14 luty!… wtorek, 14 lutego 2012

  
    Wczoraj, przez dwie godziny szukałam greckiego wiersza o miłości. Ostatecznie nie znalazłam właściwie niczego, co naprawdę, szczerze by mnie wzruszyło. W konsekwencji w jeszcze mało walentynkowym nastroju, o mało co miażdżąc laptopa, zamknęłam jego klapę i poszłam spać.
    Zaś rano, wiedziałam od razu, co najbardziej pasuje na ten jakże uroczy dzień.
    Naprawdę nietrudno znaleźć grecką piosenkę, która opowiada o miłości. Bo jeśli nie w 100%, to o tym właśnie mówi z pewnością co najmniej 99,9% greckich utworów. Ta, którą dziś proponuje, posiada naprawdę nadzwyczajną dawkę energii – miłosnej, rzecz jasna! Poza tym, ma w sobie dokładnie wszystko, co powinien mieć „idealny grecki hit”:
  • śpiewa go pięknie kobieca kobieta (ach… te włosy….)
  • opowiada o miłości, tak jakby się umierało i rodziło 1000 razy
  • jest niesamowicie żywa i energetyczna
  •  w tle, mniej bądź też bardziej wyraźnie słychać echa orientu…
Z okazji Walentynek – wszystkim – nieskończonych pokładów miłości!
Helena Paparizou _-  Panta Se Perimena (Zawsze będę na ciebie czekać)
– przyznacie, że chwyta za serceJ ….
   

Co można zrobić ze zwykłą, plastikową butelką?…niedziela, 29 stycznia 2012

    Jednym  z większych mitów dotyczących Grecji, jest to, że zimą jest tu ciepło. Naprawdę –  nie jest! Temperatury nie brzmią  może strasznie, bo zimą krążą w okolicach 3 – 5 stopni  i nie  spadają poniżej zera. Śnieg to niesłychana rzadkość, a jeśli już spadnie jest doskonałym powodem, żeby zrobić sobie wolne (autentycznie: kiedy ziemię pokryje nawet mała warstwa śniegu, zamykają szkoły i można z łatwością ubiegać się o dni wolne od pracy). Prawdziwym jednak problemem jest ogromna wilgotność powietrza, również i zimą. W Kavali, gdzie teraz stacjonujemy, dochodzi ona czasem do 85%, co sprawia, że temperatura pokazywana przez termometr,  nie pokrywa się z odczuwanym zimnem, które  dochodzi po sam szpik kości. Potrafi być naprawdę zimno.
    Tym bardziej dziwną więc sprawą jest fakt, że typowy dom przeciętnego Greka, nie jest dostosowany do zimy. Pojedyncze okna. Nieocieplane ściany. Brak kołder (przez cały rok śpi się pod kocem, zimą ewentualnie podwójnym). Czy wreszcie coś czego naprawdę nie potrafię przełknąć: zazwyczaj sześciogodzinny czas uruchamiania   kaloryferów. Tak jest, kaloryfery grzeją zazwyczaj w przedziałach od 9 do 12 rano i od 18 do 21 wieczorem. Przez resztę czasu domy są nieogrzewane i potrafi być naprawdę spartańsko.
     Ostatnio wkładam więc na siebie wszystko co mam najcieplejsze. Często przesiaduje pod kocem i raczej nie rozstaje się z herbatą. Problem pojawia się jednak w nocy i wtedy  najbardziej tęsknię do mojej puchatej, różowej kołderki, która leży sobie w Polsce. Beze mnie…
    No cóż, spadnie w rajstopach i wełnianym golfie byłoby czystym szaleństwem, choć nie ukrywam i taka myśl wpadła mi do głowy.
   Prawdziwym wybawieniem okazała się zwykła, plastikowa butelka napełniana gorącą wodą. To pomysł, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Spałam z nią zawsze, kiedy byłam przeziębiona, albo po prostu było mi zimno. Teraz nie wyobrażam sobie pójść spać bez tego genialnie prostego wynalazku i gwarantuje: ze zwykłą plastikową butelką przegrywa każdy najbardziej fikuśny termofor. Butelka jest niezastąpiona. Jest taka ciepła… Mogę zawsze przyłożyć ją do miejsca, gdzie jest mi najzimniej. Na przykład do stóp. A jak już  traci temperaturę, to zazwyczaj mało mnie to obchodzi, bo smacznie już sobie śpię.
-Dorota, co ty robisz z tymi butelkami? – spytała pewnego dnia Oivka, widząc jak już  kolejny raz napełniam ją na chwilę przed pójściem spać. Wyjaśniłam, ale Olivka nie od razu poznała się na tym  zbawiennym patencie. Niewiele mówiąc jeszcze tej samej nocy napełniłam dodatkową, wręczając ją Olivce.  Od tej właśnie nocy zawsze, obowiązkowo szykujemy dwie.
-Co ty wyprawiasz? – spytał Pomidor – tata Olivki, kiedy zobaczył jak w nocy sama wymienia wodę na jeszcze bardziej gorącą. Nie będę ukrywać – podsłuchiwałam u drzwi…
-Tato, mówię ci – to jest super! Wlewam do butelki gorącą wodę, mocno zakręcam. Przytulam się do niej jak idę spać i tak zasypiam. Spróbuj raz, a już nigdy bez tego nie zaśniesz! Mówię ci!
     I jak tu nie powiedzieć…Przyznacie, ciśnie się na usta samo –  „Polak  potrafi” !
     GORĄCO polecam do wypróbowania – podobno w Polsce jest też coraz zimniej! Brrr……

