-Nie udawaj Greka! – słychać było co chwilę. A każdy kto tak mówił, wyglądał jakby na powiedzenie tego zdania czekał bardziej niż na prezenty.
-Życzę wam… żeby się w tej Grecji szczęściło! – powiedziała ciotka i rzuciła nam się obojgu na szyję.
-Czy cioci coś się stało? – spytał ukradkiem Jani.
No tak… Jak zwykle zapomniałam o najważniejszym! Nie wyjaśniłam czym jest polski opłatek. A zanim zaczęłam mówić, Jani swoją część zjadł już w całości. Obściskiwaniom jak zwykle nie było końca. Jani po wstępnym szoku siadł do stołu, z policzkami jakby ktoś testował na nich najróżniejsze szminki. Już do końca życia będzie pamiętał, że w Polsce całujemy się aż trzy razy!
Po raz kolejny usłyszał, że ma nie udawać Greka, poczym na jego talerzu wylądowało najpopularniejsze z greckich dań, o którym żaden Grek nie słyszał… Ryba po grecku!
-Jani! Nie znasz tej potrawy!? Nie… No… Widzicie! Znów udaje Greka!
|
Polskie sushi, czyli śledź |
Właściwie nie zdążył dobrze przeżuć pierwszego kęsa, kiedy na talerzu pojawiło się następne danie. Jani twierdził, że jest to sushi, a my że śledź. Sushi czy też wigilijny śledź… nieistotne! Nie dojadł jeszcze połowy, a już czekał karp. Wolałam już nie wspominać, że jest jeszcze węgorz, jutro rano będzie sałatka z krabów, a na obiad łosoś.
W czasie jedzenia karpia, staraliśmy się wyjaśniać dla kogo jest dodatkowe nakrycie.
-Dla wędrowca. – padła odpowiedź.
-Jakiego wędrowca? To jeszcze ktoś przyjdzie?– spytał Jani.
-Pewnie nie! Ale nakrycie musi być. – wyjaśniliśmy, jednak Jani najwyraźniej mocno wszedł w rolę tego, który udaje Greka, bo nadal wyglądał jakby nie załapał.
Kiedy uczył się „Przybieżeli do Betlejem”, na jego talerzu pojawił się bigos.
-Z czego to jest zrobione? – spytał.
-Z kiszonej kapusty!
-A co znaczy „kiszonej”…? – usłyszał odpowiedź i przestał jeść…
Pomiędzy barszczem z uszkami, pierogami i zestawem świątecznych sałatek, Jani umilał czas czytając po polsku Biblię. Doszedł do wniosku, że równie dobrze może naśladować radio, kiedy szuka się odpowiedniej stacji. Po małej przerwie na ćwiczenie polskiego, stwierdził że nie da rady niczego więcej zjeść. Niestety, potraw było więcej niż dwanaście, a nie spróbowanie każdej, to rzecz jasna – pech!
Po wyrazie jego twarzy, widać było że jest z nim źle. A na stole nie zdążyły pojawić się nawet słodkości! Chwilę potem był piernik… w dwóch wydaniach, ciasto miodowe, makowiec i paksimadimojej roboty.
-Obiecywaliście, że potraw będzie dwanaście! – z pełnymi ustami skarżył się Jani.
|
Ryba po grecku, czyli danie o którym nie słyszał żaden Grek 🙂 |
Jedzenie słodkości, to najlepszy moment na rozdawanie prezentów. Wtedy też padło pytanie:
-Kto w tym roku będzie św. Mikołajem?
Jak myślicie kto? Oczywiście…
-Jani!!! – krzyknęli wszyscy zgodnie.
W czerwono – białej czapce wyglądał nieprzeciętnie. Minę miał jednak dość zmaltretowaną. Dlatego w podzięce przypadł mu… dodatkowy piernik! Myślałam, że się popłacze, ale usłyszał:
-A jak zjesz, to pamiętaj że już czeka makowiec!
-I ciasto miodowe! – krzyknął ktoś z tyłu.
Rozdawanie prezentów trwało dłuższą chwilę. Każdy musiał nacieszyć się przecież swoje. Jani przez godzinę był Mikołajem. Kiedy skończył prawie padł przy stole. Rozwiązany krawat. Rozpięta koszula. O tym, że wciąż nosił biało – czerwoną czapkę, już dawno zapomniał.
-Widzieliście jak się cieszył! – usłyszałam gdzieś z boku.
-To za rok też zrobimy go świętym!
Myślałam, że dodatkowej porcji pierogów już nie przeżyje. Że co najmniej pęknie. Przeżył, nie pękł i na dodatek prawidłowo wypowiedział „przybieżeli”. A po około pięciu godzinach siedzenia przy stole, spytał się mnie dyskretnie:
-Do kiedy tak tutaj siedzimy? Idziemy później na jakąś imprezę?
Dla nas impreza w Wigilię brzmi co najmniej niedorzecznie, ale tak zazwyczaj jest w Grecji.
-Impreza po Wigilii?! Pewnie! Idziemy przecież na Pasterkę!
-Pasterka! – nie mając pojęcia o co chodzi, dodał: – A to świetnie!
Co prawda nastrój w kościele, trochę odbiegał od typowej, greckiej imprezy. Grała przynajmniej muzyka. Pewnie sam do końca nie wiedział jak, ale zaśpiewał nawet „Przybieżeli…”!
Kiedy usłyszał, że musimy szybko wracać do domu, sprawdzić czy nasza kotka rzeczywiście coś powie, myślał że wszyscy już zupełnie oszaleli. Co prawda prócz „miauu”, nic się nie dowiedzieliśmy. Trzeba spróbować raz jeszcze za rok!
Wigilia się skończyła i Jani zaklinał, że już nic więcej w życiu nie zje. Po chwili jego pełne zdania zamieniły się w mamrotanie, poczym Jani padł. Zasnął w ubraniu, prawie tak jak stał.
Następnego dnia rano, jeszcze nie zdołał zmyć śladów ze szminki, a w piekarniku już się czaiła się kaczka w jabłkach. Czekała również kolejna porcja śledzi, schab ze śliwkami, łosoś, sałatka z majonezem. Był również węgorz, bigos z Wigilii. A na śniadanie obiecany wcześniej krab! Nie wspominając o wszystkich świątecznych słodkościach.
Co by nie powiedzieć… głodnym go nie zostawiliśmy! A jego pierwsze polskie Święta z pewnością pozostaną niezapomniane. Co prawda trochę podroczył się udając Greka. Najważniejsze jednak, że przeżył! No cóż… O planach, że w następną Wigilię też ma zostać Mikołajem, nie będę mu jeszcze wspominać. Powiem bliżej wiosny… Do tego czasu powinien już te Święta na dobre przetrawić.
Mam nadzieję, że również i Wy bawiliście się w te Święta co najmniej znakomicie! A jak wyglądają one w wersji typowo greckiej? Tutaj małe przypomnienie. Działo się to dokładnie rok temu…