Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Greckie śniadanie, które tak dobrze smakuje tylko w Polsce! Czyli, śniadaniowa propozycja nr 3… poniedziałek, 1 października 2012

        
 
      Jakiś czas temu byłam w Polsce i podczas mojego krótkiego pobytu udało mi się przetestować kolejną śniadaniową propozycję, która znajduje się na opakowaniu moich ulubionych greckich ciasteczek. Tym razem o smaku czekoladowym.

 

 
 
      Głównym elementem  tego śniadania  jest jabłko i właśnie dlatego to greckie śniadanie, najlepiej smakować będzie w Polsce! Być może Grecy mają lepszą Fantę i słodsze pomarańcze. Ale za to jabłka w Grecji, w porównaniu do tych z Polski, smakują jak czerwono – zielona plastelina… Jedzenie jabłek w Grecji można sobie darować, no chyba że na opakowaniu widnieje napis made in Poland! Absolutnie, bez dwóch zdań, rodzime jabłka to nasz narodowy skarb. Ilość ich odmian oszałamia, a smak jest nie do pobicia.
 
    Tak więc, jeśli nie jedliście dziś jeszcze śniadania, ja proponuje ekspresową i bardzo smaczną  wersję:
 
·         czekoladowe ciastka
·         jabłko
·         szklanka mleka
·         filiżanka kawy
 
 
    I tak w pełni energii można ruszać do pracy!
 
 

   
    

     A w międzyczasie, zapraszam na Szminkę, gdzie dowiecie się: jak wygląda niemiecki ogród tej jesieni?

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Jak zrozumieć niekonwencjonalne zachowanie Greka?… czwartek, 27 września 2012

 
 
 
     Pamiętam, że kiedy byłam w Grecji pierwszy raz, dużo czasu musiało upłynąć zanim przyzwyczaiłam się do pewnych zachowań, które w Grecji są już standardem. Większość z nich  nie mogłoby mieć miejsca w innej części Europy. Warto być na nie przygotowanym. Poniżej trzy najpopularniejsze sytuacje.
     A tak na marginesie… w Grecji plaże nadal są pełne ludzi, można pływać dowoli, temperatura nie spada poniżej 30 stopni, chmur na niebie brak! Dlatego, z ręką na sercu­ – na  wakacje w Grecji polecam właśnie wrzesieńJ
 
 
 
W TAKSÓWCE
     Przejażdżka grecką taksówką może być fascynującą przygodą. Po pierwsze i najważniejsze, grecki taksówkarz wie wszystko najlepiej! Ale to w zasadzie  nie odróżnia się od polskiego standardu… Z greckim taksówkarzem nigdy nie wchodźcie w żadną  dyskusje, nie wykłócajcie się o trasę, czy cenę – nie rokuje to dla Was najlepiej.
    Standardem w Grecji jest to, że jeśli wsiadacie do taksówki jako pierwsi, po drodze dołączyć może kilka innych osób. Pasażerowie  się dosiadają i  wysiadają, czasem nawet jadąc inną trasą. A każdy płaci tu z osobna. Taksówkarz po drodze zawsze musi coś załatwić, kupić kawę, paczkę papierosów, coś komuś dostarczyć.Jeśli pyta się Was, o której macie pociąg, samolot, czy umówione spotkanie, to nie po to żeby ustalić, czy zdąży, ale po to, żeby wiedzieć, ile rzeczy może załatwić po drodze i ile osób przy okazji podwieźć. Wsiadając do greckiej taksówki, nie musicie się jednak stresować. Mimo wszystko, żywi czy też martwi, ale na czas  zawsze zdążycie.
 
 
 
W HOTELU
     Bez dwóch zdań, Grecy mają jedną cechę, która w stu procentach pokrywa się z charakterystyczną cechą Polaków. Chodzi o – kombinowanie! Grecy to urodzeni kombinatorzy i jadąc do tego kraju, trzeba o tym pamiętać. Szczególnie będąc turystą, bo nikogo nie da się tak łatwo nabić w butelkę, jak kogoś  kto właśnie przyjechał pierwszy raz do innego kraju.
    Jeśli hotelarz proponuje cenę, możecie być pewni –  przed chwilą ją zawyżył. Jeśli mówi, że nie ma dwuosobowego pokoju i proponuje trójkę –  najpewniej kłamie. Jeśli przy płaceniu dolicza sobie dodatek –  oszukuje. Jeśli prosicie o suszarkę do włosów, a on odpowiada że nie ma –  znaczy to że ma schowaną całą kolekcję. A jak mówi, że nie może czegoś zrobić – to znaczy, że może wszystko!
    Greków, prócz kombinatorstwa, cechuje również, ku zaskoczeniu skrajność. Z jednej strony wydają się  zupełnie bezstresowi. Jednak jeśli uprą się na coś, co ma przynieść im korzyść, będą szukać dziury w całym i nagle, zupełnie niespodziewanie, z godną Niemców precyzją, zaczynają przestrzegać prawa. Wtedy może się zrobić nieciekawie i jedynym ratunkiem jest ostra rozmowa. Nie bójcie się podnosić głosu, walić pięścią w stół – w Grecji to również standard. Natomiast ratunkiem w naprawdę podbramkowych sytuacjach jest turystyczna policja.  Tak jest, w Grecji istnieje coś takiego. Jest to policja mająca za zadanie pomagać turystom, którzy stali się ofiarami łamania turystycznego prawa. Ku zaskoczeniu: ta policja jest bardzo dobrze zorganizowana i naprawdę działa!  Sama raz już z niej korzystałam J
    Wracając do kwestii hoteli. Najsłynniejszym hitem greckich hotelarzy jest to, że zawsze w kwestiach spornych, kiedy racja leży po Waszej stronie, w niewyjaśnionych okolicznościach zapominają angielskiego. Zupełna amnezja! A co najciekawsze, zupełnie  niewyjaśniona, bo jeszcze dzień wcześniej najpewniej słyszeliście, że  używali angielskiego bardzo płynnie…
        Niezaprzeczalnie Grecja jest pięknym krajem, a sami Grecy są ludźmi otwartego serca. Mimo to, warto mieć się na baczności. Może spotkać Was wiele sytuacji sprawdzających, czy Wasza głowa mocno trzyma się karku.
 