   

Za oknem szaro, buro i na dodatek – … poniedziałek, 23 stycznia 2012

    
     Ostatnio nawet w Grecji, wygląda na to, że Słońce wyjechało na wakacje. Jest szaro, buro, pada deszcz i ciągle wieje. Nic, tylko siedzieć i płakać. Na dodatek dziś jest poniedziałek…
    Ratunkiem w takie dni, kiedy wszystko wydaje się  być na „nie”, jest  dla mnie filiżanka naprawdę dobrej kawy, coś nieprzepisowo słodkiego i jakieś bardzo kolorowe ubranie, które mam na sobie. Może nie zmienia to diametralnie świata, ale mnie na duszy robi się lepiej.
    Ale kiedy sytuacja za oknem jest naprawdę kryzysowa hmmm… może jakaś energetyzująca   piosenka? Ja proponuje tą:
Ta piosenka, podobnie jak 99,9% wszystkich innych w Grecji, opowiada o miłości.
Ale gdzie indziej tkwi   jej odmienność, bo czy widzieliście kiedyś Greka – blondyna?

Tajemnica rześkich staruszków…sobota, 21 styczeń 2012

      Mimo tego, że mogę obecnie ponarzekać na brak własnego kąta, codziennie budzę się rano i naprawdę nie mogę uwierzyć że za oknem widzę morze. Od zawsze moim wielkim marzeniem było to, żeby mieszkać w miejscu, z którego widać wodę. Szczypie się więc w ręce, przecieram oczy. Ale nie jest to żadna atrapa, ani też fototapeta, ale najprawdziwsze morze, na dodatek z wielką wyspą na horyzoncie.
    Im pogoda robi się  chłodniejsza czasem widok, który mam za oknem   staje się coraz bardziej surrealistyczny. Każdego ranka, mimo iż temperatura na zewnątrz  krąży już w okolicach zera, na plaży jak gdyby nigdy nic pojawia się grupa siedemdziesięciolatków. Rozbierają się do strojów kąpielowych, wykonują kilka hartujących ćwiczeń i powoli, acz konsekwentnie wchodzą do wody. Pływają śmiejąc się wniebogłosy, dobre pół godziny. A później ubierają się szybko i znikają do zaparkowanych blisko samochodów. Bóg jeden wie, co dzieje się potem…
    Żeby nie było wątpliwości: w Grecji zimą jest naprawdę zimno. Co prawda świeci Słońce, ale ma ono przysłowiowe „zęby”. Temperatury nie  brzmią może porażająco (około 5 – 7 stopni na plusie), ale przy wilgotności powietrza dochodzącej do 85%, czasem wydaje mi się, że grecka zima jest zimniejsza niż polska.
    Nie zniechęca to jednak okolicznej grupy „morsów”, która pojawia się każdego przedpołudnia. Nie mają żadnych wymówek – są niezawodni.
    Prosiłam, błagałam Janiego, żebyśmy wybrali się  na plażę i zapytali jednego z nich „jak to się robi?”, bo nie ukrywam – nie mogę wyjść z podziwu, jak  to widzę. Kiedy patrzę jak radośnie, rześko i przede wszystkim zdrowo wyglądają, ciśnie mi się gdzieś w  z tyłu głowy…a może by tak  jednak spróbować…
