Co robią Grecy, kiedy pogoda nie dopisuje, a nikt nie ma już pieniędzy na kawę?… sobota, 15 grudnia 2012

 
 
      Okres, kiedy mieszkaliśmy w domu Sałatki, jest już od dawna zamkniętym rozdziałem. Pamiętam, że był to jedyny czas w moim życiu, w którym dokładnie wszystkie moje ubrania były perfekcyjnie wyprasowane. Stan obecny mojej szafy, powrócił już na dobre, do ujarzmionego nieładu. Uwielbiam jednak wracać myślami do pewnych wspomnień z tamtego czasu. Jednym z nich jest takie…
 
     Był to okres świąteczny, a mi było trochę przykro, że nie mogę Wigilii spędzić w Polsce. Pogoda w Grecji wtedy nie dopisywała. Było zimno, wietrznie i ciągle padało. W obu naszych portfelach świeciły pustki. Sytuacja była naprawdę nieciekawa. Tak… grecki kryzys dotknął również i nas – nie mogliśmy tak często wychodzić na kawę…
    Wtedy też, spotykaliśmy się w domu rodziców Ogórka. Było tam miło, przytulnie i zawsze palił się kominek. Stare dobre czasy, kiedy Ogórek jeszcze palił, a Papryka była tylko jego bliższą znajomą. W małym pokoiku Ogórka spotykaliśmy się w jakieś 10 osób.  Prawie połowę pokoju zajmował monitor od komputera i niekończąca się kolekcja gier. Zawsze ledwo widzieliśmy swoje twarze – Ogórek nie rozstawał się z papierosem, więc pokój był nieustannie we  mgle. Mimo wszystko, bawiliśmy się wyśmienicie. Graliśmy zawsze w jedną i tą samą grę. Jej nazwa brzmi „Mafia”, czy też w wersji greckiej – „Palermo”.
 
 
TAVLI – najpopularniejsza gra w Grecji

źródło: wikipedia.org

      Jedną z rzeczy, do których zazwyczaj za żadne skarby nie można mnie przekonać, jest granie w zespołowe gry, gry edukacyjne, gry integracyjne, gry na myślenie, czy jakikolwiek inne, wszelkie gry. Pamiętam jak kiedyś mój kolega błagał, żebym zagrała w nim w tavli. Musiałam, więc zagrałam. Ale skończyło się na tym, że grał za dwoje i sam sobie był przeciwnikiem. Szło mu całkiem nieźle. Ja tymczasem, nie mogłam się oprzeć leżącej obok kolorowej, plotkarskiej gazecie…  I co najśmieszniejsze – wygrałam!
    Zdarzają się jednak momenty, kiedy trzeba zaangażować się w grę, by nie być tą jedną osobą, która patrzy ze znudzeniem w sufit. I tak zagrałam w „Mafię” pierwszy raz.
 
     Ta gra jest całkiem popularna, więc pewnie ją znacie. Wszyscy zamykają oczy. W wersji greckiej mówi się: „w Palermo zapada noc…”. W międzyczasie każdy dostaje karteczkę. Na jednej napisane jest „zabójca”, na dwóch „donosiciel”. I tylko ci trzej otwierają oczy, rozpoznając kto kim jest. Sedno gry polega na tym, żeby wykryć kto jest zabójcą. O ile dobrze pamiętam – tak właśnie to szło.
   
