ANGELOKASTRO. Przewodnik po Korfu YT cz. 5, 8 listopada 2019

W piątej części YT-bowego przewodnika po wyspie Korfu: największy zamek na Korfu i jeden z najważniejszych zamków całej Grecji. Zamek Angelokastro. To właśnie z tego zamku widać najpiękniejszy widok na Korfu.

 

 

TEKST NA TEMAT ZAMKU ANGELOKASTRO, JEST TU!

 

Pozostałe części YT-bowego przewodnika po Korfu:

 

cz. 1: KANONI

cz. 2: MIASTO KORFU

cz. 3: PALEOKASTRITSA REJSY

cz. 4: RAJSKA PLAŻA

 

PEŁNA OFERTA NASZYCH WYCIECZEK PO KORFU I WYCIECZEJ REJSOWYCH JEST TU:

 

salatkapogrecku.pl

 

 

 

Z CYKLU: Inny punkt widzenia – Spacer po starożyntej Messene cz.2/2… sobota, 23 stycznia 2016

 

Część pierwsza postu jest TUTAJ!

 

Korzystamy ze sposobności chodzenia po murawie stadionu i wspinamy się na najwyższe miejsca mijając po drodze fotele i loże dla bogaczy stojące na łapach fantastycznych stworów. Przy okazji widzimy kamienie opisane czerwoną farbą – to oryginalne części budowli!

Wchodzimy z powrotem do górnej części stanowiska. Uwagę przyciąga dach, który chroni pozostałości rzymskiej rezydencji (I-IV w. n.e.) w postaci geometrycznych mozaik. Stąd pochodzi rzeźba Artemidy Łowczyni – to najciekawszy eksponat w tutejszym muzeum.

Kolejny teatr? I tak i nie. Eklesiasterion służył przede wszystkim jako miejsce zgromadzeń politycznych, ale również występów kultowych związanych np. ze świętami. Podłogę orchestry zdobi mocno już sfatygowany wzór złożony z czworokątnych, różnokolorowych kamieni. Widać też częściową rekonstrukcję fasady budowli tworzącej zaplecze dla aktorów – pierwotnie składała się z kolumn, drewnianych drzwi i pomalowanych paneli.

Tabliczka kieruje ku północnej części agory, gdzie kiedyś stała zadaszona hala wsparta na kolumnach czyli stoa – służąca jako miejsce handlu i schronienia przed słońcem. Niestety dziś już niewiele z niej zostało. Na zdjęciu widać pozostałości systemu kanalizacyjnego odprowadzającego nadmiar wody z agory.

Na koniec jeszcze „dostałam” to co lubię najbardziej czyli ruiny łaźni. Zbudowano je w V w., a użytkowano aż do VII. Widać pozostałości ogrzewania podłogowego (hypocaustum) pod pomieszczeniami sauny i gorących basenów. Na podpórkach z terakotowych płytek (pilae) układano podłogę zazwyczaj zdobioną mozaikami. W tej przestrzeni hulało gorące powietrze pochodzące z olbrzymiego pieca. Podobne konstrukcje były w ścianach. Łaźnie w Messene były publiczne i niewielkie, ale i tak działają  na wyobraźnię.

Wyjście z terenu stanowiska archeologicznego nie jest jednak końcem zwiedzania. Są jeszcze ruiny Bramy Akadyjskiej o średnicy niemal 20m, która wraz z systemem fortyfikacji broniła dostępu do Messenii stojąc na drodze łączącej te krainę z Arkadią. Dziś przez bramę prowadzi najzwyklejsza droga – można ją przejechać nawet ciężarówką. Droga do stanowiska archeologicznego od strony Meligalas prowadzi właśnie przez bramę. Obok widać mur obronny wraz z dobrze zachowanymi wieżami strażniczymi. Podobno można pochodzić wzdłuż fortyfikacji, ale tutaj teren był ogrodzony, a niestety nie mieliśmy czasu na poszukiwania, bo czekało nas ponad 400km jazdy, plus zwiedzanie Olimpii.

