Nasz program na żywo w „Pytanie na Śniadanie”… czwartek, 16 marca 2017

-Trzy! Dwa! Jeeeden! I leeecimy! Kuchnia!!!

I nagle z jednego gigantycznego harmideru, rodzi się jeden wielki porządek. Wszystkie trzy wielkie kamery kierują się na nas! Nie wiem jak to się dzieje. Puszcza mi stres. W głowie czuje 100% koncentracji i to, że jestem w swoim świecie. Śmiejemy się, rozmawiamy o różnych rzeczach i gotujemy. A ja  mimo wszystko nadal nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Moment, w którym spełnia się jedno z moich marzeń. Sytuacja, która działa się w mojej głowie setki razy, właśnie przemienia się w rzeczywistość.

Kiedy  przez chwilę leci przerwa na reklamy, w studio jest jeden wielki chaos. Dopijam kawę. Makijażystka przypudrowuje mój nos i czoło, by na pewno wszystko było idealnie. Ktoś co chwilę robi nam zdjęcie. Śpieszymy się, bo za pięć minut  gotowe musi być następne danie, a my naprawdę robimy wszystko od A do Z w kuchni w studio. W międzyczasie Marzena Rogalska śmieje się tak, że chyba słychać ją na zewnątrz i już zapowiada się u nas na Korfu;D Tomek Kamel droczy się, że strzelił focha, bo nie mamy dla niego tzipouro [co to jest TZIPOURO]. Ci ludzie są przesympatyczni, również kiedy wychodzą poza kadr kamery. Mówią co poprawiać, pytają się czy na pewno wszystko jest ok. Marzena ciągle się śmieje i kogoś przytula.

Atmosfera w studio jest fantastyczna. Nie mam pojęcia jak to się dzieje. Że za każdym razem, kiedy na chwilę jest przerwa na reklamy, panuje taki rozgardiasz, że głowa mała. A kiedy wszystko leci już na żywo, jest taki porządek że mucha nie siada.

 

W ubiegłą sobotę spełniliśmy z Janim jedno z naszych marzeń. Do Grecji wróciliśmy padnięci, ale jednocześnie już nie możemy się doczekać się kolejnej takiej przygody.

Dlaczego udział w tym programie był dla nas aż tak ważny??? Trzy lata temu nagraliśmy nasz pierwszy filmik na YouTube, o tym jak zrobić sałatkę po grecku. Racjonalnie rzecz ujmując ten filmik powinnam już dawno z YouTuba usunąć. Jest obiektywnie bardzo  słaby. Jednak jedna z zasad blogerów i YouTuberów mówi o tym, że nie wolno kasować swoich początkowych wpisów i filmików. Dlaczego? Bo to właśnie one pokazują najlepiej drogę jaką przechodzimy podczas rozwoju w dziedzinie, w której pracujemy. Dlaczego więc jestem tak dumna z naszego udziału w PnŚ? Zobaczcie  ten właśnie filmik, który jest niżej.

I porównajcie do tego, co stało się jedynie trzy lata później…

(nasze wejścia na żywo w “Pytanie na Śniadanie”)

http://pytanienasniadanie.tvp.pl/29451449/kuchnia-grecka-w-polskim-stylu-moussaka

Kto by pomyślał? Ale tak właśnie jest… Kiedy się wierzy i pracuje dając 100% siebie… Wtedy naprawdę marzenia się spełniają…

Rodzice Pieprza poznają Sałatkę. Czy Olivka jeszcze w tym roku wyjdzie za mąż?… piątek, 24 lipca 2015

 

     Do napisania tego postu zabierałam się już od dwóch miesięcy. Przez cały ten czas na drodze nieustannie stało „coś”. Co się jednak nie odwlecze, to nie uciecze. Mimo, że jest środek gorącego, greckiego lipca, a ja nieustannie  krążę między naszymi wycieczkowymi busami, odpisywaniem na maile i organizowaniem kolejnych tras… Mimo całego letniego zamieszania, cofnijmy się o jakieś trzy miesiące… Pamiętam, że tego dnia miałam na sobie jeszcze rękawiczki i wiosenny płaszcz.