    Cechą charakterystyczną Greków jest to, że we wszystko (!)  co robią, wkładają wszystkie swoje emocje. Tak więc  każda partia tej gry, nawet mimo że przecież to tylko zabawa, rozgrywana była jakby chodziło o ludzkie życie. W ciągu rozgrywania pierwszej partii, miałam okazję obserwować  cały wachlarz mini scenek aktorskich, a przy tym przykłady dociekliwości godnej Holmesa, sprytu radzieckiego szpiega czy też  najróżniejsze i najbardziej zmyślne  kłamstwa.
     Wszyscy grali całym sercem. Wliczając mnie!
     Na końcu rozgrywki zostały trzy osoby: Papryka,  Petos i ja.
     Finał zależeć miał ode mnie, bo to właśnie ja byłam osobą niewinną. Miałam wskazać, kto jest zabójcą i tym samym zakończyć grę.
    -Dorota! Musisz mi uwierzyć! Petros jest zabójcą! – powiedziała podejrzliwie wyglądająca dziewczyna, o czerwonych włosach, z tatuażem na szyi, którą wszyscy nazywali Papryka.
    -Nic na to nie wskazuje… – powiedziałam, czując że kłamie mistrzowsko! – Zabójcą jest… Papr…
    -Dorota! Błagam cię! To nie jestem ja!
    -Papryyy… – już prawie kończyłam.
   -Uwierz mi! Nie jestem zabójcą… 
    Siedziałyśmy obok siebie. Petros przybrał pokerową twarz. A wszystkie znaki na ziemi i niebie, wskazywały, że zabójcą jest Papryka.
    Z odległości 15 centymetrów, patrzyła prosto na mnie. Kiedy już otwierałam usta, żeby dokończyć „-yka”, myślałam że z jej wielkich, greckich oczu, obramowanych grubą czarną kreską, poleci czarna jak smoła łza, wymieszana z wodoodpornym pewnie tuszem.
    -Patros! Zabójcą jest Petros! – krzyknęłam pod wpływem jej wzroku.
    Petros z miejsca wstał i już myślałam, że chce mnie co najmniej uderzyć. Podniósł krzesło, na którym przed chwilą siedział i mocno walną nim o podłogę. Wyszedł i trzasnął drzwiami.
    -Wygrałyśmy! Dorota! Wygrałyśmy! – krzyczała Papryka, rzucając mi się na szyję.
    -Uwierzyłaś mi! Dziękuję! – dokończyła.
    -Co to była za gra! To było piękne! – powiedział ktoś z boku.
    Co prawda nic konkretnego nie wygrałyśmy. Ale następnego dnia we dwie spotkałyśmy się na kawę. Było przemiło. Tak poznałam Paprykę. Przyjaźnimy się do dziś.
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 

Kiedy w końcu spadnie śnieg?… środa, 12 grudnia 2012

 
 
    Jak większość europejskich narodów, również Grecy uwielbiają Święta. Bożonarodzeniowa atmosfera opanowała cały kraj. Drzewa ubrane są w lampki. Gdzie nie spojrzeć widać przystrojoną choinkę, albo statek. Cały świat mieni się złotem przepasanym dostoją czerwienią. Święta za pasem!
                                                                                                                                       
     Tak prezentują się sklepowe wystawy w naszym pobliskim mieście. Jak widać, dominującym  motywem na nich  jest śnieg. W którąkolwiek witrynę by nie spojrzeć – wszędzie śnieży! 
 

 
    Tak wyglądają wystawy. A jak w tym świątecznym okresie  wygląda prawdziwa Grecja?
 
    Wszystkie zdjęcia  poniżej, zrobiłam w ten poniedziałek. Co prawda od czasu do czasu, zdarzają się dni w których wieje i jest deszczowo. Przeważają jednak właśnie takie:
 

 
    Temperatura w pobliskiej wiosce, również i dzisiaj wynosiła 24 stopnie. Mimo, że taką liczbe wskazuje termometr wiszący przy aptece, trzeba uważać – jak mówią Grecy – „grudniowe słońce ma ostre zęby”. Wybierając się w dzień na spacer, trzeba zabrać grubszy sweter lub nawet płaszcz. Czasem przyda się i szalik.
    Drzewa zielone. Słońce świeci. Zachmurzenia brak…
   
     Podobnie jak wszelkie inne drzewa cytrusowe, nasze cytryny również właśnie  teraz wydają owoce. Mamy ich już tyle, że naprawdę nie wiadomo co z nimi robić? A nadchodzą kolejne kilogramy! Pachną, smakują niesamowicie. Tak prezentuje się mój zimowy(!) widok za oknem:
 
 
    No cóż … zdaje się, że śnieg w tym roku Greków nie zaskoczy! Raczej, marne szanse.
    Ja tymczasem wyciągam powoli walizkę. Pakuje ubrania i wszystkie prezenty. Grecja jest przepiękna. Jednak nie ma nic lepszego niż śnieżne  Święta. A polska Wigilia, to dla mnie wciąż niedościgniony fenomen.
 
    Mam tylko nadzieję, że co najmniej do 24tego, śnieg w Polsce spokojnie poczeka. Marzą mi się białe Święta!
   