Ciekawa jestem czy Messene zrobiło na Was tak duże wrażenie jak na nas? Jeśli chcecie ją zwiedzić – stanowisko znajduje się niecałą godzinę jazdy od Kalamaty. Na Google Maps trzeba wpisać Ancient Messene i wtedy doprowadzi Was wprost na teren wykopalisk. A jeśli chcecie przejeżdżać przez Bramę Akadyjską to wybierzcie drogę przez Meligalas i Neochori – trochę naokoło, ale warto. Ewentualnie jadąc przez Mavrommati, nie skręcajcie na Anciet Messene, tylko udajcie się kawałek dalej.

Życzę szerokiej drogi i odkrywania mniej znanych zakątków i zabytków Grecji!

Jagoda
Chaos w podróży

Z CYKLU: Inny punkt widzenia – Spacer po starożyntej Messene cz.1/2… piątek, 22 stycznia 2016

Mesini

Messene

Dziś kolejny post z cyklu “Inny punkt widzenia”, w którym gościnnie o Grecji piszą zaproszone osoby. W dzisiejszym wpisie Jagoda z bloga CHAOS W PODRÓŻY opowiada o Messene, starożytnej miejscowości znajdującej się na Peloponezie. Miejsce jest niezwykłe, a post szczególnie spodoba się osobom, które kochają podróżować do starożytnych miejsc. Serdecznie zapraszamy na pierwszą z dwóch części spaceru po Messene…

***

Jeśli miałabym osobie nielubiącej zwiedzać, nieinteresującej się archeologią czy historią polecić jeden, tylko jeden zabytek w Grecji, byłaby to starożytna Messene – miasto, któremu nazwę dała antyczna bogini. Mam nadzieję, że moja relacja pokaże, że jest to miejsce wyjątkowe.
Do Messene (zwanej też Messini lub czasem Ithomi) trafiliśmy przypadkiem. Rankiem pożegnaliśmy uroczy pokoik z widokiem na zatokę w okolicach Nafplionu i zmierzaliśmy do Pargi. Ponieważ czekało nas ok. 5-6 godzin jazdy, planowaliśmy zwiedzanie tylko pozostałości słynnej Olimpii. Jednak przy drodze zaczęły się pojawiać charakterystyczne jasnobrązowe tabliczki kierujące do Ancient Messene. Szybko przewertowałam przewodniki,  ale rezultat nie był zachęcający. Zarówno National Geographic jak i Wiedza i Życie poświęciły temu stanowisku niewiele miejsca, bez żadnych zachwytów. Jednak moją czujność obudziły słowa „dobrze zachowany stadion” –  tak, jeden taki pamiętałam z jakiś zdjęć, ale czy to było Messene? Włączyłam internet i na anglojęzycznych blogach znalazłam trochę zdjęć. Już po pierwszych wiedziałam – tak, to tu! Byliśmy zgodni – jedziemy!

Po wejściu na stanowisko (bilety 5euro) skręciliśmy w prawo – do teatru, ale ponieważ na scenie dawała właśnie występ duża grupa Francuzów, a my nie lubimy tłoku, przeszliśmy więc na tyły budowli. Wyszło nam to na dobre, bo „odkryliśmy” budowlę (wczesnochrześcijańskie miejsce modłów) z geometrycznymi mozaikami, a do samego teatru weszliśmy tak jak widzowie w starożytności,  przez bramę o trójkątnym sklepieniu.

Odsłonięto dopiero kilkanaście pierwszych rzędów, ale zabudowania za orchestrą są lepiej zachowane niż w słynnym Epidauros. Oczywiście siedzenia w pierwszym rzędzie były najbardziej reprezentacyjne. Teraz też można usiąść na marmurowym fotelu z łapami lwa.

Później zobaczyłam kolejne mozaiki – niestety w niezbyt dobrym stanie, ale to zapewne dlatego, że w miejscu tym chrześcijanie zbudowali w VI w. n.e bazylikę. Sama mozaika jest o tyle ciekawa, że prawdopodobnie pokazywała historię z zaginionej sztuki Menandera „Messenia”. Po mozaice można chodzić tuz obok – przy kolumnadzie wyznaczającej miejsce handlu zwierzętami i mięsem (starożytny mięsnymarket).

