Bez względu na to czy pada, czy świeci słońce, czy jest trzęsienie ziemi, czy też pełnia harmonii, czy komuś się to podoba, czy też nie, w każdy wtorek punktualnie o godzinie 9.00 słychać energiczne pukanie do drzwi. Ubrana w różowe dresy Feta, zbiega po schodach, by otworzyć drzwi Irii – pomocy domowej.
Iria jest niezawodna. Nigdy się nie spóźnia. Przychodzi zawsze uśmiechnięta, skromna i gotowa do naprawdę ciężkiej pracy – zawsze pod bacznym okiem Fety, która o domowych porządkach wie naprawdę wszystko. Feta o Irii dowiedziała się od koleżanki. A kiedy młoda Albanka pierwszy raz posprzątała dom, Feta wiedziała, że jest osobą której szukała – przez kilka dobrych lat, testując różne pomoce domowe.
No cóż kryzys kryzysem, ale również mimo faktu, że nawet w domu Sałatki, ostatnio się nie przelewa, Feta powiedziała, że nigdy się nie zgodzi, żeby z Irii zrezygnować. Widząc ostanie rachunki za prąd, próbowaliśmy przekonać ją, że dom posprzątać możemy wspólnie. Bo co tygodniowy wydatek na pomoc domową jest co najmniej nonsensowny, kiedy podatki cisną pasa tak mocno, a w domu gdzie obecnie mieszka 5 osób, tak naprawdę pracuje tylko Olivka. Każdy widzi – to czyste szaleństwo! Feta się jednak uparła i za nic nie zmieni zdania. Wiadomo już doskonale, że nawet jeśli odetną prąd, we wtorek o godzinie 9, punktualnie zero zero w domu zjawi się Iria i zacznie mozolny, sześciogodzinny proces sprzątania. Niech się dzieje co chce… Ona i tak przyjdzie i posprząta – idealnie.
Nie byłoby w tym nic aż nazbyt nadzwyczajnego, aż do pewnego incydentu z poprzedniego wtorku… W między czasie, w przeciągu około 2 miesięcy, po zaciskaniu pasa do granic możliwości, Olivka zgromadziła sumę 1000 euro na chrzest synka swojej przyjaciółki i kupiła już wszystkie potrzebne rzeczy, łącznie z pudełkiem na całość za jedyne 300 euro (patrz:
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/09/kryzys-dosiega-olivki-perypetii-ciag.html ). Pewnie każdy zastanawia się teraz, co to za magiczne pudełko? Z czego jest zrobione? Co w nim jest? Wyobraźcie sobie zwykłą skrzynkę z drewna, pomalowaną na niebiesko, z dwoma rysunkami małego księcia oraz nonsensowną ceną… 300 euro. Zrozumieć to mogą chyba tylko Grecy…
W każdym razie dyskusje co do cen, kolorów, materiałów i firm produkujących ubranka na chrzty oraz, co do owej cennej, drewnianej skrzynki i mnóstwa innych niezbędnych gadżetów, trwały nocami i dniami, przez całe dwa miesiące. A kiedy proces przygotowań do styczniowej uroczystości, ku nieukrywanej radości wszystkich się zakończył, odetchnęli wszyscy, nie wyłączając samej Olivki, która w końcu może pomyśleć, z czystym sumieniem o jesiennych butach dla siebie.
I właśnie w tym momencie, po zakończeniu misternego jak zawsze sprzątania, Iria dokończyła kawę, którą obowiązkowo wypija z Fetą po pracy. Po czym trochę cichutko i jak zawsze skromnie zadała pytanie:
-Ja i mój mąż chcemy ochrzcić naszego syna. Czy byliby państwo tak mili…
***
-Co ??!! Chyba na głowę upadłeś! Masz być ojcem chrzestnym syna Irii?!
Nie wiedziałam, czym pierwszym mam rzucić w Janiego, kiedy oświadczył mi tą „cudowną” wiadomość. Przez głowę przeszedł mi krótki filmik, z wszystkimi zakupami Olivki, w których uczestniczyłam i świadomość ile to wszystko w Grecji kosztuje.
-Czy ty wiesz ile mamy na koncie: zero, zero przecinek ZERO! A ty jeszcze dobrze nie wiesz, czy na pewno dostaniesz tą pracę.
-Zgodziłem, się jeśli mnie przyjmą. – odpowiedział starając się być spokojnym, przełykając jednocześnie ślinę.
-Jeśli cię przyjmą, to jeden: pralka, dwa: lodówka, trzy: zmywarka! Poza tym, pamiętaj że obiecałeś – f o t o t a p e t a do sypialni.