Przeczytaj więcej…
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/polski-fenomen-smalecpiatek-2-grudnia.html





 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Zamiast świątecznej choinki – statek!… poniedziałek, 10 grudnia 2012

 
 
 
     Grecy kochają wszystko, co związane jest z morzem. Ryby, krewetki, ośmiornice –  to najlepsze co można w tym kraju zjeść. Od zawsze morze było stale powracającym motywem w greckiej sztuce, poezji, muzyce. Dlaczego tak jest – wystarczy spojrzeć na mapę!
      Nikogo nie zdziwi więc fakt, że morskie motywy dominują również we wszelkich dekoracjach. Muszle. Sieci rybackie. Kamienie prosto z plaży. Kotwice. Czy też wszechobecny w Grecji – kolor niebieski. Szczególną popularnością cieszą się również statki. Tak… na tle greckiego krajobrazu, statki potrafią wyglądać przepięknie.
 
    Ponieważ morze dla Greków jest tak istotne – w greckich domach, zamiast świątecznej choinki, ustawia się często miniaturę statku. Tak jest – statek może zastąpić bożonarodzeniową choinkę! Miniatury statków przystraja się nawet i bombkami, ale królują przede wszystkim drobne światełka. Wygląda to przeuroczo i zdaje się, że jest to swoistym, greckim precedensem.
 
Tak więc w wielu greckich miastach, szczególnie tych położonych blisko morza, na próżno szukać w centrum reprezentacyjnej choinki. Często zastępuje ją przyozdobiony malutkimi światełkami, wielki szkielet statku. Natomiast w  sklepach z ozdobami świątecznymi, prócz łańcuchów, bombek i różnego rodzaju kokard, spotkać można gotowe do przystrojenia świąteczne miniatury statków.
 
   
      Mimo, że temperatura w Grecji wciąż jeszcze sięga  15 – 18 stopni, atmosfera Świąt owładnęła kraj na całego! Świąteczny statek – rzeczywiście,  może wyglądać dość nietypowo.        Liście z drzew nie zdążyły jeszcze opaść, niektóre nawet pożółknąć. A ja wciąż nie rozstaje się ze słonecznymi okularami. Potrafi być jeszcze naprawdę bardzo ciepło. W takich okolicznościach świąteczne wystawy, w których dominują choinki i sztuczny śnieg, a Mikołaj ubrany jest w puchaty płaszcz – to jest dopiero egzotyka!
 
   A jak Wasze świąteczne przygotowania? Czy ubraliście już swoją choinkę???   A może … statek?
 
 

Przeczytaj więcej…
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/polskie-faworki-w-wydaniu.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/olivka-radzi-jak-postepowac-z.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/jak-przezyc-boze-narodzenie-na.html

 

Co robi typowy Grek, kiedy nie widzi już wyjścia? I jak na jego zachowanie reaguje typowa Greczynka?… czwartek, 6 grudnia 2012

 
 
 
 
 
      Paprykę we własnej osobie, miałam okazję poznać całkiem dobrze, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w domu Sałatki. Jeśli ocenić by ją po wyglądzie, można pomyśleć, że musi być co najmniej  „niedostępna”. Pozory mają jednak to do siebie, że mogą nieźle zmylić.
    Dziewczyna Ogórka zazwyczaj ubiera się na czarno. W jej codziennym stroju, stałym i ukochanym elementem są ćwieki. Z tyłu szyi ma pokaźny tatuaż. Włosy modnie ścięte na krótkiego boba, w kolorze  czerwonej, dojrzałej… papryki. Ponadto, Papryka jest pielęgniarką i pracuje w pobliskim szpitalu.
    Dziewczyna co prawda wygląda na ostrą jak brzytwa, ale w rzeczywistości jest zupełnie inna. Mieszkając w domu Sałatki zdążyłam się o tym na własnej skórze przekonać, bo z Papryką się zaprzyjaźniłyśmy. Ma serce na dłoni, co jednak czasem bywa niebezpieczne. Zakochując się w Ogórku, wpadła jak śliwka w kompot, albo raczej … jak papryka do greckiej sałatki.
 
    Rozpoczynanie związku i rzucanie palenia nie idą ze sobą w parze. Ogórek na co dzień jest bardzo nerwowy. A żeby wytrzymać z nim teraz… Nawet jeśli nosi się czarną skórę nabitą ćwiekami i ma się pokaźny tatuaż na szyi, żeby go obecnie znieść  – trzeba być aniołem.
 