***

     Ja i Jani wychodziliśmy właśnie ze szpitala, gdzie swój zabieg miał Pomidor. Pomidor zdołał wybudzić się już z narkozy, unieść chwilę wcześniej zupełnie bezwładną powiekę, kiedy prawie że mijając nas na szpitalnych schodach, do sali operacyjnej weszli rodzice Pieprza – chłopaka Olivki.

    Pieprz i cała jego rodzina mieszkają w Atenach, całkiem blisko szpitala. Związek Pieprza z Olivką trwa już  osiem lat, a rodzice Olivki razem z rodzicami Pieprza jeszcze nigdy się nie widzieli. Co prawda okazji musiało być sporo, bo Feta z Pomidorem do Aten wpadają całkiem często. Dlaczego więc pierwsza zapoznawcza wizyta musiała odbyć się w szpitalu i to chwilę po zabiegu Pomidora i jego wybudzeniu z narkozy? Na to pytanie nikt nie był w stanie mi odpowiedzieć. A reakcją na moje zdziwienie, było jeszcze większe zdziwienie rozmówcy, na którego twarzy malowało się pytanie: „no a cóż w tym takiego dziwnego?”.

    Jeszcze przed wyjściem ze szpitala Jani pozwolił sobie na  jeden mały żart. Przypomniał  Fecie, że  ona  przecież całkiem dobrze mówi po francusku, a nadarzający się moment jest doskonały, by pokazać że Sałatkowa rodzina, trzyma światowy poziom. Fety nie trzeba było długo namawiać…

    W tym miejscu konieczna jest mała dygresja. Skąd bowiem Feta zna język francuski? Kiedy Jani miał siedem lat, Pomidor przez całe dwa lata pracował we Francji, gdzie na dwa lata sprowadził całą Sałatkową rodzinę. Co chwilę francuski wpływ przypomina o sobie w najróżniejszych okolicznościach. Feta co jakiś czas gotuje coś francuskiego. Dzwoni od czasu do czasu, do którejś ze swoich francuskich przyjaciółek. I kiedy tylko może – ćwiczy swoją francuszczyznę, którą przyznając szczerze – rozumie tylko ona.

    -OOO! Łiii!!! – zareagowała na ten pomysł Feta, a w jej oczach rozbłysły dwie iskierki. –Tre bian! Jani, masz racje! Trzeba się zaprezentować z jak najlepszej strony!

    Na dźwięk języka francuskiego wydobywającego się z ust swojej mamy, Olivka pobladła i wiedząc co się święci, natychmiast podbiegła do Janiego.

   -Coś ty zrobił? Mama znów będzie udawać, że zapomniała greckiego?!?!

   -Haha!

   W tym momencie, Jani powiedział, że natychmiast musimy się ewakuować, bo robi się trochę niebezpiecznie.

   Pokrzątaliśmy się trochę po Atenach, odwiedziliśmy kilku przyjaciół i wróciliśmy pociągiem do domu. Kiedy siedzieliśmy w pędzącym wagonie, zadzwonił telefon. Dzwoniła Olivka, ale rozmową zaczął Jani:

   -I jak wizyta? Czy zrobiliśmy dobre wrażenie?

   -Znajdę cię… Najpierw pogryzę… A jak już będziesz konać, to cię podpalę!

   -Nie martw się siostro. Pierwsze spotkania nigdy nie są łatwe.

   -Tak… Było cudownie. Tata leżał pod kroplówką, ale dał radę się przedstawić, a przez pierwszy kwadrans nawet ja nie mogłam się dogadać z własną matką, bo znów udawała, że zapomniała greckiego. Dopiero, kiedy tata powiedział, że przestanie jeść jeśli natychmiast się nie uspokoi, przypomniała sobie grecki. Ale później było już tylko gorzej…

   -Co się stało…?

   -Uzgodnili mi datę ślubu! Rodzice Pieprza powiedzieli, że skoro Pieprz już się ustatkował, to nie będzie hańbił rodziny i mamy wziąć ślub.

    W tym miejscu potrzebna jest kolejna dygresja. Kryzys nie kryzys, ale kto naprawdę szuka, ten jednak znajdzie. I mimo, tego że wszystkie media trąbią o kryzysie, Pieprzowi udało się znaleźć bardzo dobrą pracę. Fajnie  płatną. W swoim zawodzie. Z możliwością awansu.

