Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Co na śniadania jadali starożytni Grecy? Czyli śniadaniowa propozycja nr 6!… poniedziałek, 7 stycznia 2013

 
 
 
 
      Koliva w języku starożytnych Greków oznacza „ziarno zboża”. W języku nowogreckim  nazwa ta kojarzona jest przede wszystkim z rodzajem poczęstunku.  Dla nas Polaków wydać się on może co najmniej orientalny, bo z niczym co pochodzi z polskiej kuchni się nie kojarzy. Prócz tego, że smak kolivy jest naprawdę fantastyczny, jest ona niesamowicie zdrowa. Jest więc idealna na poranek, szczególnie jeśli ma być grecki.
     Jedząc to danie, warto mieć świadomość, że prócz dostarczania organizmowi tego co najzdrowsze, pochłania się grubo ponad dwa tysiące lat historii. W międzyczasie podniebienie, ze szczęścia szaleje!
 
 
 
 
     Pierwszy raz kolivę miałam przyjemność jeść tego lata. Wychodziłam właśnie z niedzielnej mszy w greckim kościele. Ktoś wręczył mi aluminiową torbę z przedziwną zawartością. Na torebce wydrukowany był żałobny krzyżyk. A do mnie dopiero wtedy dotarło, że przecież była to msza upamiętniająca czyjąś rocznicę śmierci.
   Niestety, ale dziś typową kolivę je się przy uroczystościach żałobnych. Być może, żeby chociaż trochę osłodzić nastrój. Ta mieszanka ziaren zboża, orzechów, rodzynek oraz pestek granatu, smakowała mi jednak na tyle wyjątkowo, że postanowiłam zapomnieć o jej  smutnej tradycji i mimo wszystko jadać kolivę na śniadania. Mój brzuch bardzo się z tego ucieszył.
    Dopiero po pewnym czasie dowiedziałam się, że pogrzebowa tradycja spożywania kolivy nie jest jedyną. Na całe szczęście, historia tego dania jest dużo bardziej rozbudowana.
 
     Smak dzisiejszej kolivy jest prawdopodobnie tylko trochę  inny od starożytnego pierwowzoru. Dziś bowiem do tej mieszanki przeróżnych ziaren dodaje się cukru pudru. Starożytni Grecy raczej nim nie dysponowali. Na to jednak można przymknąć oko 🙂  
 
     W czasach starożytnych jedzenie kolivybyło swoistym rytuałem, a każdy składnik miał znaczenie symboliczne. Spożywano ją za każdym razem, kiedy oddawano hołd mitologicznej bogini Dymitrze, która była patronką rolnictwa i wszelkich zbóż. Uff… na szczęście w czasach starożytnych, kolivawcale nie była kojarzona z pogrzebem! To wyjątkowo zdrowe danie zawierało w sobie wszystko to, co najlepszego  mogła dać ludziom ziemia. A wygląd kolivy przypominać miał garść ziemi, w której zawarte jest wszystko co potrzebne jest człowiekowi do życia. I rzeczywiście, jeśli się przypatrzeć – można mieć takie skojarzenie.
      Ponadto każdy składnik kolivydedykowany jest konkretnemu mitologicznemu bogowi. Kasza, czyli składnik główny, przeznaczona jest dla bogini Dimitry. Pestki granatu były dedykowana Persefonie. Migdały – Afrodycie. Rodzynki – Dionizosowi. Był jeszcze i sezam, który według starożytnych Greków, miał poprawiać przytomność, świadomość umysłu.
 
     Kolivęje się nie tylko w Grecji. Danie to popularne jest również na Bałkanach jak i w Rosji. Jej smak, ale przede wszystkim walory odżywcze, zostały docenione również przez inne kultury. Kolivę przejęło nawet chrześcijaństwo.
 
    Jak ją zrobić? No cóż, jeśli bardzo śpieszycie się do szkoły, na zajęcia, czy też do pracy, jej produkcje trzeba będzie przełożyć na spokojniejszy poranek. A przygotowania rozpocząć jeden dzień wcześniej.

    

  Na sam  przepis zapraszam już jutro!

