IA. Dlaczego kiedy zachodzi tu słońce, wszyscy biją brawo? (cz. 4/4 – prawie ostatnia…)… sobota, 31 stycznia 2015

 

CZĘŚĆ 1

CZĘŚĆ 2

CZĘŚĆ 3

     Jednym z miejsc, które będąc na Santorini koniecznie trzeba odwiedzić, jest  Ia – niewielka wioska zamieszkiwana jedynie przez 800 mieszkańców, która  znajduje się w północnej części wyspy.  Do Ia wyruszyliśmy około południa. Był wietrzny i pochmurny październikowy dzień. Przejechaliśmy wschodnim wybrzeżem, mając po prawej stronie wzmożone morze, a po lewej skały, skały i raz jeszcze skały. Kiedy wyjeżdża się z Firy, już kilka kilometrów za nią, wyłania się krajobraz jak z księżyca. Na Santorini prawie nie ma zieleni. Błękit wszechobecnego morza przepięknie komponuje się z kolorem skał, od ciemnego grafitu, po ochrę. Gdzieniegdzie z daleka widać bielące się domki, które  wyraźnie odznaczają się z całego krajobrazu. Jedna wielka, nieograniczona niczym przestrzeń.

     A tak właściwie… Dlaczego większość budowli na Santorini jest akurat  biała? Doszukałam się dwóch odpowiedzi. Po pierwsze względy klimatyczne, bo biel nie przyciąga wszechobecnego tu słońca. Po drugie, do białego nie nadciągają owady, które w Grecji potrafią być bardzo  kłopotliwe.

       Ia widoczna  była już z daleka, bielącymi się na tle nieba budowlami. To właśnie tu informacja o cenie noclegu w hotelu, może spowodować zawał serca. Podobnie  jak ceny w tawernach czy też w kawiarenkach. Na co którejś budowli wyłania się dyskretny znaczek SLH (Small Luxury Hotels of the Word). Kto by pomyślał, że większość budowli Ia została odrestaurowana, po wielkim trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Santorini w 1956 roku.

     Zaparkowaliśmy gdzieś pod Ia, by zobaczyć również jej obrzeża. Mimo, że była już końcówka sezonu, na każdym kroku turyści z każdej części świata, wśród których wyraźnie dominowali Azjaci.

     Ia nie może nie zachwycać. Choć można by pomyśleć: „cóż takiego ciekawego w banalnym zestawieniu granatu, niebieskiego z bielą?”. Nie mam pojęcia, na czym polega ten fenomen, szczególnie kiedy wszystkie budynki są bardzo prostymi, geometrycznymi bryłami. Jednak  dosłownie każdy tutejszy kąt na zdjęciu wychodzi jak podkoloryzowana pocztówka.

      Dekoracja wszystkich budowli   jest niesłychanie wysublimowana. Jeszcze jeden dowód na to, że geniusz tkwi w prostocie, a mniej znaczy tak naprawdę więcej. Wszystko skomponowane jest w tym samym stylu, z tymi samymi zestawieniami barwnymi. Tu nawet zwykły kaktus wygląda niezwykle. Leniwie śpiący czarny kot, ma jakoś tak bardziej intensywnie czarną sierść.  Nawet prozaiczny kamień ma swoje miejsce i nagle zachwyca niezwykle obłym kształtem. Santorini to naprawdę niesamowicie magiczne miejsce.

     

    Główną atrakcją Ia, powodem dla którego nawet w wietrzny, październikowy dzień zjeżdżają się tu turyści z każdej części świata, jest jeden z najsłynniejszych zachodów słońca w Grecji. Co prawda byliśmy przekonani, że w  październiku i na dodatek w taką pogodę, turystów będzie znacznie mniej. Jednak kiedy zobaczyliśmy jakie tłumy zmierzają do punktu widokowego, znacznie przyśpieszyliśmy kroku, by zdobyć jak najlepsze miejsce.

     Już na godzinę przed tym słynnym zachodem słońca mieliśmy trudności, żeby stanąć w dobrym miejscu. W głowie  wciąż powracało mi pytanie: co dzieje się tu w lipcu czy też sierpniu???

     Domki bieliły się w świetle nieśpiesznie zachodzącego słońca. Pastele przyjemnie ocieplały krajobraz. Wokoło pełno kawiarenek, sklepików z pamiątkami, gdzie często pojawiały  souveniry wykonane  z kamienia wulkanicznego.

      Im bliżej zachodu, tym robiło się jeszcze tłoczniej. Wokoło nas stali przedstawicie każdej rasy, obywatele najróżniejszych państw świata. Każdy z aparatem, niewielką kamerą, komórką, najnowocześniejszym sprzętem,  w gotowości by zacząć robić zdjęcia, kręcić filmy.

    I w końcu się rozpoczęło.  Zwykłe – niezwykłe przedstawienie. Słońce powoli zaczęło chować się za horyzontem morza, zmieniając barwę nieba najpierw w delikatny róż, następnie pomarańcz, aż w końcu przechodzić w krwistą czerwień, kontrastując jednocześnie z bielą i pastelami budynków po drugiej stronie. Chowało się dumnie, jakby zdając sobie sprawę, że w tej chwili podziwia go cały świat.

     Kiedy została po nim już jedynie pamiątka w postaci refleksów na niebie, jakby ktoś to wcześniej ustalił, wszyscy zaczęli bić brawo. Przedstawienie zakończone. Ludzie uśmiechnięci, jakby bardziej zrelaksowani, świadomi że udało im się zobaczyć coś naprawdę niezwykłego.

      Zwykło się narzekać, że zachód słońca w Ia pozbawiony jest magii, bo w tłumie pstrykających zdjęcia turystów, nie można wbić nawet szpilki. Ja odniosłam jednak zupełnie inne wrażenie. W świecie, kiedy wszystko musi być „na wczoraj”, a słowo „ekspresowo” to słowo klucz, kiedy przez cały czas gdzieś pędzimy, trwając jednocześnie w nieustannym spóźnieniu…  Kiedy na wyciągnięcie ręki mamy wszystko cyfrowe, HD, 3D, dolby stereo…  I w takim  to właśnie  świecie, to zachodzące nad horyzontem cichego morza słońce, wciąż  zachwyca nas najbardziej. Żeby je zobaczyć ludzie przylatują z każdego kontynentu, a chwilę później pewnie sami nie potrafią wytłumaczyć dlaczego –  biją słońcu brawo. Mimo rozwoju cywilizacji, postępu techniki, my wciąż najbardziej potrzebujemy takich najprostszych doznań.

