Śnieg w Grecji, to prawdziwa rzadkość.[1] Zazwyczaj prawie nie występuje, a jeśli już to jest go tak mało, że po godzinie, dwóch całkowicie znika. Jeśli zimą zdarzy się taki dzień, kiedy śnieży, na obszarze gdzie pada, życie zostaje praktycznie sparaliżowane. Grecy zamykają przedszkola i szkoły, niektóre urzędy, jak ognia unikają również jazdy samochodem (pojęcie zimowych opon w Grecji nie istnieje).
Wtedy też ludzi ogarnia rodzaj lekkiego szaleństwa. Wychodzą na ulice. Przylepiają do szyb nosy. Robią mnóstwo zdjęć. A na spadające z nieba płatki śniegu, wpatrują się jak na stu dolarowe banknoty. Śnieg w Grecji uznawany jest niemalże za cud.
Przez nasz cały świąteczny pobyt w Polsce, nie było dnia, żeby Jani nie wypatrywał śniegu. Wstawał codziennie rano i pierwsze co robił, to wyglądał przez okno. Każdy więc dzień rozpoczynał się rozczarowaniem. Śniegu nie było.
Dokładnie na dzień przed Wigilią, wybraliśmy się z całą rodziną na spacer po mieście. Powoli zapadał wieczór. Nawet mimo braku białego puchu, atmosfera wciąż była magicznie świąteczna. Żeby przedłużyć spacer, wybraliśmy się na kawę.
W kawiarnianym kominku ciepło skwierczał ogień. Tymczasem Jani nie mógł się nadziwić, dlaczego przy wyjściu „na kawę” większość zamawia herbatę? I dlaczego pije się ją z cytryną?
Kiedy wyjaśniałam, że w typowy Polak przez całą zimę nie rozstaje się z kubkiem herbaty, Jani nagle zbladł, jakbym powiedziała coś niesamowitego. Jego oczy zrobiły się okrągłe jak monety, usta rozwarły się bezwiednie. Nie doczekał, aż dokończę zdanie, tylko jak zahipnotyzowany pobiegł do szyby.
Śnieg! W końcu pojawił się śnieg!
W najpiękniejszym swoim wydaniu. Dzień był zupełne bezwietrzny, dawno zapadł już zmrok. Płatki spadały leniwie i powoli. Pobłyskiwały przy świetle ulicznych lamp, niczym pijane ćmy. Jani odkleił nos od szyby. Ubrał kurtkę, czapkę, owinął szyję w szalik i wybiegł na zewnątrz.
-Śnieg! – wykrzyknął. – Najprawdziwszy śnieg! Dlaczego nikt nie wychodzi?! – fakt, że z kawiarni nie ruszył się nikt, też był dla niego zupełnie niezrozumiały.
Wpatrywał się w każdy spadający płatek. Wyciągał ręce i strukturę śniegu badał pod światłem. Wystawiał język, żeby sprawdzić czy na pewno jest zimny. Co chwilę podskakiwał z radości.
-To jest takie piękne… – wyszeptywał pod nosem, nie zwracając uwagi że patrzą się na niego wszyscy przechodnie.
Ja stałam obok i starałam się nie ingerować. Nic to przecież by nie dało.
Warstwa śniegu, jaka napadała nie mogła być grubsza niż pół centymetra. Jani zaczął szorować nogami po chodniku i cieszył się, że na białym puchu zostawia dziewicze ślady. Po jakiś dziesięciu minutach stania na mrozie, krzyknęłam:
-No choć już wariacie…
I wtedy stało się to, czego nigdy bym się nie spodziewała.
-Jeszcze chwilę! – wykrzyknął i tak jak stał położył się na ziemi. Zakryłam ręką oczy, udając że tego nie widzę.
Ręce do góry! Nogi w bok! Perfekcyjna gimnastyczna synchronizacja… Obrysowywał orła pierwszej klasy! A na twarzy miał uśmiech na kształt banana. Zabawa trwała. Wiedziałam dobrze, że jedyne co mogę, to zagryźć zęby i wziąć na przeczekanie. Po pięciu minutach wstał sam.
Czapka przemoczona. W szaliku pełno błota. Kurtka i buty … pozdzierane. Za to Jani skruszony ale i przeszczęśliwy, jak pies, który na chwilę zerwał się ze smyczy; albo dziecko, które w nowych trampkach wskoczyło do brudnej kałuży.
Na całe szczęście, więcej śniegu już nie było…
[1] Mowa tu o Grecji środkowej i południowej. Należy zaznaczyć, że na terenach północno – wschodnich, zimą śnieg pada dość często. W tym miejscu serdecznie pozdrowienia dla czytelniczki Bachy, która zamieszkuje ten teren 🙂
Przeczytaj więcej…
Świąteczne wspomnienie Ogórka