   O planach zamążpójścia Olivki wiedzieliśmy już wcześniej. Bo chwilę po wizycie w szpitalu dzwoniła  do nas Feta, z informacją że jeszcze w listopadzie Olivka bierze ślub. W tym momencie nawet Olivka jeszcze o tym nie wiedziała.

    -My to wszystko zorganizujemy! Wy o nic się nie martwcie! – wykrzyknęła mama Pieprza wychodząc ze szpitala.

   -Tre bien – odpowiedziała Feta nie mogąc sobie darować francuskiego akcentu jeszcze na sam koniec.

   I tak spotkały się dwie Grecje, doprawione wątkiem francuskim. Nasza Sałatkowa rodzina, która jak na warunki greckie jest super nowoczesna, gdzie  dla nikogo nie było to problemem, że ja i Jani przez długi czas mieszkaliśmy razem bez ślubu. Ślub braliśmy cywilny, a ten kościelny mamy gdzieś tam w planach. I przywiązana do tradycji rodzina  Pieprza, która napiera by przed wspólnym zamieszkaniem, najpierw oficjalnie się zaręczyć, a chwilę po tym mieć huczny ślub kościelny. Później, rzecz jasna dzieci. Tradycyjne obiady punkt 14.00 i tak dalej  i tak dalej.

    Olivka jest lekko przerażona, bo nie przywykła do tego, by  wykonywać czyjeś polecenia i żyć według scenariusza napisanego przez kogoś innego. Mimo całego tego zamieszania, w życiu Olivki zaczyna się układać. Zła passa została zażegnana. I to co dzieje się teraz u mojej greckiej szwagierki to niezbity dowód, że przyciągamy myślami, wszystko to co mamy. Ale o tym – już w następnym poście z sałatkowej serii…

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl

Historia mojego zaręczynowego pierścionka… czwartek, 27 marca 2014

         

    Przemyśleliśmy sprawę! I tym samym po ponad siedmiu  latach związku,  postanowiliśmy z Janim wziąć ślub;))) Na razie jest to ślub cywilny, ale i tak jest w związku z nim naprawdę wiele szumu. Wszystko zaczęło się od mojego pierścionka… zaręczynowego!

      Nie ma co owijać w bawełnę. Jeśli  jest się parą ze stażem ponad 7 lat, moment kiedy podejmuje się decyzje o ślubie, jest oczywiście bardzo radosny, jednak trudno w takim przypadku o zaskoczenie. Mimo tego, jako bardzo typowa kobieta, nie mogłam doczekać się mojego pierścionka zaręczynowego. Jestem jednak przekonana, że żeńska część sałatkowej rodziny, sprawą owego pierścionka przejęta była o wiele, wiele bardziej.

      Jani znał  dokładnie opis jak mój wymarzony pierścionek wygląda. Prosty. Wręcz  minimalistyczny. I bardzo nowoczesny.

      Tak się złożyło, że jego kupno przypadło na naszą wizytę w sałatkowym domu. To jak ma wyglądać owe świecidełko, gdzie najlepiej je kupić i z czego dokładnie ma być zrobione, zdominowało tematy wszystkich rozmów. Misja, jakby miały od niej zależeć dzieje całego świata. Co najciekawsze, każda „pierścionkowa”  rozmowa dość nieudolnie była przede mną ukrywana, tak żebym się przypadkiem nie zorientowała. Udawanie, że się nie słyszy i nie rozumie, w tym wypadku było szczególnie  trudne…

SCENA 1

Sałatka w pełnym składzie siedzi przy obiedzie. Ja schodzę po schodach nieco spóźniona. Już ze schodów słyszę rozmowę, u którego jubilera jest najpiękniejsza biżuteria.

 

FETA

(rozemocjonowana)

Jani! Pójdziemy tam jutro i sam zobaczysz! Do tego jubilera co ma sklep przy centrum. I tylko tego! On to dopiero ma piękne… piękne…

 

W tym momencie jestem już w kuchni i siadam do stołu.

 

FETA

…piękne… piękne… POMIDORY!!! Tak pomidory… Ostatnio o nie bardzo ciężko! Pójdziemy tam razem i kupimy całe pięć kilo, tak żeby było na zapas.

