Po co nam Nowy Rok?… sobota, 31 grudnia 2016

Co prawda jest wiele osób, które uważają,  że to nie ma większego sensu. Jednak  ja nie wyobrażam sobie Nowego Roku bez noworocznych postanowień. Robię je co rok już od dobrych czterech lat. Spisuje na kartce, później robię wizualizacyjną tablicę. Fakt, raczej nigdy nie udaje mi się zrealizować wszystkiego tak na 100%, ale to wcale nie o to w tym chodzi. Chodzi o to, by każdego dnia zbliżać się coraz bardziej do swoich celów i marzeń. I dlatego  uwielbiam obchodzić Nowy Rok. Dzięki tej  umownej przecież dacie, czuje że dana jest mi kolejna szansa, by znów zmienić coś na lepsze. Uwielbiam ten moment, kiedy pierwszego stycznia budzę się rano, w świeżej pościeli. Czuję, że cały świat jeszcze śpi. Wstaje nowy dzień. Jest Nowy Rok. Mój kalendarz jest jeszcze zupełnie czysty. Nie ma w nim nawet jednego zdania. Wszystko jest jak tabula rasa. Zaczynam od początku! Po to właśnie potrzebny  jest nam Nowy Rok…

 W ubiegłym roku na miejscu pierwszym stała dla mnie nasza firma. Właściwie całą moją energię poświęcałam na jej rozwój. Było warto, bo rezultaty są rewelacyjne. Jednak w nadchodzącym roku mam w planach bardziej zadbać o jeszcze inne rzeczy…

Rozwój naszej firmy z wycieczkami po Korfu nabrał rozpędu. Kiedy jednak ma się własny biznes, nie można stać w miejscu. Stanie w miejscu, oznacza że firma się cofa. Jedyny z możliwych kierunków – iść do przodu!  Dlatego u nas praca wre. I od nowego sezonu będziemy  poszerzać naszą działalność na Korfu. Co pojawi się nowego?  W sezonie 2017 stawiamy pierwszych kilka kroków do tego, żeby pomagać Wam organizować wakacje na Korfu w prawie całym pakiecie. Wiele osób rezygnując z ofert dużych biur podróży, decyduje się organizować wakacje zupełnie na własną rękę. Ostatnio byłam zasypywana mailami z pytaniami: jaki hotel wybrać, gdzie wypożyczyć auto, jak dostać się z lotniska do swojego hotelu? Dlatego już na przełomie stycznia / lutego na naszej stronie pojawi się informacja o sprawdzonych noclegach, godnej polecenia wypożyczalni samochodów, transferach z lotniska i portu oraz motorówkach w Paleokastritsy. Wszystko byście w naprawdę łatwy sposób wakacje na Korfu w sprawdzonych, pewnych  miejscach mogli przygotować sobie właściwie sami. Już teraz kończymy nieco przekształcać naszą stronę. Jeszcze w styczniu pojawi się nowa podstrona  z najważniejszymi informacjami, gdzie w pigułce przeczytacie wszystko co z perspektywy turysty na Korfu będzie dla Was ważne.

Moja książka o Grecji jest już prawie gotowa. Jednak „prawie”, a „gotowa”, to diametralna  różnica. Tę książkę piszę już ponad dwa lata i czuje w sobie, że przyszedł  czas najwyższy by ją  dokończyć. Wie o tym każdy, kto kiedykolwiek zabierał się do pisania, że czasami pojawia się trochę niezrozumiała bariera przed ukończeniem. Trzeba to przełamać! Rok 2017 to dla mnie rok zakończenia pracy nad moją pierwszą książką. Żeby  tak rzeczywiście się stało, do współpracy zaprosiłam specjalistę. I razem z osobą, która naprawdę się na tym zna, całość  kończymy 31 marca. Później materiał trafia do wydawnictw… Trzymajcie mocno kciuki by się udało! O czym jest ta książka? Chyba pora, żeby trochę więcej Wam wyjawić. Nawet osoby, które czytają bloga od początku nie wiedzą, jak właściwie w Grecji się znalazłam i jakie były tu moje początki jeszcze przed pojawieniem się pierwszego posta na blogu.  Będzie więc sporo  o tym, o czym  nigdy  nie pisałam na Sałatce.  Jak bardzo zmieniłam się mieszkając w Elladzie i przebywając z Grekami na co dzień. Książka jest połączeniem mojej osobistej historii, drogi od samego początku aż do założenia własnej firmy i zakorzenienia się w Elladzie. Wątki mojej historii przeplatają opowieści o tym co interesuje Was najbardziej – greckiej codzienności. O tym co dla Greków jest najważniejsze? O tym jak ich tradycja i kultura wpływają na ich mentalność? I o tym czego dobrego można nauczyć się od mieszkańców Ellady?

