Boże Narodzenie…

       Drogi Czytelniku! Człowieku po drugiej stronie ekranu…
       Życzę  Ci WESOŁYCH ŚWIĄT!
       Rodzinnego ciepła, które promieniuje  nieustannie  przez cały rok.
       Odpoczynku od codzienności i zwolnienia z biegu.
       Magicznej atmosfery, która pozwala przenieść się w ten niesamowity zielono – czerwony świat, obwiązany mieniącą się złotem kokardą.
       Zapachów, które nie pozwalają powstrzymać się od przejedzenia. Podobno raz w roku przejeść się można!
       Inspirujących prezentów, na które nawet jeśli nie jest się dzieckiem,  czeka się niecierpliwie.
       I  zwykłego, codziennego poczucia  szczęścia. Przez wszystkie 365 dni zbliżającego się 2014 roku. Ciekawe, co nas w nim czeka?
        Moc uścisków!
        Dorota***
       P.S. A jeśli głowa już boli od zbyt dużej ilości przedświątecznych prac lub coś nie idzie zgodnie z planem, poniżej przesłanie…

Grecja jest cudowna, ale… nic nie równa się z polskim Świętami!

     Pierwszy dzień w Polsce, po prawie rocznej  nieobecności! To prawdziwa przyjemność mówić w języku, w którym się myśli. W tle brzmi polskie radio. Odzwyczaić można się również i od tego, że rozumie się wszystko w stu procentach. Moje najbliższe plany? Spotkać się z całą rodziną  i odwiedzić wszystkich przyjaciół. W międzyczasie przypomnę sobie smak żurku, kiszonych ogórków i koniecznie pierogów!  Pomarańcze zastąpię jabłkami. Tak… Ogromną ilością jabłek! Jutro na śniadanie zjem razowy chleb z białym serem i dżemem  z czarnych porzeczek, którego też w Elladzie przecież  nie ma.  Przeczytam aktualną gazetę. Kupię  ulubioną wodę mineralną i będę delektować się jej smakiem, bo brakowało mi go przez rok. Grecka woda z kranu, mimo tego że jest pitna, nie smakuje tak przyjemnie. A wieczorem… Wieczorem nikogo nie zdziwi, że herbatę pijam z cytryną. To wcale nie oznacza przeziębienia. A może by tak… Wino grzane?  I tu pojawia się kolejny  dylemat… Co wybrać? Toruńskie pierniki, czy ptasie mleczko?  Tych  smakołyków Grecy również nie znają. Oj, nie było mnie tu trochę!
      Nie ukrywam, że wyjazd z Grecji na Święta ma jeszcze jeden duży plus. Udało mi się uniknąć pewnej zmyślnej tortury, której w czasie Bożego Narodzenia poddawani są wszyscy Grecy. Tradycja czasem naprawdę potrafi  dać w kość…
      Jak brzmią greckie kolędy? Trudno dokładnie powiedzieć, bo przez  prawie całe Święta rozbrzmiewa jedna i ta sama. Już 24 grudnia, każdy ma jej serdecznie dość! Przed Świętami chmary dzieciaków, wybiegają z domów, zaopatrzone w muzyczne trójkąty. Wyciągają rączki i czekają na monety. Jeśli im nie zapłacicie, to nie przestaną śpiewać i grać! Lepiej się nie opierać. Im szybciej się człowiek podda tym lepiej, bo dzieci mają w sobie naprawdę wiele świątecznego entuzjazmu, a co najgorsze w swoim kolędowaniu są zastraszająco konsekwentne!  Jak cały ten proces wygląda dokładnie? Niżej znajduje się filmik. W stu procentach się pod nim podpisuje! ;)))

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co zszokowało Oliwę z Oliwek?