Miłego poniedziałku 🙂
 
 
 
 
 
 
Przeczytaj więcej…
 
 
 
 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Zamiast świątecznej choinki – statek!… poniedziałek, 10 grudnia 2012

 
 
 
     Grecy kochają wszystko, co związane jest z morzem. Ryby, krewetki, ośmiornice –  to najlepsze co można w tym kraju zjeść. Od zawsze morze było stale powracającym motywem w greckiej sztuce, poezji, muzyce. Dlaczego tak jest – wystarczy spojrzeć na mapę!
      Nikogo nie zdziwi więc fakt, że morskie motywy dominują również we wszelkich dekoracjach. Muszle. Sieci rybackie. Kamienie prosto z plaży. Kotwice. Czy też wszechobecny w Grecji – kolor niebieski. Szczególną popularnością cieszą się również statki. Tak… na tle greckiego krajobrazu, statki potrafią wyglądać przepięknie.
 
    Ponieważ morze dla Greków jest tak istotne – w greckich domach, zamiast świątecznej choinki, ustawia się często miniaturę statku. Tak jest – statek może zastąpić bożonarodzeniową choinkę! Miniatury statków przystraja się nawet i bombkami, ale królują przede wszystkim drobne światełka. Wygląda to przeuroczo i zdaje się, że jest to swoistym, greckim precedensem.
 
Tak więc w wielu greckich miastach, szczególnie tych położonych blisko morza, na próżno szukać w centrum reprezentacyjnej choinki. Często zastępuje ją przyozdobiony malutkimi światełkami, wielki szkielet statku. Natomiast w  sklepach z ozdobami świątecznymi, prócz łańcuchów, bombek i różnego rodzaju kokard, spotkać można gotowe do przystrojenia świąteczne miniatury statków.
 
   
      Mimo, że temperatura w Grecji wciąż jeszcze sięga  15 – 18 stopni, atmosfera Świąt owładnęła kraj na całego! Świąteczny statek – rzeczywiście,  może wyglądać dość nietypowo.        Liście z drzew nie zdążyły jeszcze opaść, niektóre nawet pożółknąć. A ja wciąż nie rozstaje się ze słonecznymi okularami. Potrafi być jeszcze naprawdę bardzo ciepło. W takich okolicznościach świąteczne wystawy, w których dominują choinki i sztuczny śnieg, a Mikołaj ubrany jest w puchaty płaszcz – to jest dopiero egzotyka!
 
   A jak Wasze świąteczne przygotowania? Czy ubraliście już swoją choinkę???   A może … statek?
 
 

Przeczytaj więcej…
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/polskie-faworki-w-wydaniu.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/olivka-radzi-jak-postepowac-z.html
http://salatkapogrecku.blogspot.com/2011/12/jak-przezyc-boze-narodzenie-na.html

 

Dlaczego w Grecji kiedyś nie było przerw na szybką kawę?… wtorek, 13 listopada 2012



Tradycyjny sposób robienia greckiej kawy
 
 
       Do słowa „tradycja”, ani trochę nie pasuje słowo „ekspres”. A mi aż ciśnie się na usta, czy też  bardziej na klawiaturę, żeby napisać: „tak wygląda ekspres do tradycyjnego robienia greckiej kawy”… To znaczy, on tak właśnie wygląda, ale zapewne nie działa ekspresowo!
 
Rizogalo w zestawie z kawą po grecku
    Greckiej kawy w wydaniu tradycyjnym nie można zrobić pośpiesznie. Ale po pierwsze… Do robienia takiej tradycyjnej wersji służy mały garnuszek, nazywany po grecku briki. Znajduje się w każdym szanującym się greckim domu. Czyli inaczej – w każdym 🙂  W takiej tradycyjnej wersji, kawę gotuje się na bardzo rozgrzanym piasku. I do rozgrzewania go, służy to właśnie urządzenie. Co prawda, w dzisiejszych czasach kawy tak się już nie przyrządza – nawet w tych najbardziej szanujących się domach 🙂
 
      Na zagotowanie się kawy na tej właśnie „maszynie”, trzeba czekać dobre 15 – 20 minut. Raczej nie można więc powiedzieć: „wpadnij dziś do mnie na szybką kawę!”.
      Jednak na naprawdę dobre rzeczy, potrzeba trochę więcej czasu. A kawa tak właśnie przyrządzana, smakuje –  w y j ą t k o w o !
 
 
Tak w całej okazałości wygląda briki.
 