Choć wszystko w moim życiu idzie do przodu, w kierunku, który sama sobie wyznaczam, nie ukrywam… Dochodzenie do swoich celów nie jest proste i często związane jest z  prozaicznym… stresem. Dlatego  w nadchodzącym roku, chcę wypracować  w sobie nieco inne nastawienie do problemów. Przestać martwić się małostkami i zamartwiać o przyszłość. Tak, mnie niestety też dotyczy ten dość popularny problem. Wygląda na to, że od Nowego Roku coraz więcej będzie na blogu postów o równowadze życiowej, o tym jak się relaksować, walczyć ze stresem, jak zmieniać swoje nastawienie do problemów. Pierwszy z nich – już w najbliższy poniedziałek!:D

A jak Wasze postanowienia noworoczne? Zdradzicie tu jakieś? Za co będziecie trzymać kciuki, kiedy dziś w nocy wybije 12? SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI!!!

 

Picie wody, to mądry nawyk Greków. Ale jak mieszkańcy Ellady sobie ten nawyk wypracowali?… środa, 28 grudnia 2016

W drugi dzień Bożego Narodzenia, wyskoczyliśmy z rodzicami na kawę. Jak zawsze zamówiłam to samo – podwójne espresso macchiato. Kiedy kelnerka przyniosła mi moją kawę i postawiła przy niej naparstek wody – mimowolnie parsknęłam śmiechem. W głowie pojawiła mi się myśl: „Hihi! Co to jest do cholery?!”.

 

Po kilku latach mieszkania w Grecji, trochę nieświadomie przejęłam bardzo mądry nawyk Greków – częstego picia wody.  Już nawet nie wiem, w którym momencie tak się stało. Gdy patrzyłam na tej mikroskopijnej wielkości szklankę wypełnioną wodą,  przypomniało mi się że kiedy Jani pierwszy raz był w Polsce, na ten widok zareagował dokładnie tak samo. Przecierał oczy i myślał, że to żart, a ja zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi. Dlaczego podanie kawy, w taki sposób jak widać na zdjęciu wyżej, jest dla Greków przezabawne?

Grecy jakoś tak naturalnie na co dzień piją bardzo dużo wody. Jest to szalenie zdrowe i jest to jedna z rzeczy, której można się od nich nauczyć. Fakt, że Grecy piją dużo wody, mimo pozorów nie jest spowodowany jedynie cieplejszym klimatem. Upały trwają  w Elladzie tylko góra trzy miesiące. A wodę w dużych ilościach pija się w Grecji przez cały rok. Tak samo latem, jak i zimą. Jak mieszkańcy Grecji wprowadzili u siebie ten nawyk?

Cała Europa nie może się nadziwić i śmieje się skolei z Greków, że papier toaletowy wrzuca się w Grecji nie do klozetu, a specjalnych koszy. Racja! Fakt, że Grecy do tej pory nie zrobili jeszcze porządku ze swoimi rurami kanalizacyjnymi, powinien być dla nich powodem do zaczerwienienia się. Temat nowoczesnych rozwiązań technologicznych, to bez dwóch zdań pięta Achillesa mieszkańców Grecji. Ale za to, woda z kranu w Elladzie (poza wyspami) jest rewelacyjna! Po pierwsze, ona naprawdę nadaje się do picia, po drugie smakuje świetnie. Rzadko kto kupuje wodę butelkowaną, a wody mineralne w Grecji właściwie nie istnieją. I pewnie jakoś tak podświadomie, jeśli wody nie trzeba kupować (a więc za nią płacić, a później taszczyć ją do domu), pija się jej dużo więcej. Kiedy na co dzień przebywam z Grekami, co chwilę widzę jak ktoś dochodzi do kranu i wypełnia wodą szklankę, po czym przelewa zawartość prosto do gardła. Tak już chyba działa nasza podświadomość, że jeśli za coś właściwie się nie płaci – używamy tego znacznie więcej.

Dobrej jakości woda z kranu to jedno. W Grecji panuje również prosty i genialny zwyczaj,  że jeśli wchodzimy do kawiarni, tawerny, czy też restauracji, kiedy tylko siądziemy, kelner stawia przed nami szklankę wypełnioną wodą.  Szczególnie w kawiarniach, te szklanki przeważnie mają wiele zarysowań, ponieważ non stop są używane. Lądują na stolikach, są opróżniane, po czym  trafiają do zmywarek. I tak w koło. Napicie się wody przed wypiciem kawy, czy też zjedzeniem czegoś – to jest podstawa! Rzecz zupełnie naturalna. Najczęściej kawiarniane szklanki są nieco większych, niż przewiduje to standard, rozmiarów. A poproszenie o ponowne napełnienie, jest również częstym zwyczajem.