       Jedną nogą jestem już właściwie w drodze do domu na Święta. Nie było mnie prawie rok i naprawdę bardzo się stęskniłam. Tym razem muszę niestety jechać sama –  Janiego zatrzymała  praca. Mimo zeszłorocznych  przygód z odkrywaniem smaku ryby po grecku i torturowaniem  niekończącymi się dokładkami karpia, Jani i w tym roku bardzo chciał pojechać. No cóż… Nie zawsze można jednak mieć wszystko!
     Tymczasem, kiedy patrzę na swoją walizkę, w głowie wciąż jeszcze brzęczy mi zszokowany głos Oliwy z Oliwek, naszej prawie już stuletniej babci…
***
     Babcia rozsiadła się wygodnie w swojej ulubionej pozycji. Właściwie jedynej, w której obecnie siedzi. Stabilnie oparte plecy, prawa noga wyprostowana i ułożona  na kanapie, a lewa wesoło dyndająca  nad podłogą. Ubrana jak zawsze na czarno, z czarną chusteczką na głowie. Obowiązkowy  strój dla każdej greckiej wdowy. Gdyby nie jeden bardzo drobny element,  spoglądając na Oliwę można by pomyśleć, że jesteśmy w latach 50. Co jednak zakotwicza babcie w XXI wieku? Jej skarpetki antypoślizgowe, dzięki którym chodząc babcia czuje się bezpiecznie.
     -A co robicie na Święta? – spytała Oliwa z Oliwek.
     -Dorota jedzie do Polski, a ja w tym roku zostaję. – powiedział Jani.
     -A na jak długo jedzie?
     -Jeszcze nie wiemy. Długo jej nie było, chce  nacieszyć się  rodziną, przyjaciółmi, Polską. Więc być może nawet na miesiąc.  – odpowiedział Jani.
     -Na… Miesiąc?!?! – Oliwa z Oliwek zbladła i ze zdziwienia otworzyła usta. Nastała pięciosekundowa, ciężka jak tona cegieł  cisza, poczym z otwartymi rękami i uniesionymi ramionami, babcia zwróciła się do mnie:
A co będzie jadł Jani?!
      Już chciałam odpowiedzieć, że „raczej nie mnie!”. Ugryzłam się jednak w język, bo babcia była w takim stanie, że lepiej było jej nie prowokować. Nie usatysfakcjonowała jej odpowiedź, że Jani świetnie gotuje, więc  na pewno sobie poradzi. Swoją drogą, babcia powinna obejrzeć nasz  kanał kulinarny! ;)))
      Oliwa z Oliwek trwała w całkowitym szoku. W jego obliczu musiały wyblaknąć wszystkie inne szokujące wiadomości w  jej stuletnim życiu. Jakie znaczenie miał  wybuch pierwszej, drugiej wojny?  Fakt, że człowiek wylądował na księżycu, albo że zamordowano prezydenta Kennedy’ego? Jakie to wszystko ma znaczenie…? Jeśli jej wnuk być może jeszcze w tym miesiącu chodzić będzie głodny…
      Szok babci trwał nieprzerwanie do końca naszego pobytu w domu Sałatki. Myślę, że tak naprawdę trwa  nadal. Przybierał on różne pośrednie stany, oscylując pomiędzy  troską, zdenerwowaniem, niepokojem. Oliwa po kryjomu, przeprowadziła nawet  z Fetą  tajną rozmowę, w której nakłaniała swoją synową do interwencji. Ujmując krótko – na Święta kategorycznie  powinnam zostać w Grecji, żeby gotować Janiemu. Inaczej „biedak” jeszcze umrze z głodu!
       Po kilku dniach do dyskusji włączyła się również Olivka.
     -Dorota… Wiem, że może wyglądać  to zupełnie inaczej, ale tak naprawdę zachowanie Oliwy, to wyraz troski. I to o ciebie! – zaczęła.
     -Jak to?
     -Tu nie chodzi wcale o żadne jedzenie… To znaczy… Trochę też, ale nie tak bardzo jak tobie się wydaje. Babcia nie bredzi, ona dobrze wie co mówi… To znaczy… W jej własnej logice.
       Zabrzmiało bardzo ciekawie. Olivka mówiła dalej.
      -Kiedyś w Grecji, to znaczy… Za czasów kiedy Oliwa była jeszcze młoda, żadna Greczynka nie odważyłaby się zostawić męża nawet na jeden dzień i gdzieś wyjechać. Tak na szczęście było –  kiedyś.
      -Ale jak to? Dlaczego? – spytałam.
      -Bo istniało takie niepisane prawo, że jak żona wyjeżdża to jej mąż może do woli ją zdradzać, a wina i tak będzie po stronie żony, bo to ona przecież wyjechała. Kobiecie nie wolno było na krok opuszczać męża. Oliwa się po prostu martwi, tylko nie wie jak ma to wprost powiedzieć. Szuka więc innego pretekstu, żeby cię zatrzymać.  Babcia ma nadal głowę na karku! Tylko że… No wiesz… Stuletnią! Ale ona naprawdę chce dobrze…
       Phihi! Co kraj to obyczaj, jak mawiają. Tego bym się nie spodziewała… Na całe szczęście, żyjemy w XXI wieku!
       Wszystkim powracającym do domów, życzę bezpiecznej podróży! Do zobaczenia – być może na trasie ;)))
Przeczytaj więcej…

Porządkowe triki Fety

       Usiadłyśmy przy kawie. Feta i ja. Olivka krzątała  się gdzieś w tle. Tym razem nie była to żadna manipulacja, ani tym bardziej żart. Ja naprawdę chciałam się dowiedzieć, jak to  się dzieje, że sałatkowy dom jest tak uporządkowany i czysty. Jak Feta to robi, że jej dom wygląda tak zawsze?  A przy tym wcale nieczęsto widzę ją ze ścierką w ręku.