 
A niżej przepis na grecką kawę krok po kroku. Tak dla przypomnienia…
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – „Dzień NIE!”… poniedziałek, 29 października 2012

 
Parada – 6 godzin po…
 
   
      Wyszłam z założeniem, że wrócę po 15 minutach. W niedzielę rano w naszym miasteczku odbyć się miała parada, trwająca nie dłużej niż kwadrans. Chciałam zobaczyć jak będzie wyglądać, zrobić kilka zdjęć i wrócić do domu. Taki był perfekcyjny plan.
 
     Tak jak w tą niedzielę, każdego 28 października w Grecji obchodzi się tzw. „Dzień NIE!”, uznawany za święto narodowe. Świętuje się fakt, że 28 października 1940 roku grecki dyktator Metaxas, jednoznacznie i krótko odpowiedział, cytuje: “NIE!”, na ultimatum postawione przez Mussoliniego, co równie jednoznacznie oznaczało przyłączenie się Greków do walki przeciwko faszyzmowi w II wojny światowej.
    Jest to jedno z wydarzeń, z którego Grecy są bardzo dumni. I w związku z tym, w każdym mieście z okazji „Dnia NIE!” organizuje się paradę.
 
     Do tego, że w Grecji żadne plany się nie sprawdzają, powinnam się już dawno przyzwyczaić. A zwłaszcza te „perfekcyjne”. Osoby, jakie w naszym miasteczku znam można policzyć na palcach jednej, w porywach jednej i pół ręki. Tak się jednak złożyło, że w drodze na paradę  spotkałam koleżankę, która mnie zagadała. Nie udało mi się zrobić ani jednego zdjęcia… Prawdę mówiąc, samą paradę też przegapiłyśmy. Ale mogę stwierdzić (bo dobrze słyszałam), że ktoś uderzał w bęben sprawnie, głośno i niesłychanie równo!
    Pod groźbą nazwania mnie kseneroti (czyli osoby, która nie potrafi cieszyć się życiem ) zostałam zaciągnięta na kawę. Ta trwała dobre trzy godziny. Mój grecki pozostawia wiele do życzenia, więc nie do końca potrafię wytłumaczyć, jak ja się właściwie dogaduje. Mimo tego, naprawdę wiele ciekawego się dowiedziałam… „W tym tygodniu w mieście obok, będzie gigantyczny bazar.” „Najszybszym i najbardziej pożywnym obiadem jest fasolka.” Poza tym, nawet nie wyobrażacie sobie, do czego jeszcze można używać chloru… Poznałam również odpowiedź na pytanie: dlaczego w Grecji polewa się ulicę wodą? A właściwie nie tylko wodą, bo czasem również i … chlorem…
      Metaxasmógł powiedzieć „nie”, bo był przecież dyktatorem. Ale na moją odpowiedź „nie! nie mogę iść teraz do tawerny”, nikt nawet nie zwrócił uwagi. Dodam, że zawartość mojej torebki można było zamknąć w trzech rzeczownikach: telefon, klucz i plącząca się w kieszeni moneta 2 euro. To ostatnie również nie było żadnym problemem.
     W tawernie przesiedzieliśmy następne trzy godziny. Jedzenie jak zawsze był fantastyczne! Kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia, moja koleżanka zapytała:
-Dorota, a jak naprawdę podoba ci się nasze miasteczko?
-Jeśli mam być zupełnie szczera… – zaczęłam. Ugryzłam się jednak w język, patrząc na otaczające mnie roześmiane twarze.  
-Mieszkają tu naprawdę… niesamowicie przyjaźni  ludzie.
     To było z pewnością najdłuższe „15 minut” w moim życiu. I jednocześnie jedne z najprzyjemniejszych.  W Grecji udać się może wszystko! Wszystko, poza…  perfekcyjnym planem.
 
 

 
 
ENGLISH VERSION:
 
„NO! DAY”
 
     I went out from home, thinking that I’ll be back in 15 minutes. This Sunday morning there was a parade, that was supposed to last not more that one quarter. I wanted to see how it’s going to look like, make some pictures and come back home. That was my perfect  plan.
 