Kiedy teraz przyjechałam znów do Polski, trochę  zapomniałam, że u nas czystej wody nie pija się aż tyle. Dietetycy biją na alarm! Co chwilę słyszę jak ktoś mówi, że chce wprowadzić u siebie nawyk picia wody. Pamiętam, że jeszcze kiedyś miałam ten sam problem. Jednak po kilku latach, ten mądry nawyk Greków wszedł mi na dobre do krwiobiegu. Dziś nie wyobrażam sobie przetrwać dnia, bez wypicia co najmniej(!) 1,5 litra czystej wody, co jak na moje drobne gabaryty wg dietetyków jest ideałem.

Kiedy jednak idę do kawiarni i do mojego espresso dostaję naparstek wody, to przyznam że wygląda mi to na żart ze strony kelnera. Ale cóż… Co kraj to obyczaj! A jedną z najfajniejszych rzeczy w podróżowaniu i mieszkaniu w innym kraju, jest to że można przeszczepiać dla siebie to co w innych narodowościach jest najlepsze! Zawsze jest coś, czego można się od kogoś innego nauczyć…

 

    A jak jest z Waszym piciem wody??? Z ciekawości zapytam: ile litrów wody standardowo pijecie dziennie???

 

Ciepłych… Spokojnych… Magicznych świąt… sobota, 24 grudnia 2017

Ostatnio w naszej rodzince wiele się dzieje. Moja starsza siostra urodziła już trzeciego maluszka i święta mamy naprawdę roześmiane. Obecność dzieciaków zmienia wiele. A ich niczym  niehamowany i nietłumiony  śmiech – to coś prawdziwie niezwykłego. Właśnie wczoraj zachorowała nam mama, czyli głowa świątecznych przygotowań i narobiło się trochę  bigosu:/// Domowego bigosu chyba w te święta po prostu nie będzie. Ale właśnie teraz odkrywam, że najlepsze święta, to wcale nie takie, kiedy pierogi wychodzą idealnie, bigos jest popisowy, a karp to mistrzostwo świata.  Prezenty wcale nie muszą być drogie,  a kokardy bić blaskiem po oczach. Święta – to bycie razem. Ja ostatnio jestem wiecznie czymś poplamiona. I wszystko mam nie na czas, bo ktoś co chwilę ciągnie mnie za rękaw, żebym setny raz czytała ten sam wierszyk Brzechwy. Nasz obrus jest już tak upaćkany, że już nikt nawet nie ma sił zwracać na to uwagi, a sterta nieumytych naczyń potrafi sięgać sufitu. Ale święta – to bycie razem. Z choinki też musieliśmy zrezygnować, bo 100% gwarancji, że chwila – moment, a zleci dzieciakom  na głowę. Nie ma planu, nie ma organizacji. I jakoś tak magicznie – wszystko wychodzi. Okazuje się, że z pierogami ze sklepu też można mieć fajną Wigilię. A śledziem i karpiem jakoś zajmie się tata. Bo w święta najbardziej liczy się… bycie razem.

I tego właśnie życzę Wam w te Boże Narodzenie. Docenienia tego co najważniejsze – obecności drugiego człowieka.

PS. Jak już co roku… Z całego serca namawiam Was do przyłączenia się do świątecznej akcji „ROBÓTKA”. Jeśli chcecie wziąć udział w tej akcji, wszelkie szczegóły znajdziecie klikając w obrazek wyżej! Polega ona na kupieniu prezentu dla jednego z dorosłych dzieci, mieszkańca Domu Pomocy Społecznej w Niegowie. Nawet jeśli zrobicie to chwilę po Świętach – myślę, że data nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Kupienie prezentu jest tu drugoplanowe. Ta akcja jest naprawdę świetna – chodzi o dostrzeżenie jednej osoby, pomyślenie o niej, podarowanie jej czegoś i napisanie kilku ciepłych słów… Akcja jest piękna! Działajcie!!!

Przedświąteczny wypad do Arachowy… środa, 21 grudnia 2016

Na chwilę przed moim wylotem na święta do Polski, czmychnęliśmy z Janim do Arachowy. Do tego niezwykle klimatycznego miasteczka mamy dosłownie rzut beretem. I to właśnie przed Bożym Narodzeniem, Arachowa prezentuje się najciekawiej.

Arachowa jest niewielkim miasteczkiem, które leży u stóp jednego z najsłynniejszych ośrodków narciarstwa w Grecji. O samym centrum narciarstwa Parnas,  możecie przeczytać w poście TUTAJ! Przed Bożym Narodzeniem w Arachowie jest najpiękniej, bo całe miasteczko przebiera się na święta. To właśnie w tym okresie jest też najwięcej ludzi, którzy często przyjeżdżają z samych Aten. Arachowa jest uwielbiana przez greckie sławy i celebrytów. Czasami jest to dość zabawne. Z jednej strony Arachowa to naprawdę małe  miasteczko, ale z drugiej – wszystko jest tu super modne i na czasie. Zobaczcie nasz nowy filmik z naszego wypadu!