Już nie mogę doczekać się stadionu i mimo, że nie zobaczyłam wszystkiego idę właśnie tam. Pierwsze spojrzenie na stadion jest z góry. Mam wrażenie, że patrzę na setki kolumn, ale chyba jednak nie ma ich aż tylu…

Po prawej stronie moją uwagę przyciąga brama – jest to propylon do gimnazjonu, czyli całego kompleksu złożonego z części treningowej oraz stadionu otoczonego przez stoę (kolumnadę).

Najpierw widać pozostałości palestry czyli miejsca, gdzie greccy zawodnicy ćwiczyli pod okiem trenerów przygotowując się do walki na arenie lub wojnie. Takie starożytne siłownie czy koszary. Najlepiej zachowane są umywalki, w dodatku wyłożone drobną mozaiką o ceglastym kolorze dobrze widocznym w wypełniającej je deszczówce. Nawet otoczenie atletów musiało być estetyczne!

Nieopodal walają się na ziemi szczątki jakiejś budowli o nietypowej jak na warunki greckie, stożkowatej kopule. Był to pomnik z grobowcem z III w. p.n.e wykonany dla 8 członków arystokratycznych rodzin. Na szczycie zachowanej  korynckiej kolumny pozostał kapitel, wspierający brązowe zwieńczenie. Dziwne, ale kto bogatemu zabroni?

Na jednym końcu stadionu można podziwiać zrekonstruowaną budowlę – mauzoleum prominentnej rodziny Saithidae z I-III w.n.e., której członkowie pełnili ważne funkcje w czasach rzymskich, min. byli gubernatorami prowincji Achaji czyli Grecji.

Jagoda

C.d.n. …

Pałac w Knossos na Krecie… środa, 6 stycznia 2016

 

Jeśli dobrze liczę musiało być to jakieś dwanaście lat temu. Slajd! Podaj datę i dokładną nazwę, tego co widzisz na slajdzie. Następny. Następny i kolejny. Ciach! Ciach! Ciach! Data. Nazwa. Data. Nazwa. Data. Nazwa. Gdzieś między dziesiątkami tych wszystkich slajdów, pewnie kilka razy przewinął się pałac w Knossos. Fragment samego pałacu. Jego plan. Malowidła ścienne, albo niewielkie figurki. Egzamin ze sztuki starożytnej zdałam ledwno, ledwo. Zdaje się, że powinnam w ogóle oblać, ale przede mną poległo tyle osób, że profesor postanowił się nad kimś zlitować. Na całe szczęście. Bo jeśli miałabym uczyć się jeszcze raz…

Dziś wyjęłam dokładnie tę samą książkę, z której uczyłam się do egzaminu ze starożytności, na pierwszym roku historii sztuki. Pozakreślane daty, nazwy. Jakieś drobne notatki i kilka plam po kawie. Pamiętam, że nad tą książką usypiałam, a sam jej widok przyprawiał mnie o mdłości. Starożytność poznawana w dość abstrakcyjnym systemie data + nazwa, była dla mnie najnudniejszą rzeczą świata. Często niestety tak jest, że nauka akademicka zupełnie zabija naturalną w człowieku chęć poznawania. A przecież powinno być odwrotnie.

***

Dwanaście lat później. O egzaminie ze starożytności zupełnie zapomniałam, podobnie jak o tych wszystkich datach i nazwach. Tylko od czasu do czasu, ten egzamin śni mi się po nocach. Na Krecie znaleźliśmy się trochę przypadkiem, więc do zwiedzania nawet nie mogłam się zbytnio przygotować. W głowie zostało mi kilka zupełnie podstawowych informacji i przede wszystkim świadomość, że jesteśmy w miejscu, gdzie narodziła się nasza cywilizacja.

Był prześliczny, niezwykle słoneczny październikowy dzień. Jeden z takich, kiedy człowiekowi poprostu się chce wyjść na spacer. Po piekielnie upalnym lecie, łagodne już słońce stało się sprzymierzeńcem. Początek jesieni, podobnie jak koniec wiosny, to dwa najlepsze okresy na zwiedzanie starożytnych budowli. Turystów można było policzyć na palcach i aż trudno  uwierzyć, że latem nie można tu wbić nawet szpilki. Gdzieś dalej słychać było łagodny głos starszego przewodnika, który opowiadał grupie seniorów z Wielkiej Brytanii, jak żyło się tutaj te kilka tysięcy lat temu. Zdaje się, że ich też nie interesowały zbytnio ani dokładne daty, ani trudne do wymówienia nazwy.