    Just as every 28th October, this Sunday there was the  “No! Day”, which is a national celebration in Greece. Greeks celebrate the fact that at 28thof October 1940 Greek dictator Metaxas said shortly “NO” for the ultimatum that was proposed by Mussilini. It meant at the same time, that Greeks take part in the II world war, fighting against Fascism. It’s one of the occurrences that Greeks are very proud of.  And that’s why to celebrate 28th of October, in every city there are parades.
 
     I should really get used to the fact, that any plans are working out in Greece. Specially, those “perfect” ones… People that I know in our little town, can be counted  on the fingers of one hand. Or let’s say… one and a half. Anyway,  on my way to the parade I met one of my friends. I didn’t manage to make any of my planned pictures… Honestly saying, we missed all the event. I can just say, that the drummer was really good. He was playing his  drum skillfully, loud and straight!
     Avoiding to be called kseneroti (which means: someone who does not know how to enjoy life) I was taken for a  coffee, which last three hours. My Greek is still “on the process of being built”  so I don’t even know how to explain, that I manage to speak with people. Though I got some really interesting information… “There will be huge bazaar in the city next to us, just after Sunday.” “The fastest and the healthiest food are beans!” By the way…You cannot even imagine for what issues you can use chlorine… I even got an answer to the question: why do Greeks clean street with a water?… Or sometimes even with chlorine…
     Metaxas was a dictatore, which means that he could say “no”. But for my anwser „no! I really cannot go to a tawern now” no one even paid attention. I have to mention, that the contents of my bag were just three nouns: phone, key and a 2 euro coin, that was lost in a pocket. The last thing was as well – no problem at all.
    We spent the next three hours in a tavern. As always, the food was just great! When we were ready to go back, the friend who was sitting next to me, asked:
-Dorota, so how do you like our town?
-Well, to be completely honest… – I started.  But I bit my tongue, looking at the smiling faces around me.  
-People here are really… amazingly friendly!
     That was for sure the longest “15 minutes” in my life. And at the same time, one of the nicest. You can really make everything in Greece! Everything, except … perfect plans.
 
 
 
 
 
     

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Najsłynniejsza melodia Grecji… poniedziałek, 8 października 2012

 
 
       Dzwonka w telefonie nie zmieniam już od dobrych kilku lat. I nie wiem czy kiedykolwiek zmienię. Jeśli ktoś do mnie dzwoni, zanim odbiorę zazwyczaj mija długa chwila – zawsze jeszcze trochę dłużej chcę posłuchać melodii z telefonu. Za każdym razem, kiedy moja komórka rozbrzmiewa, na twarzy tego kto ją słyszy pojawia się znaczący uśmiech. I zapewne osoby, które słuchają, same nie potrafią wytłumaczyć dlaczego tak nagle zaczynają się śmiać?
 
 
Mikis Theodorakis ma obecnie 87 lat.
 
     Taniec Zorby (inaczej Sirtaki), bo o nim teraz mowa, to bez dwóch zdań najpopularniejszy utwór  Grecji. Zna go każdy i każdemu nieodłącznie kojarzy się z Helladą. Ta pochodząca z filmu Grek Zorba melodia, została stworzona w 1964 roku, ale nie bezpodstawnie kojarzy się ze starymi greckimi ludowymi pieśniami – to właśnie w nich odnajduje swoją inspirację.
 
    Taki utwór mógł skomponować nie kto inny, jak po pierwsze muzyczny geniusz, a po drugie Grek. Mikis Theodorakis to jeden z najsłynniejszych  greckich kompozytorów XX wieku i przede wszystkim – największa duma Grecji. Theodorakis przyszedł na świat w 1925 roku na wyspie Chios. Jego najsłynniejsza melodia jest tak bardzo znana, że wydaje się mieć już wieki. Jednak jej twórca wciąż żyje i co więcej – ma się bardzo dobrze! Jakieś kilka dni temu jego postać znów mignęła mi na ekranie telewizora, przy okazji wręczania kolejnej nagrody.
    Kiedy patrzy się na uśmiechniętą twarz Theodorakisa, trudno uwierzyć że ten człowiek przeżył w życiu aż tyle. Podczas wojny domowej w Grecji (1946 – 1948) był latami więziony, torturowany i katowany. Dwa razy pogrzebano go żywcem. Tym bardziej zdumiewający jest fakt, że przez całe życie, niezależnie od okoliczności: więziony, czy też na wolności; w pełni sił fizycznych, czy też prawie umierający – przez cały czas, nieustannie tworzył.
     Theodorakis prócz komponowania angażował się w politykę i walkę o prawa  człowieka. Dziś mógłby już spokojnie siedzieć i patrzeć na morze popijając ouzo, ale nadal czynnie działa.  I dzięki tak aktywnej działalności w 2000 roku był nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.
   