    Pewnej nocy Papryka i Ogórek będąc już oficjalnie parą, razem z gronem męskich znajomych, wybrali się na wspólną imprezę.  
    Do tego, że Grecy mają dość specyficzne poczucie humoru, zdążyłam się już przyzwyczaić. Złamany palec w gipsie. Wielki pryszcz na nosie. Kraksa na skrzyżowaniu. Wpadnięcie do kałuży. Pobrudzenie się podczas jedzenia. A nawet, zwolnienie z pracy. Dla Greków to idealne tematy do żartów. Nie ma przecież niczego zabawniejszego, niż śmianie się z kogoś, komu stało się coś złego. Bez wątpienia, Grecja jest krajem, który uczy do siebie dystansu. Bez niego – nie dałoby się tutaj przeżyć.
    Wracając jednak do tematu imprezy… Kiedy lekko podirytowany nieodpartą chęcią zapalenia, Ogórek zjawił się w dyskotece, koledzy wyczuli: zbliża się ofiara doskonała.
 
    -Ogórek! Zapal ze mną jednego! – zaproponował jeden z kolegów, znów nie mając pojęcia że kontynuuje metodę lekarza.
   -Nie palę. – z mocno zaciśniętymi zębami, odpowiedział Ogórek.
    Krótka wymiana zdań wystarczyła. Chwila potem wszyscy koledzy, spójnie jak jeden mąż, w stronę Ogórka wyciągnęli papierosy. Od kilku zapalonych zapalniczek, prawie podpaliły mu się włosy. Żart pierwsza klasa!
    Trwało to dobre pół godziny. Gdziekolwiek Ogórek by się nie odwrócił, znajdował papierosa w parze z zapaloną zapalniczką.
     -Ja już tego nie wytrzymam!!! – krzyknął po godzinie do Papryki.
     Nastała cisza… Mało brakowało, a przyciszono by muzykę. Patrząc na wściekłego jak rozjuszona bestia Ogórka, wszyscy  czekali, żeby tylko dokończył i powiedział: „dajcie mi papierosa!”.
    Nic z tego! Na rzucenie palenia, Ogórek  się zaciął. Coś jednak musiał zrobić, żeby dać upust emocjom.
    Otoczony dziesięcioma rękami, gdzie każda trzymała albo papierosa, albo zapaloną zapalniczkę, ze zrezygnowaną miną mówiącą „to wcale nie jest śmieszne”, Ogórek tak jak stał – zdjął spodnie.
     W blasku dyskotekowych świateł, białe majteczki świeciły niczym latarnia ciemną nocą. Ze spuszczonymi spodniami, Ogórek stał w zupełnym bezruchu. A wszystkim obecnym, opadły szczęki.
    
     Papryka, która tego dnia wyglądała, jakby właśnie wróciła ze zgrupowania satanistów, stwierdziła, że to stanowczo uwłacza jej kobiecej godności. Uniosła głowę, zarzuciła swoje czerwone włosy i wyszła.
    Od tego wydarzenia, które obiegło już chyba całe miasto, na ich Facebooku prawie codziennie zmienia się status. W związku. Wolny. Wolna. Trudno powiedzieć…  No cóż… Życie potrafi być bardziej zakręcone, niż najlepsza opera mydlana.
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co ciekawego można znaleźć na typowym, greckim bazarze?… poniedziałek, 3 grudnia 2012

 
   
 
   Mimo, że niczego szczególnego nie mieliśmy kupować, za namową naszych znajomych pojechaliśmy na bazar, który miał miejsce jakieś trzy tygodnie temu.
    Raz, czy też dwa razy do roku, w każdej większej miejscowości w Grecji organizowane są bazary. Wydawało by się, że to nic szczególnego, ponieważ również i w Polsce mamy ich tak wiele. Dla Greków jest to jednak wydarzenie, na które się czeka, bo przecież nie jest zbyt częste.
 

  
    Bazar, na którym byliśmy, był największym jaki do tej pory widziałam. Znajdował się na ogromnym polu za miastem i trwał  przez  tydzień. Zjechali się chyba wszyscy, którzy mieszkali w okolicy. Był to punkt obowiązkowy i główny temat większości rozmów. Co w tym roku było szczególnego? Jakie były ceny? I rzecz jasna, kto co kupił.
 

Grecka chałwa

 
    Czasami o danym kraju, znacznie więcej niż renomowane muzeum, opowiedzieć może takie najzwyklejsze miejsce. Kiedy tylko weszliśmy na teren bazaru,  po raz kolejny poczułam, że Grecja do Europy należy głównie w teorii. Pod względem kultury, w ogromnym stopniu jest to już Azja.
   Przechodząc przez wąskie przejścia między straganami i przepychając się przez tłum ludzi, można było zobaczyć właściwie wszystko! Zaczynając od gór staników, we wszystkich możliwych rozmiarach i kolorach tęczy; wszelakich przypraw; różnych dziwnych przyrządów kuchennych; rzeczy do domu; kończąc na rybkach do akwarium, miniaturowych króliczkach, a nawet wężach.
 