Kiedy byliśmy w Arachowie spotkało nas również coś przesympatycznego… Natknęliśmy się na nasz bus, który wozi nasze wycieczki na Korfu! Spora część busów, które latem wożą turystów na Korfu, zimą jeździ  na kontynencie. Ale mój bus z Korfu, kiedy akurat byłam w Arachowie… Co za zbieg okoliczności! Zobaczcie sami:DD

Dlaczego Grecy są tak uparci i jak sobie z tą upartością radzić?… niedziela, 18 grudnia 2016

Jani, choć nie wygląda, jest najbardziej upartą osobą jaką znam. Ma to swoje plusy i minusy. Czasami jest tak, że popełni błąd. Nie ma na świecie takiej siły, żeby się do tego błędu przyznał. Taka niesamowita upartość i nieumiejętność przyznawania się do winy, to nie cecha tylko Janiego. Jest to typowa cecha ogromnej ilości Greków. Taka jakby ich cecha narodowa.

Dlaczego tak  jest?

Słyszałam to już od wielu osób. Że jakiś Grek ewidentnie popełnia błąd i za nic nie przyznaje się do winy. Szczególnie turyści, często takie zachowanie uznają, za oszukiwanie. Bardzo się jednak mylą. Nie wiedzą o tym, że ta nieumiejętność przyznawania się do błędów wynika  z  głównej cechy Greków, jaką jest:

DUMA

Grecy to naród niezwykle dumny. Wystarczy spojrzeć na greckie ulice. Wszyscy chodzą pewnym krokiem, wyprostowani, z nosami zadartymi do góry. Nawet kasjerka w Lidlu potrafi przerzucać towary przez taśmę, spoglądając na klienta jak królowa. Koniecznie zwróćcie na to uwagę będąc w Grecji. Z czego to wynika? Moim zdaniem – z wychowania chcianych i wyczekiwanych dzieci, na świadomych swoich wartości dorosłych. Więcej na ten temat przeczytacie TUTAJ!

Prawdziwy Grek, nawet jeśli już popełni błąd, zazwyczaj nie przyzna się do tego  nawet przed sobą. No bo jak to? On zawsze wie, ma racje, robi wszystko najlepiej! Jest zbyt dumny by się przyznać.

Walczenie z tą cechą, to jak walka z wiatrakami. Trzeba nauczyć się nią… manipulować!

*

Greckie kobiety  jakby z pokolenia na pokolenia przekazują sobie całe tomy nigdzie nie spisanej, czysto życiowej wiedzy. Pewnego dnia powiedziałam o tym problemie mojej teściowej Fecie. Że czasem, fakt że Jani ewidentnie popełnia błąd i nigdy się nie przyzna, albo na coś się tak bardzo uprze, doprowadza mnie to do szału! Nigdy, ale to przenigdy nie przyzna  się do winy.

-No i tego akurat już nie zmienisz… – powiedziała Feta. –Równie dobrze tej zimy zacznie padać czarny śnieg. Ale możesz tę cechę użyć, tak żeby tobie pomagała…

O co dokładnie poszło… Nigdy w życiu nie byłam w Grecji na buzuki, czyli koncertach  na żywo, gdzie siedzi się, słucha, tańczy i ucztuje. Zawsze bardzo chciałam iść, ale… a) Jani nie znosi tego rodzaju imprez b) buzuki jest bardzo drogie  i za jeden wieczór lekką ręką trzeba wydać czasem i 100 euro.  Powiedział, że „po jego trupie”. I na tym koniec. Prosiłam. Błagałam. Nic.

-Nie… Nie… Nie… – odpowiedziała Feta. –Każda prośba i groźba jeszcze bardziej go zacietrzewi. Będzie działać jak płachta na byka. A spróbuj tak…

*

Kończyliśmy właśnie obiad. Jani już zjadł, a ja w błogim spokoju dopijałam moje wino. I tak sobie pod nosem tylko zamamrotałam:

 -Ach… Co za szkoda… – wstałam i zaczęłam zbierać brudne naczynia.

-A co się stało…??? – spytał Jani.

-A nic… Takie tam… Muszę iść pozmywać naczynia. Mam dziś dużo pracy. Nic… Naprawdę nic się nie stało i zupełnie niczym się nie przejmuj…

-Co –  się –  sta-ło?

-No nic! Tak sobie myślę, że miałeś 100% racji! Naprawdę NIE powinniśmy iść na te buzuki! Przecież to czyste szaleństwo. Ta muzyka jest męcząca. Na dodatek, to wszystko jest tak drogie. Nie… Nie… Nie… Już więcej naprawdę cię o to nie poproszę. Mamy teraz dużo ważniejsze wydatki…

-Hmmm… No rzeczywiście, to jest bardzo drogie. I naprawdę nie powinniśmy. A już na pewno nie teraz…

-Nie! Nie! Nie teraz! Absolutnie nie teraz…

-Ale może by tak…

I autentycznie. W tym momencie najpierw zupełnie zmienił się wyraz jego twarzy. Widać było, że właśnie intensywnie o czymś myśli. I zaczął się potok pomysłów, skąd możemy wziąć 200 euro. Pomysłów było całkiem sporo, ale każdy starałam się szybko obalić, pokazując, że to naprawdę nie ma sensu. W końcu Jani stwierdził definitywnie:

-Wiesz, życie jest tylko jedno! Dużo pracujemy i po prostu raz na jakiś czas możemy się zabawić! Prawda???