     Tę melodię pewnie słyszeliście już nie raz. Jest jak porcja czekoladowego ciasta: za każdym razem dodaje radości i siły. Właśnie dlatego proponuje ją na poniedziałek. Niżej znajduje się jedna z piękniejszych wersji. Dyrygent, który pojawia się w migawkach, to oczywiście sam Theodorakis.
      Zrelaksujcie się i wsłuchajcie bardzo uważnie. Jeśli chcecie na chwilę przenieść się do Grecji, nie potrzebny jest Wam żaden bilet. W tej muzyce jest wszystko, co w tym kraju najpiękniejsze. Wystarczy na dwie minuty wyłączyć umysł, otworzyć serce i … czy do poczucia lekkości potrzeba czegoś więcej?    
  

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Początek dnia wg greckiej pani domu… poniedziałek, 10 września 2012

 
 
 
       Każdego ranka, kiedy tylko otwieram oczy,  słyszę ten sam dźwięk. Kilka sąsiadek, wychodzi na uliczkę, po czym myje chodnik. Tak jest – myje chodnik. Dobrze przeczytałeś drogi Czytelniku! Dźwięk wylewającej się pod dużym ciśnieniem wody, już od godziny siódmej, roztacza się wszędzie. Każda z sąsiadek myje kawałek ulicy pod swoim domem, polewając ją wodą, z długiego węża ogrodowego. Nie ma w tym zwyczaju rozpisanego planu, to znaczy: niektóre panie domu robią to raz na tydzień, niektóre raz na dwa tygodnie, są jednak i takie które robią to każdego ranka. Zawsze zjawiają się  trochę ospałe, obowiązkowo w pidżamie, co najwyżej w szlafroku i koniecznie w  domowych klapkach. Widok  nie tyle niecodzienny, co zupełnie niezrozumiały. Przy temperaturze około 30 stopni, w pełnym słońcu, woda bowiem w ciągu 5 minut zupełnie wyparowuje. Natomiast różnica z „przed” i „po” mycia jest dla mnie niedostrzegalna.  Poprostu jej nie ma!
 
      W tym momencie niemalże same nasuwają się co najmniej dwa pytania:
1) czy greckie panie domu mają zbyt  dużą ilość wolnego czasu?
2) czy Grecja jest jedynym krajem na świecie, cierpiącym z powodu zbyt dużej ilości wody?
 
 
    No cóż… Nie byłabym sobą, gdybym po prostu sama nie spróbowała. Wstałam więc pewnego ranka, jeszcze w pidżamie i domowych klapkach, wyszłam przed dom. Chwyciłam węża doprowadzającego wodę  i z na wpół przymkniętymi oczami zaczęłam myć nasz kawałek ulicy. Trwało to standardowo, czyli jakieś dziesięć minut. Rezultat: z „przed” i „po” – nie było żadnej  różnicy, a woda po kilku minutach wyparowała.  Nic co mogłoby mnie zaskoczyć. Wróciłam do domu, przebrałam się, umyłam  i zabrałam  za śniadanie. Po kilku chwilach zauważyłam, że coś się jednak zmieniło. Nie w chodniku, ale  we mnie. Od dawna bowiem  nie byłam  tak zrelaksowana…
 
      Na pewno nie mam w planach  myć mojego kawałka ulicy codziennie. Ale zdaje się, że za jakiś czas znów go umyje…
 
     A jak ma się Wasz  kawałek ulicy? Czy  myliście już go kiedyś?
     Relaksującego   poniedziałku!
 
 
 
 
 
 

Dziś jest Dzień Bloga!… piątek, 31 sierpnia 2012

 
 
 
     Ku mojej radości, ostatnio było sporo okazji do świętowania. Od powstania „Sałatki” minął już rok. Oliwa z oliwek właśnie miała prawie setne urodziny. Za to dziś, czyli 31 sierpnia jest   Dzień Bloga.
 