 

    Na Santorini jest jeszcze jedno miejsce, które koniecznie trzeba zobaczyć, będąc na wyspie. Są nim wykopaliska archeologiczne Akrotiri. My niestety dotarliśmy tam, kiedy miejsce  było już zamknięte. Część dzieł sztuki i artefaktów z tych wykopalisk zobaczyć można w Muzeum Archeologicznym w Atenach. Dlatego za jakiś czas pojawi się dokończenie tej serii postów o Santorini – post na temat Akrotiri, oparty o zbiory prezentowane w Atenach.  Już nie mogę doczekać się tej wizyty…

 

Do przygotowania tego tekstu, korzystałam z przewodnika: Wyspy Greckie – przewodnik ilustrowany, Wiesława Rusin, Pascal – Itaka, Bielsko – Biała, 2014

 

Przewodnik po KORFU, cz. 9 – Cape Drastis. Najbardziej unikatowy półwysep Korfu… sobota, 17 stycznia 2015

       Cape Drastis to odcinek północno – zachodniego wybrzeża Korfu, stanowiący niewielki półwysep. Żeby zobaczyć jak się prezentuje, najlepiej wybrać jeden z punktów widokowych w okolicach miejscowości Perulades.  Trzeba przejechać przez niewielkie wioski. A później kierować się znakami podpisanymi Cape Drastis. Miejsce to nie leży na szlaku większości zorganizowanych wycieczek, ponieważ  drogi które do niego prowadzą są bardzo kręte i wąskie. Nie dociera tam więc zbyt wielu turystów. Dzięki temu można w błogim spokoju napawać się niesamowitym widokiem i czasem nawet mieć wrażenie, że  się to miejsce odkryło. W tym właśnie między innymi tkwi urok Korfu, która mimo tego, że jest jedną z najbardziej turystycznych wysp Grecji, wciąż kryje w sobie ciche, spokojne miejsca, które dosłownie powalają swoją niezwykłą urodą.

       Nigdzie indziej w  Grecji nie widziałam jeszcze tak ciekawie uformowanego fragmentu wybrzeża. Poszarpany półwysep z wielkim trudem wcina się do morza. Wygląda trochę  tak, jakby ktoś gigantycznym nożem chciał odciąć fragment linii brzegowej, pozostawiając porozsypywane zatoczki, wynurzające się niewielkie skały oraz dostępne jedynie od strony morza rajskie plaże. O rzut beretem na wschód widać już wybrzeże  Albanii. Po stronie zachodniej zaś  trzy niewielkie wysepki Diapondia, stanowiące najbardziej na zachód wysunięte terytorium Grecji. Żyje na nich łącznie jedynie 600 osób. Raczej nie docierają tam turyści. Czas podobno zupełnie się tu zatrzymał. Mathraki. Erikoussa. Othoni. Czyż już same nazwy nie brzmią pięknie? W moich planach na  tegoroczne lato mam zamiar  je wszystkie odwiedzić.

Cape Drastis i Albania w tle

Cape Drastis i Albania w tle

***

     Cape Drastis to jedno z moich ulubionych miejsc, które odwiedzamy podczas naszych wycieczek. Zazwyczaj zjawialiśmy się tam rankiem. Wtedy właśnie woda jest tam tak błękitna, że aż nie można  w to uwierzyć. Ranek  to również idealny czas na kawę.  Dopiero mniej więcej w połowie sezonu, jeden z naszych kierowców podpowiedział, że nieco bardziej na zachód, jest świetna kawiarenka ze specjalnym punktem widokowym, z którego widać Cape Drastis. Na dodatek nie ma tam zbyt wielu osób. Jest cicho i spokojnie. Rzeczywiście,  można siedzieć tam  godzinami, a na dodatek kawę robią  mistrzowsko. To miejsce jest szczególnie istotne dla nas Polaków, bo w kawiarence 7th Heaven  nagrywano jeden z odcinków „Podróży kulinarnych Makłowicza”. Jorgos, barman który robi nam kawę, Makłowicza dobrze jeszcze pamięta.

Kawiarnia 7th Heaven

Kawiarnia 7th Heaven

     Makłowicz gotował na niewielkim balkoniku ze szklaną podłogą, która wychodzi dalej poza klif. Podziwianie Cape Drastis właśnie z tego miejsca, to prawdziwy sprawdzian na lęk wysokości.

     Zdjęcia wychodzą tu zawsze jak z folderów reklamowych i wyglądają na podkolorowane. Za każdym razem kawa smakuje tu świetnie. Jest tylko jeden, mały minus… Nigdy nikomu nie chce się stąd odjeżdżać…

 

 

Niżej znajduje się link do jednego z trzech odcinków „Podróży Kulinarnych Makłowicza”, który nagrywany był  między innymi przy Cape Drastis, w kawiarence 7th Heaven, Perulades.

http://vod.tvp.pl/audycje/kulinaria/maklowicz-w-podrozy/wideo/grecja-korfu-wyspa-homerycka/12339660

Do napisania tego postu korzystałam z przewodnika: Kerkira. Wyspa Feaków, Viki Dikou Andurea, Wydawnictwo Bracia Marmatakis, Chania – Kreta, (przewodnik dostępny jedynie na wyspie Korfu).

 

Jak zjeść Santorini? (cz. 3/4)… piątek, 2 stycznia 2015

       CZĘŚĆ 1/4: Santorini – “gwiazda” Cyklad

       CZĘŚĆ 2/4: FIRA – stolica Santorini. Czy warto jechać na                  wyspę poza sezonem?

       Za każdym razem, kiedy odkrywamy nowe greckie miejsca, punktem obowiązkowym jest kuchnia danego regionu. Wizyta w tradycyjnej tawernie często o danym regionie potrafi powiedzieć więcej niż niejedno muzeum. Dlaczego? Zamawiając  typowe dla danego miejsca dania, jak na talerzu, w przenośni i dosłownie, widać czy dany region  w przeszłości był ubogi, czy też zamożny; jakie inne kultury  wywierały na niego wpływ; jaka jest tu ziemia, okoliczności przyrody; czy obok jest morze czy też góry…

      Idealnym przykładem jest tu Santorini, która jest wyspą pochodzenia wulkanicznego.  Nie rosną tu więc prawie żadne drzewa. Nie znajdzie się na niej cytrusów czy też soczystych oliwek. Na całe szczęście wulkaniczna ziemia jest bardzo żyzna i na Santorini mądrze gospodaruje się każdą najmniejszą jej częścią. Uprawia się tu pszenicę, pomidory, pistacje i winorośl. Co prawda nie dostanie się tu dobrej oliwy, ale za to tutejsze słodkie wina vysando i nikhteri cieszą się najlepszą opinią w całej Grecji. Taka butelka to fantastyczny souvenir z wyspy.