       O wszystkich zasadach prowadzenia wzorowego greckiego domu już wiecie.  Wiem… Wiem… Osoby, które mieszkają w Grecji na stałe, z pewnością widziały wiele domów, które są brudne i zabałaganione. Ciągle jednak ilość tych wysprzątanych  przeważa.  A wyjątki od reguły znajdą się zawsze.
   Diabeł tkwi w szczegółach, a te za chwilę się pojawią. Stanowią one kropkę nad „i” uzupełniającą wcześniejsze posty. A oto i małe porządkowe triki Fety…
TRIK 1: czyszczenie kanapy  – tak, kanapy trzeba czyścić! Przyznam, że i o tym nie wiedziałam. Wg Fety  raz, dwa razy w roku, w zależności od tego jak często kanapa jest użytkowana. Ale jak to zrobić? Przecież kanapy nie można wrzucić prosto do pralki. Również i na to są sposoby…
A)    w każdym większym sklepie dostępne są specjalne substancje do czyszczenia kanap i foteli. Tak przynajmniej jest w Grecji. Taki płyn rozcieramy  na całej kanapie wielką i twardą szczotą. Kiedy wszystko jest dokładnie roztarte, wystarczy otworzyć na jakąś godzinę, dwie okna, żeby wszystko dobrze wyschło. I po kłopocie, to tyle. Jeśli jednak nie znajdziecie  specjalnego płynu, można zamiast niego użyć rozcieńczonego z wodą Vanisha.  Jest prawie tak samo dobry. I jeszcze ważna uwaga…
B)    poduchy, czy też oparcia  prawie każdej kanapy mają z tyłu suwaki. Sprawdziłam – u mnie też są! Raz do roku warto ściągnąć pokrowce i je wyprać. Robiliście tak kiedyś? ;)))
TRIK 2: ocet winny wzmacnia kolory – w Grecji ocet spirytusowy jest prawie niedostępny. Używa się winnego. Jeśli chcecie wymyć kolorowy dywan, kanapy czy fotele, do mieszaniny wody z płynem,  warto dodać kilka kropel octu winnego. Sprawi, że kolory znów staną się intensywne.
TRIK 3: jak zadbać o srebro?  – jeśli Wasza srebrna biżuteria przestała być  lśniąca i zbrązowiała, żeby ją oczyścić wcale nie musicie kupować specjalnych preparatów. Wystarczy wyszorować ją pastą do zębów! Rezultat będzie dokładnie taki sam. Jeśli już szorujecie pastą  swoją biżuterię, to dobry moment by zadbać również o swoje paznokcie. Warto od czasu do czasu przeszorować je pastą do zębów, szczoteczką do paznokci. Jaki będzie rezultat? Sami sprawdźcie ;)))
TRIK 4: czyszczenie filtrów  okapu kuchennego – filtry okapów kuchennych dzielą się na dwa rodzaje. Jedne są wymienne, drugie trzeba czyścić. Ale jak? Wystarczy zdjąć i na noc namoczyć w wodzie z domieszką chloru. Brud, tłuszcz i zacieki schodzą prawie same! Rezultat jest bajeczny, a  prawie nic nie trzeba przy tym robić.
TRIK 5: zaschnięte resztki jedzenia w garnkach – jeśli Wasze garnki są bardzo brudne, bo resztki jedzenia w nich zaschły,  przed wymyciem dobrze jest je oczyścić zmiętą folią aluminiową. Jest delikatniejsza niż druciak, a dobrze zbierze większy brud. Później folię można wyrzucić i po sprawie.
TRIK 6: czy wiedzieliście, że ścianki wewnętrzne drzwiczek od piekarnika też się czyści? – o tym napisała na Facebooku jedna z czytelniczek, za co bardzo dziękuję! Myślałam, że tą wiadomością zaimponuje Fecie. Jednak moja przyszła teściowa była raczej zdziwiona, że jeszcze  o tym nie wiem… Raz dwa! Feta otworzyła piekarnik i rozszczepiła dwie szybki, które tworzą jego drzwiczki. Jak to zrobić? Najpewniej do góry i do siebie, ale najlepiej sprawdzić w Waszej instrukcji.
***
      -Wiesz Dorota… – zaczęła Feta. –W prowadzeniu domu nie chodzi jednak o to,  żeby zasprzątać się na śmierć! Tylko, żeby dobrze wszystko zorganizować. Prowadzenie domu jest jak dowodzenie firmą. A jej właściciel, nie robi wszystkiego przecież sam. Wygląd domu jest jak otwarty pamiętnik  i  powie ci  wszystko o jego gospodyni. Sedno w tym, żeby dobrze wszystkim rozporządzać… Dlatego równie ważna jak same sprzątanie, o ile nie ważniejsza, jest  ORGANIZACJA!
TRIKI   ORGANIZACYJNE, czyli najważniejsze na koniec!