     Bez najmniejszej obiekcji zaliczyć mnie można do grona osób, która uważa, że każda okazja jest dobra do świętowania. Uznaje, że jeśli uchwalone zostało jakieś święto – to czemu by go nie świętować? Jestem wielbicielką   Bożego Narodzenia, więc prezenty kupuje już we wrześniu. Wielkanoc ubóstwiam i nie wyobrażam jej sobie bez kolorowego jajka! A luty byłby taki smutny bez Walentynek, mimo iż są dość komercyjne. Za  to imieniny czy urodziny to wspaniała okazja, żeby w szczególny sposób  przypomnieć sobie o bliskiej osobie.
 
     Moim upodobaniem do świętowania idealnie wpisuje się w grecką mentalność. Wczoraj w Grecji imieniny obchodził Aleksander z Aleksandrą. Z tej okazji, tawerny pękały w szwach! A kiedy 15 sierpnia swój dzień obchodzi Marija razem z Despiną i Panagiotisem, cały kraj tkwi w jednym wielkim świętowaniu. Tego dnia niczego nie da się załatwić. Świętuje bowiem właściwie  każdy!
 
   Nie byłabym  więc sobą zapominając, że to właśnie dziś jest Dzień Bloga. Z tej okazji u mnie, przez cały dzień króluje różowe wino.
  Wszystkim blogującym jak również i sobie więc życzę:
 
-listy niekończący się kreatywnych pomysłów
-milionów wejść i jeszcze więcej stałych czytelników
-oraz żeby te zdjęcia trochę szybciej się ładowały!
 
 Całusy od Sałatki *****

 

 
Za wyśmienite różowe wino – wielkie podziękowania dla jego sponsora:
:)))))


http://arthistery.blogspot.com/

 

 
 

 

 

 

Z CYKLU: zacznij lekko poniedziałek – Super Hot!… poniedziałek, 27 sierpnia 2012

 
 
     
 
    Stało się już moim zwyczajem, że zawsze kiedy jestem na kawie, przeglądam jedną z kolorowych gazet. Przy kawiarnianych stolikach są ich zazwyczaj stosy. Dzięki temu jestem na bieżąco z najnowszymi greckimi plotkami. Rozpoznaje znane twarze, wiem kto z kim romansuje, znam też wszystkie najważniejsze skandale. Wiedza ta pozornie niezbyt istotna. Moim zdaniem, stanowi jednak rodzaj  wtajemniczenia w codzienne życie Grecji.
 
     Jeśli w Polsce narzekamy na niski poziom prasy kolorowej, radzę zajrzeć to tej greckiej. Szczerze  współczuję greckim celebrities, bo tutejsi  paparazzi naprawdę wydają się nie mieć granic. Zdjęcia gwiazd potrafią być, łagodnie ujmując  – niedyskretne. Dzieciom nigdy nie zakrywa się twarzy. W gazetach dominują fotografie, ale jeśli już pojawi się tekst, pomimo iż zazwyczaj jest bardzo krótki, to ilość znajdujących się tam głupot może być  naprawdę porażająca.
 
     Ujmując krótko – przeglądając grecką prasę kolorową, zawsze można natknąć się na coś swoiście  ciekawego!
    Kiedy ostatnio popijając zimną kawę, przeglądałam jedną z takich gazet, nie mogłam oderwać wzroku od jednego zdjęcia. Powodem tego były trzy przyczyny:
1)      zjawiskowa, męska klata
2)      niebezpiecznie  zawadiacki uśmiech
3)      ale przede wszystkim – wielka strzała i napis Super Hot! Tak na wszelki wypadek, jakby czytelnik się nie domyślił J
 
        Gdybym to ja była w redakcji i gdyby  ode mnie to zależało, pozwoliłabym sobie na drobną  korektę –  Super Super  Hot!
 
      Wesołego   poniedziałku Kochani!  
 
