Nasz mały, uroczy, grecki ślub (część ½)… piątek, 30 maja 2014

    O zasadzie, że w Grecji żaden   plan ostatecznie nie wypala, myślałam że już dobrze wiem. Teoria i  praktyka – to jednak dwie zupełnie różne sprawy. A o powyższej regule, przekonuje się chyba za każdym razem, kiedy w moim życiu dzieje się coś naprawdę ważnego.

    Do naszego ślubu przygotowani byliśmy, jak miałam wrażenie – perfekcyjnie. Dzięki czemu  biorąc w nawias sprawy formalne, na kilka dni przed uroczystością wystarczyło odprasować suknie i doczyścić  buty. Ostatecznie jednak  nic nie poszło zgodnie z planem i wydarzyło się chyba wszystko, czego nie zdołaliśmy przewidzieć.

    Dosłownie na kilka dni przed ślubem, dosyć poważnie zachorował tata Janiego, czyli Pomidor, u którego odezwała się choroba wrzodowa. Mój formalny obecnie już teść, znalazł się w szpitalu, a za nim rzecz jasna pojechała Feta, z Olivką by wspierać męża i ojca. Sałatkowy dom opustoszał. A to właśnie  blisko niego miał odbyć się ślub i to właśnie w nim znajdowało się nasze centrum dowodzenia w czasie uroczystości. Sytuacja była naprawdę nieciekawa. To jednak nie koniec… Przygód był ciąg dalszy…  Moja rodzina która leciała do Aten z Polski, na prawie całą dobę utknęła na lotnisku. Co prawda lotnisko nie strajkowało, ale robiły to greckie koleje. Jani tego dnia musiał być  w pracy, a ja nie byłam w stanie odebrać nikogo, bo nieczynne było również metro. Ponieważ lotnisko od miasta jest dość oddalone, metro które do niego jedzie, traktowane jest jako pociąg. Tak więc moja rodzinka ateńskie lotnisko (więcej o ateńskim lotnisku – TUTAJ!)  miała szansę poznać  aż nazbyt dobrze. Spędzili tam dokładnie całą noc i część dnia, czekając na nas jadących po pracy Janiego, samochodem.

    Sałatkowa rodzina w szpitalu, a moja na lotnisku. Jedno wielkie zamieszanie, czyli  grecka norma…  Na dosłownie dwa dni przed samym ślubem, Pomidor na szczęście wyzdrowiał i bardzo szybko wrócił do siebie. Tymczasem w ateńskim lotnisku, podobno mają świetną  kawę! I to we wszystkich dostępnych miejscach;)))

    Feta kolejny już raz udowodniła, że w temacie dbania o dom, nie ma sobie równych. Organizowanie gruntownego sprzątania domu przed przybyciem gości, zaczęła jeszcze w szpitalu. Telefon do niezastąpionej Irii (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ!), krótka i bardzo konkretna rozmowa, dzięki czemu dom już w czasie drogi powrotnej, świecił czystością.  Małgorzata Rozenek przy Fecie, wpędziłaby się  w naprawdę poważne kompleksy. Cała lodówka zaopatrzona została również jeszcze w czasie powrotnej drogi. Za tę sprawę odpowiedzialna była Cytryna, w której niewielkim sklepie jest wszystko co potrzebne do przygotowania typowego, greckiego obiadu.

    Tak więc, na przyjazd mojej polskiej rodzinki, dokładnie w momencie kiedy zapukaliśmy do drzwi, wszystko wyglądało tak, jakby Feta przygotowywała się od co najmniej tygodnia.

   Następnego dnia, w bardzo dobrych nastrojach pojechaliśmy do urzędu stanu cywilnego. Tym razem z zupełnym spokojem. Nie musieliśmy spieszyć się, ani trochę bo byliśmy ostatni, a przed nami sześć innych par. Usiedliśmy, zamówiliśmy po kawie. Jednak… co za niespodzianka, bo sześć ślubów które były przed nami, zostało udzielonych  niemalże   ekspresowo! I dopiero kiedy zawołano nas na salę, zorientowałam się, że… tak… obrączki zostały w samochodzie! Bieganie  po parkingu, w poszukiwaniu właściwego auta, nie jest ani trochę śmieszne, kiedy wszyscy czekają już na sali. Dodatkowo, jeśli pada deszcz!  Tak się zastanawiam, czy nie jest to jakaś kolejna, żelazna  reguła, że zawsze kiedy moje włosy są misternie wyprostowane, zawsze wtedy spada deszcz! Moje idealnie wymodelowane na proste włosy, samoczynnie zmieniły się na zupełnie nieplanowane loki, a fragmenty maskary znalazły się na nosie. Ta ostatnia chyba jednak nie była wodoodporna.

   Koniec końców, pokonując wszystkie okolicznościowe przygody, staliśmy się małżeństwem! Kamień z serca! Jednak wszystko się udało ;))) Chwilę po tym, czym prędzej dwoma rodzinami popędziliśmy do tawerny. Kiedy emocje związane ze ślubem już zupełnie opadły, bawiliśmy się naprawdę świetnie.

   Co działo się potem? Jest o czym opowiadać, bo przygody  zaczęły się już przy dwóch najprostszych słowach „tak” i „nie”(więcej przeczytasz TUTAJ!). Jednak  jeśli w towarzystwie siedzi  najprawdziwszy James Bond, to każdy jest się w stanie dogadać… Ale o tym, już w części następnej!