 
 
W AUTOBUSIE

 

Żeby być kierowcą autobusu w Grecji,
trzeba mieć nadprzyrodzone
zdolności…
     Na temat greckich autobusów można by  napisać  doktorat. Przede wszystkim, nikt nigdy nie wie kiedy przyjeżdżają, a zrozumienie rozkładu jazdy, to łamigłówka godna logistycznego specjalisty. Z resztą, w Grecji żaden autobus  i tak nie jeździ zgodnie z planem, więc zamiast rozgryzać rozkład jazdy, więcej korzyści przyniesie  rozwiązywanie sudoku.  Jeśli już zdecydujecie się na podróż autobusem, zawsze, ale to zawsze o wszystko trzeba pytać  ludzi.Najlepiej jest  śledzić babcie. Im bardziej niepozorna, tym najpewniej wie dobrze co robi.
     Na koniec, moja ukochana, grecka, autobusowa  anegdota.  Zawsze kiedy ją opowiadam, każdy myśli że zmyślam, ale daję słowo – ani trochę mi się nie przewidziało…
 
 
     Kiedy studiowałam w Grecji, mieszkałam 5 kilometrów od  uniwersytetu. Jeśli już udało mi się trafić na autobus, zawsze z niego korzystałam, ciesząc się z mojego szczęścia – tego dnia nie musiałam iść na piechotę!
     Pewnego zwyczajnego dnia, do autobusu weszła młoda kobieta. W rękach trzymała  wielką walizę.
-Za 15 minut mam  samolot! Błagam, niech pan zrobi co może! – krzyknęła do kierowcy. Dodam, że lotnisko oddalone było 15 kilometrów, wliczając przejechanie przez centrum  zatłoczonego miasta.
    W oczach kierowcy pojawił się błysk, który jak światło reflektora odbił się w lusterku, oświetlając cały autobus.
-Wsiadaj! – odkrzyknął zaraz. Zamknął wszystkie drzwi i znacząco przełknął ślinę.
    Nie mam pojęcia jak przetrwaliśmy tą podróż, bo starym, wysłużonym gruchotem pędziliśmy 120 na godzinę. Kierowca nie zatrzymał się na żadnym przystanku (!!!), ominął dokładnie wszystkie,  a co najlepsze – o zatrzymanie się, nikt nawet nie ważył się prosić. Gnał ile sił, jakby to było jego życiowe wyzwanie, jakby właśnie odgrywał główną rolę w sensacyjnym filmie. Starsze panie, które właśnie wracały z zakupów zgodnie krzyczały:
-Szybciej! Szybciej! Nie wlecz się tak guzdrało! Pokaż co potrafisz!!!
     Dziewczyna wysiadała i spokojnie zdążyła na samolot. Czego można było się spodziewać –  ten  standardowo był opóźniony.
 
 
 
     I dlatego właśnie do Grecji warto jechać na wakacje. Tu przygoda nigdy Was nie ominie! W przyszłym tygodniu zapraszam na ostatni już odcinek z tej wakacyjnej serii. Ciekawe, czy w październiku w Grecji będzie  już jesień?

    
            

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Tajemnica smaku greckiej Fanty… poniedziałek, 24 września 2012

 
 
 
 
      Pomimo, że do Cytrynowego Domu dopiero co się wprowadziliśmy, już w te wakacje gości było całkiem sporo. Każdą wizytę łączył jeden, stały  temat:
 
 
zachwyt nad grecką Fantą!
 
 
-Co oni do niej dodają? Jest taka pyszna! Z-u-p-e-ł-n-i-e inna niż w Polsce! – tak mówił każdy, kto pił pierwszy raz grecką Fantę.
      Mnie samej trudno było wyrazić zdanie, ponieważ  Fanty zbyt często nie pije. Skoro jednak każdy czuł taką różnicę, coś musiało w tym być.
-Bo to jest Fanta z  najprawdziwszych, greckich pomarańczy! – zgodnie stwierdzali wszyscy goście.
-Tak! Tak! To właśnie przez te pomarańcze, Fanta tutaj smakuje tak dobrze. Nie to co w Polsce…. W Grecji wszystko jest takie zdrowe! No, a te greckie pomarańcze… – i tak dalej toczyły się w nieskończoność, wyjaśniania tej smakowej różnicy. Że klimat jest lepszy. Że słońce nieustannie  świeci. I  że to greckie powietrze tak na pomarańcze działa.
     W tych żywych dyskusjach nad tajemnicą greckiej Fanty uczestniczyliśmy  wszyscy! I już mało brakowało, a doszlibyśmy do wniosku, że polska Fanta nie jest tak smaczna, bo nasze rodzime pomarańcze nie są aż tak dobre…
 
     Koniec końców, jeden z naszych ostatnich gości poszedł po rozum do głowy i porównał skład obu napojów.  I się wyjaśniło! Nie była to kwestia ani klimatu, ani  powietrza, ani tym bardziej mistycznego niemalże fenomenu greckich  pomarańczy.
 
