Ikaria. Co warto zobaczyć na tej wyspie?… poniedziałek, 27 marca 2023

Ikaria

O podróży na Ikarię marzyłam już wiele lat. Za każdym razem coś stawało na przeszkodzie. Dostanie się na tę wyspę nie jest proste, zwłaszcza w sezonie zimowym, kiedy razem z Janim mamy czas na podróże. Tej zimy zwyczajnie się uparłam. Postanowiliśmy, że jedziemy i koniec.

Ikaria słynie z tego, że wielu jej mieszkańców w fantastycznej kondycji dożywa długowieczności. Żyje się tam długo, szczęśliwie i zdrowo. Chciałam to zobaczyć na własne oczy i o zdrowym życiu Ikaryjczyków dowiedzieć się jeszcze więcej.

Niestety, nasze podróżnicze plany zostały mocno poturbowane przez okoliczności zewnętrzne. Podróż na Ikarię była bardzo ciężka. Na początek czekała nas całonocna przeprawa z Korfu do Salonik. Lot na Ikarię z międzylądowaniem na Limnos. I w końcu lądowanie na Ikarii. Na Limnos okazało się jednak, że musimy przeczekać dwa dni, ponieważ wiatr na Ikarii jest tak silny, że samolot nie może tam wylądować. Tak więc – powrót do Salonik, gdzie spędziliśmy dwie noce, ponowny lot Limnos – Ikaria i w końcu po prawie trzech dniach w podróży… Wylądowaliśmy na Ikarii!

To, że Ikaryjczycy nie liczą czasu wydawało się niezwykle urocze, kiedy czytałam o tym w przewodniku. Mniej uroczo czuliśmy się, kiedy okazało się że w wypożyczalni aut o nas zapomnieli i na jakieś dwie kolejne godziny utknęliśmy na lotnisku. Kiedy dotarliśmy w końcu do hotelu, padliśmy spać z planami w głowie, że rankiem wstaniemy, pójdziemy na przepyszne śniadanie, wybierzemy się na przejażdżkę, a w jakiejś tradycyjnej tawernie zjemy coś pysznego i zdrowego. Ach te plany… Plany… Plany… Kolejnego dnia po przebudzeniu okazało się, że na całej wyspie jest generalny strajk. Pozamykane między innymi piekarnie i tawerny. Na śniadanie więc suchy tost, na obiad odmrożona pizza, a na kolacje… ciastka.

Mimo wszystko, nawet nie wiem jak to racjonalnie wytłumaczyć, ta wyspa i cała ta podróż nawet w takiej formie, bardzo mi się podobała. Było to dla mnie doświadczenie, życiowa lekcja, żeby aż tak nie planować, przestać żyć oczekiwaniami, a po prostu być i doświadczać.

Jaka jest ta wyspa?

Ikaria to dla mnie taka dziwna wyspa. Jest w niej coś takiego dziwnego, takiego magicznego, jak nie z tego świata. Jeśli miałabym określić ją jednym wyrazem, od razu nasuwa mi się słowo „szorstka”. Wszędzie widać na niej skały, kawałki skał, szorstkie, twarde,  poobrywane. Co chwilę widać urwiska albo wysokie poszarpane klify. Na wyspie dominuje skalny krajobraz, gdzieniegdzie rosną drzewa oliwne, wszędzie pachnie dzikimi ziołami i co chwilę widać wspinające się lub biegnące kozy, które idealnie wpisują się w krajobraz.

Ludziom musiało żyć tu ciężko. Wyspa nie ma dobrych pod uprawę ziem. Jest dość górzysta, a do lądu jest daleko. Jeśli ktoś zdecydował się tu zostać musiał to miejsce kochać i jednocześnie dostosować swoje życie do ciężkich warunków, które tu są.  Być może to życie zgodnie z prawem dzikiej natury jest tym magicznym składnikiem długowieczności?

Co zobaczyć na Ikarii?

Ikaria nigdy nie była i raczej nigdy nie będzie wyspą, która tłumnie odwiedzana jest przez turystów. Dlaczego? Nie ma tu ani ważnych zabytków, ani pocztówkowych widoków. Nie ma tu również łatwo dostępnych plaż, które mogliby pokochać turyści. Wyspa spodoba się na pewno podróżnikom, którzy mają ochotę zobaczyć prawdziwą Grecję, z daleka od komercyjnych szlaków.

Główna stolica Ikarii, czyli Agios Kirikos to jedynie nieco większa wioska z niewielkim portem, kilkoma sklepami, tawernami oraz kawiarenkami. Warto odwiedzić stolicę, żeby zobaczyć typowe, nieśpieszne wyspiarskie życie i ten wszechobecny, naturalny luz.

