Zadedykuj mi jedną kąpiel w morzu… O tym jak umierają Grecy… piątek, 3 listopada 2017

To Teleftaio Simeioma (Ostatnia Wiadomość), reż. Pantelis Voulgaris, 2017

To Teleftaio Simeioma (Ostatnia Wiadomość), reż. Pantelis Voulgaris, 2017

Nie miałam najmniejszej ochoty iść na ten film. Był pierwszy listopada. Nawet w Grecji zrobiło się nieco szarzej i znacznie zimniej. Na dodatek ta zmiana czasu… Tak nagle zaczęło się robić ciemno. Ostatnie na co miałam ochotę,  to patrzeć na to jak hitlerowcy  w szarym więzieniu znęcają się nad swoimi ofiarami. Ale tak jakoś się stało. Może tym razem to nie ja wybrałam film, a stało się odwrotnie?

W wielu greckich kinach jest tak, że po połowie filmu zapala się światło i jest kilkuminutowa przerwa. Daję słowo! Po godzinie patrzenia na wymyślne sposoby katowania przez nazistów swoich ofiar, miałam ochotę wyjść. I naprawdę mało brakowało, a tak bym zrobiła.

„Ostatnia wiadomość” (To Teleftaio Simeioma), film w reżyserii Pantelisa Voulgarisa, właśnie teraz jest grany w greckich kinach. Jest to prawdziwa opowieść o greckich więźniach trzymanych w obozie w Kiesariani, mieście w pobliżu Aten. Jest rok 1944. W obskurnym więzieniu hitlerowcy, jak maszyny do katowania, trzymają i znęcają się nad Grekami. Z całego tłumu postaci, wyłuskana jest historia Greka, który dobrze zna niemiecki, więc zostaje tłumaczem między Grekami, a Niemcami. I to właśnie postać Napoleona jest wątkiem przewodnim, który prowadzi całą tę opowieść.

Po pierwszej połowie filmu miałam wrażenie, że ta historia nie wiele mi mówi, niewiele wnosi. Jest nostalgicznym obrazem tego co działo się w Grecji podczas II wojny światowej. Tego, co działo się wtedy z ludźmi. Ale nic więcej.

Momentem kulminacyjnym filmu jest chwila, kiedy zostaje podana wiadomość, że 200 więźniów zostanie przetransportowana. Gdzie? Po co? Tego jeszcze nikt nie wie. Początkowa radość, chwilę później miesza się z niepewnością. A ta szybko zamienia się w tragedię, bo okazuje się, że 200 osób ma zginąć.

Jak reagują Grecy? W tym miejscu zaczyna się dla mnie ten film… Scena, która pokazuje noc przed rozstrzelaniem, dosłownie wcisnęła mnie w fotel i jeszcze na samą myśl, czuje ciarkę na ciele.

200 skazanych gromadzi się w wielkiej sali. Co robią? No właśnie… Co robią Grecy, wiedząc że następnego dnia będą martwi? Do sali wchodzi mężczyzna, który zaczyna grać na skrzypcach  i śpiewać radosne, tradycyjne greckie pieśni. Ktoś zaczyna stukać łyżką o metalową miskę, a ktoś inny wystukuje rytm. Śpiewają i tańczą wszyscy, tworząc wspólny krąg. Ani w tym tańcu, ani w śpiewie, nie ma nawet namiastki tragedii. Panuje atmosfera, jak przed czymś bardzo wzniosłym i ważnym. Ale wcale nie strasznym,  czy też bynajmniej tragicznym.

Jak wyjdziesz stąd… Zadedykuj mi jedną kąpiel w morzu…

Co dla Greków jest najważniejsze? O czym myślą przed śmiercią? O morzu. O czerwonym winie. O zachodzie słońca. O swoich przyjaciołach, miłościach i rodzinie… To za życia jest najważniejsze…

Śmierć nie jest przecież ani tragedią, bo wcale nie oznacza końca…

Christo… Musimy się jeszcze spotkać!!!

Tak krzyczy jedna z kobiet, do młodego mężczyzny, który razem z tłumem idzie na rozstrzelanie. Ona wcale się z nim nie żegna.