(Feta kończy, ze swojego konszachtu wyraźnie zadowolona)

 

 

SCENA 2

W kuchni. Feta, Olivka oraz Jani. Ja jestem w pokoju obok i oczywiście wszystko dokładnie słyszę.

 

OLIVKA

Teraz modne jest białe złoto. I koniecznie musi mieć taki wielki, wystający diament. Wiadomo, im większy tym lepiej. I im bardziej wystaje!

 

FETA

Tak Jani! Koniecznie wieeelki diament. Twoja siostra ma racje… No i u tego jubilera, co ci wcześniej mówiłam, mają właśnie takie wielkie, wystające, piękne…

 

Mniej więcej w tym momencie, zabrzęczała moja komórka, która o zgrozo była w kuchni. Niestety, ale musiałam po nią zejść.

 

FETA

…piękne… piękne… Suzi z kanału Sky dziś mówiła, że jutro ma być przepiękne słońce! Na niebie ma nie być ani jednej chmurki. Jani, pamiętaj żeby… O! Nasmarować się kremem z filtrem…

(tym razem nawet po minie Fety, widać było ewidentnie, że tym razem konszacht się nie udał)

 

         Podczas większości tego typu zakonspirowanych dyskusji, emocje potrafiły sięgać zenitu. Najciekawsze było jednak to, że Jani nie odzywał się ani słowem, zachowując jednocześnie twarz pokerzysty.

      W końcu jednak wybiła godzina „W”  i Jani miał udać się do jubilera. Gotowi do wyjścia byli jednak wszyscy! Cały skład! Mimo wyraźnych oporów, Feta do wyjścia zmusiła nawet i Pomidora, który na zakupy i wszystko co z nimi jest związane,  jest wyraźnie uczulony. Do domu przyszła nawet i Cytryna, bo bez niej z kolei, żadne zakupy nie mogą się obejść. Co chwilę krzyki, wrzaski na przemian z wybuchem śmiechu.  Biedny Jani… Chyba brał coś na uspokojenie.  Pomysły na projekty najróżniejszych pierścionków, przekraczały możliwości wyobraźni chyba najbardziej ekscentrycznego jubilera. Propozycja  a la Kate Middleton, również padła. Na Boga… Zaczynałam się już lekko denerwować…  A miał być przecież:  „prosty. wręcz  minimalistyczny. i bardzo nowoczesny”. Jani tymczasem – ani słowa!

      Cała akcja odbyła się pod kamuflażem tego, że pewna znajoma  takiej jednej kuzynki… To znaczy… I ta właśnie kuzynka… Która ma tę znajomą… Którą zna jej  kuzynka… No więc, ta właśnie znajoma… Hmmm… Dalej niestety nie pamiętam, bo każdy gubił się w zeznaniach.

     Zamknęły się drzwi. I nastała błoga cisza. Na całe szczęście, bo jeszcze chwilę, a rozbolałaby mnie głowa… Typowe greckie rodziny są naprawdę kochane. Ale czasem… sami rozumiecie – nigdzie nie jest idealnie.

       Po trzech godzinach drzwi się otworzyły, a następnie huknęły. Olivka wbiegła po schodach po czym z trzaskiem zamknęła się w swoim pokoju. Feta wraz z Cytryną zapaliły w ciszy  po papierosie i zaczęły robić kawę. Tylko Pomidor wszedł rozbawiony i szczęśliwy, że to już koniec. Nietrudno było zauważyć, że cała akcja zakończyła się jedną wielką kłótnią. Czyli… Norma! Do wieczora wszyscy o wszystkim i tak zapomną.  Jani tymczasem wciąż nic nie mówił.  Skradł się tylko do szafy i zaczął grzebać coś w skarpetkach.

***

      I jest!  Wymarzony… Idealny!!!  Dokładnie taki, jaki chciałam. Prosty. Wręcz  minimalistyczny. I bardzo… bardzo!  nowoczesny. Tymczasem przygotowania do ślubu nabrały rozpędu… Sukienka na szczęście gotowa ;)))

 ZOBACZ ZE MNĄ WYSPĘ KORFU!