-No ale przecież… Ta muzyka jest tak męcząca! Ty tyle na bank nie wytrzymasz! A co jeśli rozboli cię głowa??? Nie… Zostaw to, to nie ma najmniejszego sensu.

Jani siadł do komputera. Wyszukał kilku piosenkarzy, których znosi, którzy okazali się być nie tacy aż źli. W końcu sam doszedł do wniosku, że w kwietniu mamy rocznicę ślubu i może się poświęcić.

Przypominam tylko, że na początku zaklinał się, że nie ma  szans. A skończyło się na tym, że sam zaczął mnie przekonywać. I ustalone. W kwietniu jedziemy na buzuki!

Metodę na „nie” przekazaną mi przez Fetę stosuję namiętnie i z wielką rozkoszą. Kiedy tylko mam ochotę iść do kina, a Jani jest zmęczony, coś tam mruczę pod nosem, a później wplatam w to, że to wielka szkoda, że  nie możemy iść. Zazwyczaj jest gotowy kwadrans później. Jeśli chce żeby mi coś kupił, najpierw tłumaczę jak bardzo jest mi to niepotrzebne. A jak chcę by coś zrobił, to wykładam mu jak bardzo jest zmęczony i że z pewnością nie jest w stanie tego zrobić. Tymczasem Jani triumfalnie udawadnia wtedy, że jest w stanie zrobić wszystko!  Typowy facet. Typowy Grek.  Metoda na „nie” działa niezawodnie w każdej sytuacji. 100%. Dziewczyny, koniecznie wypróbujcie na swoich facetach, jakiejkolwiek są  narodowości.

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – 10 faktów o mnie… poniedziałek, 12 grudnia 2016

Co prawda Sałatka po grecku, jest blogiem o Grecji. Ale w pewnej części jest to również blog o  mnie. Kiedy czytam najróżniejsze blogi, uwielbiam właśnie taki typ posta, w którym autor opisuje siebie. Dzięki temu mogę bliżej poznać osobę, której teksty czytam. Wpadłam na pomysł, żeby również napisać taki właśnie post. Być może macie ochotę dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Śledząc bloga dłużej, o pewnych rzeczach wiecie. Kilka faktów z pewnością będzie dla Was  sporym zaskoczeniem. Tak jak na przykład to, że…

W LICEUM STWIERDZONO U MNIE DYSORTOGRAFIE…  Kwestia papierów „dys”często  jest dyskusyjna. Natomiast u mnie jest coś na rzeczy. Dużo czytam, naprawdę dużo piszę, a mimo tego, czasem czytając bloga mogliście natknąć się na bardzo dziwne i zupełnie elementarne błędy. Dawniej było z tym naprawdę źle. Wypracowanie takiego poziomu pisania, żeby nikt się nie kapnął, że coś w tym temacie może być nie halo, kosztowało mnie i często nadal  kosztuje wiele godzin ślęczenia nad tekstami. Jeszcze od czasu do czasu coś dziwacznego może czasami na bloga wpaść, natomiast więlkim sukcesem jest dla mnie to, że takich błędów jest naprawdę mało… Pomaga mi również mama:D Tak już trochę dmuchając na zimne, moja mama sprawdza każdy tekst na blogu i dzwoni natychmiast jeśli wyłapie najdrobniejszy nawet błąd!:D

DZIEŃ BEZ PODWÓJNEGO ESPRESSO JEST DLA MNIE DNIEM STRACONYM… Jestem absolutnym maniakiem kawy. Picie kawy celebruje. Piję zawsze jedną i tę samą, która jest moim ideałem – podwójne espresso macchiato. Uwielbiam smak kawy. Jej zapach, a nawet  widok. Dlatego naprawdę bardzo powstrzymuje się przed tym by na moim Instagramie kawy nie było zbyt dużo:D

W DZIECIŃSTWIE BYŁAM PRZYLEPĄ I NIGDY NIE LUBIŁAM JEŹDZIĆ NA KOLONIE… Kiedy byłam mała, moi rodzice kilka razy próbowali wysyłać mnie na kolonie. Zawsze kończyło się tak samo. Najpierw płacz, a później przyśpieszony powrót. Jako dziecko byłam niesłychaną przylepą. Gdyby jakiś czas temu, ktoś powiedział moim rodzicom, że będę mieszkać z dala od domu w innym kraju, to chyba umarli by ze śmiechu. No cóż. Jestem idealnym dowodem na to, że ludzie się jednak zmieniają.