ZASADA 1: po pierwsze i najważniejsze… każdy domownik musi mieć swoje obowiązki, dostosowane do wieku jak  i tego co robi najlepiej. Jeśli domownik nie bierze udziału w sprzątaniu, zwyczajnie nie dba o dom. Im wcześniej zacznie się stosować  taki podział, tym lepiej, bo szybciej wejdzie wszystkim w krew.
ZASADA 2:  szczególnie jeśli pracujesz, a na dodatek masz dzieci, jeśli tylko możesz, to zatrudnij pomoc domową. Pomoc domowa powinna przychodzić raz na dwa tygodnie. Taki jest standard w Grecji. Cytując za Fetą: „dla współczesnej kobiety, która koncentruje się na robieniu kariery, pomoc domowa to nie żadna fanaberia, tylko najzupełniejsza podstawa. Dom ma być zadbany, ale na równi z domem trzeba dbać o siebie”.
ZASADA 3: każda gospodyni, posiada jakiś obszar w domu, który leży jej na sumieniu. Na przykład zabałaganiona szafa czy szuflada. Warto wyznaczyć sobie jeden dzień i raz w tygodniu zabrać się za zaniedbany obszar. Oczyszcza to przestrzeń jak również i nas same, bo uporałyśmy się z czymś na długo odkładanym, więc czujemy się po tym świetnie!
ZASADA 4: przy każdej dłuższej sesji porządkowej, podstawą są dwie rzeczy: żywa muzyka w tle oraz dobra kawa po skończonej pracy.
ZASADA 5:  ważną rzeczą jest  żeby do sprzątania włączyć też swojego mężczyznę. Nie można się łudzić, że sam się domyśli. O nie! Już tyle kobiet się na tym przejechało. Prośby i groźby też nie zawsze są skuteczne. Sedno tkwi w słowie „zadanie”! Faceci to bowiem zadaniowcy. Tak więc wydawane polecenia, trzeba do tego dostosować. Prośbę o pomoc w sprzątaniu mężczyźnie trzeba zakomunikować  w ten sposób: „twoim zadaniem na dziś jest: A) wymyć naczynia B) włożyć wszystkie skarpetki do szuflady C) odkurzyć w przedpokoju. Czas na wykonanie Twoich zadań mija o 17.59”.  Faceci uwielbiają wyzwania! A prace domowe, też mogą nimi być, trzeba tylko trochę  inaczej je nazwać. Po skończeniu zawsze go pochwal, nawet jeśli nie zrobi czegoś idealnie. Nie trzeba przecież spodziewać się cudów.
***
      -To chyba tyle… – dokończyła Feta. -Jak coś jeszcze mi się przypomni, to Ci powiem… Będę myśleć. Ach! Jest jeszcze jedna ważna sprawa… Ale to tak tylko między nami. Wiesz, ja mam taką  chorobę skóry… Taki rodzaj alergii, która nie pozwala mi zmywać naczyń. Nie pomagają nawet gumowe rękawiczki, bo jest jeszcze gorzej! I nic nie da się z tym zrobić. Tak sobie myślę, że warto  żebyś ty też taką chorobę miała… Tak! Myślę że powinnaś koniecznie powiedzieć Janiemu, że właśnie ją u siebie  odkryłaś! Mówię Ci, ta „choroba” jest bardzo, bardzo   praktyczna!…
  

Sałatka po grecku TV – odc. 5: MELOMAKARONA! Czyli greckie ciastka na Boże Narodzenie

       Smak  miodu i orzechów, z dodatkiem kilku kropel  soku pomarańczowego  oraz alkoholu. Po nasączeniu syropem, w sensie dosłownym – rozpływają się w ustach. Tak najkrócej można opisać, to  czym są  melomakarona. Jeśli w  te Święta macie ochotę na słodki akcent prosto z Grecji, gorąco polecam te ciasteczka! Podczas Bożego Narodzenia, goszczą w każdym domu w Elladzie.  Nasze nie doczekały nawet następnego dnia, a wielka szkoda! Bo melomakarona smakują równie dobrze nawet po kilku dobach.  Czasu do Świąt  już nie za wiele,  tak więc zaczynamy!

SKŁADNIKI NA CIASTKA:

-mąka  4 filiżanki
-olej ¾ filiżanki
-cukier  ¼ filiżanki
-sok ze świeżo(!) wyciśniętych pomarańczy  1/4 filiżanki
-piwo ¾ filiżanki
-szczypta sody
-Metaxa 1 łyżka
-masło ¾ filiżanki
SKŁADNIKI NA SYROP:

-cukier 1 filiżanka
-woda pół filiżanki
-miód 4 łyżki
-sok z cytryny kilka kropel
-orzechy włoskie około 100-120 g
-cynamon 1 łyżeczka
A oto jak je zrobić:
Tutaj znajdziecie inne propozycje greckich słodkości na Boże Narodzenie:
salatkapogrecku.blog.pl/2012/12/17/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-greckie-ciasto-swiateczne-prostsze-nie-istnieje-poniedzialek-17-grudnia-2012/
salatkapogrecku.blog.pl/2011/12/16/polskie-faworki-w-wydaniu-greckim-czwartek-15-grudnia-2011/

Grudniowy numer „Poznaj Świat”

 

       Droga do spełnienia  marzeń nie zawsze jest prosta. Ale są na niej fantastyczne przystanki! Dla mnie jednym z nich jest właśnie ten…
       Z wielką przyjemnością zapraszam do lektury grudniowego numeru miesięcznika Poznaj Świat, gdzie znajduje się mój artykuł „Delfy – pępek świata”. Moje jest całe 7 stron! Grudniowe wydanie wciąż  jest  w kioskach o ile… wszystkich numerów nie wykupiła już   moja mama ;)))