 

     Co  zjeść będąc na wyspie? Przede wszystkim ryby i owoce morza. Tawerny na Santorini specjalizują się w daniach z ośmiornicy. Do tego koniecznie potrawy, które zawierają bakłażany, małe pomidorki, cukinie, kapary. Oraz oczywiście lampka  białego wina.

 

    Żeby zjeść naprawdę dobrze i nie płacić fortuny, warto udać się poza miasto. My za radą mojej znajomej, która  na Santorini była  przewodnikiem, udaliśmy się do wioski Exogonia, w której znajduje się tawerna „Metaxi mas…” (w tłumaczeniu na polski: „Między nami…”). Tawerna była równie niepozorna, co genialna. Świetne miejsce, o którym milczą wszystkie przewodniki. To właśnie tam udało nam się zjeść najbardziej typowe dla Santorini dania. Wszystko co widzicie na tym filmiku, to najlepsze potrawy charakterystyczne dla wyspy, w  najlepszym wydaniu.

Serdecznie zapraszamy na nasz filmik z tawerny  „Mataxi mas…” na Santorini!

         P.S.

     Wartym polecenia miejscem, o którym nie mogę zapomnieć jest piekarnia „Erotokritos”, która znajduje się w Firze, w drodze do portu. Niżej  są jej  zdjęcia. Piekarnia jest wyjątkowa. Już z drogi czuć cudowny zapach chleba i niezwykłych słodkości. Wiele z nich to słodycze  typowe dla Krety. Ta bowiem jest przecież tak blisko. Kolejny dowód na to, że i położenie bardzo mocno wpływa na kuchnię danego regionu.

 

Do napisania tego tekstu posłużył mi przewodnik: Grecja. Przewodnik praktyczny, Pascal, wyd. III, 2002, s. 555

 

FIRA – stolica Santorini. Czy warto jechać na wyspę poza sezonem? (cz. 2/4)… piątek, 21 listopada 2014

Widok z Firy na NEA KAMENI

Widok z Firy na NEA KAMENI

        CZĘŚĆ 1/4: Santorini –  “gwiazda” Cyklad

   „Sto kilometrów na północ od Krety znajduje się wyspa Santoryn, zwana także Thera albo Thira. W dawnych czasach nosiła imię Kalliste, czyli Piękna, chociaż dzisiaj  z pewnością nie należy do najbardziej ponętnych wysp archipelagu Cyklad. (…) Skały wulkaniczne o kolorze sinoczarnym wyrastają z morza  niedostępną ścianą. Księżycowy krajobraz wyspy przemienia się tylko we wschodniej części – w zielony ogród południowych drzew i winnic. (…)”

Zbigniew Herbert „Labirynt nad morzem”

Zeszyty Literackie, 2000, s. 48

       Ten fragment  „Labiryntu nad morzem” czytałam zdaje się  trzy razy. Czy naprawdę  Herbert uznał Santorini za „z pewnością nie najbardziej ponętną wyspę Cyklad”? Jak to możliwe? Nie mam zielonego pojęcia, ale rzeczywiście – jeszcze mniej więcej do lat 70tych  Santorini nie była uznawana ani za piękne, ani za ciekawe miejsce. Dzisiaj jest zupełnie inaczej…

  3 4

     Stolica Santorini, czyli Fira, to jedno z najważniejszych miejsc na całej wyspie. Znajduje się w zachodniej części, naprzeciwko wysepki Nea Kameni. Jej umiejscowienie jest dość  nietypowe. Fira przypięta jest do skał.  Te zaś tworzą 300 metrowy klif, który wisi nad kraterem wciąż czynnego wulkanu na Nea Kameni. Widok na tę niewielką wysepkę, jaki rozpościera się z wąskich uliczek Firy, to prawdziwe arcydzieło, którego autorką jest sama natura. Nea Kameni rozlewa  się  jak plama barwna wynurzając z  jedwabiście gładkiej tafli morza, czasami tylko przecinanej przez nieśpiesznie płynące łodzie, statki.   Dalej widać jedynie morze, które wydaje się  nie mieć tu końca. Po przeciwnej stronie tego  widoku – całkowity kontrast. Tam rozpościera się miasto Fira i w każdej możliwej sferze – wiele się tu dzieje.

    Dzisiejsza  Fira została częściowo odbudowana po trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło Santorini w 1956 roku. Jest książkowym przykładem tego, czym jest architektura Cyklad.  Białe proste budowle z granatowymi akcentami w postaci kopuł i  minimalistycznej dekoracji. Od czasu do czasu, gdzieniegdzie, przez wąskie uliczki Firy przechodzą grupy osłów, grzecznie podporządkowane, temu kto je prowadzi. Przyozdobione kolorowymi paciorkami, sznurami i kocami, są jak radośnie poruszający się akcent barwny, wśród  białych uliczek Firy. Kto je tak przyozdobił? Kto tę całość zaprojektował i wpadł na taki  właśnie  pomysł? Nie mogę się nadziwić i po pierwsze uwierzyć, że wszystko  to powstało  tak po prostu z siebie. Z niekontrolowanej przez nikogo mieszanki wpływów: krajobrazu, klimatu, tutejszej kultury i folkloru.

6

    Na spacer po Firze można przeznaczyć jeden dzień, dwa, trzy… może nawet i tydzień, podziwiając to miejsce od samego poranka, do nieziemskich zachodów słońca i dalej, po zmroku.  Odwiedzić tutejsze muzea, winiarnie, coś przekąsić, spokojnie wypić kawę.