MAM KOTA I NIE POTRAFIĘ ŻYĆ BEZ ZWIERZAKA U BOKU… Mam kotkę, która nazywa się Fivi i zawsze, od kiedy byłam małym dzieckiem, zawsze miałam jakiegoś zwierzaka. Moja kotka jest absolutnie moim oczkiem w głowie. Nie ma jej nigdy na blogu, bo w sumie… tak jakoś wyszło. Fivi z nami podróżuje. Zwiedziła już sporą część greckich wysp i była w dużej części Europy.

JESTEM PEDANTKĄ… Nie potrafię funkcjonować, kiedy obok mnie jest bałagan. Wszystko w moim otoczeniu ma swój porządek. Po prostu kocham i czerpię prawdziwą przyjemność, z faktu, kiedy obok mnie jest czysto. Na warunki greckie mój przypadek to raczej norma, natomiast moje pedantyczne zapędy zawsze były i są powodem do żartów, kiedy tylko jestem w Polsce:DD

UWIELBIAM ARTYKUŁY PAPIERNICZE… W sklepie papierniczym mogłabym spokojnie zamieszkać. Uwielbiam notesy, zeszyty, najróżniejsze długopisy i ołówki. Kalendarze wybieram z wypiekami na twarzy. Kiedyś myślałam, że pewnie z tego wyrosnę i mi przejdzie. Ale niezmiennie mam taką… papierniczą manię:D

JESTEM CIEKAWĄ MIESZANKĄ WRAŻLIWOŚCI I SIŁY… Płaczę nałogowo. Kto bliżej mnie zna, to już się przyzwyczaił. Jestem bardzo wrażliwa i wiele rzeczy bardzo mnie albo wzrusza, albo boli. Mam jednak silny charakter. W mojej głowie nie ma takiego czasownika jak „poddawać  się”. Wiele osób, która ze mną pracuje jest początkowo tym zdziwiona, bo czasami zdarza się, że rycząc walę z całej siły  w stół pięściami.

MOIM GURU W PISANIU JEST FREDERICK FORSYTH…   To trochę dziwne, bo polityką w ogóle się nie zajmuje. Natomiast moim guru jeśli chodzi o pisanie, jest Frederick Forsyth, którego powieści zawsze oparte są o wydarzenia polityczne. Jego styl pisania to dla mnie niedościgniony ideał. To co cenię u Forsytha najbardziej to maksimum wyrazu, przy minimalnej ilości słów. Jak garnitur gentelmena w latach sześciesiątych: elegancki i mistrzowsko skrojony.

RELAKSUJE MNIE OGLĄDANIE FILMÓW I CHODZENIE DO KINA…  Był czas, kiedy zastanawiałam się nad tym czy nie iść na  filmoznawstwo. Do teraz uwielbiam chodzić do kina. Wizyta  w kinie raz na dwa tygodnie jest mi potrzebna jak powietrze. Zawsze mam w planach obejrzenie jakiegoś filmu. Oglądam klasyki, na przemian z nowościami.  Ja po prostu… Kocham kino:D

JESTEM NIEPOPRAWNYM NOCNYM MARKIEM… Kiedyś próbowałam to zmienić, ale każda próba kończyła się porażką. W końcu zaakceptowałam fakt, że lepiej funkcjonuje mi się wieczorami i w nocy. W dzień załatwiam najróżniejsze sprawy, natomiast do biurka  zasiadam zawsze po godzinie 18.00. Właśnie po tej godzinie nabieram rozpędu i pracuje jak burza. Kiedy muszę rano wstać, to wstaję. Ale kiedy nie muszę, to z tego korzystam pracując właśnie wieczorami i w nocy. Rozkoszą jest dla mnie cisza i spokój, który panuje po zapadnięciu zmroku. Nie potrafię też zasnąć bez czytania w łóżku.

Przewodnik po KORFU, cz. 23 – „Tylko dla Twoich Oczu”, czyli James Bond na Korfu… piątek, 9 grudnia 2016

Lubię co jakiś czas zobaczyć Jamesa Bonda, ale przyznam się że raczej nie należę do najlepszych znawców tematu. Mogę więc tylko zacytować opinie tych, którzy na Bondzie  naprawdę dobrze się znają, że „Tylko dla Twoich Oczu” z Rogerem Moorem w roli Jamesa Bonada  (For Your Eyes Only, 1981, reż. John Glen), która nagrywana była na Korfu, jest jedną z najlepiej zrobionych części przygód agenta 007.