     Jeśli będziecie kiedyś w Grecji koniecznie spróbujcie tamtejszej Fanty! Niby wszystko jest tak samo. Ale… Słowo „ale” robi wielką różnicę. Bowiem zawartość soku pomarańczowego w Fancie w Grecji wynosi 20%, a w Polsce jedynie 3%. Nie ma więc w tym nic nadprzyrodzonego. Zwyczajne nabijanie klienta w puszkę czy też butelkę.
    Georgii i Jacku – dzięki za pomoc  w badaniach!
 
 
Sok pomarańczowy…
 
…20%!
   
 
     Tymczasem, żeby dowiedzieć się jak smakuje kuchnia holenderska – zapraszam na Szminkę!
 
 
 
 
 
 
 

Olivka radzi – co robić, kiedy życie nie rozpieszcza?… sobota, 22 września 2012

 
 
 
-Ale po trzecie i najważniejsze… – zaczęła Olivka. – Przedstaw mi swojego ogrodnika!
-Jakiego ogrodnika? Olivka, o co ci chodzi?
-Tak myślałam… Tobie brakuje ogrodnika… I to koniecznie albańskiego…
-Olivka, ty bredzisz. Przecież ogrodem zajmuje się Jani. Poza tym, nasz ogród nie ma więcej niż 15 metrów kwadratowych.
-Dorota! Ty potrzebujesz ogrodnika! Prosto z Albanii: przystojny i śniady, zawsze uśmiechnięty, a przede wszystkim chętny do wszystkiego. Taki co jest wiecznie zadowolony  i nigdy nie marudzi.
-Olivka…
-Dorota… Kiedy masz już dobranego ogrodnika, musisz sobie sprawić basen.
-Ale my jesteśmy 3 minuty od morza…
-To nie ma najmniejszego znaczenia! Basen nie musi być wielki. Raczej taki symboliczny. Nawet ze sklepu z zabawkami. Więc, kiedy masz już tego ogrodnika, basen, potrzebny ci jeszcze olejek do opalania! No i wiesz… Ty w basenie, a ogrodnik przy pracy… A przecież pleców nie posmarujesz sobie sama!
-Olivka… Ty jesteś szalona!
-A ty jesteś katoliczką. Oj… będzie ci w życiu ciężko!
-No, ale co ja miałabym powiedzieć Janiemu?!
-Jak to co… To samo co wszystkie: że było ci tak smutno! Że czułaś się tak samotnie! Że ratowałaś siebie, więc nie miałaś innego wyboru… Będzie musiał to zrozumieć!
-Ale, czy ty mówisz na poważnie…?
-A dlaczego w Grecji, nawet mieszkając przy morzu, ludzie montują sobie baseny? I czy greckie panie domu, nawet z małych miasteczek, wyglądają tak samotnie?… Przyjrzyj się im uważnie: większość wygląda wręcz kwitnąco… Siedzą w domu i cały dzień sprzątają… –  och! ty moja katoliczko…
-Błagam powiedz, czy ty teraz mówisz  prawdę?
      Olivka nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się pod nosem i popatrzyła na mnie swoimi wielkimi, kasztanowymi oczami.  Po chwili dodała:
-Dobra Dorota, to ja idę wziąć kąpiel. Późno już więc kładę się powoli spać. Zostanę  u was pewnie ze dwa tygodnie. Ale nie kłopocz się z niczym! Zachowuj się jakby mnie tu nie było! Nie chcę być dla was najmniejszym ciężarem. Przecież właściwie dopiero co się wprowadziliście.
     Chwilę później wzięła kąpiel, przebrała się w pidżamkę z Mr. Spongem i zeszła do kuchni po szklankę wody. Ja tymczasem pomyślałam, że temat greckich romansów, zasługuje na naprawdę szczegółowe  śledztwo. Czy w Grecji rzeczywiście to tak(!)  wygląda? Tego pytania nie mogę pozostawić bez odpowiedzi…
 
      Olivka miała ze sobą wszystko, żeby tylko dla nikogo nie być kłopotem. Małe mydełko do rąk, mini zestaw szampon + odżywka, paczka ulubionego makaronu.
 
-To dobranoc szwagierko!
-Dobranoc Olivko! – odkrzyknęłam już ze swojego pokoju.
-Ach! Zapomniałam się jeszcze zapytać. – zza futryny drzwi wychyliła się jej uśmiechnięta głowa.
-Zaprosiłam jutro na wieczór kilku znajomych. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
-Nie, ale ilu ich będzie?
-To znaczy… Około 10… Później jeszcze może ktoś przybędzie… Ale nic się nie martw. Możesz się zachowywać, jakby zupełnie nas nie było!
  