Protest w Atenach

     W ubiegły  piątek byliśmy w Atenach. Pomyślałam że to również idealny moment, żeby napisać post o świątecznych ozdobach greckiej stolicy. Ale nic z tego! Nie udało mi się zrobić nawet jednego zdjęcia. Plany potoczyły się zupełnie inaczej…
        Siedzieliśmy w Starbucksie przy  uniwersytecie, tuż przy stacji metra Akademia. Już właśnie wyciągałam aparat, żeby zrobić pierwsze zdjęcie bożonarodzeniowej choinki, kiedy  natychmiast kazano nam się ewakuować. Z kawą w jednej ręce, muffinką w drugiej. Właściwie nie zdążyliśmy nawet usiąść. Cały Starbucks opustoszał  w  przeciągu chwili. Na okna zapadły metalowe żaluzje. Pewnie nie zdążyły jeszcze dobrze zapomnieć poprzednich protestów.
       Plac przy uniwersytecie pękał w szwach. Wszędzie uzbrojona policja, której posiłki wychodziły z bocznych ulic. Również i ja byłam gotowa do akcji! Aparat w gotowości i ta pyszna kawa. Wyglądało naprawdę groźnie i nawet Jani proponował, czy by nie uciekać. Zaparłam się jednak rękami i nogami, mówiąc że do momentu, kiedy nie dostanę pierwszą pomarańczą w głowę, nigdzie się nie ruszam!  Co prawda protesty  już wiele razy widziałam, ale jeszcze nigdy w Atenach.
       Ludzi coraz więcej. Wszyscy telefony w rękach, zdają bliskim  relację na żywo. Transparenty. Wykrzykiwane hasła. I nagle zjawia się ambulans… Coś się stało! Już ktoś dostał! Nie, jeszcze nie  tym razem… Komuś zrobiło się po prostu słabo. Czekamy co będzie dalej…
      Kolejne piętnaście minut. Okrzyki. Hasła. Transparenty. Młodzież w maskach na wypadek użycia gazu. Na wszelki wypadek! A może mama kazała… Mija kolejne dziesięć, piętnaście  minut. Jani siada na krawężniku. Ja na baczność stoję nadal i wypatruje pierwszej, lecącej we mnie pomarańczy. Mogłabym pochwalić się przy wigilijnym stole. To byłby  dopiero skandal, zdominowałby wszystkie inne tematy!
     I kolejne dziesięć minut. Ludzie nadal   podekscytowani. Kłócą się między sobą. Natomiast  Jani na tym krawężniku prawie już usypia. Wygląda jak poszkodowany…  Oparł głowę na dłoniach. Widzę po twarzy, że już chcę powiedzieć: „kiedy idziemyyy…?”, ale gryzie się w język. Ja wpatruje się dalej. Obserwuje ludzi w tłumie. Patrzę, że pod czarnymi kapturami i maskami, widać młodzieńcze rysy. Oj, cokolwiek by o proteście nie  powiedzieć, to zajęć dziś chyba już nie będzie. Kolejne okrzyki i  tak dalej… Studenci przepychają się i śmieją między sobą. Kiedy słyszę, że dziewczyny za mną mówią: „to co… idziemy już na tę kawę?”, wiem że raczej  nic z tego  nie będzie.
“Pieniądze  na edukacje, nie dla bankierów”
      Piękny słoneczny dzień. Idealny na późnojesienny spacer po Atenach, tuż przed Bożym Narodzeniem. Trzeba  kupić jeszcze ostatnie prezenty. Na piechotę udaliśmy się na Monastiraki. Partenon  stał niewzruszony. Jedna z niewielu stałości  w tym ateńskim chaosie.  Podczas nieśpiesznego spaceru, widzę obok nas protestujące wcześniej twarze. Już bez masek i zacietrzewionego  buntu w oczach.
      Kiedy doszliśmy do stacji metra na Monastiraki, kilku Afroamerykanów grało uliczny koncert  reggae. Nie wiem  jak zinterpretować takie zakończenie, ale czuje że nie wymyśliłabym lepszego.  Jakby przeskoczyć z jednego  świata, do drugiego. Na zupełnie inną planetę. Właśnie za to  lubię wielkie miasta. Im większe, tym lepiej.

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Jak według Greczynki wzorcowo prowadzić dom? WAŻNE UZUPEŁNIENIE!