Produkcja pączków

 
    Prócz kolczyków i wisiorków, mnie najbardziej interesowało jedzenie, bowiem również i ono jest ważnym elementem tradycyjnego, greckiego bazaru. Po trzech, czterech godzinach kupowania, naprawdę można zgłodnieć. W ofercie były parówki, souvlaki (czyli rodzaj mięsnego szaszłyka) oraz prosiaki, które obracając się na ruszcie czekały na swoich smakoszy. Prócz waty cukrowej i obowiązkowego popcornu, sprzedawana była tradycyjna grecka chałwa, w wydaniu zupełnie innym niż ta dostępna w Polsce.
 

 
    Moim celem głównym, były loukoumades, czyli malutkie greckie pączki, które dostać można przede wszystkim na takich właśnie bazarach. Smażone zawsze na oczach klientów, rozpływając się w ustach, smakują nieziemsko. Taki smak zna każdy, kto jadł właśnie co usmażonego pączka. Wystarczy spróbować raz, a każdy inny dostępny w sklepie, będzie  się wydawać już tylko plastikową imitacją.
      Jeszcze gorące, pachnące, polane syropem miodowym i posypane orzechami. Grecy nie byliby sobą, gdyby w pudełeczku takich pączków,  w dumnym geście nie umieścili swojej flagi.  Już na wspomnienie – ślinka cieknie sama…
 
“Loukoumades” czyli tradycyjne, greckie pączki
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…

http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/11/modny-przerywnik-cz-1-sobota-19.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2012/05/swiatowy-dzien-ptakow-wedrownych-sobota.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/11/modny-przerywnik-cz-2-wtorek-29.html

 

Zawodnik z numerem 45… niedziela, 2 grudnia 2012

 
 
 
 
      Na początek sprostowanie. Rzeczywiście, jeśli Ogórek pobiegłby w prawdziwym maratonie, raczej by go nie przeżył. Bieg, w którym brał udział, miał około tylko / aż  10 kilometrów. Po czasie takie opowieści zaczynają żyć trochę własnym życiem. Do mnie doszła więc informacja, że był to maraton. Na całe szczęście – nie!
 
A raczej – palił!

      Przygotowania Ogórka do biegu na 10 kilometrów nie odróżniały się zbytnio od jego codziennego zestawu ćwiczeń, czyli przerzucania kanałów w telewizorze i grania w strategiczne gry. Najzwyczajniej w świecie, któregoś dnia wstał rano i pomyślał:

    -Wezmę dziś udział w biegu na 10 km.
 
 
    Jak sam później opowiadał, zaczęło się bardzo sympatycznie, bo w tym samym biegu brali udział jego dwaj przyjaciele. Tyle, że jeden codziennie gra w koszykówkę, a drugi uwielbia kopać piłkę. Przez pierwsze kilka, kilkanaście minut biegnąc równo uzgadniali, gdzie wieczorem pójdą na piwo i jaka gra jest aktualnie najfajniejsza. Po pewnym czasie Ogórek przestał słyszeć co mówią, bo został trochę w tyle. Dystans nieuchronnie się zwiększał, poczym  Ogórek stracił z oczu swoich dwóch kolegów, którzy jak można przypuszczać – kontynuowali rozmowę w najlepsze.
     Wkrótce, po jakiś czterech kilometrach Ogórek znalazł się, wśród tych którzy byli na końcu. Bycie na zupełnie szarym końcu, nie jest chyba najprzyjemniejszym uczuciem. Gorszym może być jednak to, że od szarego końca oddziela dość spory dystans. A już najgorszym – jak szary koniec przestaje być widoczny… Zupełnie…
 
     -Hej stary! Nie potrzebujesz może pomocy? – spytał mężczyzna z eskorty,  jadący obok na motorze.
     -Nie. Wszystko jest ok! – odpowiedział Ogórek, który już właściwie szedł, bo na bieg nie miał siły.
     -A może jednak… – kontynuował facet na motorze.
    -Powiedziałem przecież, że wszystko jest w porządku.
    -Wiesz co… bo ten bieg właściwie się już skończył… Trochę temu.  A tobie zostało jeszcze półtora kilometra…
     Cisza po stronie Ogórka.
   -Może cię jednak    podwieźć?  Wtedy wszyscy szybciej poszliby do domu. – mężczyzna na motorze zapewne nie wiedział, że  zastosował tę samą metodę co lekarz.
  -No to jak? – spytał po chwili.
 -Odpierdol się! – ostatkiem sił krzyknął Ogórek.
 