     To niesamowite miejsce ma jednak swoje minusy. Po pierwsze jest nim ilość turystów, jaka odwiedza Santorini każdego sezonu. Fira nie jest dobrym miejscem dla osób, które chcą zobaczyć jak na co dzień wygląda życie w Elladzie. Tu właściwie wszystko przeznaczone jest dla turystów, którzy za każdą przyjemność  muszą słono płacić. Niestety, ale ceny w niektórych miejscach potrafią być co najmniej wygórowane, co jednak może być  zrozumiałe. Mieszkańcy  żyją  tu głównie z turystyki, a turyści którzy  przyjeżdżają są zazwyczaj dość zamożni. Myślę, że ceny na Santorini choć bardzo wysokie, są również logiczne. Ta wyspa jest tak mała, a jeśli co roku przybywa tu prawie milion(!) turystów, podwyższenie cen jest  naturalne.

  8 9

      Między innymi po to, żeby uniknąć turystycznego szturmu i zapłacić mniej, wybraliśmy się na Santorini w drugiej połowie października. Turystów wciąż wszędzie było bardzo dużo, więc nie potrafię sobie wyobrazić, co dzieje się w sezonie. Udało nam się zapłacić mniej, między innymi wynajmując w samej Firze pokój za połowę ceny (czyli 35 euro za pokój 2 osobowy). Nie mogę jednak podpisać się pod stwierdzeniem, że październik był dobrym wyborem. Pogoda bowiem naprawdę dawała w kość. O kąpielach w morzu, czy też basenach, można tylko pomarzyć, zakładając na siebie pełne buty i swetry. Kilka dni było bardzo ładnych, ale przez połowę naszego pobytu wiał męczący wiatr, albo niemiłosiernie padał deszcz, zupełnie uniemożliwiając  jakiekolwiek zwiedzanie. Jednak i na to jest sposób. Dnia, którego tak mocno padało, po prostu „zamknęliśmy” się w tawernie… Co takiego jedliśmy? Jak nam  smakowało? I czym charakteryzuje się kuchnia Santorini? O tym wszystkim w części trzeciej!

  11 12 13

W następnej części (3/4):  „Jak ugryźć Santorini? Czyli kuchnia jednej z najpiękniejszych wysp Cyklad.”

 

Do przygotowania tekstu korzystałam między innymi z informacji zawartych w:

Labirynt nad morzem, Zbigniew Herbert, Zeszyty Literackie, 2000, s. 48

Podróże z pasją – Grecja, przewodnik Global, PWN, Warszawa 2009, ss. 678 – 680

„Idylla na beczce prochu”, Marta Legieć, Poznaj Świat (miesięcznik podróżniczy), lipiec – sierpień 2014, ss. 14 – 21

 

 

 

Santorini – „gwiazda” Cyklad (cz. 1/4)… piątek, 7 listopada 2014

       Na tę podróż czekałam jakieś trzy, cztery lata. Zawsze „coś” stało na przeszkodzie. Myślę, że to jednak dobrze. Bo kiedy marzenie ma szansę dojrzeć, dopiero wtedy jego spełnienie jest naprawdę wyjątkowe.

    Na Santorini wybraliśmy się  w drugiej połowie października.  Co prawda pogoda w Grecji jest wtedy bardzo niepewna, ale warto zaryzykować na rzecz zobaczenia wyspy po przejściu turystycznego tajfunu, który ją nawiedza w każde wakacje. Dojechaliśmy do Aten. Przez miejskie korki przedarliśmy się do Pireusu. Następnie wsiedliśmy do  promu, który obrał kierunek Santorini.

    O tym, że uwielbiam podróżować statkami, pisałam już zdaje się – z uporem maniaka. Ale  znów nie mogę się powstrzymać… To naprawdę najlepszy sposób podróżowania po greckich wyspach. Dlaczego? Lecąc samolotem człowiek nie jest w stanie odczuć odległości, jaka dzieli daną wyspę od lądu. A to ma ogromne znaczenie. Wpływa, wpływało i niezależnie od rozwoju cywilizacji, zawsze będzie wpływać na wyspiarskie życie, kulturę, historię, a nawet i jedzenie.  Nie mam pojęcia dlaczego, ale takie bujanie statku na falach jest dla mnie szalenie  relaksujące.

  3 4

    Santorini (Thira)  nie jest największą z wysp należących do archipelagu Cyklad, ale jest najsłynniejszą i najczęściej odwiedzaną przez turystów. Ta niewielka wyspa (powierzchnia 91 km2, liczba ludności 16 tyś.)  robi zawsze ogromne wrażenie. Nigdy nie spotkałam osoby, która nie była nią co najmniej zachwycona. Rzeczywiście, powstanie wyspy, jej historia, niesamowite okoliczności przyrody i to jak harmonijnie wpisała się w nie cykladzka architektura, robi ogromne wrażenie.

    Santorini to wyspa wulkaniczna. Powstała w wyniku jednej z największych katastrof w dziejach ludzkości. Około 1630 roku p.n.e., z siłą czterech  bomb atomowych wybucha  tu wulkan, który zatapia wyspę o nazwie Strongili (co znaczy: okrągła).  Jądro wyspy zapada się do morza, tworząc krater (kaldera) o średnicy 10 km.  Pozostałością po Strongili, jest pięć niewielkich wysp (Santorini, Thirasia, Nea Kameni, Palea Kameni, Aspro)  z czego największą jest właśnie Santorini.  Po wybuchu wulkanu przez Morze Egejskie przechodzi seria trzęsień ziemi. Powstaje również fala tsunami o wysokości 200 metrów, która w przeciągu pół godziny dociera na Kretę. To właśnie ona prawdopodobnie przyczynia się do zniszczenia między innymi pałacu Knossos na Krecie. Wulkan, który ukształtował Santorini nie wygasł. Mówi się, że mruczy wciąż drzemiąc.

  6 7

    Krajobraz Santorini skomponowany jest z kilku zaledwie kolorów. Ciemna czerwień. Pumeksowa czerń. Błękit morza i nieba, na którym bieli się cykladzka zabudowa wyspy. Architektura jest tu niemalże skrajnie minimalistyczna. Ale geniusz najczęściej tkwi w prostocie. Białe domy, budynki, kościoły stanowią proste geometryczne bryły, przykryte  granatowymi kopułami. Gdzieniegdzie budynki są błękitne, mleczno różowe. Mogą mieć kolor rozmytej ochry. Ale nikt nie może pozwolić tu sobie na większe kolorystyczne szaleństwo. Nawet sklep „Lidl”, to na Santorini prosta, biała bryła, grzecznie podporządkowana restrykcyjnym zasadom cykladzkiej architektury.