Agios Kirikos

Udając się ze stolicy drogą na zachód, po około godzinnej jeździe można dojechać do wioseczki Kambos, przy której znajduje się średniowieczny klasztor Theoktisti. Jest to jeden z najbardziej uroczych klasztorów jakie w Grecji widziałam. Główny budynek  został zbudowany pomiędzy dwoma wysokimi skałami. Sam budynek, położony w malowniczej wiosce, bardzo przypomina kształtem grzyb. Wnętrze było zamknięte, ale w środku znajduje się wiekowy ikonostas.

Klasztor Theoktisti

Rahes to jedna z najbardziej znanych wiosek Ikarii. Jest tam bardzo urokliwie. Niewielkie, barwne domy i budynki znajdują się przy głównym rynku, gdzie koncentruje się życie. Opowieści o mieszkańcach tej wioski są znane w całej Grecji. Mówi się o nich, że nie znają pojęcia czasu. Wstają po 11 rano i chodzą spać w samym środku nocy. Właściciele piekarni potrafią nie przychodzić rano do pracy. Swój chleb zostawiają na zewnątrz. Ten kto przyjdzie kupić chleb, pieniądze wrzuca do koszyka. Rzeczywiście, przyznać trzeba że w wiosce Rahes atmosferę luzu można było dosłownie kroić w powietrzu.

Aby dostać się do najbardziej malowniczej plaży Ikarii, trzeba nastawić się na wyprawę. Konieczne są porządne, sportowe buty. Idzie się kamienistym zboczem, które nie ma wyznaczonej żadnej ścieżki. Po około dwudziestu minutach przeprawy schodzi się do niewielkiej plaży Seychelles. Plaża jest mała, położona pomiędzy wysokimi skałami. Cała plaża wyścielona jest niewielkimi otoczakami. To właśnie tam można wykąpać się w turkusowej wodzie, która wygląda jak ze snu.

Plaża Seychelles

Ikaryjskie pojęcie czasu

Myślałam, że magnesu na lodówkę z Ikarii nie przywiozę, bo nie spotkaliśmy żadnego sklepu z souvenirami. Dopiero na lotnisku udało mi się zauważyć niewielkie stoisko z magnesami na lodówkę przy lotniskowej kawiarence. Czym reklamuje się Ikaria? Ten magnes bardzo mnie rozbawił! Pierwsze miejsce, które nie reklamuje się zabytkami, czy też widokami, ale lekkim podejściem do czasu. Na Ikarii, czas nie obowiązuje! I to jest największą atrakcją tej wyspy. Jak dla mnie – genialne!

Nikt się nie śpieszy. Każdy ma czas. Samolot albo przyleci, albo nie, ale przecież zwykły człowiek wcale nie ma na to wpływu, więc po co szarpać sobie nerwy martwieniem się?

Jeden wielki spokój. Natura, która mądrze rządzi i wyznacza czasem szorstkie prawa życia. I ten ikaryjski luz, w którym jest przekonanie, że jest dobrze tak jak jest, nie ma potrzeby gonić, ani ciągle wszystko zmieniać.

Czułam, że potrzebna była mi ta podróż. W takiej właśnie formie. Kiedy wróciłam, poczułam się wewnętrznie oczyszczona. Trochę to trudne do ubrania w konkretne słowa.

TU! przeczytasz o wyspie Amorgos

TUTAJ! przeczytasz o Santorini

TU! jest oferta mojego przewodnika po Korfu

Służba wojskowa w Grecji jest obowiązkowa!… poniedziałek, 6 marca 2023

Jani w czasie służby wojskowej w jednostce specjalnej spadochroniarzy

Tak właśnie jest! Służba wojskowa w Grecji jest obowiązkowa. Trwa ona dokładnie rok. Nie chodzi wcale o służbę społeczną, ale najprawdziwsze wojsko. Każdy Grek, najczęściej po ukończeniu edukacji przed wejściem w dorosłe życie, przez rok ubrany chodzi w strój moro, ma ścięte na krótko włosy i biega z prawdziwym karabinem.

Co prawda w praktyce część mężczyzn się od takiej służby wykręca. Można załatwić zaświadczenie od lekarza o chorobie lub problemach psychicznych, ale mimo wszystko przeważająca większość młodych Greków w pewnym okresie swojego życia odrywa się od rąbka spódnicy mamy i na rok idzie do wojska.

Obecnie obowiązkowa służba wojskowa trwa rok. Ale za czasów mojego teścia trwała ona dwa lata.

Dlaczego tak jest?

Grecja jest bardzo małym krajem. Ma jedynie 10 milionów mieszkańców, więc jest aż cztery razy mniejsza niż Polska. Przeszłość Grecji nieco przypomina przeszłość naszego kraju, ponieważ przez całe wieki Grecy musieli albo bronić swojej wolności, albo krwawo o nią walczyć. Dla Greków wrogiem numer jeden była i jest Turcja. Będąc tak małym krajem i mając tak dużego wroga, trzeba być w ciągłej gotowości na to aby móc się bronić. Stąd w Grecji wojsko jest dla mężczyzn obowiązkowe.