 
 
     Tego co działo się za plecami Ogórka, który z każdym małym krokiem jednak zmierzał w stronę mety, nie muszę opisywać. Tak, na tym właśnie zdjęciu widzicie ich dwóch: Ogórka i faceta na motorze, który chciał szybciej iść do domu.
     Szybciej jednak nie poszedł. Być może musiał nawet zadzwonić do żony, że trochę spóźni się na obiad.
 
      Zawodnik z numerem 45 do mety dobiegł ostatni. Już nie ważne jak długo (naprawdę długo…) po szarym, szarym końcu.
      Trzymając w dłoniach butelkę zimnej wody, Papryka, razem z dwoma kolegami czekali na mecie.
     Ogórek dobiegł, poczym padł.
     Pisząc bez najmniejszej szczypty sarkazmu, dla mnie mimo wszystko zwycięzcą był zawodnik ostatni. Tym bardziej, że dla nieszczęścia faceta na motorze, ten sam zawodnik, pamiętny numer 45, już zapisał się na następny bieg.
 
      Czy do Sałatki po grecku pasuje również Papryka? Jak najbardziej! Ale o niej już za tydzień…   

 

Przeczytaj więcej…
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2012/11/jak-zrobic-prawdziwa-saatke-po-grecku-i.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2012/01/swiateczne-wspomnienie-ogorkasroda-18.html

 

Chipsy z cukinii, czyli kolokithakia… piątek, 30 listopada 2012

 
 
 
     Grecy są mistrzami, jeśli chodzi o kulinarne przystawki. Dziś w prawie każdym polskim super markecie można kupić gotowe tzatziki, podobnie jak najprawdziwszą fetę, której gruby plaster polany oliwą, jest najprostszą formą przystawki. Co prawda w bardzo różnych wydaniach, ale grecką sałatkę można również zamówić w co drugiej polskiej restauracji.  
      Takie typowe przystawki, czy też dodatki do dań głównych, można wyliczać w nieskończoność. Jedną z moich ulubionych są chipsy z cukinii (przyznam, że jest to nazwa wymyślona przeze mnie). Prawdziwa grecka nazwa tego dania brzmi: kolokithakia.
 
     Przepis na greckie cukiniowe chipsy nie jest ani trudny, ani pracochłonny (poza jedną częścią, ale o tym za chwilę). Więc do dzieła! Oto jak zrobić to samemu…
 
 
SKŁADNIKI:
 
-cukinia
-piwo
-mąka
-sól i pieprz
-niezbędne będą również papierowe ręczniki kuchenne
 
Już z jednej cukinii można zrobić górę chipsów 🙂

Całym sekretem jest tu piwo. Jakiekolwiek, ale my użyliśmy najpopularniejszego w Grecji – Mythos!
 
 
JAK TO ZROBIĆ:
 
     Cukinię należy pociąć na jak najcieńsze plasterki. Im cieńsze, tym lepiej, bo jak wiadomo prawdziwy chips nie może być gruby! Pocięcie cukinii na cienkie plastry, jest w tym wszystkim najtrudniejsze. Jeśli już to zrobiliście – zmierzamy do mety!
 
 
Im cieńsze – tym lepiej!



Plastry rozkładamy na papierowym ręczniku.

Solimy i …

… od góry przyciskamy papierowym ręcznikiem.
 
    Plastry cukinii układamy na papierowym ręczniku kuchennym. Solimy i papierem przyciskamy również od góry, tak żaby wchłoną nadmiar soku. W międzyczasie mieszamy piwo z mąką, dodajemy soli i pieprzu. To właśnie piwo jest sekretem tego przepisu, bo to dzięki niemu chipsy mają specyficzny smak i są fantastycznie chrupiące. Konsystencja mieszanki powinna być nieco rzadsza niż ciasta na naleśniki.
 
 
Piwo łączymy z mąką.

Mieszanka w gęstości powinna być trochę rzadsza w porównaniu do cista naleśnikowego.
 