       Wiedziałam, że temat greckich porządków nie zakończy się tak prędko. W Grecji, jest to bowiem temat rzeka! Niezwłocznie dopisuje więc kolejną część, która jest bardzo ważnym uzupełnieniem wcześniejszego  postu. Do napisania tego tekstu wykorzystałam Wasze wypowiedzi w komentarzach na blogu jak i Facebooku oraz kilka konsultacji z Greczynkami. Za każdy komentarz z porządkową radą – serdecznie dziękuję!
     Boże Narodzenie już za jedyne piętnaście dni! Czy zaczynacie myśleć o świątecznych porządkach? Jeśli w tym roku macie zamiar wykonać je w wersji greckiej – radzę zabrać się za nie już teraz! Rozważcie nawet urlop z pracy, bo czeka Was naprawdę dużo roboty…
   Tak więc – do dzieła!
11. OD CZEGO ZACZĄĆ? – każda grecka perfekcyjna pani domu, sprzątanie zaczyna od przygotowania sobie dobrej kawy. Ta towarzyszyć będzie jej w całym misternym procesie sprzątania. A tak bardziej na poważnie… Sprzątanie domu należy zacząć od… dokładnego, bardzo dokładnego(!) wymycia balkonów. Najpierw się je zamiata, a później myje używając przy tym hektolitrów wody. Wymyty  balkon – to podstawa, więc powinien być czysty jak sala operacyjna!
12. BALKON WYMYTY, WIĘC CZAS NA OKNA – przyznam, że mieszkając w Grecji potrzebę posiadania czystych okien rozumiem doskonale. Słońce jest tutaj mocne jak reflektor i z przerażającą dokładnością wytyka każdy zaciek, ślady po palcach czy też brud. A ładnie umyte, powodują że światło w domu staje się jakby jaśniejsze i wszystkie przestrzenie sprawiają  wrażenie jeszcze czystszych. O kurcze… Co ja piszę?!  Zdaje się, że coraz bardziej ulegam greckim wpływom…
13. WIETRZENIE – dokładnemu sprzątaniu towarzyszą zawsze szeroko otwarte okna. Zostawia się je również otwarte na dobrą chwilę tuż po sprzątaniu. Trzeba oczyścić przecież  i powietrze! W wielu domach mieszkanie wietrzy się codziennie, najlepiej z rana – niezależnie od tego czy jest lato, czy też zima.
14. PRANIE – jednym z najbardziej charakterystycznych widoków greckich miast i miasteczek, jest pranie wywieszone na balkonie, albo zwisające z okna. Pranie koniecznie musi suszyć się na powietrzu i to im wyżej, tym lepiej. Fakt, że na słońcu znacznie szybciej schnie – rozumiem doskonale. Ale taka balkonowa estetyka, z przeglądem bielizny każdego z domowników – za żadne skarby!
15. NARZUTY NA KANAPY – kanapy oczywiście się myje! Jak? – o tym będzie w następnym poście. Jednak żeby uchronić je od zniszczeń i zabrudzeń, każda kanapa  koniecznie  musi nakryta być  narzutą, którą łatwo jest wyprać.
16. FANTAZYJNIE ZMIĘTY  OBRUS – celowo „artystycznie” zmięty obrus, w pozorowanym jedynie nieładzie, to typowa grecka moda domowych wnętrz. W domu Fety, jak i domach wszystkich jej koleżanek nie ma obrusu, który leżał by prosto. Wszystkie muszą być fantazyjnie zagniecione, czy upięte. Często podobnie dzieje się z firanami i zasłonami. Ot taka moda! Wygląda to dokładnie, jak na zdjęciu  niżej.
17. ŚCIANKA Z IKONAMI – znajduje się w każdym greckim domu. Zajmuję określoną przestrzeń ściany, na której powieszonych jest kilka, kilkanaście ikon. To taki rodzaj  domowego „ołtarzyka”. Ciekawy przykład utrwaliłam na zdjęciu  niżej. Pod ikonami  znajdują się miniatury  postaci przypominających małe wróżki, czy też inne stworzenia ze świata magii. Brakuje  jeszcze  tylko mini  podobizny gromowładnego Zeusa… ;)))
Zastanawia mnie jedno. To pytanie zadaje prawie każdy, kto przyjeżdża do Grecji. Dlaczego jeśli greckie domy są tak czyste, na ulicach miast często panuje wielki bałagan? Zupełny kontrast do czystości w domach. Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. A może ktoś z Was pomoże???
    Do ostatecznego domknięcia  tematu greckich  porządków, pozostało jeszcze tylko jedno: triki ułatwiające i udoskonalające sprzątanie! Przy ostatniej wizycie w domu Sałatki zrobiłam z Fetą mały  wywiad i takich porządkowych trików trochę się  nazbierało. Myślę, że naprawdę mogą się przydać! Zapraszam do poczytania jeszcze w tym tygodniu!

Pomidor – „złote ręce”, które naprawią wszystko

    Pierwsze co zrobił, kiedy  tylko zamknął za sobą drzwi od Cytrynowego Domu, to uratowanie świata. W niecałe 40 minut zdołał zamontować grecką telewizję, dzięki czemu zdążyliśmy na kolejny odcinek ukochanego przez Fetę i Olivkę, tureckiego tasiemca.
     W niewielkiej walizce  Pomidora nie było nic więcej, poza pokaźnej wielkości wiertarką  i podręcznym zestawem  do naprawiania. Czego? Wszystkiego! Koszule, pidżamy, bielizne i kosmetyki dla męża zabrała oczywiście Feta, bo w tradycyjnej greckiej rodzinie, jak na talerzu z grecką sałatką, wszystko ma swoje właściwe miejsce.
       Serial leciał w najlepsze. Burum… Urum… Turu…Nic z niego  nie rozumiałam, więc z ciekawością przyglądałam się, co takiego robi Pomidor. Problem z telewizją był już rozwiązany, ale wiertarka została jeszcze przecież w rękach.
     Kontakt w naszej kuchni,  wisiał zupełnie bezużytecznie. Trzeba więc było go praktycznie  zamontować. Owo „praktycznie” oznaczało – na samym(!) środku kuchennej ściany, która znajduje  się w najbardziej rzucającym się w oczy miejscu. Być może mignie Wam gdzieś w naszych kulinarnych filmikach. Cokolwiek o estetyce by nie powiedzieć, teraz jest praktycznie i to szalenie, więc nie ma co narzekać!
    W dalszej kolejności, Pomidor zabezpieczył instalację elektryczną na zewnątrz domu. Przestawił drzwiczki do lodówki  ze strony prawej na lewą.  Zamontował wszystkie kontakty, które wcześniej zwisały. Naprawił klamkę w drzwiach wejściowych. Uszczelnił okna specjalną taśmą. Wyszorował spód zaczernionego sadzą  garnka.
         A mawiają, że wszyscy Grecy to lenie!