    Jani zaparł się jednak rękami i nogami – oświadczył, że nie będzie  latać po plaży i zaczepiać ludzi – nawet w celach naukowych! No nic…Kiedy prawdziwy Grek się na coś uprze – nie ma mocnych! Jest to jednak dodatkowy  motywator do nauki greckiego. I jak tylko poczuje się  w języku pewniej, na pewno uzupełnię ten post  o wywiad z prawdziwym „morsem”!
     Tymczasem każdego ranka przypatruje się  uważnie, stojąc w oknie i wciąż uparcie, nie mogąc wyjść z podziwu. Ubrana w sweter, bawełniane podkoszulki, ciepłe rajstopy i dodatkowe skarpety, na widok kąpiących się „morsów” na razie przechodzi mnie ciarka. Dlatego już kilka dni temu stwierdziłam, że jeśli chcę być równie radosna, rześka i przede wszystkim zdrowa, moje hartowanie powinnam  zacząć jak najprędzej. Lepiej nie tracić czasu na puste słowa i zacząć od zaraz! Tak też zrobiłam.  Dokumentację w postaci zdjęć prezentuje niżej…
Do lipca spokojnie powinnam się wyrobić!J

2012!…wtorek, 3 stycznia 2012

    Witam serdecznie już w 2012! Po moim tegorocznym Sylwestrze dochodzę do wniosku, że idealnie byłoby każde Boże Narodzenie spędzać w Polsce, natomiast Nowy Rok witać w Grecji (relacja  z Sylwestra  właśnie powstajeJ).
      Grecy właściwie dopiero dzisiaj ogarnęli się po noworocznej zabawie. Jeszcze wczoraj, czyli 2go stycznia, wszystko było zamknięte na cztery spusty. Zero oznak życia. Na pytanie „właściwie dlaczego 2gi stycznia jest czerwonym dniem w kalendarzu?” dostałam dość enigmatyczną odpowiedź – „dlatego, że jest po 1wszym…”. Hmmm…logiczne! Chyba więcej wyjaśnień nie trzebaJ
       Ja, jeszcze pod koniec okresu świątecznego, podpatrzyłam jeden bardzo uroczy trend w bożonarodzeniowych dekoracjach. Przewiązane wstążkami drzwi z wielkimi, kolorowymi kokardami pojawiają się wszędzie. W domach, sklepach, wewnątrz i na zewnątrz budynków. Ta najbardziej efektowna jest dziełem Cytrynki – siostry Fety, która uwielbia kolor czerwony i zawsze wie co, kiedy i gdzie jest modne.
      Wiem, że jest już dawno po sezonie na świąteczne dekorowanie domów. Ale ja Nowy Rok 2012 zaczynam z wielkim marzeniem do spełnienia. Marzę o tym, żeby mieć już własny dom i tak właśnie go udekorować. Nawet w środku lata! Nie będę ukrywać – tego właśnie  życzyliśmy sobie, w tym magicznym momencie, kiedy wybijała dwunasta…
     Liczę na trzymanie kciuków – wiele ma się wyjaśnić jeszcze w styczniu! Potrzeba nam teraz sporej dawki szczęścia J

Nawet panowie wiedzą jak na Święta upiększyć swój  dom
– autor dekoracji uradowany  z efektu! 