      Trochę to trudne:  zachowywać się jakby „zupełnie nikogo nie było”, kiedy w domu trwa impreza. O tym przekonałam się następnego dnia. Ale to już temat na następny odcinek…

 

 

 

 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Język grecki bez użycia słów… piątek, 21 września 2012

     
 
     W Grecji, podobnie jak we wszystkich krajach południowych, przy mówieniu angażuje się całe ciało. Obserwowanie typowego Greka podczas rozmowy, jest szalenie ciekawym doświadczeniem. Właściwie nawet nie słysząc słów, można zobaczyć o co rozmówcy chodzi. Podczas rozmowy, na twarzy  rysuje się każda emocja. Mimika Greków jest tak intensywna, że pracuje dla niej każdy element wszystkich mięśni.  Przy pierwszej rozmowie z typowym Grekiem, może być to zaskakujące, a momentami nawet i bardzo zabawne.
      Niezwykle rozbudowany jest również język gestów. Przy typowej greckiej pogawędce, warto pamiętać o zachowaniu bezpiecznej odległości – trzeba uważać na latające w przestrzeni ręceJ 
    Wielu turystów, którzy przyjeżdżają do Grecji pierwszy raz, obserwuje rozmawiających Greków i  myśli że są świadkami kłótni. Tak jednak wyglądają najzwyklejsze pogawędki, w których prócz machania rękami, pracuje cała twarz jak i całe ciało.
 
     W języku greckim bez użycia słów, istnieje niezliczona liczba gestów, mająca konkretne znaczenia. Niżej znajduje się 5 tych najbardziej przydatnych i najważniejszych. W roli  prezentera  rzecz jasna Jani!
 
 
SKRĘT RĘKI W NADGARSTKU – oznacza pytanie „co?”. „Co tutaj robisz?”, „co ci się stało?”, „co ci podać?”, można pokazać właśnie przez skręt ręki w nadgarstku. Taki gest pojawia się zawsze, kiedy sytuacja jest niejasna, a my chcemy zadać pytanie zawierające słowo „co?”. Prawda, że znaczenie tego gestu już samo w sobie jest bardzo obrazowe?
 

 

 
 
PIĘĆ PALCÓW– jak napisała kiedyś w jednym z komentarzy czytelniczka: nigdy, ale to przenigdy, będąc w Grecji nie zamawiajcie za jednym razem pięciu piw! Kelner nigdy bowiem nie podejdzie, a jeśli już to będzie wściekły.  I będzie miał swoje powody! Gest ten jest w Grecji bardzo obraźliwy, bardziej nawet niż pokazanie środkowego palca. Używa się go w sytuacji, kiedy naprawdę chcemy kogoś obrazić, kierując otwartą rękę prosto w twarz rozmówcy. Ten gest używany jest dość często, zwłaszcza podczas jazdy samochodem na zakorkowanych trasach.
 

 

 
 
PISANIE W POWIETRZUtak najłatwiej poprosić o rachunek będąc w kawiarni czy też w tawernie. Często na późno woła się kelnera – jest on w swoim własnym świecie i  nic nie usłyszy. A taki gest jest jednoznaczny i łatwy do odczytania nawet z dużej odległości.
 
 

 

 
 
MACHNIĘCIE PROSTĄ DŁONIĄ PO SKOSIE W DÓŁ – jest to drugi gest oznaczający przekleństwo i trzeba pamiętać, żeby nie używać go w towarzystwie. W tłumaczeniu na język polski oznacza to samo, co „mam to/ciebie  gdzieś”, tyle że w ostrzejszej wersji. Najczęściej używa się go, kiedy ma się czegoś lub też kogoś dość i chce się, żeby dano nam spokój. Jeśli zobaczycie Greka, który właśnie wykonał taki gest, możecie być pewni, że jest już  rozjuszony i niczego nie da się z nim załatwić.
 

 

 
 
SPLUNIĘCIE – jeśli byliście w Grecji, to być może zauważyliście, że przy różnych okazjach wielu Greków umownie „pluje”. Umownie, bo na szczęście nie używa przy tym śliny.  Czasem usłyszeć można dźwiękonaśladowcze słowa ftusu – ftusu, co oznacza dokładnie to samo. Najczęściej pojawia się to w sytuacjach, kiedy coś warte jest pochwalenia lub kiedy usłyszeliście przyjemny komplement. Co to właściwie oznacza? No właśnie… Tutaj Jani plącze się w zeznaniach i zdaje się – udaje Greka! A mi trudno ustalić jednoznaczną wersję, bo poznałam ich już co najmniej kilka. Zwracam się więc do Ciebie,  Czytelniku z pytaniem. Czy ktoś może  wie, o co chodzi Grekowi, który na Was albo na siebie samego  „pluje”?  Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co Grecy jedzą na śniadanie? Propozycja nr 2, czyli BOUGATSA!… poniedziałek, 17 września 2012

        Mogłoby się wydawać, że jeśli chodzi o kwestie śniadań, Grecy nie mają do powiedzenia zbyt wiele. Widok Greka celebrującego śniadanie to rzadkość. A w większości książek kulinarnych tego kraju, temat śniadania po prostu nie istnieje.
     Jednak od czasu pojawienia się mojego pierwszego „śniadaniowego posta”, ze wszystkich stron dochodzą najróżniejsze inspiracje. Zdaje się, że wywołałam wilka z lasu. Popytałam również tu i ówdzie, a moja lista śniadaniowych pomysłów z Grecji stale się wydłuża. Nowe informacje wciąż napływają. Tak więc pytanie „Co Grecy jedzą na śniadanie?”, zapewne rozwinie się w śniadaniowy cykl.
    Wracając do sedna tematu… Bougatsa [czyta się „bugaca”], to tradycyjna forma śniadania, szczególnie popularna w północnej Grecji. Co prawda można ją znaleźć w innych części kraju, ale podobno tą najlepszą z najlepszych robią w okolicach Salonik.
    Jeśli więc mowa o greckich  śniadaniach, bougatsa jest jak znalazł!
    Kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Kavali (północna Grecja, 2 godziny od Salonik), jedliśmy ją na mieście obowiązkowo co najmniej raz w tygodniu. Uwielbiałam, kiedy z samego rana mieliśmy do załatwienia w mieście jakieś sprawy, bo oznaczało to również – bougatsa!
     W samym centrum miasta, mieliśmy swoją ulubioną i niepozorną  kawiarenkę. W sumie trudno to miejsce nazwać kawiarnią, bo lokale gdzie sprzedaje się bougatsę, są dość specyficznym tworem. Otwarte są od samego rana, mniej więcej do godziny 14 i prócz kilku rzeczy do picia, podają tam tylko i wyłącznie bougatsę.
             Scenariusz naszych wizyt był zawsze ten sam. Siadaliśmy przy stoliku najbliżej okna. Bez zamawiania, a po porozumiewawczym uśmiechu wymienionym z kelnerką, na naszym stole lądowały: dwie bougatse ze słodkim kremem i kawa po grecku! Śniadanie idealne, które zawsze nieodłącznie kojarzyć mi się będzie  z Kavalą. I wg mnie to tam właśnie, w tej małej i niepozornej z wyglądu bougatserii, robią ją najlepiej na świecie! Wiem to na pewno, choć nigdzie indziej nawet nie próbowałam… J



      Bougatsa jest rodzajem śniadaniowego ciasta. Ciasto, które jest tu bazą przypomina trochę  francuskie, choć jest znacznie bardziej twarde. Wypełnienie może przyjmować dwa rodzaje: na słono (mięso, szpinak, ser) i na słodko (krem w formie bardzo gęstego budyniu). Ja jestem  fanką odmiany  na słodko i to ją zamawiam zawsze.
    Jeśli Grecy jedzą już coś słodkiego, to musi być to do granic możliwości  słodkie. Bougatsa nie dość, że jest słodka sama w sobie, to dodatkowo posypana jest cukrem. Przepisu wyjątkowo nie podaje, bowiem jest to rodzaj dania, które może zasmakować wyłącznie w Grecji.
    Przed podaniem, tnie się ją na drobniejsze kawałki, tak żeby można było zjeść łatwiej. Całość ciasta, posypana jest cynamonem. I co istotne, je się ją koniecznie na ciepło. Psuje idealnie  z grecką kawą.
     Wszystkie zdjęcia pochodzą w naszej bougatserii i właśnie tam bardzo typowo się ją podaje. Pewnie zaskoczy Was, że je się ją nie na talerzu. Tak jest, je się ją na powlekanym folią papierze!  Sam rozwiązuje się więc  problem zmywania nadmiaru naczyń.
Ja i moja bougatsa 🙂
       
      Nasze poranne jedzenie bougatsy zawsze kończyło się tak samo. Nikt z nas nie zostawiał  nawet kawałka. A ja prosiłam o drugą kawę, żeby tylko posiedzieć jeszcze dłużej. Bougatseria była pełna po same brzegi. Jej właściciel, zawsze w fartuchu i z ogromnym brzuchem, wychodził co chwila na papierosa. Spocony i czerwony od nadmiaru pracy, w milczeniu i z satysfakcją w oczach, patrzył na ruchliwą ulicę. Zawsze działo się na niej coś ciekawego. Stary dziadek sprzedawał loterię. Jakaś kobieta chwaliła się nowo kupioną torbą. Dzieciaki wrzeszczały biegnąc przez ulicę. A gołębie wyjadały okruchy porozrzucanego ciasta. W takie zwyczajne poranki, Kavala zawsze prezentuje się najpiękniej. Nawet nie myślałam, że tak szybko do niej zatęsknię.
     Spokojnego poniedziałku! A co jedliście dziś na śniadanie?

     Tymczasem, na poranną herbatę zapraszam do “Szminki”!

Olivka z wizytą… sobota, 15 września 2012

 
 
 
 
        Olivka przyjechała zgodnie z zapowiedzią. Jednak o której godzinie będzie, w jaki dzień i czym właściwie przyjedzie, do końca zostało  tajemnicą. Nikt też nie zdołał się dowiedzieć, jak  pod sam dom zdołała donieść aż  trzy  wielkie walizki…
 
    Zadzwonił dzwonek. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Olivkę w swoim najlepszym wydaniu.
-Cześć Dorota! – powiedziała zwykłym tym razem głosem, wchodząc do środka.
-Cześć Olivka! To już nie śpiewasz?
-Przecież jestem na wakacjach. Muszę też trochę odpocząć od tej operowej kariery. – odetchnęłam z ulgą…
 
       Torby wniosłyśmy do pokoju, po czym usiadłyśmy wygodnie.
-Mam dla ciebie prezent. – powiedziała Olivka.
-Przepraszam, ale nie jestem za bardzo zorganizowana… – dodała wręczając mi sam  papier do pakowania prezentów. Papier był przepiękny: z motywem syrenek i różnych stworów morskich. Po chwili wręczyła również niebieską kokardę.
-Nie zdążyłam zapakować, ale powiedz sama – ten papier jest przepiękny!
-Tak! Nie wiem co powiedzieć… – odpowiedziałam trzymając papier w jednej, a wielką kokardę w drugiej ręce. 
Kosmetyki od Olivki:
Fresh Line
-godna polecenia firma  z Grecji.
       Właściwy prezent składał się z dwóch części, pięknie pachnących cytryną kosmetyków. Wiadomość o mojej cytrynowej manii dotarła również do Olivki. Pierwszym elementem była wielka kula do kąpieli, a drugim cytrynowy  balsam do ciała, znanej greckiej firmy Fresh Line. Kiedy tylko wyjęła kosmetyki z torby, cały pokój wypełnił cudowny zapach cytryny. Okręciłam balsam, żeby go powąchać i wtedy zobaczyłam, że brakuje co najmniej jednej czwartej części.
-Przepraszam… Nie mogłam się powstrzymać.. Ale za to  mogę zagwarantować, że balsam jest naprawdę świetny!
 
       Chwilę potem zaczęła się nasza długa rozmowa.
-To jak ci jest tutaj, Dorota? – spytała.
-Nie będę kłamać. Jest mi tutaj średnio, bo … mówiąc szczerze,  wciąż nie pałam miłością do tego miejsca… ujmując to  raczej  delikatnie…
-Jak to? Naprawdę ci się tutaj nie podoba?
-Co prawda, przez całe życie marzyłam żeby mieszkać nad morzem. Tak więc mieszkam. Nie przewidziałam tylko, że poza morzem, reszta może być po prostu beznadziejna.
    Olivka milczała, a ja ciągnęłam mój monolog dalej.
-Morze jest rzeczywiście piękne. I to wielki plus tego miejsca. Drugim plusem, jeśli mam być szczera, jest to… że mamy samochód, są autobusy, więc można stąd wyjeżdżać…
-Dorota… – zaczęła Olivka patrząc na mnie z ukosa. – Widzę, że ty o tej okolicy nic jeszcze nie wiesz! Zacznijmy od tego: po pierwsze, tu nie jest wilgotno. Jak na Grecje, powietrze jest całkiem  suche. – wzruszyłam ramionami, czekając na dalsze  wyjaśnienie. –Oznacza to, że jeśli wyprostujesz sobie tutaj włosy, to one proste zostaną! I nie zrobią się żadne loki! Tak właśnie działa tutejsze powietrze! – dokończyła zadowolona z siebie, a ja się zastanawiałam, że na taki plus to bym sama nigdy nie wpadała.  Kto z Was zastanawiał się kiedyś, jak w klimacie w Waszej okolicy zachowują się włosy?
-Po drugie… – zaczęło się robić coraz bardziej ciekawie… – Mają tutaj najbrudniejsze souvlaki w Grecji. – Souvlaki, czyli najpopularniejszy grecki posiłek  na szybko, o tym jeszcze na pewno będzie. A wg greckiego rozumowania: im brudniejsze jedzenie, tym jest lepsze…
-W całej Grecji nie znajdziesz takiego brudu! W tym jedzeniu jest wszystko: włosy, odłamki paznokci, a jak się postarasz to odnajdziesz części ciała kota, psa a nawet  szczura! I takie właśnie souvlaki są najlepsze! Kochana – czy ty to już próbowałaś???
-Nie… i obawiam się, że nie zbyt chętnie…
-Ale po trzecie i najważniejsze…
 
       I kiedy padło „po trzecie”, byłam już pewna. Ta dziewczyna jest szalona! Po tym co usłyszałam, „po trzecie i najważniejsze”, wybuchłam nie mniej szalonym  śmiechem…
 
      Ale „po trzecie” to temat wart zupełnie oddzielnego postu –  zapraszam więc za tydzień!
 
 
 
 
 
 
 
 
 

z cyklu: JADĘ DO GRECJI NA WAKACJE – Kiedy najlepiej do Grecji przyjechać na wakacje?… czwartek, 13 września 2012

 
 
 
      Pytanie: „kiedy najlepiej do Grecji przyjechać na wakacje?” pojawia się bardzo często. Co do wakacji, każdy ma swoje preferencje i upodobania, ale jeśli taka odpowiedź miałaby zadowolić przeważającą większość, odpowiadam: „właśnie teraz, czyli we wrześniu!”.
 
     Zazwyczaj jadąc do Grecji na wakacje, turyści nastawiają się na dwie główne atrakcje: zwiedzanie zabytków oraz leżenie na plaży. Myślę, że dla większości z nas opcja pół na pół, jest właśnie tym czego  szukamy: nacieszyć oko pięknem starożytnych zabytków, zainspirować się czy też dokształcić, a później z czystym sumieniem dobrze wykorzystanego czasu –  wygrzewać się  na plaży.
 
     Wspomnienia tegorocznych wakacji są jeszcze bardzo świeże i wciąż mam przed oczami wizytę naszych pierwszych gości. Był to sam środek piekielnie upalnego lipca. Przed ustalaniem terminu wizyty, mówiłam dosadnie: „Słuchajcie, będzie naprawdę gorąco. Czy jesteście pewni, że wytrzymacie?”.
    Słowo „gorąco” brzmi dość ponętnie, zwłaszcza kiedy takie wakacje planuje się jeszcze w kwietniu, w zachmurzonej Polsce. Jednak to „gorąco”, które trwa od środka czerwca, aż po koniec sierpnia, oznacza, że Wasz organizm potrzebuje co najmniej tygodnia, żeby się do tej klimatycznej zmiany przyzwyczaić. Przez większość czasu nie jesteście w stanie normalnie funkcjonować: śpicie po 12 godzin; nie macie siły, a przede wszystkim ochoty żeby się gdziekolwiek ruszać. Zwiedzanie starożytnych ruin staje się prawdziwą torturą, a zamiast odpoczywać  na plaży modlicie się, żeby wrócić do zacienionego pokoju. Te wszystkie wątpliwe atrakcje, czasem   przeplatają się z różnego rodzaju sensacjami żołądkowymi, bo właśnie całkowicie zmieniliście dietę; czy też poparzeniami słonecznymi – bo w Grecji nabawienie się ich to standard. Tak zazwyczaj wygląda pierwszy tydzień wakacji w Grecji, jeśli planujecie je na lipiec/sierpień. A jeśli mają one trwać tylko jeden tydzień?  Wniosek nasuwa się sam…
      Po Waszym przyjeździe wszystko wygląda pięknie, ale na zdjęciach,  jeśli o piekielnym upale zdążyliście już zapomnieć.  Po tegorocznych wakacjach obiecałam sobie, że przed tym wszystkim będę nie tylko przestrzegać. Tym którzy do Grecji przyjeżdżają po raz pierwszy, jeśli będzie zależeć to ode mnie – wizyty  w terminie od połowy czerwca do końca sierpnia,  po prostu zabronię.
 
 
     Dlaczego więc na wyjazd do Grecji wybrać właśnie wrzesień?
 
    
 
      We wrześniu lato w Grecji ciągle trwa w najlepsze, chociaż w pojęciu Greków to już jest jesień. Temperatura waha się w okolicach + 25 / + 30 stopni, a na niebie wciąż na próżno szukać chociaż jednej małej chmury. Jest więc wciąż bardzo ciepło, ale nie jest to już tak męczące. Zwiedzanie starożytnych run staje się prawdziwą przyjemnością. W morzu wciąż można kąpać się dowoli. O tej porze roku trudno jest się poparzyć leżąc na plaży – można się za to zdrowo opalić.
       Poza tym, wybierając wrzesień na termin wakacji, unika się turystycznego bumu. Mimo kryzysu, Grecja jest nadal oblegana przez turystów, ale we wrześniu nie ma ich aż tylu, żeby było zbyt tłocznie. Jest to już końcówka sezonu, dzięki czemu można  również liczyć na bardziej  atrakcyjne  ceny.
     Nawet we wrześniu, jadąc do Grecji na wakacje,  naprawdę nie trzeba sprawdzać prognozy pogody. Nie ma mowy o jej nagłej zmianie. Słoneczna pogoda w dobie kryzysu, to być może jedyny  stały pewnik tego kraju.
     Jest jeszcze jeden plus takich wrześniowych wakacji. Większość osób ma je dawno już za sobą. Jest to więc idealny moment, żeby  zacząć torturować znajomych wysyłając zdjęcia z pięknych, słonecznych  i niezatłoczonych  plaż. Ubrani w stroje kąpielowe, wciąż możecie pozować do zdjęć trzymając w ręce  zimną kawę. Wasz uśmiech nie będzie ani odrobiny przekłamany.
     Na koniec, przyda Wam się jeden ciepły sweter. Pamiętajcie, żeby założyć go czym prędzej, kiedy przy lądowaniu zobaczycie wielki napis „Okęcie”! Szok klimatyczny po powrocie, niestety do najmilszych odczuć nie należy.
 
 
       Wszystkie załączone zdjęcia zostały wykonane kilka dni temu. Pozdrawiam więc   bardzo gorąco jeszcze  z  plaży!
      Ponieważ pogoda wakacyjna wciąż w Grecji trwa, a i turyści jeszcze nie wyjeżdżają, na dalsze posty z tego cyklu zapraszam do samego końca września! W przyszłym tygodniu bohaterem kilku uroczych filmików, znów będzie Jani!
 
 
 
 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Początek dnia wg greckiej pani domu… poniedziałek, 10 września 2012

 
 
 
       Każdego ranka, kiedy tylko otwieram oczy,  słyszę ten sam dźwięk. Kilka sąsiadek, wychodzi na uliczkę, po czym myje chodnik. Tak jest – myje chodnik. Dobrze przeczytałeś drogi Czytelniku! Dźwięk wylewającej się pod dużym ciśnieniem wody, już od godziny siódmej, roztacza się wszędzie. Każda z sąsiadek myje kawałek ulicy pod swoim domem, polewając ją wodą, z długiego węża ogrodowego. Nie ma w tym zwyczaju rozpisanego planu, to znaczy: niektóre panie domu robią to raz na tydzień, niektóre raz na dwa tygodnie, są jednak i takie które robią to każdego ranka. Zawsze zjawiają się  trochę ospałe, obowiązkowo w pidżamie, co najwyżej w szlafroku i koniecznie w  domowych klapkach. Widok  nie tyle niecodzienny, co zupełnie niezrozumiały. Przy temperaturze około 30 stopni, w pełnym słońcu, woda bowiem w ciągu 5 minut zupełnie wyparowuje. Natomiast różnica z „przed” i „po” mycia jest dla mnie niedostrzegalna.  Poprostu jej nie ma!
 