     Wszystko w domu zostało naprawione, dokręcone, uszczelnione i doczyszczone. Na całe szczęście mamy jeszcze niewielki ogród. Nie wiem skąd, ale Pomidor wytrzasną również mini piłę. Kto wie – może zawsze ją ze sobą nosi? W pół godziny usunął wszystkie suche gałęzie z cytrynowych drzew. Oszczędził tylko te, które znajdują się u sąsiadów.  Ponieważ nasz ogród nie jest duży,  prace ogrodowe niestety szybko zostały ukończone. Ale  wyraz twarzy Pomidora, mówił że wciąż myśli: „co by tu jeszcze?”.
     Cóż za leniwy każdy  Grek…

     Obawiałam się, że wpadnie na pomysł, żeby rozebrać cały dom, sprawdzić  części, poczym znów złożyć wszystko w całość. Na szczęście do naprawienia znalazły się jeszcze rzeczy mniejsze. Popsute zapięcie od łańcuszka. Urwana klamerka od zegarka. Czy też zbyt  luźny pasek od buta. Jak się okazało, Pomidor naprawi również wszystko co delikatne i drobne.
     Ależ ci Grecy to lenie!

     Po trzech dniach wizyty i trzech dniach naszego mini remontu, wszystko, absolutnie wszystko było już  naprawione. Nasz dom, jeszcze nigdy wcześniej nie był w tak dobrym stanie.
     Na nieszczęście dla Pomidora, który żyje tylko kiedy  robi coś konkretnego, oznaczało to – definitywny koniec prac!
    Usiadł wygodnie na kanapie i włączył wiadomości. Na jego twarzy widać było jednak pewną niewygodę. Tak jakby coś ciągle go uwierało. Widzę, że tych wiadomości wcale nie słucha, że nie może się skoncentrować, a  siedzi i patrzy w nieokreśloną przestrzeń. Nagle wstał, lekko zgarbiony, z do granic możliwości skoncentrowaną miną i powoli przybliżył  się w kierunku okna. Pomyślałam: „na Boga! znów  znalazł coś do naprawienia…”. Im bliżej był tajemnego celu, tym wolniej podchodził. I nagle: KKKLLLLAAACHHH!!!!!!
    Klasnął w ręce tak mocno, że myślałam iż  za chwilę stanie mi serce.  Pomidor zabił muchę… Amen! Nawet i ona się nie ostała. Mam nadzieje, że lata sobie teraz w musim niebie.
     Stereotypy mają to do siebie, że  wiele jest od nich wyjątków…

Przewodnik po ZAKINTHOS cz. 3 – Monastyr w miasteczku Anafonitria. Święty Dionizos, czyli kim był patron wyspy?