Modny przerywnik cz. 2 … wtorek, 29 listopada 2011

     Oto druga część TOP 10 mody greckiej na jesień. To prawda, że robi się coraz zimniej. Ja jednak nie daje się zwieść wystawom sklepowym, w których coraz więcej jest gadżetów świątecznych. To wciąż jeszcze jesień, końcówka – ale jednak jesień J

5.  PONCZO – jeszcze jakiś czas temu raczej  nie założyłabym poncza, uznając że  pasuje do bardziej dojrzałych kobiet, które chcą wyglądać  dostojnie. Ale w nowoczesnej odsłonie, do legginsów i kozaków – jak najbardziej! Na pomysł noszenia poncza z paskiem nigdy bym nie wpadła – uważam, że jest fantastyczny.
4. PANTERKA – to chyba trend, który króluje teraz wszędzie. Zauważyłam go co najmniej od zeszłego roku. Chyba każdy myślał, że szybko minie i stanie się bardzo passe, ale nic z tego, a przynajmniej na greckich ulicach. Panterka pojawia się wszędzie, pod każdą postacią (!). Mnie najbardziej przypadła do gustu w wersji bardziej dyskretnej – jako element biżuterii. Ale przyznam się szczerze, że jak teraz o niej myślę, to mam ochotę zaszaleć i kupić sobie panterkowe legginsy. Szukam jakiegoś argumentu przeciw, ale niestety nie znajduję. Więc w  sumie – dlaczego by nie?!

3. SZALE – szale we wszelkiej postaci! To  żadna nowość, bo jesień nie może obejść się bez porządnego szala. A jest to chyba jeden z najłatwiejszych elementów pomocnych dla odświeżenia szafy. W każdym razie, jak zdążyłam podejrzeć, Greczynki z szalami się nie rozstają. Wybierają te największe, wręcz gigantyczne, takie którymi łatwo jest się okryć całą, jak kocem. I tak przesiadywać pijąc godzinami kawę z przyjaciółką.

2. UBRANKA DLA PSÓW – to jest naprawdę urocze! Wraz ze spadkiem temperatury, znaczna większość psów wychodzi na spacery w kurtkach i swetrach. I wcale nie chodzi tu o żaden psi bal przebierańców, ale normalne ubrania, w którym zwierzakom jest po prostu cieplej. A fakt, że wyglądają naprawdę fenomenalnie –  to dodatkowy plus!

1. STARSI PANOWIE, STARSI PANOWIE… – to jest bez dwóch zdań mój nr jeden mody greckiej. Bez względu na to czy jest niedziela, poniedziałek, czy też środa; wieczór czy też ranek, czy wychodzą do kawiarni, czy też po kilogram ziemniaków,  zawsze ubrani tak, że naprawdę miło jest na nich popatrzeć. Śnieżnobiałe lub błękitne koszule. Wyczyszczone do granic możliwości stukające buty. Krawaty. Muchy. Jedwabne szaliki. Eleganckie płaszcze i kurtki. Kapelusze! Dyskretne wody kolońskie. Delikatne sygnety na zadbanych dłoniach. I to co lubię najbardziej – zapach cygar! Tak zupełnie na  co dzień. Dziś przypadkowo byłam  w sklepie Zara. Weszłam do działu męskiego. Był przepełniony starszymi panami, badającymi najnowsze trendy w jesiennej modzie.  Też pewnie nie znaleźli żadnego argumentu, żeby tego nie robić. I  to jest to, za co tak uwielbiam Grecję!