 
      

 
     Każdy plaster cukinii moczymy w mieszance piwa z mąką. I tak jeden po drugim smażymy na bardzo(!) rozgrzanym, głębokim oleju (tak jak przy frytkach). Po usmażeniu jeszcze raz kładziemy na papierowy ręcznik – tym razem dla odsączenia oleju.
Jeszcze tylko odsączyć na ręczniku zbędny tłuszcz i gotowe!
   
  Smacznego! Najlepiej smakują razem z  tzatzikami. Tradycyjna, grecka przystawka  już gotowa 🙂
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – O psie, który nawet śpiąc się przemieszcza… poniedziałek, 26 listopada 2012

 
   
 
     Korci mnie bardzo, żeby znów zadać pytanie: co się stało temu psu? Ale takie już zadałam:
 
 
 
    Nie mogłam się jednak powstrzymać, żeby nie uwiecznić na zdjęciach tego oto psa. Wyglądał naprawdę uroczo i naprawdę mocno spał. Również i ten pies jest mieszkańcem Aten i tak jak większość jego psich kolegów, na sen wybiera sobie najbardziej zatłoczone i zaskakujące miejsca. Ten ułożył się wygodnie przy wejściu do sklepu obuwniczego. Dodam, że była to sobota, godzina największego ruchu. Nie obchodziło go zupełnie nic! Nawet najnowsze trendy w butach…
 

 
   Oglądając te zdjęcia, pewnie zastanawiacie się czy w Grecji nadal jest tak gorąco? Aż tak ciepło jednak nie jest, bo zdjęcia pochodzą z końca września. Tego wrześniowego dnia, kiedy szłam na pociąg powrotny i dochodziłam do metra, zobaczyłam że ten pies się przemieścił… Tak, to był dokładnie ten sam pies, dokładnie w tej samej  pozycji i dokładnie tak samo smacznie sobie spał,  z tą różnicą, że tym razem niedaleko parlamentu. W greckim parlamencie, pewnie mocno wrzało. Są  jednak w Grecji osobniki, które bez względu na okoliczności, spać będą spokojnie…
 

 
 
 
   Za jakieś dwa tygodnie znów wybieramy się do Aten. Sprawdzimy, czy nasz dzisiejszy bohater już wstał 🙂 ?
 
 
 
 
 

Jak rzucić palenie? Wersja grecka, a dokładniej – ogórkowa… czwartek, 22 listopada 2012

      
 
 
      Nikt do końca w to nie wierzył. Ogórek (lat 30), czyli kuzyn Janiego, który wcześniej prezentował jak w wersji greckiej zapalić papierosa, rzucił palenie. I okazuje się – jak dotąd całkiem skutecznie.  
 
      Na szczęście w porę udało się nam zrobić zdjęcia do posta o paleniu. Dziś byłoby to już niemożliwe. Pozostało tylko wspomnienie:
 
 
 
 
 
     Fakt, że Ogórek rzucił palenie, to jeszcze nie wszystko.  Zaczął o siebie dbać, obciął włosy i lepiej się ubiera, a przy tym wszystkim wziął udział w maratonie. Tak jest …  w    ma-ra-to-nie!
     Tymczasem, zachodziliśmy z Janim po rozum do głowy, co właściwie się z nim stało? I czy martwić się czy cieszyć? Przyczyny nie trzeba było szukać daleko. Wystarczyło zerknąć na  Facebooka. Przy tej spektakularnej przemianie Ogórka, zmienił się bowiem również jego „status”. Jak już się pewnie domyślacie, pojawił się magiczny napis –  „w związku”.
 
   I wszystko stało się  jasne.
   Pojawił się jednak inny problem. Po pierwsze Ogórek cierpi na cukrzycę, a po drugie – ponieważ jest człowiekiem bardzo nerwowym – ma problemy z jelitem. Dodam jeszcze, że przez dobrych kilka lat Ogórek robił dokładnie wszystko, co było mu zabronione. Nie palił, właściwie tylko kiedy spał. W swojej diecie restrykcyjnie omijał wszystko, co było zielone. A jego codzienny wysiłek fizyczny  kumulował się wyłącznie w palcach, które używał do komputerowych gierek. Pytanie: czy przez taki tryb życia, powoli popełniał samobójstwo; czy prozaicznie – brakowało u jego boku właściwej  kobiety?
     Wszystkie te pozytywne zmiany musiały być dla organizmu Ogórka zbawienne. Tyko że… no właśnie… Przez rzucenie palenia stał się nieprzeciętnie nerwowy, przez co w konsekwencji zaczęło cierpieć jego jelito grube. Po kilku tygodniach niepalenia, kuzyn trafił do lekarza.
 