     Im dalej na północ, tym mniej jest turystycznie. To właśnie w północne rejony Zakinthos   należy się udać, jeśli chce się uciec od komercyjnej atmosfery na południu wyspy.
      Północna część dawniej uznawana była za biedniejszą, dlatego że kamieniste w tym rejonie ziemie, były mało urodzajne. Takie podłoże miało jednak co najmniej jeden duży plus. Dzięki niemu, trzęsienie ziemi które nawiedziło Zakinthos w 1953 roku,  nie było aż tak dotkliwe jak w innych częściach wyspy. I to właśnie w miasteczkach, które znajdują  się na północy zachowało się najwięcej budowli sprzed katastrofy.
      Jednym z takich miasteczek jest Anafonitria, znajdująca się na północnych zboczach najwyższego pasma górskiego wyspy – Vrahionas (najwyższy szczyt  756 m n.p.m.).
     To niewielkie miasteczko jest bardzo ważnym miejscem dla całej wyspy, ponieważ to właśnie tam zachował się najstarszy monastyr na Zakinthos, pod wezwaniem Matki Boskiej. Tam też mieszkał patron całej wyspy  – święty Dionizos. Zacznijmy jednak od początku…
     Monastyr powstaje w XV wieku. Wtedy też  u wybrzeży wyspy utonął  statek, płynący z Konstantynopola. Okoliczni pasterze zobaczyli, że na samym szczycie wraku rozbłyskuje ikona przedstawiająca  Matkę Boską. Ikona została  uratowana i to właśnie dla niej wybudowano  monastyr, pod wezwaniem Matki Boskiej. Od sześciu już wieków owy monastyr wciąż stoi na swoim miejscu.
     Dwa wieki później w monastyrze zamieszkuje  opat Dionizos, który później zostaje jedną z najważniejszych postaci dla Zante. Do monastyru, gdzie mieszkał opat zbiegł człowiek, który zabił  brata Dionizosa. Opat  nie tylko przebaczył mordercy, ale udzielił mu również schronienia. Poprzez to wydarzenie Dionizos został uznany za świętego i stał się patronem przebaczenia.  Święty Dionizos jest również patronem Zakinthos.
     Po  śmierci Dionizosa w 1622 roku, jego zwłoki zostały przeniesione na wyspy Strofades, gdzie wcześniej był mnichem. Później  zwłoki przeniesiono do stolicy. Relikwie patrona wyspy znajdują się  obecnie w kościele Świętego Dionizosa, w chorze.  
    24 sierpnia cała wyspa obchodzi święto swojego patrona. Z tej okazji w gorącą sierpniową noc organizowany jest wielki pokaz sztucznych ogni. Jeśli właśnie wtedy będziecie  w Zakinthos, warto w tym czasie zaplanować pobyt w chorze.
    Pomimo, że kościół w miasteczku Anafonitria prawie zawsze jest zamknięty, warto zobaczyć jak wyglądają zabudowania całego monastyru. Jest to bowiem jedna z niewielu budowli na wyspie, która w tak dobrym stanie zachowała się po licznych trzęsieniach ziemi. Według Zakinthyjczyków  fakt, że to właśnie ta budowla ocalała, jest potwierdzeniem że patron cały czas czuwa nad swoją świątynią i opiekuje się wyspą.
    Kiedy dzień jest upalny, a tak zazwyczaj jest przecież latem, warto usiąść na chwilę w wejściu do monastyru. Wiekowe kamienie są zawsze zimne i działają lepiej niż najnowocześniejsza klimatyzacja. Gdyby tylko te mury potrafiły mówić… Przez tyle wieków, stoją  wciąż w tym samym miejscu. Rzeczywiście, kiedy się na nie patrzy można mieć wrażenie, że ktoś trzyma nad nimi piecze.
    Jeśli nie mieliście jeszcze okazji, żeby zobaczyć jak w naturze wyglądają krzewy kaparów, to ten monastyr jest doskonały miejscem, żeby nawet je nazbierać. Wyrastają na dziko w murach wiekowego monastyru i wyglądają jakby ktoś celowo je tam posadził.
    Anafonitria jest również doskonałym miejscem, żeby zatrzymać się na spokojny obiad. Niekomercyjnych tawern z bardzo dobrym, typowo greckim jedzeniem jest wiele. Jest więc w czym wybierać.
    Wyjeżdżając już z miasteczka warto udać się do Porto Vromi. Jest to port, z którego odpływają statki między innymi  do słynnej Zatoki Wraku. Już sama droga do portu zapiera dech w piersiach. W wielu  miejscach  nieziemski widok na lazurowe morze jest tak szeroki, że na własne oczy można zaobserwować, iż ziemia naprawdę jest okrągła. Wystarczy dobra, słoneczna pogoda i nie trzeba niczego mierzyć.  To również przy tej drodze znajduje się wiele krzewów tymianku, które rozkwitają drobnymi, fioletowymi kwiatkami.
    Stateczki w Porto Vromi, które cumują przy brzegu, czasem wydają się kołysać nie na wodzie, a w powietrzu. Woda jest tam  tak przejrzysta i błękitna. Skały układają się w najróżniejsze kształty, które zmieniają się wraz ze zmianą kątów padania  promieni słońca. Co na nich widać? Jest to wspaniałe pole popisu dla wyobraźni.
    Plaża w Porto Vromi jest niewielka. Zazwyczaj nie ma tam  turystów, są  przeważnie sami tubylcy.Obok plaży jest niewielka kawiarenka, gdzie robią całkiem niezłą zimną kawę. Warto zabawić tam dłuższą chwilę.
***
    Kiedy podjeżdżaliśmy do naszej tawerny, jej właścicielka pani Sofija, czekała na zewnątrz. O biały, lekko ubrudzony fartuch właśnie wycierała ręce. Patrząc jak wychodzi  na próg  swojej tawerny, zawsze wydawało mi się, że wygląda jak postać ze starej fotografii, jednej z tych na której widać Greka na tle swojego interesu.
    Sofija uśmiechała się przyjaźnie. Często  dało się wyczuć, że pod tym uśmiechem kryje się potężny stres.  Dźwięk otwierających się drzwi od busa przepełnionego turystami, oznaczał jedno – kilka sekund ciszy przed najprawdziwszym huraganem.  
    To co działo się na zapleczu, kiedy zostały złożone wszystkie zamówienia, wyglądało jak najprawdziwsze pole bitwy. W górze latały pomidory, sałata, ziemniaki na frytki (tak! te zawsze były własnoręcznie  robione), na przemian z talerzami, widelcami i nożami oraz mięsem na souvlaki, rybami  i specjalnością tawerny, czyli daniem z królika.
    -Valllllerrrriiiiiiaaaaa!!! Na Boga! Kobieto, pośpiesz się!!! Gdzie ty się podziewasz???!!! – krzyczała wniebogłosy, po swoją jednoosobową pomoc.  Biedna Valeria.
   Dwie osoby w kuchni i ponad 20 klientów. Na przygotowanie wszystkiego maksymalnie 20 minut, bo przecież nikt nie chce czekać dłużej. Czyli mniej więcej jedna minuta na jeden posiłek.  Przyznacie, że można stracić głowę. Nie mam pojęcia jak Sofija z Valerią to robiły, ale zawsze jakoś dawały radę,  żegnając nas  z uśmiechem, tym razem przepełnionym  uczuciem ulgi. Ufff…  Pojechali…  A teraz czas na kawę!
   Kiedy ktoś ma szanse zobaczyć jak prawdziwy Grek zabiera się do  pracy, stwierdzenie  że „wszyscy Grecy to lenie” już raczej nie przejdzie mu przez gardło. Za każdym razem przypominał  mi o tym widok rąk  pani Sofiji. Dość krótkie powyginane palce, które nieraz się poparzyły. Zgrubiała, popękana miejscami skóra, która  systematycznie była przypadkowo cięta. Tylko w telewizji widziałam kucharzy, którzy z taką zręcznością  posługują się nożem.