Listopad, który właśnie minął, był dla mnie miesiącem odrodzenia. I po bardzo intensywnym sezonie i po ciężkim, kilkuletnim okresie życia. Potrzebowałam dobrych kilku tygodni, żeby po letnim tajfunie pracy dojść do siebie. Tylko, że… No właśnie… Nie wiem czy wy też tak macie, ale ja nie potrafię w domu odpoczywać. W domu zawsze znajdzie się coś do roboty. A to coś sprzątnąć, a to ugotować, a to dokupić, albo nareperować. A szczególnie w domu, do którego właśnie się wprowadziliśmy…
TU! przeczytasz o moim kryzysie na mojej greckiej emigracji.
To już taki mój naturalny rytm, że chwila po skończeniu sezonu, dokończeniu również całego stosu spraw formalnych, pakuje walizę i wylatuje do miejsca, o którym marzyłam przez cały letni sezon.
Ponieważ jesteśmy na wyspie, rzut beretem od morza, kocham wypoczywać w dużych miastach, w których wiele się dzieje. Dowiadywać się i patrzeć na coś zupełnie nowego. Florencja marzyła mi się już od dłuższego czasu. Z trzech powodów… Przez renesans. Spaghetti i kawę!
Przez dłuższy czas bardzo tęskniło mi się do Sztuki przez wielkie „s”. Nie z przypadku, ale przemyślanego i konsekwentnego życiowego wyboru, z wykształcenia jestem historykiem sztuki. Chciałam znów patrzeć na piękne budowle, rzeźby i niesamowite obrazy. Co prawda oficjalnie jestem fanką kuchni greckiej, ale szeptem zdradzę wam, że wolę kuchnię włoską… Natomiast kawa… Ten powód chyba nie wymaga komentarza…
Ta tygodniowa podróż do Florencji i Mediolanu, była moim osobistym odrodzeniem. Ponownie zakochałam się w tym kraju i chcę do niego znów wrócić. Była to jedna z najpiękniejszych podróży jakie w życiu odbyłam. Największą dla mnie wartością Florencji jest rzecz jasna, niesamowita sztuka, ale również i to, że piękno kryje się tam w każdym, zwykłym zakamarku. W tym jak wyglądają najzwyklejsze ulice. W tym jak ubierają się i jak zachowują się ludzie. I w tym jak tam smakuje najbardziej nawet pospolite jedzenie. Sztuka, to nie tylko obrazy, które wiszą na ścianach muzeów. Sztuka to również codzienne, zwykłe życie.
Widzieliśmy dzieła Leonarda, Michała Anioła i Rafaela. Do teraz nurtuje mnie jak zbudowano kopułę florenckiej katedry. Kilka chwil spędziliśmy również w Mediolanie, który zachwycił mnie tak otwartym podejściem do odmienności i do mody.
Codziennie przy tym jedliśmy pizzę, na przemian ze spaghetti. I do teraz rozmyślam o tym, co do kawy dodają Włosi, że jest tak pyszna.
Tego mi było trzeba. Ta podróż była moim prawdziwym odrodzeniem.
TU! przeczytasz o 10 faktach o mnie.
Jeszcze tak niedawno, kilka miesięcy temu, marzyłam o takich zwykłych rzeczach, które będę robić tu na Korfu, kiedy uda nam się zamieszkać tu na stałe. Że owoce i warzywa zawsze będziemy kupować na miejskim targu, tuż przy Nowej Fortecy. Że każde sobotnie przed i popołudnie będę spędzać załatwiając najróżniejsze sprawy w mieście Korfu. Że co jakiś czas będę biegać w parku Mon Repos. I że będę mieszkać rzut beretem od miasta, w jakimś niezwykłym miejscu.
Wszystko to już stało się rzeczywistością. I każdego dnia, kiedy naprawdę dzieją się wszystkie te rzeczy, nadal nie mogę się nadziwić, że to już jest prawda. Odżywam. Całą sobą…
TU! zobaczysz filmik o mieście Korfu.
Jesień i zima to czas, w którym powracam do rzeczy, na które nie ma czasu latem. Do mojej codzienności wróciło zdrowe odżywianie. Soki i smoothie pojawiają się u nas każdego dnia, przez co kilogramami pochłaniamy warzywa i owoce w najróżniejszych postaciach. Wraz z zakończeniem sezonu zapisałam się na jogę i jazdę konno. Marzyłam żeby powrócić do jazy konno od dłuższego czasu. Czytam i z miską popcornu oglądam stare klasyki kina. Pierwszy raz też widzę Korfu w wersji jesiennej i pierwszy raz widzę moich znajomych i przyjaciół z Korfu, w kurtkach i szalikach. Może wydawać się to śmieszne, ale dla mnie to naprawdę niesamowite.
TU! przeczytasz o pietruszkowym smoothie.