„-Zmiana życia – zmiana planów! Przestałem wspominać, co było wczoraj, przestałem myśleć, co będzie jutro! Interesuje mnie tylko to, co się dzieje dziś, teraz! Pytam siebie: „Co właśnie robisz, Zorba?”, „Śpię”. „Więc śpij dobrze!” „A co robisz obecnie, Zorba?” „Pracuję”. „Więc pracuj dobrze!” „Co robisz teraz, Zorba?” „Całuję kobietę”. „Więc całuj ją mocno, Zorba, zapomnij o wszystkim, nic więcej nie istnieje na świecie, tylko ona i ty!”[1]
-A co teraz ciekawego czytasz Dorota? – spytała mnie jakiś czas temu moja dobra przyjaciółka.
-„Greka Zorbę”.
Nie wiem zupełnie jaki był wtedy mój wyraz twarzy, ale jak do dziś wspomina Estera, wyrysowało się na niej coś takiego – że tak jak stałyśmy zawróciłyśmy do księgarni po jeden egzemplarz.
Zorba to z pewnością najbardziej popularny grecki bohater. (Nie licząc oczywiście tych mitologicznych, ale to już zupełnie inna bajka.) Zorba i Zorba – wszędzie gdzie pojawia się temat Grecji, to nazwisko pojawia się niezmiennie. Na czym więc właściwie polega fenomen tego bohatera?
Gdyby streścić całą książkę, brzmiało by to mniej więcej tak: … młody człowiek z pewną ilością pieniędzy przybywa na Kretę, by tam robić interesy. W drodze spotyka owego Zorbę – typowego z wyglądu, krzykliwego Greka, który staje się jego współpracownikiem i przyjacielem, z którym mieszka na Krecie. … Ogólnie, szczerze ujmując – nudy. Podobnych historii setki, jak nie tysiące. Dlaczego więc to właśnie nie kto inny jak Zorba tak mocno osiadł we współczesnej kulturze?
Ta książka to po prostu fenomen. Po jej pierwszym zdaniu „Po raz pierwszy spotkałem go w Pireusie…”, nie można się od niej odkleić. To jest czysta poezja, można uśmiać się do łez. Ma się przy tym ochotę naprawdę odłożyć w kąt wszelkie psychologiczne poradniki.
Zobra to człowiek, który … – on naprawdę wiedział jak żyć. Jeśli przeczytacie gdzieś, że tańczy i ciągle się śmieje – to wielkie spłycenie. Jak sam się przyznaje: kradł, zabijał i cały czas romansował – nigdy nie przestawał jednak po prostu żyć. Chodzi zawsze jakby brudny, w czymś umorusany i jakby zawsze lekko spocony. Jeśli je lub pije – to zawsze tylko jak wygłodniałe zwierze. Jeśli pracuje – zdziera skórę do samej krwi. A jeśli w końcu kocha – zapomina o całym świecie i wtedy nie liczy się już zupełnie, zupełnie nic. Jest jednym z ludzi, którzy nie skończyli żadnej szkoły. Być może nie przeczytał do końca jednej książki – o życiu jednak wszystko wie. Śmieje się całym sobą. Tańczy każdą najmniejszą komórką. Walczy zawsze jakby do uratowania miał cały świat.
Zorba to również uosobienie wszystkiego, co w Grekach jest najpiękniejsze: wolność, radość i lekkość życia, niesamowita szczerość i głęboki śmiech. Być może trochę naiwnie myślę, ale w nim tkwi jakiś klucz do rozwiązania problemu greckiego kryzysu. Jeśli bowiem Zorba nie musiał – nigdy nie pracował. Lenił się i zawsze z gestem wydawał wszystko co miał. Robił tak – zawsze kiedy mógł. Jeśli istniała jednak potrzeba – pracował za trzech i z całą pasją oddawał się w każdą najdrobniejszą rzecz.
Z rzadka można znaleźć przypadki, kiedy film jest tak samo dobry jak książka. Książka jest w każdym zdaniu piękna, ale z drugiej strony – nie ma nic bardziej genialnego jak w tej roli Anthony Quinn.
Tak samo ja jak i zapewne Estera, mamy ostatnią stronę pokarbowaną od łez. Nie zdradzę, choć bardzo bym chciała, jak(!) umiera ten najsłynniejszy Grek. Dodam tylko, że zawsze jak o tym myślę – przechodzi mi każda chandra, zaczynam śmiać się trzy razy głośniej i prozaicznie – chce mi się żyć.
„Naucz mnie tańczyć Zobra”, czyli „Naucz mnie tak właśnie żyć.”
|