 

 

 

 

 

 

 

Co się dzieje, kiedy w jednym pokoju znajdą się trzy kobiety z trzech różnych pokoleń?

 

        Zdążyliśmy jedynie postawić na podłodze walizki, kiedy do drzwi sałatkowego domu zadzwonił dzwonek. Podparta na swoim synu Pomidorze, do środka weszła Oliwa z oliwek – już prawie stuletnia seniorka rodziny. Babcia niestety coraz częściej  niedomaga i ostatnio czuje się gorzej. Z tego właśnie powodu Feta wraz z Pomidorem, postanowili nakłonić Oliwę do zamieszkania na jakiś czas w ich domu.

    Nakłonić… Co jednak wcale nie było takie proste! Szczęście w nieszczęściu, że na zdrowiu podupadł również Pomidor. Obecnie cierpi z powodu  wrzodu na żołądku i co jakiś czas musi stawiać się w szpitalu. „Dzięki” chorobie Pomidora konszacht był wręcz banalny. Oliwa z oliwek została poinformowana, że syn czuje się źle. Powiedziano jej, że koniecznie musi się nim zaopiekować, bo w takiej sytuacji – bez jej pomocy się nie obejdzie! Przyznajcie sami – czyż nie było to genialne?!

     Oliwa z oliwek, wcześniej wzbraniająca się rękami i nogami przed samą myślą o przeprowadzce, do domu Sałatki przybiegła niemalże w podskokach. Już od samego wejścia gorsze samopoczucie jakby samo jej minęło:

     -Jestem! – powiedziała na wydechu wchodząc do środka.

   -Feta! Musimy porozmawiać… – wykrzyknęła,  patrząc na żonę Pomidora.  Po kilku chwilach, babcia wygodnie rozsiadła  się na kanapie. Prawą rękę jak zawsze oparła na wiekowej lasce, a lewą nogę, ponieważ ta czasem drętwieje, wyprostowała na kanapie. Kiedy przyjęła swoją strategiczną pozycję, zaczęła:

    -Najpierw proszę o szklankę wody. – zażądała Oliwa, poczym przeszła do sedna:

    -Co dzisiaj ugotowałaś na obiad? – padło najważniejsze(!) dla każdej greckiej pani domu pytanie.

    -Dzisiaj jedliśmy spaghetti. – odpowiedziała skruszona Feta.

    -A wczoraj?

    -Wczoraj były kuleczki mięsne.

    -A co będzie jutro?

    -Jutro… Jeszcze nie wiem…

    -No właśnie… I tu jest pies pogrzebany! – Oliwa podniosła głos. Gdyby mogła, zapewne by wstała.

   -Feta! Spójrz na mojego syna, na moje biedne dziecko [Pomidor ma 60 lat – przypis narratora 😉 ]!  Czy ty widzisz, co on ma na sobie? Jego koszula jest nie-do-pra-so-wa-na! Poza tym… Jakie spaghetti?! Co to za wynalazki?! Jakie  kulki mięsne?! Co się tutaj u was  na Boga dzieje? A tak w ogóle… To gdzie są moje haftowane obrusy i firanki, którymi cię obdarowałam? Tyle się narobiłam! Feta! Poza tym, że nie dbasz o moje dziecko, to  nie masz w sobie odrobiny wdzięczności!

     Tak na marginesie… Przy ostatniej wizycie Fety w naszym domu, dostałam cały zestaw ręcznie haftowanych obrusów i firanek…  Tak więc wszystko jest  już jasne!

     Po rozmowie ze swoją teściową, Feta wyszła na wpół żywa. W takim stanie jeszcze nigdy jej nie widziałam…

    -Dorota… Nie daję rady… – powiedziała do mnie ukradkiem. – Tu trzeba coś wymyślić. Przecież  TA  KOBIETA… ona mnie wykończy…!!!

      Czyż życie nie jest sprawiedliwe?!  Przyznam się bez bicia, że to zdanie cisnęło mi się na język.

    -Choć, musimy się jakoś zrelaksować! – powiedziała zdecydowanie, poczym dodała:

    -Za piętnaście minut leci „Souleiman” [czytaj: sulejman]. Koniecznie musisz to ze mną obejrzeć!

    -„Souleiman” pierwsze słyszę. Co to takiego?

    -Taki turecki serial.

    -Pani Feto, ale ja nie znam tureckiego!

   -Nie martw się! Ja z tego też nie za wiele rozumiem. Ale kobiety noszą tam takie piękne suknie! Zobaczysz, na pewno ci się spodoba!

Souleiman  (http://www.greekradar.gr)

 

Jak to się stało, że piętnaście minut później razem z Fetą i (na szczęście już milczącą) Oliwą, oglądałyśmy razem „Souleimana”? Zupełnie nie wiem… Greczynki to  mistrzynie manipulacji! Co by o serialu nie powiedzieć, to dzięki Souleimanowi nastąpiła godzinka  ciszy i spokoju. Chwilowe zawieszenie broni.

 

Jak jednak sprawę ze swoją teściową ostatecznie rozwiązała  Feta? Na coś takiego nigdy bym nie wpadła!  Myślę, że do Nagrody Nobla w dziedzinie pokoju w przyszłym roku, bez dwóch zdań nominowana powinna być Feta. Dlaczego ? O tym – już  na dniach!