 

Pałac w Knossos jest miejscem, gdzie przyszła na świat cywilizacja Europy. Jest to główny zabytek kultury minojskiej, która rozwijała się na tym terenie. Fakt, że to właśnie tu ukształtowała się jedna z najstarszych kultur obszaru Morza Śródziemnego, świadczy o tym, że klimat Krety od tysiącleci sprzyjał człowiekowi. Najstarsze części pałacu w Knossos, który jak na swoje lata ma się nadzwyczajnie dobrze, powstały 2 000 lat p.n.e. Dwa tysiące lat przed naszą erą… Tak dla porównania, jedną z najstarszych budowli na terenie Polski jest rotunda Najświętszej Marii Panny w Krakowie, która powstała w X wieku n.e., ale do dziś zostały z niej zupełne szczątki. Trzeba przyznać, że Grecy mają niezwykle solidne podstawy do swojej wrodzonej dumy. Biorąc pod uwagę, że jeszcze w samym Wersalu za toaletę często brano nieco bardziej ustronny kąt, albo kominek, podczas gdy  w starożytnym Knossos znajdowały się ubikacje oraz  toalety… No cóż, Minojczycy jak na swoje czasy byli genialnie zorganizowani.

Pałac jest ogromną budowlą, która zajmuje grubo ponad 1 700 metrów kwadratowych, zabudowanych na szczycie i zboczu pagórka. Jeśli spojrzy się na plan pałacu z góry, rzeczywiście przypomina on labirynt. Pomieszczeń jest bez liku, a wszystkie połączone są poplątanym układem przejść i korytarzy. Stąd właśnie skojarzenie starożytnych, że owy pałac był labiryntem, gdzie uwięziono Minotaura – potwornego syna króla Minosa, od którego imienia powstała nazwa kultura minojska.

Gigantyczny, jak na swoje czasy, pałac nie miał murów obronnych. Stąd wiemy, że na tym terenie w owych czasach żyło się w pokoju. Pałac stanowił rezerydencję władcy, który uznawany był najprawdopodobniej również za najwyższego kapłana. Cały kompleks pełnił funkcję polityczną, gospodarczą oraz religijną.

W poplątanych korytarzach i komnatach, odnaleziono najróżniejsze naczynia i zdobione figurki, które są dowodem na to jak bardzo rozwój kultury minojskiej był zaawansowany. Liczne ściany pokrywały barwne przedstawienia, malowane delikatną, falującą linią. Przedstawiały ludzi i zwierzęta, często na tle natury.

Kiedy chodzi się po terenie pałacu widać kolorowe malowidła, czy też kolumny pokryte niemalże karmazynową farbą. W takiej postaci żadne z malowideł nie miało prawa się zachować. Rzecz jasna, nie jest to oryginalna wersja, a do dzisiaj  bardzo dyskusyna rekonstrukcja Artura Evansa, o którym mówi się, że w pracach archeologicznych w Knossos, pozwolił sobie na stanowczo zbyt wiele. Czy jest tak rzeczywiście? Wartość wielu z tych rekonstrukcji jest często słaba, ale za to właśnie barwne Knossos, jak niewiele innych miejsc Grecji, potrafi obudzić wyobraźnie i uświadomia, że starożytni nie żyli w świecie jednokolorowych marmurów. Ich świat wypełniony był kolorami.

 Dwanaście lat temu, najchętniej spaliłabym tę książkę. I za żadne skarby, nie dałabym się przekonać, że po latach otworzę ją raz jeszcze i będę czytać z wielką przyjemnością, z wypiekami na twarzy zacierając ręcę na myśl o kolejnej podróży.

Do napisania tego tekstu korzystałam z książki:

Sztuka Świata, tom 2, Bogdan Rutkowski, Wydawnictwo Arkady, Wa-wa 1990, ss. 7 – 23