Śmierć, jest tu jak przejście do innego świata.  To nie tragedia, a coś niezwykle ważnego. Dlatego wszyscy, którzy za kilka chwil mają zginąć, do tego się przygotowują. Nigdy wcześniej w żadnym filmie nie widziałam takich scen. Mężczyźni dokładnie się golą. Zakładają białe koszule i swoje najlepsze ubrania. Kiedy idą razem zesłani na śmierć, idą pewnym krokiem, wyprostowani, z wysoko uniesioną głową. Idą tak jakby mieli do załatwienia bardzo ważną sprawę.  A dosłownie na kilka sekund przed tym jak kula trafi w ciało… Scena, która robi ten film. Jeden z Greków wyjmuje z kieszeni grzebień i powoli, skrupulatnie przeczesuje swoje włosy. Patrzy prosto przed siebie. Ze spokojem i pewnością, że nikt tak naprawdę nie może go zniszczyć. I jest gotowy. To co widać w oczach każdej z 200 osób, to miażdżąca wroga, niemożliwa do naruszenia duma.

Duma jest tu słowem kluczem. Dla tej niezwykle pięknej sceny. Dla całego filmu. I dla Greków. Słowo, które najlepiej opisuje  Elladę. Siła, która bije z oczu wszystkich Greków.

 

 

W Grecji przegoniliśmy już zimę! Nie trzeba sprawdzać w kalendarzu by poczuć, że wiosna już tu jest… piątek, 3 marca 2017

Jani skończył pracę trochę później niż planowaliśmy i niestety, na samą paradę  nie zdążyliśmy. Jednak i w tym roku byliśmy na alevropolemos, czyli bitwie na mąkę w niewielkim miasteczku Galaksidi (wszystko o tym wydarzeniu przeczytasz TUTAJ!). Przynajmniej częściowo nam się udało!

Kathara Deftera to według mnie najciekawsze greckie święto. Dlaczego? Bo wszystko tego dnia się miesza i jest przez to niesłychanie kolorowo. Kathara Deftera, czyli Czysty Poniedziałek, to święto kościelne. Według tradycji Greckiego Kościoła Prawosławnego, właśnie tego dnia rozpoczyna się Wielki Post. Jednak między innymi w Galaksidi, zachowanie ludzi bynajmniej nie jest  jak „Bóg przykazał”. Każdy z winem, albo puszką piwa  w ręku. Ludzie rzucają się mąką i kolorowymi barwnikami. Śpiewają przy tym zbereźne ludowe przyśpiewki, świetnie się bawiąc.  Co chwilę gdzieś przewija się motyw penisa, bo wątki erotyczne są tu na każdym kroku. Skojarzenie ze starożytnymi świętami ku czci Dionizosa, nasuwa się samo. Tak! Tak! Tradycja starożytna – ona wciąż w Elladzie ma się dobrze! W Galaksidi urządza się alevropolemos, w Tirnavos obchodzi się bourani (kliknij TU!), a w Distomo ludzie tańczą przebrani w koźle skóry (kliknij TUTAJ!). To jak obchodzi się Kathara Deftera wypływa więc z tradycji lokalnej. Tego dnia, co region, miasto, miasteczko – zupełnie inne zwyczaje.

Tradycja Grecji jest niezwykle bogata. Myślę, że życia mi nie starczy, żeby poznać wszystkie zwyczaje wszystkich regionów i wysp Grecji. Niedawno stuknęło pięć lat, od momentu, kiedy do Ellady przyjechałam mieszkać na stałe. Po tych pięciu latach, czuje że coś o Grecji wiem. Do wielu rzeczy już się przyzwyczaiłam, ale wiele  jeszcze mam do odkrycia.