    Na Santorini nie ma właściwie drzew, prawie nie ma też zieleni. W wielu miejscach krajobraz wyspy jest jak  pocztówka z Księżyca. Czerń pumeksu, szorstkość skał i niekończąca się przestrzeń morza oraz lądu, gdzie brak wertykalnego przecinka w postaci choć jednego wyższego  drzewa.  Przestrzeń. Przestrzeń. Przestrzeń…

  9 10

    Santorini jest jak dzieło sztuki całościowe. Wszystko tu idealnie do siebie pasuje, wszystko jest jednorodne. Jakby ktoś wiekami nad tym myślał, siedział  i projektował. Ale przecież cała zabudowa architektoniczna powstała tak jakby sama z siebie, z biegiem lat, wieków dostosowując się do klimatu, krajobrazu i trybu codziennego życia oraz oddalenia od kontynentu i Krety. Architektura Cyklad to unikat na skalę światową. Jest zupełnie wyjątkowa, jednorodna i spójna. Nigdzie też na świecie nie znajduje swojego odpowiednika.

  12 13 14 15 16 17

W następnej części (2/4):  „FIRA –  stolica Santorini. Czy warto jechać na wyspę poza sezonem?”

Do przygotowania tekstu korzystałam między innymi z informacji zawartych w:

Podróże z pasją – Grecja, przewodnik Global, PWN, Warszawa 2009, ss. 678 – 680

„Idylla na beczce prochu”, Marta Legieć, Poznaj Świat (miesięcznik podróżniczy), lipiec – sierpień 2014, ss. 14 – 21

 

Przewodnik po KORFU, cz. 4 – Bella Vista, czyli najpiękniejszy „balkon” na Morze Jońskie… piątek, 29 sierpnia 2014

        1

     Żeby dotrzeć do najsłynniejszego  na Korfu punktu widokowego, zwanego Bella Vista, trzeba być nieco zdeterminowanym. Dlaczego? Mimo, że jest to jedno z ważniejszych turystycznych  miejsc na wyspie, droga prowadząca do niego jest niesamowicie wąska i bardzo kręta. Jadąc do wioski Lakones, przy której  znajduje się Bella Vista, nikt nie chce uwierzyć, że  ta pokręcona droga, jest po pierwsze dwukierunkowa, a po drugie… jak najbardziej – jadą po niej wielkie autokary pięćdziesięcioosobowe. Jak to jest możliwe? Kierowcy na Korfu  obdarzeni są zupełnie nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Ale to już temat na oddzielny post!

 2

3

      Zawsze kiedy zbliżamy się do Bella Vista, wszyscy przylepiają się do okien po lewej stronie po czym słychać jedno, głośne: „wooooooooow!”. Tak, to miejsce robi powalające wrażenie. Owy punkt widokowy znajduje się nad Paleokastritsą, na zachodniej części Korfu. Widać  z niego otwarte morze, gdzie  nawet daleko na drugim planie nie ma śladu lądu. Kiedy pogoda dopisuje i jest dobra widoczność, patrząc na morze z Bella Vista widać dokładnie jak ziemia delikatnie się ugina. Na dole, jak na otwartej dłoni, zobaczyć można sześć zatok, które tworzą Paleokastritsę. Błękitna woda. Zieleń oliwkowych drzewek  i cyprysów, na tle krajobrazu pagórków i skał. Samotne, dostępne jedynie od strony morza  plaże porozrzucane po linii brzegowej.  W oddali zamek Angelokastro. A w głębi morza, po lewej stronie okręt Odyseusza, który podobno kiedyś właśnie tutaj  został zamieniony w kamień.

4

 

Tak wygląda przejazd autobusów 50-osobowych na Bella Vista…

Tak wygląda przejazd autobusów 50-osobowych na Bella Vista

7

 

Przewodnik po KORFU, cz. 4 – Paleokastritsa, czyli jedno z najpiękniejszych miejsc na Korfu… poniedziałek, 18 sierpnia 2014

   

     W sezonie letnim do wioski nazywanej Paleokastristsa, zjeżdżają się prawdziwe tłumy. Miejscowe tawerny i kawiarenki są zapełnione. Na plażach trudno o wygodne miejsce. Wszędzie mówi się tam we wszystkich językach świata. Mimo tego, że jest to jedno z najbardziej zatłoczonych  miejsc na wyspie, koniecznie trzeba tu przyjechać.

      Paleokastritsa znajduje  się na zachodzie wyspy. Dlaczego latem odwiedza ją aż tylu turystów? To miejsce stanowi swoisty wakacyjny niezbędnik, ma w sobie dokładnie wszystko co potrzeba do idealnego, letniego wypoczynku. Sześć zatok, które to miejsce tworzą, stanowią  plaże jak z folderów reklamowych. Poszarpana linia brzegowa. Klify. Małe jaskinie. Samotne plaże, do których wpłynąć można jedynie statkiem. I niezliczona liczba odcieni niebieskiego, od którego można dostać oczopląsu.

       Za Paleokastritsą  znajduje się  otwarte Morze Jońskie, które  wydaje się tu nie mieć  końca. Jeśli przy dobrej widoczności człowiek wpatrzy się w linie horyzontu, widać jak ta delikatnie się ugina. Podobno jest to najpiękniejszy „balkon” na Morze Jońskie.  To również na wybrzeżu Paleokastritsy została zamieniona w kamień łódź, którą do Itaki wracał Odyseusz.

3 2

KARAVLI, czyli kamień w który została zamieniona łódź Odyseusza.

KARAVLI, czyli kamień w który została zamieniona łódź Odyseusza.

    W  Paleokastritsy najlepiej  udać się w rejs po wybrzeżu. Spróbować jak smakuje homar. Popływać. Poopalać się. Czy też po prostu wypić mrożoną kawę.

    To jednak jeszcze nie koniec atrakcji. Będąc w Paleokastritsy koniecznie trzeba wjechać na jeden z najsłynniejszych punktów widokowych wyspy, czyli słynną Bella Vista oraz odwiedzić tutejszy monastyr. Ale to już tematy na oddzielne posty.

6 7 8 9

Przewodnik po KORFU, cz. 2 – KANONI. Czyli symbol wyspy Korfu… środa, 9 lipca 2014

   

     Niewielki, biały monastyr,  na  skrawku lądu otoczonym błękitnym niebem i morzem. Malutka wysepka w tle, z gąszczem cyprysów oraz nieśmiało ukazującą się świątynią. A przy tym bezkresne morze i porośnięty zielenią, dumny  ląd. Taki obraz widnieje na większości okładek przewodników po Korfu, bowiem ten widok to najbardziej rozpoznawalne miejsce na całej wyspie.