Nawet panowie z parku wyglądają jakoś tak…modnie:)
Wszystko jest pod kolor!
Z pozdrowieniami:

Modny przerywnik cz. 1 … sobota, 19 listopada 2011

       Korzystając z okazji, że jesień jeszcze w pełni, postanowiłam zahaczyć o sprawę greckiej mody tego sezonu.  Nie było łatwo ominąć tego tematu, po pierwsze będąc przedstawicielką płci żeńskiej, po drugie lubiąc modę, po trzecie – najważniejsze – będąc w kraju, który wszystko co modne     k o c h a!
     Prezentuje więc „Top 10” greckich trendów tej jesieni.  Tym razem coś lekkiego. Oczywiście zdaje sobie sprawę, że pogoda w Grecji trochę odbiega od realiów polskich  – zawsze jednak można podpatrzeć coś dla siebie. 
      A jak można się było spodziewać – ostatnią rzeczą, na której Grecy mogliby oszczędzać są ubrania. W sklepach tłok, dziś w sobotnie przedpołudnie nie można było wbić szpilki! Co jak co, ale w greckiej modzie nie widać kryzysu…
TOP 10  GRECKIEJ MODY na jesień
10. FUTRZANE DODATKI – czyli wszelkie akcesoria, które są zrobione z futra – sztucznego rzecz jasna! Dla takich zmarzluchów jak ja, to naprawdę praktycznie zbawienny trend.
9. GUMOWCE – od początku października królują na ulicach, tak samo jak w Polsce, w bardzo różnych wydaniach. W przeciwieństwie do noszenia gumowców w Polsce, tutaj są zupełnie niepraktyczne – od 2 miesięcy nie było deszczu… Nie mam pojęcia, gdzie tkwi sens noszenia gumowców w Grecji?  Mimo wszystko tej jesieni – trzeba je mieć!

8. LOUIS VUITTON –  czyli słynne, kultowe  torby. Można je nosić oczywiście przez cały rok, jednak jesienią, zauważyłam ich nagły wysyp, a słynny motyw kolorystyczny jest wszędzie. Jak na moje oko, dość spora część tych pięknych  torebek jest oryginalna. Brak 100% oryginalności – można tłumaczyć pewnie tylko kryzysem.
7. MODNE DRESY – Grecy uwielbiają czuć się wygodnie, tak więc jedną z podstaw dobrze wyposażonej szafy są dresy: porządne, ładne wpisujące się w sportowy  wygląd. A co być może niektórych zaciekawi – wyjście w dresach na miasto, jest całkiem … modneJ
6.OKULARY – to dodatek, o którym nie można zapominać również i jesienią. Tym razem nie chodzi jednak o modny trend, ale prawdziwą konieczność. Słońce w Grecji nawet jesienią jest tak mocne, nie filtruje go żadna chmura, że doprawdy dla  dobra naszych oczu, warto mieć ze sobą porządne okulary. 

C.D.N.


Moja mała, ekologiczna obsesja:)… czwartek 13 październik 2011

     
    Moja starsza siostra będzie miała urodziny. Ponieważ nie będziemy mogły uczcić ich razem postanowiłam zrobić jej niespodziankę, kupić coś niepowtarzalnego i wysłać pocztą. Ewa uwielbia kosmetyki, dlatego nigdy nie ma problemu ze znalezieniem czegoś, co ją ucieszy.
     Przeszukując greckie sklepy kosmetyczne, postanowiłam zacząć od dolnych półek, ponieważ jak już wcześniej zauważyłam właśnie tam kryją się największe i najbardziej niepowtarzalne skarby. Mając w pamięci moją kąpiel w cudownym błocie, kiedy na najniższej, zupełnie bocznej półce, gdzie nikt nie zagląda, zobaczyłam kilka ekologicznych mydeł z oliwek, wiedziałam że jest to właśnie idealny prezent, którego szukam.