Rozmowa, a raczej nie ukrywając – kłótnia, trwała do wieczora. Jak to możliwe? To nie może być prawda? Przecież dorośli ludzie nie mogą zgodzić się na coś tak nonsensownego! Powszechnie wiadomo, że mieszkający w Grecji Albańczycy, bardzo często znajdują sobie znajomych Greków, którzy fundują cały chrzest. Chrzczą dziecko jeden raz, drugi, a jak się uda to nawet trzeci, sprzedając za każdym razem wszystko to co na chrzest dostali.
Wiedziałam dobrze o tej praktyce. Wiedział również i Jani. Wiedziała cała Sałatka.
Nie mogłam tego znieść, nie mogłam tego słuchać. Kiedy wieczorem, siedząc przy stole słyszałam rozmowy kiedy i gdzie ma odbyć się owy chrzest, ledwo co powstrzymałam się, żeby nie wejść na stół i nie zacząć krzyczeć: „Ludzie, ocknijcie się! Co wy wyprawiacie!? Weźcie dwa głębokie wdechy – jeszcze wszystko da się odkręcić!”.
Tego samego wieczora w domu znalazła się Oliwa z oliwek. Byłam przekonana, że babcia ma głowę na karku i zaraz zacznie krzyczeć i swoją starą, pokrzywioną laską wybije wszystkim ten pomysł z głowy. Ale Oliwa, wysłuchała wszystkiego spokojnie. Po czym w milczeniu wyjęła portfelik, który na pewno pamięta czasy Hitlera, a z niego licząc uważnie wyjęła na stół 200 euro. Pierwsza rata… Babcia usiadła na miejsce jak zawsze uśmiechnięta.
Naprawdę nie mogłam tego znieść. Nie byłam w stanie powiedzieć niczego sensownego, a żeby nie zacząć klnąc jak szewc, purpurowa ze złości siedziałam cicho, patrząc w sufit.
***
Następny wtorek rozpoczął się od standardowego scenariusza. Nic co mogłoby go zaburzyć się nie wydarzyło. Kiedy Iria sprzątała mieszkanie, ja właśnie szykowałam się na moje wtorkowe wyście do siłowni. Wyjęłam torbę i zaczęłam wkładać dres, wodę, telefon komórkowy, szczotkę do włosów. W tym samym czasie słyszałam, jak Iria uzgadnia z Fetą, że musi wyjść godzinę wcześniej, bo jej młodsze dziecko jest chore. Nie wiedziałam, że ma dwójkę.
Nie miałam też pojęcia, że ona jest młodsza ode mnie, bo nie widać tego po jej twarzy. Iria ma już na koncie dwoje małych dzieci, a ja mimo zerowego konta bankowego, możliwość rozpoczęcia życia na nowo. Jej po niedawnej ostatniej ciąży, jeszcze dobrze nie wchłonął się brzuch, a ja właśnie idę porozciągać się na siłowni. Ja dzięki drastycznej obniżce cen usług, mogę chodzić na tą siłownię, Irię z tego samego powodu zwolnili ze sprzątania każdego poprzedniego domu. Został ostatni dom – Sałatki.
Kiedy już prawie wychodząc zastanawiałam się, które buty wybrać, Iria właśnie kończyła czyścić łazienkę. Jak zawsze wyczyściła, tak że w kafelkach można się było przejrzeć. Wychodząc już ostatecznie z pokoju, głośno powiedziałam jej „cześć”.
–Cześć Dorota! – odpowiedziała szeroko się uśmiechając, po czym spuściła głowę, kończąc myć kran.
Wychodząc z domu poczułam dziwny kwasek w ustach, który pojawia się czasami kiedy bardzo się zdenerwuje. Ona ma takie wielkie, granatowe oczy. Nie mówi nigdy niczego, poza dziękuję, proszę, do widzenia.
Następnym razem, kiedy ponownie rozmawialiśmy o chrzcie, ja również udałam że nie mam pojęcia, co z prezentami na chrzest zazwyczaj robią Albańczycy. Uzgodniliśmy, że uroczystość odbędzie się latem, w okolicach wakacji, a prezenty będą w wersji ekonomicznej. Nie sądziłam, że to głośno powiem, ale również zgodziłam się dorzucić swoje trzy grosze.
Tymczasem nadal mocno trzymamy kciuki za pracę od stycznia. A jeśli wszystko będzie po naszej myśli, będzie również i fototapeta. Prawda, że robi wrażenieJ :