 

     Taka swoista „pocztówka”  z Kanoni  przewija się wszędzie, gdzie mowa o wycieczkach do Grecji. W Atenach  jest Akropol. Na Zakinthos – Zatoka Wraku. Chios słynie z mastihowych wiosek. A Korfu ma swoje Kanoni. Ten niezwykle malowniczy widok, powinien zobaczyć każdy, kto tu przybywa.

      Niewielka wysepka, na której znajduje się  słynny monastyr, połączona jest z lądem długą groblą. Monastyr Panagia Vlacherna pochodzi z XVII wieku. Sama budowla jest mała. Składa się z kilku dostawionych do siebie brył i wysokiej dzwonnicy. Śnieżnobiałe ściany stają się jeszcze bielsze, kiedy odbija się od nich dzienne  światło. Wypłowiałe na słońcu dachówki oraz zielone akcenty barwne – to cała kolorystyczna kompozycja tego widoku. Nad wszystkim strzeliście wybija się wysoki cyprys, który przewyższa samą dzwonnicę.  I w tym przypadku walory tego widoku, kryją się w jego prostocie.

      Na drugim planie widać oddzielającą się od niebieskiego morza zieloną plamkę. To słynna Pontikonisi, czyli tłumacząc na polski „Mysia Wyspa”. Z daleka wydaje się być niewielką zieloną kulą, z której gdzieś w środku wystaje kolejna ważna dla Korfu budowla. Jest nią bizantyjski kościół Chrystusa Pantokratora, pochodzący z XI / XII wieku.  Jeśli dać wiarę temu co mówi mitologia, Mysia Wyspa była kiedyś statkiem Feaków, który został zamieniony przez Posejdona w kamień.

       4 5

      

      Cały ten region nazywany Kanoni, znajduję się kilka kilometrów  na południe od centrum miasta. To właśnie tam w czasach starożytnych, istniało pierwsze miasto Kerkira, które dopiero później zostało przeniesione w miejsce, w którym jest dzisiaj. Obszar Kanoni to raj dla archeologów, bo właśnie na tym terenie rozsiana jest większość najważniejszych dla Korfu budowli z czasów starożytnych.

 

     Szczęśliwcami są ci, którzy  na Korfu lądują wraz ze wschodem słońca. Jedne z najpiękniejszych wschodów są właśnie tu – w Kanoni, przy Mysiej Wyspie i monastyrze Vlacherna. Tuż  obok jest bowiem  główne lotnisko, na którym lądują wszystkie samoloty lecące na wyspę. Taki wschód słońca tuż przy lądowaniu i ten bajkowy widok, to przemiły podarunek od wyspy już na samo „dzień dobry”.

8 9

 

Przewodnik po KORFU, cz.1 – Kościół św. Spirydona, czyli bijące serce wyspy Korfu… środa, 25 czerwca 2014

    Był wczesny ranek. Zwykły, pracujący dzień. Odprowadziłam Janiego do portu, gdzie czekał jego statek  i zostałam sama. Pomyślałam, że poszwendam się trochę po mieście, zobaczę jak prezentuje się z samego rana i zastanowię, co robić dalej z zupełnie wolnym dniem. Czasem jak chodzi się bez żadnego  planu, zobaczyć można najwięcej.

       Na ulicy Liston, dopiero co sprzątali po poprzednim dniu. Żaden turysta chyba się jeszcze nie obudził, bo nawet nie otworzono  sklepików z pamiątkami. Ulica zalana była słońcem, które tak potężną siłę ma tylko w Grecji. Sprawia, że kolory są znacznie bardziej intensywne, a wszystko wokoło tak jakby lśni.  

     Chyba miałam nosa, że za chwilę stanie się coś godnego uwagi. Kiedy skręciłam w ulicę, gdzie mieści się kościół św. Spirydona, zobaczyłam scenę co najmniej niecodzienną. Stanęłam jak wryta i przetarłam oczy. Kilka metrów przede mną, szła kobieta. Nic w tym szczególnego, gdyby nie fakt, że szła na kolanach, brudnych już i poobdzieranych z naskórka.  Jej twarz wyraźnie zmęczona, ale bynajmniej nie speszona tym, że robi coś dziwnego, miała  wyraz zupełnie neutralny. Podobnie jak wyraz twarzy młodego  mężczyzny, który szedł spokojnym krokiem tuż przed nią, ubrany zgodnie z najnowszym krzykiem mody, niosąc kobiecie  buty.

     Nikt prócz mnie nie wydawał się widzieć w tej scenie czegoś szczególnego. Ot  tak,  jakby była to zupełna norma. Sprzedawcy nieśpiesznie otwierali swoje sklepiki i  witali się między sobą.

 

     

     -No, a co w tym dziwnego? – odezwał się w słuchawce Jani. –Nigdy jeszcze tego nie widziałaś? Ta kobieta najpewniej   szła w intencji kogoś lub czegoś. Ludzie robią tak  całkiem  często. Czasem idą  na kolanach nawet z innego miasta. – dokończył Jani  tonem, jakby mówił że, sandałki tego lata modne są w kolorze czerwonym, więc może też powinnam sobie takie kupić. Chwilę później sygnał w telefonie znikł. Statek, na którym był Jani najpewniej odpłynął na pełne morze. Pomyślałam, że Grecja znów utarła mi nosa, pokazując jak mało jeszcze o niej wiem.

 

    Jakkolwiek by tej sceny nie interpretować, to w niej zawarta jest cała dzisiejsza Ellada. Jest często skrajną tradycjonalistką, zawsze jednak ubraną zgodnie z najnowszym krzykiem mody i uniesionym do góry dumnie nosem. Robi to co jej się podoba,  nikogo nie pytając o zgodę ani  zdanie.  

 

     Długo zastanawiałam się, co powinno być pierwszym tematem nowego cyklu, stanowiącego przewodnik po wyspie Korfu.  Ta poranna przygoda, utwierdziła mnie w przekonaniu, że musi to być kościół św. Spirydona. Bo jeśli mieszkańcy wyspy potrafią iść do niego na kolanach, to musi on być dla nich najważniejszy.