     Tak właśnie kilka dni temu zaczęła się  moja mała, ekologiczna obsesja, bowiem od paru dni szukam i tropie naturalnych mydeł we wszelkich sklepach. Są naprawdę niesamowite, bo nie mają w sobie niczego prócz ekologicznych  środków. Bez żadnych sztucznych barwników, dodatków perfumowanych, pachną naturą i matką ziemią J  Właśnie wącham  mydełko, które jutro wyślę i myślę sobie, że są pewne rzeczy, jakich  technologia nie jest w stanie podrobić.

    Ot – taka moja inspiracja na dziś!  

Co takiego ma w sobie cuchnące błoto?… środa, 12 październik 2011


      Wiedząc, że tegoroczne lato bezpowrotnie odchodzi do przeszłości, w ostatniej chwili, postanowiłam skorzystać z jeszcze jednej możliwości jakie daje słoneczna pogoda. Przeglądając jeszcze raz przewodniki po okolicy, znalazłam miejsce, w którym nigdy nie byłam i coś czego nigdy w życiu nie próbowałam…
                                                            …. kąpiele w błocie…
       Również i tym razem stanowczo nikt nie chciał ze mną iść. Nie chciał iść to raczej zbyt mało powiedziane. Każdy komu mówiłam o tym pomyśle, patrzył na mnie z wielkim obrzydzeniem. Mogło to oznaczać tylko jedno –  na pewno stanie się coś ciekawego. Ponadto kąpie w błocie są tylko w jednym miejscu w Grecji – 15 km od naszej miejscowości… Jak więc można przeoczyć taką niesamowitą szansę?
      Do torby spakowałam wszystko co potrzebne, czyli – ręcznik…
      Jadąc do malutkiej miejscowości, obawiałam się tylko jednego – będę musiała być tam jak mnie Pan Bóg stworzył, czyli całkowicie nago. Niedozwolona jest nawet gumka  do włosów, bowiem każdy kontakt błota ze sztucznym materiałem, mógłby popsuć jego cudowne, lecznicze właściwości. Wydawało mi się to dość logiczne i  do zaakceptowania. Staram się być eko!
      Mimo obaw, przez całą drogę dla dodania otuchy, uświadamiałam sobie, ile nadzwyczajnych rzeczy tutaj już zrobiłam. Porozumiewam się po grecku, sama chodzę sobie na zakupy, wytrzymałam jesienne porządki Fety, plus przeżyłam zajęcia z gimnastyki w rytmie greckiego techno. Przed każdym z tych wydarzeń obawiałam się, stresowałam. W konsekwencji, jak się okazywało za każdym razem (przemilczając jedynie jesienne porządki przyszłej teściowej) strach urastał tylko w głowie i okazywał się zupełnie niepotrzebny. Co niby takiego mogłoby się stać? Kobiety przecież restrykcyjnie oddzielone miały być  od mężczyzn.
       Kiedy już byliśmy na miejscu, udaliśmy się do kasy, w której dostałam bardzo dokładnie informacje jak się zachowywać i co robić: rozebrać się do naga, wziąć prysznic, spędzić w błocie około 20 minut, wziąć znów prysznic, tyle że  bez żadnego mydła lub szamponu i wrócić do domu. Nic trudnego.
      Zrobiłam wszystko jak trzeba i kiedy już naga, nagusieńka stanęłam przed basenem wypełnionym błotem po brzegi, pomyślałam tylko, że takiej wersji nie byłam w stanie sobie wyobrazić… W basenie przebywało około dwudziestu kobiet, wszystkie od stóp do głów umazane brązową mazią. Żadna  kobieta nie miała mniej niż 60, 70 lat. Kiedy stanęłam przed basenem, w  jednym momencie, wzrok każdej z nich utkwił na mnie. Jakbym była jednym wielkim, czerwonym punktem na białej kartce, ze strzałką, która dodatkowo wskazuje, gdzie się znajduję. Po chwili usłyszałam jak wołają do mnie głośno:
-Ale młodziutka, toż to jeszcze dziecko! Choć do nas, zaopiekujemy się tobą….
     Wyglądało to na  koszmar, z serii „jestem nago i każdy się na mnie gapi”. Niestety nie był to sen i sama się w to bagno wpakowałam. Nie miałam wielu opcji do wyboru, więc stwierdzając że najgorsze jest już za mną, zdecydowałam, że muszę szybko zanurzyć  się w błoto i zakamuflować  jak tylko mogę.
     Im bliżej błota tym bardziej śmierdziało siarką i innymi organicznymi zapachami. Wchodząc po śliskich schodach, obok stopy przeskoczyła mi żaba, idealnie  zamaskowana błotem.
      Jakoś się jednak udało. Zacisnęłam mocno zęby, nie pośliznęłam się na schodach i weszłam   do  mazi, która cały czas wypierała mnie na zewnątrz. Co za smród niewyobrażalny…
      Po chwili poczułam jak, ktoś obmazuje moje plecy błotem. Z resztą poradziłam sobie już na szczęście sama.
-Skąd jesteś dziewczyneczko? – spytała jedna z kobiet.
     Chcąc uchylić się od jakichkolwiek rozmów i po prostu posiedzieć  w błocie w ciszy i przyjemnej samotności, grzecznie odpowiedziałam, że nie znam greckiego.
     Błąd!
     Dlaczego odpowiedziałam po grecku?
-Co ty opowiadasz dziecko drogie – przecież słyszę, że mówisz! Haha! – kontynuowała dość logicznie jedna z pań.
     Dwadzieścia minut trwało wieki. Prawie zbierając się do wyjścia, kiedy  trochę się uspokoiłam, przyjrzałam  się kobietą które dopiero co wchodzą. Pierwszy raz w życiu miałam szansę, zobaczyć tyle pań w wieku dojrzałym, zupełnie nago. Jak to możliwie? –  zadawałam sobie pytanie patrząc na ich ciała. One naprawdę wyglądały ładne, przede wszystkim zdrowo, tak że aż miło było popatrzeć i pomyśleć, że i ja mogę kiedyś tak wyglądać.
     Kiedy na wielkim zegarze wybiło 20 minut, zebrałam się w sobie i wyszłam. Za plecami słyszałam tylko:
-Hej mała, co tak prędko? – czemu towarzyszył oczywiście wszechobecny śmiech.
Wzięłam prysznic pod ogromnym ciśnieniem, który zmył ze mnie całe śmierdzące błoto.                                            Wytarłam się ręcznikiem i z powrotem włożyłam ubranie.
Poczułam się rześko i  przede wszystkim bezpiecznie w moim ubraniu.
Kiedy wieczorem wszyscy zadawali pytanie jak było, nie ukrywałam, że dla mnie było to silne przeżycie. Feta  z Olivką poprosiły, żeby dotknąć mojej skóry.
To niesamowite…. Powiedziałyśmy we trzy zgodnie. Wieczorem moja skóra była  tak gładka jak przysłowiowy aksamit. Znikły wszelkie niedoskonałości i mój mały liszaj na brzuchu, na którego nie działała żadna maść z antybiotykami. Skóra była tak piękna, miękka i świetlista, że mogłabym tego wieczora swobodnie reklamować balsamy do ciała.
Należało posłuchać tych kobiet i zostać trochę dłużej, pomyślałam. Skoro, przybywały z całej Grecji żeby posiedzieć w błocie, wiedziały co robiły.
Tydzień później do kąpieli błotnej przyjechałam jeszcze raz. Byłam przygotowana na najgorsze, ale o ironio – wraz ze mną przybyły trzy młode Niemki, które rozproszyły uwagę. Kasjerka  mnie już pamiętała i powiedziała, że za dziesiątym razem wejdę za darmo.
Moje dwa rachunki trzymam w kalendarzu do następnego lata. Postanowiłam przyjechać nawet z końca Grecji. Inwestuje w siebie na przyszłość – za 50 lat będę piękna!