 

 

Pies zwyczajnie sobie śpi… wtorek, 3 lipca 2012

     Właściwie to nic niecodziennego, bo ten pies po prostu sobie smacznie śpi. Zgadza się: najadł się odpadków z pobliskiej tawerny, było bardzo gorąco, więc się zwyczajnie położył. Taki widok, jak i takie zachowanie psów, są w Grecji bardzo typowe. Zastanawiam się tylko, dlaczego (tak jak w tym przypadku) przeważnie muszą spać na samym środku ulicy? Niestety na to pytanie nie znajduje już odpowiedz – może jednak ktoś z Was wie?
    Interesujące jest jednak to, że nigdy nie widziałam sytuacji, żeby ktoś w takiego psa wdepnął, albo choćby się o niego potknął. Zdaje się, że Grecy są do  takiego zachowania  po prostu przyzwyczajeni i nie widzą w tym nic ciekawego. Jednak na widok tak smacznie śpiących psów, w dość nietypowych miejscach, na twarzach turystów zawsze maluje się błogi uśmiech, podszyty być może lekką zazdrością.  Przyznam szczerze – przynajmniej ja tak mam J

Grecka Wielkanoc – wkładaj szpilki i bądź przed północą!… czwartek, 3 maja 2012

       Kiedy wychodziliśmy z mieszkania już właściwie zamykały mi się oczy. Za dwadzieścia minut miała bowiem wybić północ. Jak tylko zatrzasnęłam drzwi od samochodu, przeszła mi jednak chęć na spanie. Jani zaczął pędzić jak szalony – jakby miał za chwilę gasić pożar.
-Zupełnie nie mam pojęcia dlaczego tak jest? – zaczął –  Zawsze, co roku, gdziekolwiek bym był, na Wielkanoc jestem minuta przed dwunastą… Nie umiem tego wytłumaczyć, ale tak jest od urodzenia… – mówił i jednocześnie nerwowo kiwał się w przód i w tył, jakby w jakiś tajemniczy sposób to miało przyśpieszyć jazdę.
     W tradycji kościoła greek orthodox, Chrystus zmartwychwstaje dokładnie o północy – jest to więc strategiczny moment, żeby znaleźć się w kościele. W świątyni trzeba być w jeszcze przed dwunastą, bo właśnie wtedy rozpoczyna się najważniejsze święto dla Greków – Wielkanoc.
    Najwyraźniej nie tylko Jani co roku ma organizacyjny problem, bo kiedy wysiedliśmy z samochodu, w stronę kościoła, razem z nami biegła dość spora grupka, wymachująca trzymanymi w rękach świecami.
    Uff… oczywiście zdążyliśmy – na trzy minuty przed dwunastą!
klasztor Osios Lukas
      W tej najważniejszej dla Greków mszy w roku, uczestniczyliśmy w jednej z najpiękniejszych świątyń środkowej Grecji    klasztorze  Osios Lukas. Pochodzi on z XI  wieku, jest ogromny i naprawdę robi wielkie wrażenie. Ma mury grube na około metr, na sufitach średniowieczne freski, mozaiki zaliczane do największych arcydzieł średniowiecza, w powietrzu czuć zapach czasu. Sama msza odbyła się na dziedzińcu, który wypełniony był ludźmi po same brzegi. Każdy z wiernych trzymał w rękach zapaloną świecę. Przez całą uroczystość słychać było tylko męski śpiew bez oprawy żadnego instrumentu. Słowa pieśni były w języku starogreckim, więc  brzmiały tym bardziej egzotycznie. Im bliżej było północy, tym śpiew był mocniejszy. O godzinie dwunastej głos zabrzmiał tak mocno, jakby za chwilę miała zatrząść się ziemia. I rzeczywiście, kiedy wybiła punktualnie  dwunasta, wg tradycji greckiej zmartwychwstał Chrystus. Ludzie zaczęli prawie rzucać się sobie na szyję, obcałowywać i wypowiadać krótkie pozdrowienie: Chrystos anesti! Alitos anesti! (Chrystus zmartwychwstał! Tak, doprawdy zmartwychwstał!). Po czym, chwilę później zaczęto zapalać sztuczne ognie. Dla nas Polaków brzmi to zaskakująco, ale tak właśnie jest – Grecy na zmartwychwstanie Jezusa cieszą się tak bardzo, że zapalają sztuczne ognie!
wnętrze Osios Lukas