***
 
   -Nie jest dobrze. Ma pan znów poważny problem z jelitem grubym.  – powiedział lekarz.
   -Właśnie rzuciłem palenie. – z zaciśniętymi ustami odpowiedział Ogórek.
   -Tak myślałem, że coś się dzieje. No właśnie… właśnie… I co my teraz zrobimy…? Na dodatek ma pan cukrzycę, więc nie mogę panu przepisać typowego w tym przypadku leku. – w milczącej odpowiedzi usta Ogórka zacisnęły się jeszcze bardziej. Pewnie już czuł, co się święci.
   -Szczerze powiedziawszy… – kontynuował lekarz. – To co teraz dzieje się w pańskim organizmie, jest bardziej niebezpieczne niż palenie. W żadnym innym przypadku bym tego nie zalecił, ale… Pane Ogórku –  pan koniecznie musi znów zacząć palić! Innego rozwiązania jak na teraz nie znajdziemy.
   -Co?!
   -Niech pan jak najszybciej zapali pierwszego papierosa!
   -Po moim trupie! – odpowiedział kuzyn trzaskając już za sobą drzwiami.
 
    I tak to jest moi Kochani. Nie odkrywam Ameryki pisząc, że faceci nie znoszą lekarzy. Oraz, żeby zmotywować Greka do czegoś, trzeba kazać mu zrobić coś zupełnie odwrotnego! Od ostatniej wizyty u lekarza, Ogórek więcej się u niego nie stawił, jak również ani razu nie zapalił.
 
    Co więcej… Kilka dni po wizycie u lekarza, Ogórek wziął udział w maratonie. Jako który dobiegł? Czy też doszedł? Albo raczej się doczołgał? Czy wyszedł z tego cały? I dlaczego chciał pobić mężczyznę, który zaoferował mu pomoc?
  O tym  wszystkim – już za tydzień!
  Pozdrawiam!
 
 
 
 
 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co ciekawego jest w naszym mini markecie?… poniedziałek, 19 listopada 2012

 
 
 
 
       W naszej mieścince jest tylko jeden większy sklep. Co prawda, wielu produktów tam nigdy nie ma. Część jest już przeterminowana. A pozostałe zawsze: „właśnie dowozimy”… Kupuję tam co jakiś czas, po pierwsze ponieważ nie mam innego wyboru, a po drugie…
 
     … Ani okruszka, nawet już czerstwego chleba, nie można dostać po dwunastej. W starej kasie na bank plączą się jeszcze jakieś drachmy[1]. Kasjerka zazwyczaj jest na przerwie, albo wydając resztę w ustach ma papierosa. Zawsze jednak przypominam sobie dlaczego znów tu jestem, kiedy przechodzę obok półki z alkoholami. Chleba co prawda może nie być, ale butelki z wódką marki Sobieski zawsze są! Stoją równo obok tych z napisem Metaxa. Polskich jest zawsze mniej! I za każdym razem kiedy obok nich przechodzę, daję słowo… król Sobieski z etykietki, uśmiecha się tylko do mnie, równie zawadiacko co i  dyskretnie…
 
 
 
      
        Te zdjęcia robiłam w ten piątek. W sobotę około południa, podobnie jak chleba, tej ostatniej butelki już też  nie było…
 
       Miłego tygodnia!
 
 
 
 
          
ENGLISH VERSION:
 
WHAT INTERESTING YOU CAN FIND IN OUR SHOP?
 
     In our little village there is only one big shop. Many products are never there. Some of them are outdated. And the rest of them are still about to come… I buy there from time to time, firs of all because I don’t have any other option. And secondly…
 
     …Even a little piece of staled bread, you can never find five minutes after twelve. In an old cash box for sure there are still some drachms (the name of Greek currency before Euro).  A cashier lady is most of the time having a brake or she will give you the change holding a cigarette  in her mouth.  But every time I pass the shelf with the alcohol, I’m reminding   myself why I’m here again? Bread can be already sold out, but the bottles with Sobiesky’s vodka are always there! There are just next to those with the label Metaxa. But those polish ones are always less! And every time I pass next to them, I really give you my word… the king Sobiesky from the bottle is smiling just to me… rakish and discreetly…
 
    The photos that you can see here, I made this Friday. A day after, around noon, there was  as always no bread and  the last Sobiesky’s bottle was gone as well…
 
     Have a nice week!
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 


[1] Drachma, czyli  grecka waluta  przed wprowadzeniem Euro.