kiedy tak siedzieliśmy podszedł do nas żebrzący dziadek, którego dobrze znam z widzenia. Wyciągnął rękę w moim kierunku. Z mojej strony jak zawsze – ściana. W międzyczasie Jani już coś tam grzebie w kieszeni. Wyciągnął monetę 50€ centów i daje ją do ręki żebrakowi.

Dziadek spojrzał na monetę. Zobaczył, że jest to pół euro. Jego wzrok wbił się w cyfry „50” i tkwił tak przez następne kilka sekund. Chwilę później spojrzał na Janiego. W jego wzroku dało się wyczuć pytanie: „Co to jest? Nie wstyd ci? Tylko tyle!”. Następnie raz jeszcze spojrzał na monetę. Dziadek od niechcenia wrzucił 50€ centów do kieszeni spodni. Nic nie mówiąc, z pogardą odwrócił twarz i szorując rozklekotanymi butami, poszedł w swoją stronę.

Spojrzałam na Janiego, na jego zmieszaną minę i wybuchłam niepochamowanym śmiechem.

-Koniec! To był już ostatni raz! Już nigdy, nigdy więcej nie dam niczego żadnemu żebrakowi tu na Korfu! Skończyło się! Kropka!

 

TU! przeczytasz post o nowych spodniach Janiego.

TUTAJ! przeczytasz o 10ciu najlepszych plażach Korfu.

 

 

 

Czy na wiosnę macie w planach… wyszorować wszystkie dywany, jakie znajdują się w domu?… piątek, 6 marca 2015

    Jakoś zupełnie zapomniałam o tym greckim zwyczaju, choć wiedziałam dobrze, że przecież istnieje. To ciekawe, że jeśli chodzi o zapisane w kodeksach prawo dotyczące wszystkiego co związane jest z państwem,  Grecy, no powiedzmy sobie szczerze, większość paragrafów mają w głębokim poważaniu. Kiedy jednak chodzi o te nigdzie nie zapisane zwyczaje i zasady życia codziennego, wszyscy przestrzegają je wzorowo, jakby za ich łamanie groziły poważne kary i wysokie mandaty. Dla przykładu, oto jedna z takich funkcjonujący w Elladzie zasad:

§ 872 KODEKSU  PORZĄDKOWEGO:

W okresie jesienno – zimowym, wszystkie domowe podłogi  powinny być przykryte ciepłymi, milutkimi dywanami. Wraz z pojawieniem się wiosny, wszystkie wyżej opisane dywany natychmiastowo muszą zostać usunięte, a przed schowaniem należy im się solidne szorowanie.  Ze względów higienicznych (patrz: roztocza [§ 376 KP]  oraz  bakterie [§ 267 KP]) przykrywanie podłóg dywanami w okresie wiosenno – letnim  w mieszkaniach jest surowo zabronione.

 

     O istnieniu tego prawa wiedziałam dobrze. Jednak logika i względy estetyczne w naszym przypadku przeważyły. W całym mieszkaniu podłogi mamy zwyczajnie brzydkie, a dywany nie mają długiego włosia. Uzgodniliśmy wiec z Janim, że również na wiosnę i lato będą wygodnie leżeć na naszych podłogach. I tak już zostało.

      Kilka dni temu, na dywanie w salonie, coś się rozlało. Przy jednym rogu, pojawiła się szpetna plama.

     -Hmmm… Wiesz co… – zaczęłam do Janiego – Możemy zrobić tak, że odwrócimy ten dywan, tak by plama była pod kanapą. O! I nic nie będzie widać!

     -No w sumie… Możemy. Ale mnie się wydaje, że to się da wyczyścić. O jak znalazł! Teraz akurat  idzie wiosna. Co prawda rok temu chyba zapomnieliśmy, ale w tym roku trzeba przecież wyczyścić dywany.

    -Masz racje… Rzeczywiście by się przydało… Ale zaraz, zaraz… Jak to zrobić? Jest tu w okolicy jakiś trzepak?

    -Trzepak? A co to?

    -Takie metalowe „coś” na zewnątrz. Stoi zazwyczaj przy śmietnikach. Można sobie na tym przewiesić dywan i go przetrzepać. Możemy tak zrobić z naszymi. Przetrzepiemy  je na świeżym powietrzu, żeby na wiosnę je odświeżyć.

    -Jak to przetrzepiemy? Przecież je trzeba wyszorować!

    Tu małe pytanie z mojej strony: czy szorowaliście kiedyś swoje (wszystkie) dywany?

     -He? A jak niby to zrobić?

   -Bierzesz dywany, jeden po drugim i układasz na zewnątrz, najlepiej na asfalcie. Najpierw polewasz je wodą prosto ze szlaucha,  a później szorujesz taką wielką szczotą ryżową z proszkiem, albo specjalnym mydłem. Później znów strumień wody,  by pozbyć się piany. A na koniec czekasz aż dobrze wysuszą się na słońcu na balkonie.

      Jako że wypowiedź Janiego była sformułowana w liczbie pojedynczej, drugiej osobie, postanowiłam pewien szczegół uściślić:

     -Czyli… że niby to ja – niepełne pięćdziesiąt kilo, jak dotąd jeszcze  żywej wagi, mam wyjąć wszystkie te dywany spod mebli, a następnie wynieść je na podwórko. Super! Tylko śmiem zauważyć, że najmniejszy dywan jest większy ode mnie. No, ale później jest już prosto. Godzinka, dwie zabawy z wielką ryżową szczotą do pary ze szlauchem  i jest po sprawie. Ach! Jeszcze teleportacja mokrych dywanów na nasz balkon… Nie, akurat to dla mnie to nic wielkiego! Zabiorę się do tego już pierwszego dnia wiosny, zanim nawet zjem śniadanie, żeby oby  szybciej mieć to z głowy. Tylko, czy zauważyłeś może, że ja również od pewnego czasu przestałam opowiadać się za równouprawnieniem?

     Jani się zamyślił, a ja w międzyczasie połączyłam w głowie jego opis z tym charakterystycznym widokiem, kiedy wraz z nadejściem wiosny na każdym balkonie suszą się wyczyszczone już dywany.

     -No dobra, nie marudź! Zrobię to, jak za kilka dni będzie  jeszcze trochę cieplej. Jak mieszkałem jeszcze u rodziców, to moja mama też mnie do tego wykorzystywała…

      Podsumowując.  Żeby na dobre odgonić zimę, trzeba się jednak trochę napracować. Wiosna lubi przecież spacerować po zielonej trawie, wymytych podłogach i czystych dywanach.