Kilka dni temu przy jednym z wpisów na Facebooku mieliśmy bardzo ciekawą dyskusję na temat stosunku Greków do mięsa. Tego, że w sklepach mięsnych zwierzęta wiszą całe obdarte ze skóry i nikogo to ani nie dziwi, ani nie brzydzi. Ktoś napisał niezwykle trafny komentarz, który długo siedział mi w głowie. Grecy żyją bliżej natury.  Żyją też zgodnie z jej prawami. Dokładnie tak jest. Mięso tu jest mięsem. Domy pachną  czystością i domowym ciastem. Ludzie znacznie częściej niż w ekrany telefonów,  gapią się w morze, godzinami będąc ze sobą, gadając o niczym, sączą swoją kawę. Nie udają, że nie mają popędów, są grzeczni i święci, tylko śmiejąc się wykrzykują zbereźne przyśpiewki. Potrafią bawić się zapominając o wszystkim. Jak dzieci smarują twarze niebieskim, zielonym, żółtym proszkiem i mają z tego dziecinną radochę. Nikt przed nikim nie udaje, że jest poważny czy też grzeczny. W ten poniedziałek, kiedy byliśmy w Galaksidi na mącznej bitwie, kolejny raz przypomniałam sobie, że proste przyjemności są najprzyjemniejsze. A najbardziej dziecinne zabawy – najfajniejsze.

W ten poniedziałek przegoniono z Grecji zimę. Ludzie przebrani w koźlie skóry, dzwonami przyczepionymi do pasów, dzwonili  by powitać wiosnę najgłośniej jak się dało.  Okładali ziemię brzozowymi witkami, żeby ta obudziła się jak najszybciej. Natura obudzona! Koniec tej zimy! Kochani… Jest już wiosna!!!

Nasze video z alevropolemos w Galaksidi

„Kathara Deftera” – tradycji musiało stać się zadość… piątek, 14 marca 2014

 

     

       Kathara Deftera, czyli tłumacząc na język polski „czysty poniedziałek”, jest w Grecji ostatnim dniem hucznie obchodzonego karnawału i jednocześnie początkiem  Wielkiego Postu. W tym roku ten szczególny dla Greków dzień przypadał na 3 marca.  Właśnie wtedy  całymi, wielkimi  rodzinami każdy udaje się za miasto, by jedząc postne potrawy,  puszczać latawce.

       W tym roku w Kathara Deftera nad Zatoką Koryncką padało, wiało, było zimno i niezbyt przyjemnie.  Pogoda nie zapraszała na piknikowanie, a tym bardziej na puszczanie latawców, o ile to ostatnie w ogóle było możliwe.

       Mimo wszystko postanowiliśmy udać się do niewielkiego miasteczka Distomo, gdzie Kathara Deftera obchodzone jest w szczególny sposób. Przez całą drogę zastanawiałam się, czy jest po co jechać, bo pogoda ani trochę się nie poprawiała, a my dodatkowy wyjechaliśmy nieźle spóźnieni.

        Co prawda nagle się nie rozchmurzyło, ale i tak mieliśmy sporo szczęścia, bo kiedy tylko zaparkowaliśmy samochód, tuż obok nas przebiegła  grupa, przebrana w kozie skóry. Każdy z biegnących opasany był zestawem głośno dzwoniących dzwonów, z którymi  zwyczajowo pasą się kozy,   a  w rękach trzymał gałązki z drzewa oliwnego. Biegnący dodatkowo podskakiwali, tak żeby dzwonienie było możliwie najgłośniejsze.

        Distomo jest dla Greków miejscem szczególnym. Dlaczego? Więcej na ten temat możecie przeczytać TUTAJ. Jest to również jedno z miejsc, gdzie  w ostatni dzień karnawału, mieszkańcy przebierają się w kozie skóry, podskakując biegają po mieście, a następnie tańczą, przez cały czas  dzwoniąc imponująco wyglądającymi dzwonami. Różne wersje tego przebrania, wyglądają inaczej  w zależności od regionu, bo spotykane są nie tylko w Distomo.

        Ta ciekawa tradycja ma swoje korzenie jeszcze w czasach starożytnych. Jest typowo pogańska i podobno wywodzi się z hucznych zabaw, na cześć mitologicznego boga Dionizosa. Czy pamiętacie z lekcji polskiego  termin „bachanalie”? To właśnie taka ich dzisiejsza wersja. Trzeba się wytańczyć, wybiegać, wyszaleć. A ostatni dzień karnawału, jest idealnym do tego  momentem. Po takim „oczyszczeniu”, w  Wielkim Poście, trzeba zachowywać się już jak przystało;)))

       Rozdzwoniony  korowód wbiegł do centrum miasteczka. Tam duża część  ludzi, zgromadzona na niewielkim rynku, również była przebrana. Mężczyźni za kobiety. Kobiety za mężczyzn. Clowni, czy też najróżniejsze kolorowe stwory lub postacie z bajek. Deszcz nie przestawał padać, ale tradycji musiało przecież stać się zadość!