     Święty Spirydon pochodził z Cypru i żył na przełomie III i IV wieku n.e. Był  pasterzem. Mówiono o nim, że zawsze  dbał o dobro drugiego człowieka i miał w sobie ogromną pokorę wobec Boga. Po śmierci żony postanowił, że zostanie księdzem. Podobno zawsze chodził w jednym, jak najskromniejszym ubraniu. Wszystko co miał oddawał biednym, zyskując sobie ich miłość. Kiedy zmarł biskup Cypru, ludzie sami wybrali  Spirydona na jego  następcę. Jednak nawet po tym wydarzeniu, Spirydon zawsze odznaczał się wielką skromnością.

       Atrybutem  świętego  jest cegła, z której unoszą się płomienie, a z dołu kapie woda i usypuje się ziemia. Jest to pamiątka  wydarzenia, kiedy święty wytłumaczył ludziom czym  jest Trójca Święta, którą wcześniej często postrzegano  jako trzy różne bóstwa. Trójca Święta, została przyrównana do cegły, która powstaje z trzech elementów: ziemi, ognia i wody. I to właśnie te trzy elementy, tworzą całość; podobnie  jak Trójca Święta, symbolizuje jednego Boga.

      Po śmierci Spirydona, jego ciało trafiło to Konstantynopola, a następnie przetransportowane  zostało na Korfu. Podobno kiedy po czasie otworzono trumnę, ciało nie uległo rozkładowi, pachniało przy tym bazylią.

      Obecnie ciało świętego  znajduje się w kościele pod  jego wezwaniem, w prawej części tuż przy ikonostasie. Do dziś  jest bardzo dobrze zachowane, co można zobaczyć na własne oczy.

      Kościół, gdzie znajduje się ciało świętego,  powstał w 1590 roku. Rozpoznać można go po bardzo wysokiej dzwonnicy, która góruje nad  miastem.  Sama bryła budowli nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jeśliby nie patrzeć do góry, łatwo ten kościół przeoczyć. Ściśnięty między innymi budynkami, chowa się w wąskich uliczkach miasta.

       W kontraście do prostej bryły zewnętrznej,  bogato zdobione jest jego wnętrze, które nawet w najbardziej słoneczny dzień, zawsze pozostaje zaciemnione. To na co należy zwrócić szczególną uwagę, to malowidła na sklepieniu z XVIII wieku  autorstwa Panagiotisa Doxarasa, malarza zafascynowanego dokonaniami mistrzów włoskiego baroku. Częściowo skopiowane później  malowidła, przedstawiają życie świętego.

     Pamięć o patronie wyspy, wśród mieszkańców jest wciąż żywa. Wierzy się, że to właśnie święty Spirydon uchronił wyspę przed najazdami Turków czy też  epidemiami. Na pamiątkę tych wydarzeń, dwa razy w roku  (11 sierpnia i 12 grudnia), na Korfu urządzana jest procesja ku czci świętego. Wielki szacunek wobec św. Spirydona przejawia się w czymś jeszcze. Imię Spirydon, czy też jego krótsza wersja –  Spiro, jest najczęściej występującym imieniem u męskiej części mieszkańców Korfu. Wystarczy przejść się ulicą tuż przy kościele, by usłyszeć jak śpiewnie wciąż jest wykrzykiwane.

 

 

 

 

Korfu – spotkanie pierwsze… piątek, 16 maja 2014

KORFU - Stara Forteca

KORFU – Stara Forteca

     Istnieją  rzeczy, które zdaje się  nigdy nie będą mogły być  zastąpione, tylko dlatego że powstało coś szybszego, nowocześniejszego czy  bardziej modnego.  Wciąż wolę prawdziwą książkę, od jej e-bookowego odpowiednika, mimo że ta pierwsza  ciąży w mojej torbie. Czy też papierową gazetę, którą otworzę  w wolne sobotnie popołudnie. Tak samo jest ze statkami. Im wolniej  płyną, tym właściwie lepiej.

   Dobiliśmy do portu stolicy Korfu. Stwierdzenie, że już od pierwszego spojrzenia, wyspa prezentuje się zupełnie niepowtarzalnie, byłoby czystym banałem. Bo przecież każda wyspa Grecji, nawet w stosunku do swoich archipelagowych  sąsiadek, to zupełnie inny świat. Korfu  jednak wyróżnia się  wrodzoną  elegancją, posmakiem szykowności, który niemalże wisi w powietrzu. Potwierdzenie takiego odczucia można znaleźć w jej historii, bowiem od dawien dawna,  Korfu uwielbiana była przez europejską arystokrację.

   Jak  tylko rozpakowaliśmy walizki, to znaczy – dokładnie – położyliśmy je na podłodze, stałam w drzwiach gotowa na zwiedzanie miasta. Przyznaje, typowe ze mnie zwierze miejskie. Tam gdzie jest tłoczno, głośno, wiele się dzieje – zawsze czuje się najlepiej. Czasowo wybraliśmy się  idealnie, bo dochodziło właśnie południe. Był jeden z   typowych, pracujących dni. Wszędzie pełno ludzi. A w co drugiej z wąskich uliczek, tworzył się kilkusekundowy korek. Sznury samochodów, pomiędzy którymi  zwinnie przemykały  głośne skutery. Słynne, włoskie Vespy. Są naprawdę urocze!

   To niestety prawda, że wielu starym weneckim kamienicom przydałby się generalny remont. Na szczęście znaczna część z nich  jest już odnowiona. Jednak  tak naprawdę włoskie wyczucie  proporcji kamienic i kamieniczek, wąziutkie kantounia (uliczki), idealnie dobrane dekoracje i dumnie górujące nad miastem fortece; świeżo  odmalowane czy też nie, zachwycać będą zawsze.

   Miasto przeszliśmy wzdłuż i wszerz. Wchodziliśmy w jego najwęższe zakamarki, najbardziej niepozorne ulice. Kościół św. Spirydona. Stara i Nowa Forteca. Pałac św. Michała i św. Jerzego. Oraz Ratusz Miasta. Stare Miasto. Nowsza jego część i targ przy fortecy. Każdy dzień kończyliśmy tak samo. Grecka kawa i małe słodkie loukumades, w jednej z kawiarenek  na ulicy Liston. Nie można znaleźć  lepszego miejsca, by zobaczyć jak miasto tu żyje, na 10 minut przed otwarciem turystycznego sezonu. Jak po zajęciach spotykają się tu studenci. Jak starsze Greczynki obmawiają, co ugotować jutro na obiad. Z jaką ekscytacją przekazywana jest każda nawet najbardziej błaha plotka. Tak dyskutować potrafią jedynie Grecy.

