Drzewko cytrynowe |
Tak jest! Stało się! Nadeszła ta wyczekiwana przez nas tak długo chwila – dostaliśmy klucz od mieszkania. I to wcale nie jeden, a 30! Bo jak to w Grecji, do czego powoli się przyzwyczajam, nie odbyło się bez przygód…
Nauczyliśmy się właśnie, że w tym kraju nie warto załatwiać spraw „delikatnie”, bo nie przynosi to żadnego rezultatu. Jak się okazało, wniosek o przydział mieszkania Janiego, co można było właściwie przewidzieć, po prostu w tajemniczych okolicznościach zniknął!
Trudno by dociekać, jak to się właściwie stało – zapewne jest to historia godna dobrego kryminału. Ale do rzeczy…
Kiedy wezwano nas do biura, gdzie przydzielają mieszkania, otrzymaliśmy trzydzieści różnych kluczy. Cudownie! Trzydzieści różnych mieszkań do wyboru, które stoją zupełnie puste. Tymczasem my przez ponad miesiąc z dwoma łóżkami, zestawem walizek i kartonów ciśniemy się w jednym pokoiku u kuzyna.
Z poczuciem ulgi, że nasze pomieszkiwanie na walizkach dobiega już końca i uśmiechniętym od ucha do ucha Janim, wędrowaliśmy więc z domu do domu w poszukiwaniu tego jedynego. Mieszkania były w bardzo różnym stanie, bo wiadomo – kiedy otrzymuje się coś za darmo, prawie nikt o to nie dba. Ja jednak gdzieś podskórnie czułam, że i tym razem nie będzie tak łatwo – „coś się tu święci” – chodziło mi po głowie…
Po dwóch dniach oglądania i bardzo dokładnych analizach, wybraliśmy według nas to najlepsze. No cóż, samo miasteczko pozostawia wiele do życzenia, tak samo jak kondycja większości domów. Ale kiedy ktoś daje mieszkanie za darmo, trzeba być już wariatem żeby wybrzydzać.
Widok na dom oraz sąsiadów |
Nasz wybrany domek ma całe dwa piętra i całe cztery pokoje. Małą kuchnie, łazienkę z wanną. Jest również i ogródek, w którym można sobie posiedzieć, coś poczytać czy się poopalać. Mimo, że teraz jest jeszcze porządnie zachwaszczony – ma w sobie ogromny potencjał: trzy drzewka cytrynowe, jeden dziki grejpfrut, oliwka i wiśnia. Przy tym dwa krzaki rozmarynu i przepięknie pachnący jaśmin! Czego więcej trzeba nam do szczęścia? Może tylko zestawu grabi i łopat oraz pędzli i farb.
Kolejnego dnia znów znaleźliśmy się w biurze, żeby podpisać wszelkie papiery i oddać resztę kluczy. Jani z miną jakby wygrał w lotka przywitał się ze starszym mężczyzną, który siedział za wielkim biurkiem.
-No, brawo! Wybraliście! Jeszcze raz przepraszam, za zagubienie waszych dokumentów. Taki tu bałagan… Ale teraz już wszystko gotowe. Jeszcze tylko dwa miesiące i możecie się wprowadzać!
„Jeszcze tylko dwa miesiące!” – jakby ktoś wylał na nas kubeł na wpół zmrożonej wody.
-DWA MIESIĄCE? Ale… dlaczego? – spytał Jani.
Widok na ogródek – czeka nas wiele pracy… |
-Zanim oddamy mieszkanie – wszystko trzeba wyremontować.
-Ale… naprawdę nie trzeba… Sami możemy się tym zająć. – powiedział Jani, ale do wyrazu jego twarzy bardziej pasowałby słowa: „błagam cię, zlituj się nad naszym losem – człowieku… daj nam ten śliczny, mały klucz…”
-Jak to nie trzeba! Wszystko będzie zrobione na cacy! Nic się nie martw – dwa miesiące i gotowe!
Jani błagał jak mógł, patrząc prawie ze łzami w oczach jak odbierają nam ten jedyny, wyczekiwany i wybrany klucz od domu. Przed remontem zapierał się rękami i nogami, deklarował że naprawdę wszystko zrobimy sami i nawet podpiszemy, że stan mieszkania jest idealny. Każdy kto przez choć jakiś czas mieszkał „na walizce” wie, że na dłuższy czas jest to nie – do – zniesienia. Grecy jednak mają taką cechę, że kiedy się na coś uprą – nie ma na nich siły, do niczego nie dadzą się przekonać. Są naprawdę niesamowicie upartymi ludźmi.
-Posłuchaj mnie młody człowieku… – starszy mężczyzna aż wstał zza biurka. – To jest moja praca i wykonuje ją już od trzydziestu lat. Moim zadaniem jest – remontować. Kazali mi doprowadzić ten dom do porządku i jak Bóg mi światkiem – ja to zrobię! Trzeba się szanować, młody człowieku i zasługujesz na to, żeby mieszkać w godnych warunkach. I ja ci je chłopcze, zapewnie. – mężczyzna siadł wyraźnie usatysfakcjonowany ze swojego przemyślnego monologu. Z uniesioną wysoko do góry głową i typową grecką dumą na twarzy spojrzał na Janiego.
Dalsza część ogródka |
Nie wiem, o czym dalej rozmawiali i co takiego Jani mu odpowiedział, bo już nie byłam w stanie tego słuchać. W każdym razie mężczyzna poszedł trochę na rękę i jego ostatnie słowa brzmiały:
-Trzy tygodnie, młody człowieku. Daj mi trzy tygodnie!
Nadal więc czekamy. Czasami bliżej wieczora, kiedy robi się już ciemno, wdrapujemy się na wielki płot i przeskakujemy do naszego przyszłego ogrodu. Remontu jednak ani śladu, a od pamiętnej rozmowy upłynął już tydzień. Wygląda na to, że nikt nie dotknął jeszcze nawet klamki.
Wczoraj jednak nastąpił pewien przełom. Bo kiedy przechodziłam obok domu, zobaczyłam wielką furgonetkę. Z ciekawością podeszłam bliżej i podpatrywałam zza krzaków. Dwaj robotnicy otworzyli drzwi do mieszkania! Po czym spokojnie wyciągnęli drugie śniadanie… Wypalili po papierosie i zostawili dwa papierowe kubki niedopitej kawy. Innych rezultatów pracy brak…
Pozdrowienia z jak zawsze wesołej Grecji!
Krzak rozmarynu |