wnętrze Osios Lukas
       Dla Greków Wielkanoc jest o wiele  ważniejsza niż Boże Narodzenie i rzeczywiście jest to bardzo widoczne. Świętowanie Wielkanocy nie ogranicza się jednak tylko do komercyjnego opakowania. Grecy naprawdę chodzą wtedy do kościoła i przestrzegają wszelkich, nawet najdrobniejszych elementów tradycji. Wielkanoc to w Grecji szalenie radosne święto. Zastanawiałam się, czy też dlatego część ludzi była tak nietypowo jak dla mnie ubrana. Szczególnie jeśli chodzi o dziewczyny: w wysokich szpilkach, krótkich spódniczkach, mocnym makijażu – wyglądały trochę jakby za chwilę miały iść na wesele. Nie pasowało to do wyjścia do kościoła, ale cóż, przyzwyczaiłam się już, że co kraj to obyczaj.
     Tradycyjna msza po północy trwała jeszcze trzy godziny… Tak jest – od północy do trzeciej rano. Uczestniczyła w niej dość pokaźna ilość ludzi, w tym ku mojemu zaskoczeniu liczna młodzież. Wg tradycji czuwanie po Zmartwychwstaniu, to najbardziej uroczysta msza w kościele.
      Nie będę oszukiwać, że dotrwaliśmy do trzeciej w nocy… Podobnie jak większość Greków, po uroczystym rozpoczęciu świętowania Wielkanocy udaliśmy się na… dyskotekę J To też jest taka tradycja, że po mszy po północy,  dla uczczenia Zmartwychwstania, część ludzi idzie po prostu na imprezę. Moje skojarzenie z weselnym strojem przeważającej części kobiet, było więc całkiem trafionym tropem. Szkoda tylko, że nie wiedziałam że mam ubrać się, aż tak imprezowo… W zwykłej sukience i butach na niskim obcasie, zdaje się musiałam wyglądać jak zakonnica. Po północy Greczynki jak i z resztą Grecy uwielbiają wyglądać naprawdę wyzywająco.
     Mimo wszystko Zmartwychwstanie Chrystusa czciliśmy równie wesoło jak inni, w towarzystwie Czosnka, czyli kuzyna Janiego. Daję słowo – zupełnie bym go nie poznała. Również i Czosnek po północy przeszedł spektakularne przeobrażenie. Po rozciągniętych dresach i dziurawych kapciach pozostało już tylko wspomnienie. Śnieżnobiała koszula, czarne obcisłe w biodrach spodnie i złoty naszyjnik na odsłoniętej klacie… I dopiero wtedy mnie olśniło, że mieszkam z rodowitym przedstawicielem tzw. Greek – Lover, czyli typowym greckim podrywaczem, który na co dzień w dziurawych kapciach tylko tak się maskuje… Szybko więc się ocknęłam i postanowiłam wykorzystać sytuację. Po którymś tam piwie Czosnkowi rozwiązał się język, był skłonny do zwierzeń i dzięki temu wiem już wszystko o greckim podrywaniu – materiał na post jest w trakcie obróbki i zapraszam do czytania przed wakacjami – myślę, że wtedy każdej Polce szczególnie się przyda!

 

Co za biedak…
       Wracając jednak do tematu… Wróciliśmy jak można się było spodziewać bardzo późno, nocą. Za to nad ranem obudził nas zapach pieczonego barana. To jeden z najbardziej typowych widoków greckich Świąt Wielkanocnych. W Wielką Niedzielę już od rana przygotowuje się pieczonego barana. Towarzyszy temu oczywiście głośna muzyka, śpiewy i tańce. Przyznam jednak, że dla mnie widok obracającego się w całości na ruszcie zwierzęcia jest dość makabryczny. Widać wszystko: głowę, rozwartą szczękę jak również i oczodoły. Janiemu ciekła ślina, ja jednak poważnie myślałam nad przejściem na wegetarianizm. Wiem, że takie mięso smakuje zapewne wyśmienicie. Ale samego widoku jakby dopiero co hasającego zwierzęcia po prostu nie trawię.
     Kolejny dzień był również jeszcze świąteczny, ale każdy raczej koncentrował się na odpoczywaniu. Miasto jakby jeszcze bardziej zamarło w oczekiwaniu na obudzenie się dopiero następnego dnia wcześnie rano.
     I tak do następnego razu – dokładnie za rok! Mądrzejsza o następne doświadczenie, będę pamiętać żeby do kościoła założyć kilkucentymetrowe szpilki, a usta pokryć krwistą czerwienią!