Z wiadomych względów  tę część Bonda  po prostu pochłonęłam. Oglądałam ją już trzy razy i myślę, że któregoś z zimowych wieczorów znów sobie ją przypomnę. Scenariusz, jak to u Bonda. Jest Bond. Jest piękna kobieta. Czarny charakter. Cały czas ktoś kogoś goni, albo przed kimś ucieka. Można przy tym zobaczyć na jakim poziomie była technologia lat 80tych. Jakimi samochodami jeżdżono. Jaka dokładnie była wtedy moda. Jaki wśród kobiet panował ideał piękna. Kto miał najlepszy głos i jaka piosenka była wtedy hitem.

Mniej więcej 70% scen z tego filmu rozgrywa się właśnie na Kerkirze. Nie można było sobie wyobrazić lepszej reklamy dla wyspy, dla której już wtedy turystyka była ważnym źródłem dochodu.  Sceny na samej Korfu zaczynają się od rejsów w Paleokastritsy. Jest kilka scen z miasta Korfu, w których widać odwiedzających wyspę turystów. Widać  monastyr Vlacherna oraz Mysią Wyspę. Kanoni w filmie wygląda dokładnie tak samo jak dzisiaj. Jest również jedna z najsłynniejszych scen pościgu, kiedy James Bond w żółtym Citroenie gna przez Arillas, gdzie drogi są najwęższe i najbardziej pokręcone na całej wyspie. Oglądając tego właśnie Bonda, można zobaczyć jak niegdyś wyglądał Achillion, kiedy było w nim kasyno. Przyznam, że uwielbiam szczególnie tę scenę. Na jednej z nich, kiedy Bond je kolacje, siedzi dosłownie metr od miejsca gdzie kończąc już wycieczkę robimy zdjęcie grupowe.

Kadr z filmu. Bond ze swoją dziewczyną na zakupach w mieście Korfu

To co jest dla Korfu najfajniesze, to fakt że na filmie zostały pokazane naprawdę wszystkie najpiękniejsze miejsca wyspy. Film ogląda się niesamowicie przyjemnie. Wypełniają go ujęcia przepełnione słońcem. Dużo w nim morza i zieleni oraz fantastycznych widoków.  W tamtym okresie lepszej wizytówki Kerkira nie mogła sobie wymarzyć. Po obejrzeniu człowiek autentycznie ma ochotę zabookować bilet na Korfu i raz, dwa lecieć  na wyspę. Mamy więc z jednej strony najepiękniejsze i najważniejsze miejsca, niesamowite widoki, ale również autentyczny obraz tego, jak wyglądali, ubierali się, zachowywali mieszkańcy Korfu w tamtych czasach.

Pierwsi turyści lądują na Korfu w latach 50tych. Te trzydzieści lat później ruch turystyczny jest już rozwinięty, ale z pewnością film zwiększa zainteresowanie wyspą.  Film szczególnie przyczynił się do rozreklamowania jeszcze innego, ważnego dla Grecji miejsca – Meteor. Do dziś trudno w to uwierzyć, ale jeszcze na początku lat 70tych nikt o Meteorach nie słyszał. To właśnie James Bond, którego sceny końcowe zostały nagrane w Meteorach faktycznie przyczynił się do rozsławienia tego niesamowitego miejsca. W znanej scenie końcowej, Bond wspina się po pionowej ścianie do jednego z monastyrów. Mamy niesamowite widoki Meteor oraz ujęcia wnętrz.

Jeśli tego lata macie w planach wybrać się na Korfu, albo chcecie przypomnieć sobie klimat wyspy – koniecznie zobaczcie „Tylko dla Twoich Oczu”. Film ogląda się naprawdę świetnie, konfrontując to co widzi się na ekranie, z tym jak Korfu wygląda ponad trzydzieści pięć lat później.

 

Zostawić wszystko i zacząć nowe życie w Grecji. A raczej o tym, dlaczego… tego nie robić?… sobota, 3 grudnia 2016

„Mam ochotę  zostawić moje życie. Rzucić wszystko. Wyjechać i od zera zacząć mieszkać właśnie w Grecji. Czy możesz mi powiedzieć – jak ja mam to zrobić?”. To pytanie powraca do mnie jak boomerang. Kiedy rozmawiam z turystami w czasie sezonu, a później chwilę po tym jak skończy się lato, w postaci maili. Zazwyczaj towarzyszy mu bardzo podobna opowieść:  „Mieszkam  tu,  a tu. I od tylu, a tylu lat pracuje w korporacji. Nienawidzę tej pracy. Czuje, że dosłownie się dusze. Pracuje całymi dniami. Kończę i idę spać. W weekendy na nic nie mam siły.  W Polsce cały czas pada. Jest szaro, buro. A zimą jest tak zimno, że już niczego mi się nie chce.  Poza tym, Polacy ciągle na coś narzekają i nikt w tym kraju się nie uśmiecha. Mam naprawdę dość mieszkania w Polsce.  Chcę rzucić to wszystko i zamieszkać w takim kraju jak Grecja. Tu panuje taki luz, wszyscy są uśmechnięci i zawsze świeci słońce…”.