*

Dla mojej teściowej Fety, myśl że jej ukochany syn Jani mógłby iść na wojnę, jest największym życiowym koszmarem. Każdy z nas ma taki koszmar, który co chwilę do nas powraca i zawsze nas męczy. Stosunki grecko – tureckie są co chwilę bardziej / mniej napięte o czym rzecz jasna uwielbiają trąbić media. Na dodatek, co jakiś czas… Tak mniej więcej raz na dwa lata, ktoś z wojska dzwoni do Fety, aby zaktualizować dane Janiego, który wciąż jest na liście mężczyzn, którzy potencjalnie w przypadku zagrożenia, mogą iść walczyć na wojnę.

-Dzień dobry! Dzwonię do pani w sprawie pani syna…- tak zazwyczaj zaczyna się taka rozmowa.

-Tak, słucham… Co się stało?!

-Kłania się XYZ z Wojska Greckiego. Chciałem…

I wtedy Feta zazwyczaj wykrzykuje „O Jezus Maria!”. Najwidoczniej przyzwyczajony do takich reakcji matek głos, skutecznie uspakaja, że to nic takiego, tylko muszą sprawdzić dane. Ukochanego syna nie wysyłają na żadną wojnę.

Z jednej strony wielkim powodem do dumy dla Fety jest fakt, że Jani był w jednostce specjalnej spadochroniarzy. Z drugiej jednak strony, to wzmaga jej obawy…

Spokojny wieczór. Powoli zapada noc. Feta paląc papierosa ogląda wieczorne wydanie wiadomości. A tam standard. Sytuacja między Grecją, a Turcją znów napięta, więc następuje dokładna analiza tego co się dzieje i tego co może się stać. Feta nerwowo gasi papierosa i spogląda na syna:

-Jani… Ale wiesz… Jak wybuchnie ta wojna… Jak nas Turcja zaatakuje, to będziesz musiał iść na tę wojnę. Do tego dzwonili ostatnio do mnie w twojej sprawie z wojska. Więc wiesz…

Jani skroluje telefon i zawsze spokojnie odpowiada:

-Tak wiem – i wraca do telefonu. Najwidoczniej taka odpowiedź nie koresponduje z emocjami Fety.

-No i co wtedy będzie…? He? – Feta dopytuje.

Jani już czuje o co chodzi. Ma więc idealny temat do żartów. Odkłada telefon i patrząc na matkę oznajmia:

-Oczywiste jest, że jak będzie już ta wojna to chwycę za broń i będę bronić do ostatniej kropli krwi swej ojczyzny i wszystkich niewinnych kobiet! W tym i ciebie. No przecież ktoś musi bronić i kraju i ciebie, więc nie rozumiem dlaczego ja miałbym tego nie robić.

-No ale… Wiesz… – Feta nie wie co ma odpowiedzieć, więc pytająco zerka na męża szukając w nim pocieszenia. Reakcja ze strony Pomidora jest natychmiastowa:

-Ja też! I ja też! Jak już wybuchnie ta wojna to ja też pójdę! – oznajmia Pomidor.

-Ty?! Przecież jesteś już grubo po siedemdziesiątce. Co ty będziesz robić na tej wojnie? Ciebie nie wezmą! – odgraża się Feta.

-Wezmą! Sam się zgłoszę na ochotnika!

-I co ty tam będziesz robić na tej twojej wojnie? Dziadków nie chcą!

-Stary, ale jary! – mówi Pomidor – Na tak wiele rzeczy mogę się im jeszcze przydać! Zobacz, mogę pomagać w biurze, mogę opracowywać różne strategie. A ponadto jestem bardzo dobrym kierowcą! Tak! Widzę się na tej wojnie jako kierowca ochotnik! Możne nawet dadzą mi poprowadzić jakiś czołg… Kto wie?! Ale na pewno bardzo im się przydam! Tak więc jak tylko będzie ta wojna, to obaj z Janim idziemy! Brawo synu! Moja krew!

-A może… – kończy Feta, która najwidoczniej czuje się znokautowana – Chyba jednak nie będzie tej wojny… Odkąd pamiętam o tym mówią… Jak myślicie? Ja uważam, że jednak do niej nie dojdzie. Jak zwykle rozejdzie się po kościach. A tak poza tym… Co jutro chcecie na obiad? Mogę zrobić pyszną mussakę!

TU! przeczytasz więcej o sałatkowej rodzinie.

TUTAJ! jest przepis na grecką mussakę.

TU! przeczytasz o schronisku dla osłów na Korfu.