       Przebrani w kozie skóry zaczęli tańczyć, do słów bardzo… bardzo sprośnych piosenek.  Co najdziwniejsze – słowa podśpiewywały  również i dzieci!

      -To bardzo popularne przyśpiewki! Uczyli nas tego  w szkole… – powiedział Jani, a ja odpowiedziałam  zbitym z tropu wzrokiem.

     -No ale… Jak to?

      -Wiem… Wiem… To trochę dziwne… Sam nie wiem jak to wytłumaczyć. W każdym razie pamiętam, że nasz nauczyciel uczył nas tych piosenek z całkiem poważnym wyrazem twarzy, a my chyba nie do końca wiedzieliśmy co śpiewamy…

       Nie byłam pewna czy dobrze rozumiem teksty tych pioseneczek. Ale kiedy dokładnie przetłumaczył mi je Jani, zdziwiłam  się jeszcze bardziej! Podśpiewywane  przez dzieci piosenki miały jednoznaczne przesłanie seksualne! Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy na rynek  wjechała wielka kukła, przedstawiająca mężczyznę z… jakby to napisać… fallusem w stanie wzwodu i wyciągniętym środkowym palcem, ustawionym  idealnie równolegle do owego sterczącego fallusa.  Nie wierzycie?  Zobaczcie na zdjęcie poniżej …

Tak wygląda „Król Karnawału”. Symbolizuje on to co w danym roku było najgorsze. W tym – był symbolem restrykcji w obliczu kryzysu. Niżej satyryczna podobizna Angeli Merkel, która obecnie nie cieszy się w Grecji sympatią.

Tak wygląda „Król Karnawału”. Symbolizuje on to co w danym roku było najgorsze. W tym – był symbolem restrykcji w obliczu kryzysu. Pod kukłą  satyryczna podobizna Angeli Merkel, która obecnie nie cieszy się w Grecji sympatią.

         Dla wszystkich była to jednak norma, jak również dla całkiem małych dzieci, które zwyczajnie  cieszyły się, że jest głośno i kolorowo.  Kukła, która  wjechała nazywana jest „Królem Karnawału”. Taka kukła symbolizuje to co w danym roku było najgorsze. W tym – był to kryzys i restrykcje z nim związane. Dlatego właśnie pod kukłą namalowana była podobizna Angeli Merkel, która obecnie w Grecji nie cieszy się  zbytnią sympatią. Kolejny przejaw kryzysu, ale co ciekawe – ze starożytną tradycją w tle, bo przebrani w skóry kóz mieszkańcy nie przestawali  tańczyć, biegać i podskakiwać.

Nasze nagranie z Kathara Deftera w Distomo jest tutaj:

http://www.youtube.com/watch?v=DCryi9ieiYs&feature=youtu.be

Jeden z tradycyjnych strojów Kathara Deftera  w Distomo. Kozia skóra i pas z doczepionymi dzwonami, w których zazwyczaj pasą się kozy.

Jeden z tradycyjnych strojów Kathara Deftera w Distomo. Kozia skóra i pas z doczepionymi dzwonami, w których zazwyczaj pasą się kozy.

     Wielka kukła, czyli postać   „Króla Karnawału”, jak co roku musiała zostać spalona. W rytmie  przyśpiewek i tradycyjnych piosenek, oraz satyrycznych słów odczytywanych przez na wpół rozebranego mężczyznę, dźwięku dzwonków i  tańców,  wszystko   co najgorsze – poszło z dymem! Poniedziałek został oczyszczony! A teraz… czas najwyższy na wiosnę.

„Król Karnawału”, czyli wszystko co najgorsze – musi zostać spalony!

„Król Karnawału”, czyli wszystko co najgorsze – musi zostać spalony!

Tradycyjne jedzenie w Kathara Deftera: pasta z rybiej ikry, chałwa, chleb nazywany lagana, oliwki oraz zupa fasolowa.

Tradycyjne jedzenie w Kathara Deftera: pasta z rybiej ikry, chałwa, chleb nazywany lagana, oliwki oraz zupa fasolowa.