   Kilka kilometrów za miastem, jedno z najsłynniejszych miejsc na Korfu, czyli Kanoni i Mysia Wyspa. Żeby tam dotrzeć trzeba się trochę natrudzić. Bo niby blisko, niby tuż obok, ale która tak naprawdę wiedzie tam ulica? Na szczęście ukazał się niewielki, biały monastyr Vlacherna, który jest na okładce chyba każdego przewodnika po wyspie.  Właśnie sprzątała w nim starsza Greczynka. Dziadek obok łowił ryby. Ktoś przyjechał czerwonym skuterem. Ale zdaje się, że tylko na chwilę, bo w stacyjce są jeszcze  kluczyki, a silnik na „chodzie”. 5. 10 minut. Nikt nie wraca… Klimat na wyspach ma to do siebie, że nikt tu restrykcyjnie czasu nie liczy.

KANONI - monastyr Vlacherna

KANONI – monastyr Vlacherna

   Jadąc na południe, odwiedziliśmy Achillion. Miejsce, które trzeba zobaczyć będąc tu na Korfu. Ogród w stylu francuskim. Rzeźby z mitologicznymi bóstwami. Cesarski wystrój wnętrza budynku. Wszystko prezentuje się naprawdę wspaniale, ale całość jest kolejnym dowodem na to, że władza, pieniądze… Te wcale szczęścia nie dają. Biografia mieszkającej tu cesarzowej Sissi, wcale nie ma przecież happy endu.

   Żeby dotrzeć do Paleokastritsy, przejechaliśmy  przez typowe wyspiarskie drogi, skręcone jak serpentyny. To właśnie na nich, pomiędzy oliwnymi gajami, nagrywane  były sceny do  Jamesa Bonda (For Your Eyes Only KLIKNIJ TU!). Kiedy sezonu jeszcze nie ma, trochę trudno sobie wyobrazić, że latem może być tu tłoczno. Wszystkie kawiarnie, tawerny pozamykane. Na plaży nie ma żywej duszy. Cisza, spokój, słychać tylko fale i szum  wiatru pomiędzy drzewami. Widać lazurowe morze, którego błękit zlewa się z  niebem.

   Odnajdujemy kościół z muzeum ikon. Tam również prawie nikogo nie ma. Można obejrzeć wszystko dokładnie. Dotknąć, powąchać. Ale  chwilkę! Jesteśmy też po to by się dowiedzieć, gdzie jest słynna Bella Vista i ile kosztuje wstęp do muzeum. Napotkany kot mówi, że „nie wie” i nie wygląda na takiego, którego by to obchodziło. Podobnie odmrukuje jego  rudy przyjaciel, z którym razem wylegują się na słońcu, obok drzewka cytryny.

   Żeby wejść do muzeum nie trzeba mieć żadnego  biletu. A Bella Visty nie da się przeoczyć! Ale wcześniej punk widokowy, o którym nie było w żadnym przewodniku. Prawdziwy balkon na Morze Jońskie. Wielki, niekończący się błękit, który muska delikatnie pobłyskujące na nim słońce. To właśnie gdzieś tam znajduje się zamieniona w kamień łódź Odyseusza. Czy jest to tylko mit? W takich miejscach,  we wszystko jest się w stanie uwierzyć.

PALEOKASTRITSA

PALEOKASTRITSA

   Po drodze od zakrętów kręci mi się w głowie. Mimo to dojeżdżamy do  zamku  Angelokastro, który  tonie w zieleni. Gubimy się w oliwkowych gajach, ale tylko  po to by odnaleźć ruiny starej świątyni. Można do niej wejść i dotknąć jej fresków. Nie ma żadnej odgradzającej barierki.  W drodze do Palies Sinies,  znów gubimy drogę. Kolejny raz prawie tracimy oponę. Ale przy każdej przymusowej zmianie planów, odkrywamy coś nowego. Dojeżdżamy do sadów drzew kumkwat. Stary dziadek patrząc na nas jak na istoty nie z tej ziemi, pokarbowaną laską pokazuje nam dobrą drogę i przez cały czas się śmieje.

   Żeby dotrzeć do Canal  D’Amour czyli Kanału Miłości, przejechaliśmy prawie całą wyspę. Część północna o tej porze roku jest prawie wymarła. Jakby dzień wcześniej wszyscy dosłownie się wynieśli. Tak właśnie nie w sezonie wyglądają miasteczka typowo turystyczne, bo funkcjonują one jedynie przez kilka letnich miesięcy.  A w wakacje  będzie tu naprawdę tłoczno. Szkoda tylko, że na kąpiel było jeszcze  stanowczo za zimno. Bo być na takich plażach i nie popływać, to prawdziwa   tortura. Niesamowite formacje skalne, wyglądają tu tak, jakby ktoś specjalnie zbudował tu fantazyjne   plaże. Tu uskok  do kąpieli. Tam swoisty balkonik, gdzie można się opalać. Tu idealne miejsce na kilka leżaków. W restauracjach, hotelach i kawiarniach, pojawiają się pojedyncze osoby. Zdaje się, że to właściciele, którzy już planują jakby tu zabrać się za sprzątanie. Koniec marca oznacza, że sezon zbliża się wielkimi krokami.

SIDARI

SIDARI

   Kiedy żegnaliśmy się z wyspą, jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że odpłynąć wcale nie będzie tak łatwo. Strajki mają to do siebie, że nikt przecież ich nie zapowiada. W ostatnią noc, kolejny raz poszliśmy do centrum miasta.  Udaliśmy się na koncert  muzyki klasycznej, młodzieży z tutejszej szkoły. Korfu jest  niesłychanie muzykalna. Chwilę po ostatnim utworze, krótki spacer po mieście. Sam środek ciepłej, wiosennej nocy. Ulice nadal zapełnione. Sklepy otwarte. W kawiarenkach nie widać pustych krzeseł. Ostatnie spojrzenie na rozświetlone miasto. Starą Fortecę górującą nad morzem. Odwracam się by raz jeszcze spojrzeć… Do zobaczenia już w czerwcu, prześliczna Korfu!

ZOBACZ ZE MNĄ WYSPĘ KORFU!

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl