Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Pogłaskaj swój kaloryfer

      Jest środek stycznia, a ja rozkoszuje się  pobytem w Polsce, mając w głowie przyjemną perspektywę, że dni które spędzę w ojczyźnie jest sporo.

       W międzyczasie rodzinnych i przyjacielskich spotkań, bardzo często słyszę podobne  stwierdzenie: „Ale ci zazdroszczę tej Grecji! Tam jest tak pięknie i przez cały czas świeci słońce”.
      Racja. Trudno się nie zgodzić. Grecja jest doprawdy przepiękna i cieszę się, że mogę w niej  mieszkać. Jednak obiema rękami podpisuje się pod stwierdzeniem, że:
wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
 
      Prawda jest taka, że idealne państwo, miasto, miejsce do życia nie istnieje! Trzeba więc naprawdę nauczyć się doceniać to, co mamy. Dajmy na to… ot! taki najzwyklejszy kaloryfer! Czy wiecie, że nie każdy ma go w swoim posiadaniu…
~~~~
 
     Pierwszego ranka po moim przyjeździe do Polski, obudziłam się z poczuciem, że otacza mnie najprawdziwszy luksus. Było mi ciepło! Poczucie ciepła to coś wspaniałego. Niestety, ale zimując na greckiej ziemi, musiałam się od niego odzwyczaić.

      Jednym z większych mitów dotyczących Grecji jest to, że przez 12 miesięcy w roku jest w niej  ciepło. To prawda, że lato jest długie i upalne, a ciepła wiosna przychodzi bardzo szybko. Jednak późna jesień oraz zima, to prawdziwa katorga. Co prawda, temperatury na zewnątrz mogą wskazywać nawet i 10, 15 stopni, a słońce nadal świeci,  ale większość domów jest… niedogrzanych!
     System ogrzewania typowego mieszkania w Grecji to jedyne 6 godzin dziennie. 3 rano i 3 pod wieczór,  w momentach dnia kiedy robi się najzimniej. Tak dla przełamania największego chodu. Dlaczego tak jest? W Grecji w przeważającej większości mieszkań i domów nie ma centralnego ogrzewania. Pomieszczenia ogrzewane są olejem opałowym, którego ceny, dodatkowo  w związku z kryzysem, bardzo wzrosły.
     10 – 15 stopni nie brzmi jeszcze tak groźnie. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że w miejscach położonych nad morzem  (tak jak jest w naszym przypadku) jest bardzo wysoka wilgoć, co sprawia, że odczuwalna temperatura jest znacznie, znacznie niższa.
     Takie zimowe zimno w wydaniu greckim, to tragedia. Dotyka samego szpiku kości. Jest przy tym przeraźliwie wilgotne. Pranie za nic nie chce samo schnąć, podobne jak wymyte naczynia. Wszystko spowite jest wilgocią. Na wielu ścianach pojawiają się grzyby, z którymi po każdej zimie trzeba się rozprawiać.
     Kiedy przez tych kilka godzin dom jest ogrzewany, działa to jak dodatkowa tortura. Każdy ma bowiem świadomość,  że owe ciepło jest tylko chwilowe. Tak jakby dać dziecku lizaka i odbierać, kiedy nie zjadło go nawet do połowy.
      Kiedy teraz jestem w Polsce i patrzę na mój działający przez 24 godziny na dobę kaloryfer, mam nieodpartą ochotę, żeby go pogłaskać. Przyznam się… Czasem to robię! Na noc wcale nie muszę go wyłączać, a czasem nawet i go podkręcam uchylając jednocześnie okno. Prawdziwe szaleństwo! Taki rodzaj luksusu w Grecji jest nie do pomyślenia.   Po domu chodzę w jednym swetrze i nie mam już rozterek, czy by nie założyć puchowej kurtki… Na noc nie muszę nawet szykować gorących butelek. A herbatę pijam dla przyjemności, a nie dla samego  rozgrzania. Czyż nie jest to cudowne?
Taki widok, to w Grecji najprawdziwszy luksus…
     Jeśli więc kiedyś najdą Was myśli, że w Polsce żyje się bardzo źle, a  w innych państwach jest cudownie… Pamiętajcie, że co by nie powiedzieć, my mamy centralne ogrzewanie!  A poza tym… wszędzie dobrze gdzie nas nie ma!

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co zszokowało Oliwę z Oliwek?

       Jedną nogą jestem już właściwie w drodze do domu na Święta. Nie było mnie prawie rok i naprawdę bardzo się stęskniłam. Tym razem muszę niestety jechać sama –  Janiego zatrzymała  praca. Mimo zeszłorocznych  przygód z odkrywaniem smaku ryby po grecku i torturowaniem  niekończącymi się dokładkami karpia, Jani i w tym roku bardzo chciał pojechać. No cóż… Nie zawsze można jednak mieć wszystko!
     Tymczasem, kiedy patrzę na swoją walizkę, w głowie wciąż jeszcze brzęczy mi zszokowany głos Oliwy z Oliwek, naszej prawie już stuletniej babci…
***
     Babcia rozsiadła się wygodnie w swojej ulubionej pozycji. Właściwie jedynej, w której obecnie siedzi. Stabilnie oparte plecy, prawa noga wyprostowana i ułożona  na kanapie, a lewa wesoło dyndająca  nad podłogą. Ubrana jak zawsze na czarno, z czarną chusteczką na głowie. Obowiązkowy  strój dla każdej greckiej wdowy. Gdyby nie jeden bardzo drobny element,  spoglądając na Oliwę można by pomyśleć, że jesteśmy w latach 50. Co jednak zakotwicza babcie w XXI wieku? Jej skarpetki antypoślizgowe, dzięki którym chodząc babcia czuje się bezpiecznie.
     -A co robicie na Święta? – spytała Oliwa z Oliwek.
     -Dorota jedzie do Polski, a ja w tym roku zostaję. – powiedział Jani.
     -A na jak długo jedzie?
     -Jeszcze nie wiemy. Długo jej nie było, chce  nacieszyć się  rodziną, przyjaciółmi, Polską. Więc być może nawet na miesiąc.  – odpowiedział Jani.
     -Na… Miesiąc?!?! – Oliwa z Oliwek zbladła i ze zdziwienia otworzyła usta. Nastała pięciosekundowa, ciężka jak tona cegieł  cisza, poczym z otwartymi rękami i uniesionymi ramionami, babcia zwróciła się do mnie:
A co będzie jadł Jani?!
      Już chciałam odpowiedzieć, że „raczej nie mnie!”. Ugryzłam się jednak w język, bo babcia była w takim stanie, że lepiej było jej nie prowokować. Nie usatysfakcjonowała jej odpowiedź, że Jani świetnie gotuje, więc  na pewno sobie poradzi. Swoją drogą, babcia powinna obejrzeć nasz  kanał kulinarny! ;)))
      Oliwa z Oliwek trwała w całkowitym szoku. W jego obliczu musiały wyblaknąć wszystkie inne szokujące wiadomości w  jej stuletnim życiu. Jakie znaczenie miał  wybuch pierwszej, drugiej wojny?  Fakt, że człowiek wylądował na księżycu, albo że zamordowano prezydenta Kennedy’ego? Jakie to wszystko ma znaczenie…? Jeśli jej wnuk być może jeszcze w tym miesiącu chodzić będzie głodny…
      Szok babci trwał nieprzerwanie do końca naszego pobytu w domu Sałatki. Myślę, że tak naprawdę trwa  nadal. Przybierał on różne pośrednie stany, oscylując pomiędzy  troską, zdenerwowaniem, niepokojem. Oliwa po kryjomu, przeprowadziła nawet  z Fetą  tajną rozmowę, w której nakłaniała swoją synową do interwencji. Ujmując krótko – na Święta kategorycznie  powinnam zostać w Grecji, żeby gotować Janiemu. Inaczej „biedak” jeszcze umrze z głodu!
       Po kilku dniach do dyskusji włączyła się również Olivka.
     -Dorota… Wiem, że może wyglądać  to zupełnie inaczej, ale tak naprawdę zachowanie Oliwy, to wyraz troski. I to o ciebie! – zaczęła.
     -Jak to?
     -Tu nie chodzi wcale o żadne jedzenie… To znaczy… Trochę też, ale nie tak bardzo jak tobie się wydaje. Babcia nie bredzi, ona dobrze wie co mówi… To znaczy… W jej własnej logice.
       Zabrzmiało bardzo ciekawie. Olivka mówiła dalej.
      -Kiedyś w Grecji, to znaczy… Za czasów kiedy Oliwa była jeszcze młoda, żadna Greczynka nie odważyłaby się zostawić męża nawet na jeden dzień i gdzieś wyjechać. Tak na szczęście było –  kiedyś.
      -Ale jak to? Dlaczego? – spytałam.
      -Bo istniało takie niepisane prawo, że jak żona wyjeżdża to jej mąż może do woli ją zdradzać, a wina i tak będzie po stronie żony, bo to ona przecież wyjechała. Kobiecie nie wolno było na krok opuszczać męża. Oliwa się po prostu martwi, tylko nie wie jak ma to wprost powiedzieć. Szuka więc innego pretekstu, żeby cię zatrzymać.  Babcia ma nadal głowę na karku! Tylko że… No wiesz… Stuletnią! Ale ona naprawdę chce dobrze…
       Phihi! Co kraj to obyczaj, jak mawiają. Tego bym się nie spodziewała… Na całe szczęście, żyjemy w XXI wieku!
       Wszystkim powracającym do domów, życzę bezpiecznej podróży! Do zobaczenia – być może na trasie ;)))
Przeczytaj więcej…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak według Greczynki wzorcowo prowadzić dom? WAŻNE UZUPEŁNIENIE!

       Wiedziałam, że temat greckich porządków nie zakończy się tak prędko. W Grecji, jest to bowiem temat rzeka! Niezwłocznie dopisuje więc kolejną część, która jest bardzo ważnym uzupełnieniem wcześniejszego  postu. Do napisania tego tekstu wykorzystałam Wasze wypowiedzi w komentarzach na blogu jak i Facebooku oraz kilka konsultacji z Greczynkami. Za każdy komentarz z porządkową radą – serdecznie dziękuję!
     Boże Narodzenie już za jedyne piętnaście dni! Czy zaczynacie myśleć o świątecznych porządkach? Jeśli w tym roku macie zamiar wykonać je w wersji greckiej – radzę zabrać się za nie już teraz! Rozważcie nawet urlop z pracy, bo czeka Was naprawdę dużo roboty…
   Tak więc – do dzieła!
11. OD CZEGO ZACZĄĆ? – każda grecka perfekcyjna pani domu, sprzątanie zaczyna od przygotowania sobie dobrej kawy. Ta towarzyszyć będzie jej w całym misternym procesie sprzątania. A tak bardziej na poważnie… Sprzątanie domu należy zacząć od… dokładnego, bardzo dokładnego(!) wymycia balkonów. Najpierw się je zamiata, a później myje używając przy tym hektolitrów wody. Wymyty  balkon – to podstawa, więc powinien być czysty jak sala operacyjna!
12. BALKON WYMYTY, WIĘC CZAS NA OKNA – przyznam, że mieszkając w Grecji potrzebę posiadania czystych okien rozumiem doskonale. Słońce jest tutaj mocne jak reflektor i z przerażającą dokładnością wytyka każdy zaciek, ślady po palcach czy też brud. A ładnie umyte, powodują że światło w domu staje się jakby jaśniejsze i wszystkie przestrzenie sprawiają  wrażenie jeszcze czystszych. O kurcze… Co ja piszę?!  Zdaje się, że coraz bardziej ulegam greckim wpływom…
13. WIETRZENIE – dokładnemu sprzątaniu towarzyszą zawsze szeroko otwarte okna. Zostawia się je również otwarte na dobrą chwilę tuż po sprzątaniu. Trzeba oczyścić przecież  i powietrze! W wielu domach mieszkanie wietrzy się codziennie, najlepiej z rana – niezależnie od tego czy jest lato, czy też zima.
14. PRANIE – jednym z najbardziej charakterystycznych widoków greckich miast i miasteczek, jest pranie wywieszone na balkonie, albo zwisające z okna. Pranie koniecznie musi suszyć się na powietrzu i to im wyżej, tym lepiej. Fakt, że na słońcu znacznie szybciej schnie – rozumiem doskonale. Ale taka balkonowa estetyka, z przeglądem bielizny każdego z domowników – za żadne skarby!
15. NARZUTY NA KANAPY – kanapy oczywiście się myje! Jak? – o tym będzie w następnym poście. Jednak żeby uchronić je od zniszczeń i zabrudzeń, każda kanapa  koniecznie  musi nakryta być  narzutą, którą łatwo jest wyprać.
16. FANTAZYJNIE ZMIĘTY  OBRUS – celowo „artystycznie” zmięty obrus, w pozorowanym jedynie nieładzie, to typowa grecka moda domowych wnętrz. W domu Fety, jak i domach wszystkich jej koleżanek nie ma obrusu, który leżał by prosto. Wszystkie muszą być fantazyjnie zagniecione, czy upięte. Często podobnie dzieje się z firanami i zasłonami. Ot taka moda! Wygląda to dokładnie, jak na zdjęciu  niżej.
17. ŚCIANKA Z IKONAMI – znajduje się w każdym greckim domu. Zajmuję określoną przestrzeń ściany, na której powieszonych jest kilka, kilkanaście ikon. To taki rodzaj  domowego „ołtarzyka”. Ciekawy przykład utrwaliłam na zdjęciu  niżej. Pod ikonami  znajdują się miniatury  postaci przypominających małe wróżki, czy też inne stworzenia ze świata magii. Brakuje  jeszcze  tylko mini  podobizny gromowładnego Zeusa… ;)))
Zastanawia mnie jedno. To pytanie zadaje prawie każdy, kto przyjeżdża do Grecji. Dlaczego jeśli greckie domy są tak czyste, na ulicach miast często panuje wielki bałagan? Zupełny kontrast do czystości w domach. Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. A może ktoś z Was pomoże???
    Do ostatecznego domknięcia  tematu greckich  porządków, pozostało jeszcze tylko jedno: triki ułatwiające i udoskonalające sprzątanie! Przy ostatniej wizycie w domu Sałatki zrobiłam z Fetą mały  wywiad i takich porządkowych trików trochę się  nazbierało. Myślę, że naprawdę mogą się przydać! Zapraszam do poczytania jeszcze w tym tygodniu!

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak według Greczynki wzorcowo prowadzić dom?

     Grecka wersja programu „Perfekcyjna Pani Domu” raczej nie powstanie. Dlaczego? Ponieważ nie jest potrzebna! Greczynki  jakby z pokolenia na pokolenie dziedziczą cały pakiet wiedzy o tym,  jak perfekcyjnie prowadzić dom. Żadna z nich przy tym  nie narzeka, że ich tradycyjnie pojętym obowiązkiem jest utrzymywanie domu w czystości. Jeśli mowa o feminizmie i równouprawnieniu… To raczej nie w tym kraju! Czysty, zadbany dom, w którym całą rodziną miło zasiada się do domowej moussaki, to przecież podstawa. Cokolwiek powiedziałyby na to feministki.
Płyn do płukania tkanin, o zapachu zainspirowanym  greckimi wyspami. Nawet podczas domowych prac, można być  patriotą ;)))
Płyn do płukania tkanin, o zapachu zainspirowanym  greckimi wyspami. Nawet podczas domowych prac, można być  patriotą ;)))
 Oto kilka zasad, które w typowych greckich domach obowiązują. Ciekawe czy będą dla Was zaskoczeniem, normą czy też może przesadą? Piszcie w komentarzach!
1. CHLOR – dla Greczynek jest to podstawowa substancja czyszcząca. Bez niego  nie można wyobrazić sobie sprzątania! Dość dużych ilości chloru używa się nie tylko do czyszczenia toalet. Woda z jego domieszką jest wykorzystywana  do mycia wszystkich domowych podłóg, a czasem nawet chodników przed domem. W skrajnych przypadkach  słyszałam, że niektóre greckie gospodynie, od czasu do czasu chlorem myją też naczynia – tak dla pewności, że nie ma na nich bakterii. Dlaczego tak jest? Grecy mają swoistą fobię przed bakteriami. Wyjaśnieniem tego może być klimat. Latem jest nie tyle gorąco, co upalnie, a w wysokiej temperaturze, wszelkie bakterie szybko się rozprzestrzeniają. Tak więc w greckiej wersji sprzątania – chlor to podstawa.
Chlor, czyli płyn o magicznych właściwościach. Jest dobry na  wszystko!
Chlor, czyli płyn o magicznych właściwościach. Jest dobry na  wszystko! 
2. DYWANOM PRECZ! – w greckich domach dywany pojawiają się tylko i wyłącznie w sezonie jesienno – zimowym. Spotkanie ich wiosną lub latem raczej nie jest możliwe. Dlaczego? Dywany to przecież siedlisko bakterii, więc szczególnie latem, najlepiej po prostu ich nie mieć. Zawsze kiedy kończy się zima, przed każdym greckim domem, odbywa się nie tyle trzepanie, co szorowanie dywanów na mokro ostrymi szczotami. Dopiero tak umyte, mogą spokojnie poczekać na kolejną zimę.

3. JAK POŚCIELIĆ ŁÓŻKO? – rano tuż po obudzeniu, z każdego balkonu w naszym sąsiedztwie powiewają koce i prześcieradła. Na słońcu wygrzewają się również  poduchy. Pościel jest  wietrzona co kilka dni, albo i codziennie. Po co? Żeby mieć pewność, że nie gromadzą się w niej żadne roztocza.


4. KWESTIA ZWIERZĄT DOMOWYCH – spotkanie psa, czy kota w tradycyjnym greckim domu, to prawdziwa rzadkość. Co prawda i zwierzaki powinny być czyste i zadbane, ale zostawiają przecież sierść! A ta z czystością raczej się nie kojarzy. Zwierzęta więc jak najbardziej, ale poza domem!


5. ZMYWANIE NACZYŃ – dom może być skromny, rodzina może nie być bogata. Ale posiadanie zmywarki do mycia naczyń – to podstawa! Bez zmywarki nie obejdzie się żaden grecki dom. Cywilizacja idzie do przodu, więc być może nic w tym dziwnego, poza zasadą, że przed włożeniem naczyń do zmywarki,      najczęściej się je dodatkowo myje, tak żeby włożyć niemalże już czyste.


6. PRASOWANIE – oj…  to dopiero  temat rzeka. Najpierw trzeba poruszyć kwestię sprzętu. W tradycyjnym domu w Elladzie, nie znajdziecie ot takiego zwyczajnego  żelazka. To byłoby stanowczo za proste. Żelazka występują najczęściej ze stacjami parowymi (nie wiem, czy ta nazwa jest poprawna, ale wyglądają jak na obrazku niżej). Po każdym praniu wyprasowane musi być wszystko, dokładnie wszystko!  Często prasuje się również bieliznę, a czasem nawet  skarpetki. Ścierki, ściereczki, wszystkie prześcieradła i ręczniki.   Dlaczego? Pranie w Grecji najczęściej suszy się na wolnym powietrzu, a ubrania często znajdują się w pobliżu drzew. Nietrudno więc o to żeby pomiędzy praniem zaplątały się jakieś insekty. Nie wiem na ile jest to prawda, ale tak wytłumaczyła mi to Feta.
7. SEZONOWOŚĆ – w porządkach domowych istnieje  restrykcyjny podział na dwa sezony: wiosna – lato oraz jesień – zima. Kiedy  zmieniają się pory roku nie tylko rozkłada się, czy też składa dywany. Po pierwsze trzeba zmienić ubrania w szafie i schować wszystkie te, które przez najbliższy okres nie będą już  służyły. Po drugie, oznacza to generalne domowe porządki. Sprząta się wtedy wszystko, dokładnie wszystko, wliczając w to czyszczenie kanap, sof oraz foteli. Często przeczyszcza się nawet i ściany.


8. ALE… JAK CZĘSTO SPRZĄTAĆ? – generalne sprzątanie odbywa się dwa razy w roku, podczas zmian sezonu. Mniejsze porządki są raz na tydzień, podobnie jak u nas, czyli często w soboty. Trzeba jednak podkreślić, że wszystko sprzątane jest również na bieżąco.


9. ACH! TE PACHNĄCE PŁYNY DO PŁUKANIA – kiedy pierwszy raz zobaczyłam ilość płynów do płukania prania w typowym greckim sklepie, dostałam oczopląsu. Jak wybrać ten odpowiedni, jeśli by chcieć je wszystkie powąchać? Ich różnorodność przewyższa zdaje się  różnorodność wszelkich innych produktów. Greczynki po prostu uwielbiają kiedy uprane pranie pięknie i intensywnie(!) pachnie. Często przechodząc obok jakiegoś domu, czuć że ktoś właśnie otworzył pralkę.
Na wszystkich tych półkach znajdują się płyny do płukania tkanin. Hmmm… Który by tu wybrać?
Na wszystkich tych półkach znajdują się płyny do płukania tkanin. Hmmm… Który by tu wybrać?
10. BOŻONARODZENIOWE PORZĄDKI – Boże Narodzenie już tylko za  miesiąc! W tym czasie w typowym polskim domu nastąpi gruntowne, świąteczne sprzątanie. Czy taka tradycja istnieje w Grecji? Na szczęście nie… Dlaczego? Bo byłaby to już spora przesada ;)))
    Uff… Nie wiem, czy wyczerpałam temat do końca, bo kwestia domowych porządków, to w Grecji naprawdę wielka sprawa. Zwracam się więc z prośbą do wszystkich Polek, które mieszkają w Elladzie o uzupełnienie  swoich spostrzeżeń albo rzeczy o których nie wspomniałam, w komentarzach! Z góry wielkie dzięki ;)))


Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak zjeść pigwę?

     Przyznam, że moim pierwszym skojarzeniem ze słowem „pigwa”, jest wcale nie owoc, a nazwisko słynnej Genowefy. Pseudonim tej kabaretowej postaci nie wziął  się przypadkiem. Owoc pigwy, jak i  postać charakteryzuje bowiem kwaśność.

    Pierwszy raz  pigwę spróbowałam w Grecji,  dokładnie – tydzień temu;)))  Sezon na te owoce trwa właśnie teraz, czyli późną jesienią.  Wyglądem przypominają one wyrośnięte, żółte jabłka. Ich smak jest tak cierpki, że nie nadają się do bezpośredniego jedzenia. Po jednym ugryzieniu zostawiają w ustach kwaśność  oraz poczucie suchości, trudne do zniesienia. Wydawało by się więc, że te owoce są bezużyteczne. Nic jednak bardziej mylnego! Z pigwy można zrobić prawdziwe pyszności. Jak więc wykorzystać te owoce, jeśli  już znajdziecie się w ich  posiadaniu? Oto najprostszy, najszybszy, przepyszny przepis:
Składniki: dwie pigwy, filiżanka  cukru, filiżanka  wody, goździki, cynamon, połówka  cytryny, opcjonalnie jogurt grecki.



      Pigwę  należy dokładnie umyć, pozbywając się mechowatego nalotu. Nie trzeba jej obierać, skóra pigwy powinna zostać. Następnie dzielimy ją  na 6 – 8 części i pozbywamy się pestek, później  wysmarowujemy pigwy przeciętą na pół cytryną.  Cząstki owocu należy równo ułożyć w żaroodpornym naczyniu. Następnie  posypujemy je cukrem. Do dwóch owoców, wystarczy jedna filiżanka cukru. Wszystko zalewamy jedną filiżanką wody. Owoce nadziewamy kilkoma goździkami. Całość zakrywamy od góry folią i wkładamy do piekarnika na 190 stopni na 1 godzinę i 15 minut (do momentu aż pigwy zmienią swój kolor na pomarańczowo – czerwony). Następnie przewracamy owoce  na drugą stronę i pieczemy jeszcze przez 15 minut, tym razem bez folii na górze.  Podajemy posypując odrobiną cynamonu. Bardzo dobrze smakują z greckim jogurtem. Tak przygotowane pigwy stanowią deser, o ciekawym słodko – kwaśnym smaku.

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak naprawić samochód? Według Greków rzecz jasna;)))

    Najważniejsza zasada ruchu drogowego w Grecji brzmi: „tylko się nie stresuj!”. Niestety, stosowanie jej nie zmniejsza liczby wypadków. Ale według Greków trzeba się jej trzymać, w szczególności, kiedy już coś się stanie.
     „Tylko się nie stresuj!” jeśli coś się stanie z Twoim samochodem. Bierz sprawy w swoje ręce i przejdź do naprawiania!
Żeby naprawić swój samochód, w Grecji  wystarczą jedynie trzy rzeczy:
1)      sznurek lub też długa sznurówka od butów
2)    taśma klejąca
3)      drut
Pomocne będą również nożyczki oraz zwyczajny dziurkacz.
A teraz przejdźmy do konkretnych przykładów…
  •      Jeśli połamie się Wam zderzak, po pierwsze pamiętajcie: to nie jest  żaden powód do szarpania nerwów!  Wystarczy przedziurkować   części zderzaka w równych odstępach. W tym przypadku idealnie sprawdza się  sznurówka od butów, bo wygląda po prostu bardzo elegancko. Następnie przez dziurki trzeba obwiązać sznurówką dwie części zderzaka  i wszystko już gotowe! Jak widać na fotografii, w tym wypadku taśma klejąca niestety nie zdała egzaminu. Trzeba było ją zerwać i zasznurować zderzak  ładnie i porządnie.
  •     Literka „N” oznacza, że kierowca jest nowy i należy na niego uważać. W tym przypadku tej informacji nie można przeoczyć, ponieważ  literka jest naprawdę pokaźnych rozmiarów. Widząc takiego  kierowcę, trzeba więc mieć się na baczności. Jak widać pozbył się on już  tylnego światła. Ale od czego jest przezroczysta taśma klejąca? Pamiętajcie, żeby prócz sznurowadeł, zawsze mieć ją w bagażniku! Wygląda to estetycznie, więc po co tyle krzyku?
 
  •     Co zrobić, jeśli odpada cały zderzak? Żeby go podtrzymać dobry  będzie drut. Ale nie taki zwyczajny! Pamiętajcie, żeby ładnie wpasował się w kolor Waszego auta. W tym przypadku, widać że właściciel jest estetą, o ile nie prawdziwym artystą. Czerwono – czarny drucik idealnie wpasowuje się w kolor samochodu jak i zarówno zderzaka. No i ta urocza, kunsztownie zawiązana kokardka… Dalszy komentarz chyba jest już zbędny!

  •       Zdarzają się jednak przypadki naprawdę trudne. Tutaj  zastosowany został sznurek, drut jak i taśma klejąca. Również i u tego właściciela widać ewidentne zacięcie artystyczne.  Mimo starań… No cóż… Ten zderzak… Powiedzmy sobie prawdę – on chyba jednak za chwilę odpadnie…

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Biuro „Sałatki po grecku”

      Jesień rozgościła się w Grecji  na dobre. Temperatury bardzo spadły. Na zewnątrz coraz częściej pada i potrafi wiać niemiłosiernie. Definitywnie skończył się już  sezon letni.
    A co słychać u mnie? Po raz kolejny przekonałam się o tym, że jeśli się coś skrupulatnie planuje, życie najczęściej płata niezłego figla, plącze wszystko i powoduje, że wychodzi na opak. Zakładałam, że latem będę intensywnie pracować,  a jesienią sobie odpocznę. Stało się zupełnie odwrotnie! Dostając od życia klapsa, z pracy wróciłam niespodziewanie wcześnie i lato miałam dla siebie. Zsynchronizowana ze zmianą pory roku, już od początku września koncentruje się na pracy. Ku mojej uciesze, wraz ze spadkiem temperatury, moja mobilizacja wzrasta;)))
    Upalne, greckie  lato sprzyja relaksowi. Wtedy też najlepiej się myśli i podejmuje najcelniejsze  decyzje. Podczas jednego z takich upalnych dni spędzonych gdzieś nad morzem, przy zimnej kawie stwierdziłam, że czas powiedzieć sobie wprost… Pisanie przestaje być już jedynie pasją i sposobem na wypełnienie czasu wolnego. Zdaje się, że w moim przypadku, małymi acz konsekwentnymi krokami,  staje się czymś w rodzaju profesji.
    Do teraz nie chce mi się  wierzyć, ale  dokładnie wykaligrafowane cyferki, zakreślone na  różowo  w kalendarzu, mówią same  za siebie.  Nie stanowią jeszcze pokaźnej sumy, ale są realne. A to jest najważniejsze. I pokazują mi czarno na białym, że na swojej ulubionej czynności  zarobiłam już pierwsze pieniądze. Suma niewielka, ale duma – nieopisana. Tak więc będąc na formalnym jedynie  bezrobociu i znów wysyłając  CV, całymi siłami koncentruje się na pisaniu.
     Każdy, kto jest pracownikiem i swoim szefem w jednej osobie, wie że to  połączenie nie jest proste. Wymaga ogromnej samodyscypliny, wewnętrznej punktualności i samozaparcia. Moim zdaniem, najtrudniejsza jest rzecz, która wydaje się  najbardziej błaha, czyli – pracowanie w domu. Jest to straszliwie trudne, zdaje się przede wszystkim dla kobiet. Podczas pracy w domu  zawsze można przecież „w tak zwanym międzyczasie”: podlać kwiatka, odkurzyć przedpokój, nastawić wodę na zupę, włączyć  pranie. I tym sposobem wszystko niekontrolowanie rozciąga się po całej dobie, która ma przecież tylko 24 godziny… Horror!
        Najlepszym dla mnie rozwiązaniem byłaby przyjazna czytelnia gdzieś w okolicy, albo jeszcze lepiej coś w rodzaju Starbucksa. Niestety,   ten ostatni najbliżej  jest w Atenach… Pozostaje więc kilka okolicznych kawiarenek. To właśnie do jednej z nich by popracować przychodzę już  w poniedziałek z rana, żeby również miło zacząć cały tydzień. Nie ma nic przyjemniejszego niż dobra kawa o poranku!
     W godzinach porannych w mojej kawiarence, nie wliczając mnie, najmłodszy  klient ma około 60 lat… Zazwyczaj przychodzą panowie. Przy mikroskopijnych filiżankach z grecką kawą, albo ze szklaneczkami  ouzo, spędzają godziny. Albo nic nie mówią, patrząc  srogo w morze, albo krzyczą między sobą, nigdy nie uznając sytuacji pośredniej.  Na początku spoglądali na mnie spod oka, ale nawet do najdziwniejszego widoku można się przyzwyczaić i pomimo, że bynajmniej nie zlewam się wizualnie z resztą klienteli, przestano zwracać na mnie uwagę. Ja też po czasie machnęłam ręką i  przestałam się czymkolwiek przejmować. Czasem  zdarzyło  mi się nawet  zapomnieć na chwilę gdzie jestem i już o mały włos spytać dziadka siedzącego obok, jak pisze się „po prostu”, razem czy osobno, bo zawsze zapominam… Na szczęście za każdym razem w porę gryzę się w  język.
    Tę właśnie kawiarenkę, niemalże jak kot wyznaczyłam sobie jako „moje” miejsce. Stało się to definitywnie, kiedy kilka tygodni temu kelnerka przyniosła mi moją ulubioną plotkarską gazetę, mówiąc z uśmiechem, że ten egzemplarz jest jeszcze ofoliowany.
    W ubiegłym tygodniu wydarzyło się coś jeszcze. Na  swoim miejscu siedziałam jak zwykle. Odkleiłam  oczy na chwilę od ekranu, żeby pomyśleć „co by tu jeszcze?” i zahipnotyzowałam się bajecznym widokiem na morze. Tego dnia było trochę  pochmurno, ale nie było za to  najmniejszego wiatru. Morze było  tak spokojne, jakby  medytowało, a tafla wody prawie  jak lustro. Myślałam, że mi się tylko przewidziało… Ale delfin wyskoczył z wody drugi, trzeci i czwarty raz, za każdym razem spowolnionym ruchem zanurzając się w statycznej wodzie. Jakieś siedem  metrów od brzegu czyli jakieś dziesięć od mojego stolika. Był to jeden z najpiękniejszych i najbardziej niesamowitych widoków, jakie widziałam  w życiu. Pomyślałam, że to musi być mój znak. Że w końcu jestem na dobrej drodze.
W ostatniej chwili zdążyłam zrobić zdjęcie. Nie oddaje ono jednak  ani trochę  magii chwili. Ale jest  dowodem, że  mi się to nie przyśniło…
Pracowitego poniedziałku! Podobno szczęście przychodzi do nas  częściej, im ciężej pracujemy…
Info organizacyjne! Posty z cyklu „Zacznij lekko poniedziałek” pojawiać się będą w co drugi poniedziałek rano. Nie co tydzień,  ponieważ  innych tematów jest bardzo dużo. W poniedziałki, w których nie będzie cyklicznych postów na blogu, zapraszam na Sałatkowego Facebooka, gdzie  zawsze znajdzie się  coś  lekkiego ;))) 
Przeczytaj więcej…

Za oknem – Sahara!

 

      Otworzyłam okno. Niczym Perfekcyjna Pani Domu przetarłam palcem parapet. Czubek palca  pokrywał piach.

     Drobny,  piaskowy pył na zewnątrz przykrył niemalże wszystko. Parapety, chodniki, samochody, liście drzew, które jeszcze dzień wcześniej były lśniące. Co to takiego?

    Wiejący z Afryki wiatr Livas jest suchy i gorący. Zaznać go można w Grecji latem. W tym roku właśnie zawiał po raz pierwszy. Jest znakiem, że kończy się wiosna, a zaczyna długie, piękne, gorące, greckie  lato. Od teraz  Livas wiać będzie coraz częściej. Doskonale  pamiętam go z zeszłego sierpnia. Kiedy wiał w środku lata miałam wrażenie, że ktoś właśnie otworzył rozgrzany piekarnik. Trzeba było  mrużyć oczy, inaczej wydawało się że za chwilę wyschną również i one. Było wtedy gorąco jak w piekle.  

 

     Od czasu do czasu Livas nawiewa również piasek z Sahary. Ten właśnie piasek widać było na moim parapecie. W niektórych miejscach Grecji obserwować można również burze piaskowe. Drobny pyłek   z Sahary pokrywa  wszystko, wdzierając się do domu przez każdą szparę.  I dlatego  właśnie wiosną i latem każda szanująca się grecka pani domu, ranek rozpoczyna w pewien określony sposób… Dlaczego Greczynki tak robią? W końcu znalazłam odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Wraz z pojawieniem się wiatru Livas, na każdym podwórku rozpoczyna się… wielkie polewanie:

https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2012/09/10/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-poczatek-dnia-wg-greckiej-pani-domu-poniedzialek-10-wrzesnia-2012/

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Grecy lubią stare samochody… poniedziałek, 1 kwietnia 2013

 
 
    Witam wszystkich świątecznie! Być może zastanawiacie się, dlaczego mimo Świąt Wielkanocnych, na Sałatce nie ma niczego świątecznego? A przecież   ja uwielbiam obchodzić każde, najmniejsze święto. Tak na marginesie, 16 kwietnia jest Dzień Sapera… Właśnie drapie się po głowie jak ten dzień świętować…? :))) Wracając do tematu… W tym roku Wielkanoc w Grecji jest dość późno, ponieważ przypada na sam koniec kwietnia. Tak więc na malowanie pisanek mam jeszcze prawie miesiąc!
 
     Tych, którzy właśnie teraz są zainteresowani tematem greckiej Wielkanocy, zapraszam do przeczytania postów z ubiegłego roku:
 
 
 
 
 
 
     Na ten poniedziałek – temat z zupełnie innej beczki. Będą bowiem samochody! Równie piękne, co przede wszystkim stare. Na samochodach znam się tak samo jak na polityce. Czyli – wcale! Rozróżniam je jak typowa kobieta – wyłącznie po kolorze! Tak więc tym razem oszczędzę wszystkim „profesjonalnego” komentarza :))
 
 
    Po greckich drogach jeździ wiele prześlicznych, starych i przeważnie niezwykle zadbanych wehikułów. Naprawdę, aż miło jest popatrzeć na te samochody oraz  ich kierowców, na których czołach tłustym drukiem jest napisane: „mój samochód to moja pasja!”.
 
 
    Mam nadzieję, że zdjęcia Wam się spodobają! Czy mielibyście ochotę się jednym z nich  przejechać?
    Pozdrawiam!
 
 
 

Ręka do góry – kto ma ochotę przejechać się czymś takim?


W Grecji szczególnie dużo jest tych właśnie   Citroenów. I uwaga! One bardzo sprawnie   jeżdżą! Mniejsza o szybkość – przyjemność z jazdy takim samochodem, musi być niesamowita…
 


I w końcu mój ulubiony! Nie mam pojęcia jaka to marka… Może ktoś podpowie? Niestety zdjęcie nie jest zbyt wyraźne, bo jak widać, było  ciemno. Ale już światła przednie mówią same za siebie. Dla mnie taki samochód to  marzenie!
 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak rozpoznać grecką wiosnę?… poniedziałek, 25 marca 2013

 
 
 
     W ubiegłym tygodniu cała Grecja hucznie obchodziła ostatni dzień karnawału, jednocześnie ostatecznie żegnając się z zimą. Jestem przekonana, że nigdzie nie było tak barwnie jak w Galaksidi, ale o tym było w poprzednim poście, więc nie będę się powtarzać :))   Już od dłuższego czasu temperatura krąży w okolicach 20 stopni. Dni deszczowych jest naprawdę bardzo mało. A z nieba leniwie odpływają  ostatnie chmury.
 
 
    Tak jest od dłuższego czasu. Jak więc rozpoznać, że wiosna w Grecji zagościła definitywnie? Jakie są jej inne symptomy?   
 
 
    Jeśli Wasze myśli krążą wokoło tematu „wiosennych porządków”, to od razu powiem, że nie o to chodzi! Typowe Greczynki okna i tak myją średnio raz w miesiącu. Dywany trzepane są co tydzień.  A kurz zazwyczaj jest usuwany, jeszcze zanim zdąży opaść. Pojęcie „przedświąteczne” czy też  „wiosenne” porządki – w Grecji  nie istnieje. Jeśli byłoby inaczej, znaczyłoby to że ściany trzeba   wymyć chlorem, a kafelki umyć od spodu. Nawet dla Greczynek byłaby to delikatna  przesada…  ;)))
 
    Wraz ze zmianą pogody, pojawieniem się pierwszych wiosennych kwiatków i zaczątków zielonych pączków na drzewach, zmieniło się coś jeszcze…
 
 
    W ciągu ostatniego tygodnia większość osób, niemalże jak w zegarku przestawiła się z picia kawy po grecku, na kawy typowo zimne. Króluje  FREDDO CAPPUCCINO! Czyli przepyszne, chłodzące cappuccino z kostkami lodu.
 
 
    Wczoraj wybrałam się do mojej ulubionej kawiarenki. Było tak ciepło, że  usiadłam na zewnątrz. Wygrzewając twarz na słońcu i popijając zimną kawę, dla której smaku dałabym się pociąć, z ulubioną książką w ręku i ze zsuniętym z nadgarstka zegarkiem –  przywitałam wiosnę.
 
    Wiem… Wiem… Wiem… Dokładnie w tym momencie, gdyby tylko była taka możliwość najpewniej od każdego czytelnika, który teraz czyta Sałatkę w Polsce,  dostałabym kulką ze śniegu  w głowę! I to zapewne nie jedną, żeby trafić również i w tę kawę! Śnieżna lawina z Kasprowego –  to też byłoby niezłe rozwiązanie!
 
    Wyprzedzając trochę sałatkową narrację, powiem że Satelitarna jest już zamontowana i za każdym razem, kiedy oglądam  w polskiej telewizji prognozę pogody z Warszawy, mam nieodparte wrażenie, że to nie dzieje się naprawdę…
 
    Pocieszające jest jedno. To na co trzeba  dłużej poczekać – później znacznie bardziej się docenia… Mam nadzieje, że ten poniedziałek w Polsce jest ostatnim z tych zimowych!

Przeczytaj więcej…
Początek dnia wg greckiej pani domu
Mietka – nowa lokatorka