Kiedy rozmawiam z taką osobą, nie wiem co mam jej odpowiedzieć. Zazwyczaj liczę do trzech i gryzę się w język, żeby nie wykrzyknąć: „ale za nim to zrobisz, to najpierw puknij się w czoło!”. Choć z drugiej strony doskonale rozumiem, bo schemat jest ten sam – to po prostu tak działa. Polacy, którzy latem przyjeżdżają do Grecji jako turyści, bardzo często mają  przekonanie, że Grecja to raj. Ale uwaga…

 Obraz Grecji z perspektywy wakacji, to nie jest obiektywny obraz tego kraju.

STOP!

Kiedy jesteśmy na wakacjach – wszystko widzimy inaczej. Nikt od nas niczego nie chce. Poza zjawianiem się na posiłkach, nie ma się właściwie żadnych obowiązków. A jedyny problem, to czy danego dnia udać się na basen, czy nad morze. W takim stanie ducha, człowiek myśli i czuje się inaczej. I oczywiste jest, że każdy taki wakacyjny luz chciałby czuć w sobie najchętniej – przez cały czas. Niestety. To nie jest możliwe. Fajnie, gdyby było inaczej, ale taki stan ducha nie trwa w  człowieku wiecznie, kiedy mieszka się w Grecji i pracuje tu na stałe. Tutaj również dopada człowieka stres, jest wiele rzeczy, która denerwuje. A problemy, jak to problemy – pojawiają się zawsze.

Większość turystów jest również oczarowana faktem, że Grecy są niesamowicie uprzejmi, mili, serdeczni i że tak często się uśmiechają. Oczywiście, że tak jest… Do momentu, kiedy się wkurzą. Na turystę wkurzać się nie wolno (a przynajmniej oficjalnie). Turysta jest gościem i jest traktowany na specjalnych zasadach. Kiedy mieszka się w Grecji na stałe, wchodzi się również w najróżniejsze problemy. Szybko okazuje się, że sympatyczny Grek, potrawi wkurzyć się tak, że wybucha jak wulkan. Przeklina, macha rękami, dostaje słowotoku, żeby udowodnić że przecież zawsze ma racje. Ludzie jak ludzie. Nikt  nie jest idealny. Ale stwierdzenie, że Grecy są nieustannie mili i wiecznie uśmiechnięci, również jest mocno wyidealizowane.

Oczywiście… W Grecji jest bardzo dużo słońca. Klimat sprzyja wszystkiemu. I jest po prostu cieplej. Fantastycznie jest przede wszystkim latem. Jednak taka pogoda nie trwa przez 12 miesięcy, a jedynie trzy, cztery. Pamiętam jak byłam zszokowana, kiedy przyjechałam do Grecji pierwszy raz zimą. Ten obraz bardzo daleki był od moich wyobrażeń. Co prawda w lutym termometr wskazywał 5 stopni na plusie, ale… W typowym greckim domu kaloryfer grzeje tylko 6 godzin dziennie. Wszędzie jest wilgotno, jak w wychłodzonej saunie. Coś takiego jak puchowa kołdra –  w tym kraju nie istnieje. W rezultacie w mieszkanich często naprawdę jest szalenie zimno, a w nocy nie ma nawet czym się przykryć. Zimą podobnie jak w Polsce, ciemno  robi się chwilę po szesnastej. Pada. Wieje tak, jakby za chwilę miało zerawć dach.  Nie ma śniegu, więc jeste szaro. A jak zacznie grzmieć, to może padać całe cztery dni. Zima w Grecji potrafi być przeraźliwa. Ale w głowach 95% turystów tkwi przekonanie, że również i zimą jest tu tak ciepło, że na spacery można chodzić w sweterku.

Czy Grecy narzekają??? Uuuu… Temat rzeka. Grecy uwielbiają plotkować, grzebać się w obgadywaniu, a przy tym potrafią niesamowicie narzekać dosłownie na wszystko!

Mimo tego Grecja jest ekstra! A Grecy są świetni. Polska za to jest fantastyczna, a my Polacy jesteśmy wystrzałowi. Chodzi mi tylko o to, żebyście nigdy nie mylili wakacyjnego obrazu Grecji, z grecką codziennością. Tutaj też potrafi być ciężko i dopadają człowieka kłopoty.

Problemów nie zostawia się wraz z zamknięciem domu na klucz. A szczęścia nie znajduje się wraz z obietnicą tego co „nowe”. Nastawienia do problemów i życiowe szczęście nosimy w sobie. Żeby zmienić coś w swoim życiu nie wystarczy zmienić adresu i zewnętrznej otoczki, środowiska w którym mieszkamy. Żeby coś zmienić, trzeba zacząć od tego co ma się w głowie. Najczęściej krok po kroku, mozolną pracą nad samym sobą…