      W tym momencie niemalże same nasuwają się co najmniej dwa pytania:
1) czy greckie panie domu mają zbyt  dużą ilość wolnego czasu?
2) czy Grecja jest jedynym krajem na świecie, cierpiącym z powodu zbyt dużej ilości wody?
 
 
    No cóż… Nie byłabym sobą, gdybym po prostu sama nie spróbowała. Wstałam więc pewnego ranka, jeszcze w pidżamie i domowych klapkach, wyszłam przed dom. Chwyciłam węża doprowadzającego wodę  i z na wpół przymkniętymi oczami zaczęłam myć nasz kawałek ulicy. Trwało to standardowo, czyli jakieś dziesięć minut. Rezultat: z „przed” i „po” – nie było żadnej  różnicy, a woda po kilku minutach wyparowała.  Nic co mogłoby mnie zaskoczyć. Wróciłam do domu, przebrałam się, umyłam  i zabrałam  za śniadanie. Po kilku chwilach zauważyłam, że coś się jednak zmieniło. Nie w chodniku, ale  we mnie. Od dawna bowiem  nie byłam  tak zrelaksowana…
 
      Na pewno nie mam w planach  myć mojego kawałka ulicy codziennie. Ale zdaje się, że za jakiś czas znów go umyje…
 
     A jak ma się Wasz  kawałek ulicy? Czy  myliście już go kiedyś?
     Relaksującego   poniedziałku!
 
 
 
 
 
 

Hej dziewczyno! Odkurz lepiej swoje marzenie… piątek, 7 września 2012

    
 
      Wiedziałam, że jeśli telefon do ręki weźmie Olivka, to po pierwsze rozmowa szybko się nie skończy, a po drugie na pewno nie będzie zwyczajna. Stało się dokładnie tak, jak przewidywałam. Kiedy tylko słuchawka trafiła do Olivki, usłyszałam śpiewnie wykrzyczane moje imię:
-Dorotaaaa!  Jak żyjesz? – myślałam, że ogłuchnę…
-Całkiem nieźle.
      Z Olivką nie rozmawiałyśmy od czasu naszej przeprowadzki. Co pozostało u niej  niezmienne, to fakt, że zamiast mówić, nadal udawała, że śpiewa w operze. Raczej tragiczna była to imitacja. Kiedy tylko rozbrzmiewał jej śpiew, czy też bardziej dzikie pokrzykiwanie wypełnione nieokiełznaną radością,  wydawało się, że za chwile popękają  wszystkie szyby.
-Olivka, ty nadal śpiewasz? – spytałam.
-Tego nie da się ukryć! – znów odśpiewała. – Śpiewałam, śpiewam i będę śpiewać coraz głośniej!
-A jeśli można – co jest tego przyczyną?
-Jak to co? Czy ty naprawdę mieszkasz teraz w Grecji? Przecież mamy kryzys. Kryyyyzzzzyyyysssss!!!! Co oznacza, że jest coraz gorzej i w mojej pracy są zwolnienia. Bóg raczy wiedzieć jak długo tam pociągnę. – atmosfera tajemnicy i grozy bezsprzecznie narosła.
-To naprawdę nie jest dobrze… Mam nadzieję, że żadne zwolnienie tobie  jednak nie grozi.
-Co noc, kiedy zasypiam to się modle, żeby w końcu mnie zwolnili! Już nie mogę dłużej w tej pracy. Przecież ja… Tylko marnuje tam swój taaallleeennnntttt!
-Co ty opowiadasz, Olivka! Jesteś stworzona do pracy z dziećmi! Widziałam  jak rozmawiasz z tymi małymi smarkami.
-Ja … Ja jestem stworzona do sceny, sławy, sukni z falbanami, kwiatów pod stopami. Jestem stworzona do  … ooopppeerrryyyy!  Kiedy już mnie zwolnią, wtedy w końcu mam szansę zostać tą gwiazdą. Tymczasem – treeennnuuujjjeee!
-Olivka… moja droga, czego ty się nawdychałaś…?
-To właśnie cała ja i nikt mnie nie zmieni!  A ty Dorota, zamiast się śmiać… Hej dziewczyno! Odkurz lepiej  swoje marzenie! Adio szwagierko! A tak poza tym, jestem u was za półtora tygodniaaaaa!!!!
     Zdążyłam tylko podśpiewać:
Adio! – gdybym znała się na operze, myślę że można było to podciągnąć pod sopran.  
 
 
         Olivka jak zapowiedziała, tak też zrobiła. I odwiedziła nas półtora tygodnia później. Ja w międzyczasie, zdążyłam dojść do wniosku, że i w jej szaleństwie, ukryta  jest metoda. Tak jak radziła, odkurzyłam więc swoje dawne marzenie. Może nic wielkiego, ale postanowiłam, że tej jesieni namaluje swój pierwszy, wielki obraz. Mało tego, już znalazłam potrzebne  natchnienie…
 
 
 
Okolice Delf