Dlaczego według tradycyjnego Greka kobieta nie powinna pracować? Oraz… instrukcja obsługi greckiego garnka

     Był to ostatni dzień naszego pobytu w domu Sałatki. Powoli zapadał wieczór, a my powoli pakowaliśmy swoje rzeczy. Nieśpiesznie  i dość niechętnie, bo jeszcze kilka dni z przyjemnością byśmy zostali.
     -Dorota! Tutaj masz jeszcze taki garnek. Jest fenomenalny! Możesz ugotować w nim wszystko. – chcąc nie chcąc chwilę później trzymałam w rękach wielkie, ciężkie, metalowe ustrojstwo.
   -Możesz w nim gotować na parze, pod ciśnieniem, normalnie, możesz w nim też smażyć. Każda Greczynka ma taki w domu! – dodała Feta zadowolona.
    Ilość różnych  elementów, z których składał się owy „cudowny” garnek, raczej mnie odstraszała. Być może szybko w nim ugotuje, usmażę, czy też (kogoś…;)) uduszę. Ale jego umycie! To dopiero musi być wyzwanie.
    -Czekaj… Czekaj… Możesz nie wiedzieć jak  się go obsługuje. Miałam tu gdzieś  instrukcję. Za chwilę ją znajdę!
    I tak Feta zaczęła przetrząsanie mieszkania. Niestety, instrukcji nigdzie nie było. Kiedy skończyła z szufladami, przeszła do szaf i szafeczek. Po szalenie ważnej instrukcji jednak  ani śladu. W śledztwo zaangażowany został również Pomidor. Jego zadanie –  przetrząśnięcie garażu. Nic! Instrukcji nigdzie nie było!
      Tymczasem, kiedy Feta z Pomidorem koncentrowali się na szukaniu,  ja i Jani zostaliśmy razem z dziadkiem.
      Oregano, czyli dziadek to wzór  wszystkich najbardziej greckich cech. Wystarczy spojrzeć. Nigdy nie rozstaje się ze szklaneczką ouzo, tak więc dość często  jest na lekkim rauszu. Obowiązkowy wąs pod pewnie skrojonym nosem. Skręcone włosy, które za czasów młodości musiały być atramentowo czarne. Dłuższy paznokieć na najmniejszym palcu. I nieustannie  wprawiane w ruch komboloi.
    -Słyszałem, że będziesz pracować? – dziadek spytał krótko.
    -Tak, zaczynam od czerwca.
    -Ach! Wy młodzi… Jak wy nic nie wiecie…
     Konsternacja z mojej strony, bo zupełnie nie wiedziałam co na to powiedzieć.
     -I ty jej na to pozwalasz? – tym razem po głowie dostało się Janiemu.
     -Ale Dorota sama chce pracować. Nikt jej do tego nie zmusza. Wiesz dziadku, teraz są już inne czasy…
    -Inne czasy… Inne czasy… – Oregano powtórzył sarkastycznie.  -Jesteście pierwszym pokoleniem w naszej rodzinie, w którym kobiety idą do pracy. Coś takiego nigdy wcześniej się u nas nie zdarzyło.
    -Dziadku, ale trzeba iść z duchem czasu. – powiedział Jani.
    -Z duchem czasu… Z duchem czasu… – tym razem dziadek powtórzył smutnie.
    -Ale właściwie dlaczego nie powinnam pracować? – spytałam.
  -Bo to… moje drogie dziecko… Jest zadanie  mężczyzny!!! – dziadek niemalże wykrzyknął, że aż zatrzęsła się podłoga.  -To mężczyzna ma utrzymywać całą swoją rodzinę. Póki nie będzie w stanie tego zrobić, to zawsze będzie chłopcem. A wtedy nigdy  nie będzie dobrym mężem i ojcem. Przez wieki tak w Grecji było, a wy teraz wszystko  zmieniacie.
    -Ale ja bardzo chcę iść do pracy… – dodałam. – Co innego miałabym  robić?
    -Mało ciekawych rzeczy jest na tym świecie? Ty  jeszcze nic o życiu nie wiesz. Najpierw  drogie dziecko, naucz się obsługiwać zwykły garnek. Ale! To wcale nie jest takie proste. Ty dziecko, chcesz zarabiać pieniądze. A co w tym czasie ma robić mężczyzna? Nie wiesz…? – zabrzmiało naprawdę groźnie. – To ja ci powiem! Siądzie  wygodnie przy komputerze, czy jak wy to tam nazywacie i godzinami będzie grać sobie w jakąś gierkę. O! I tam sprawdzi się jako prawdziwy mężczyzna. Zabije potwora, bandytę, złodzieja. Zawalczy o przetrwanie. To jest właśnie nowe pokolenie! I te wasze „równouprawnienie”. Jak to może być, że dziewczyna płaci za siebie w kawiarni? Koniec świata!  Koniec świata…
    -Znalazłam!!! – krzyknęła Feta, która prawie w całości weszła  do szafy. -No! To jestem spokojna! Teraz będziesz już wszystko wiedziała. Tutaj masz napisane czarno na białym! – dodała cała w skowronkach.
     I tak wepchnęliśmy do  samochodu: wielki, trzykilogramowy garnek, który podobno nazywa się  szybkowarem oraz pokaźnej grubości  instrukcję, z której i tak nic nie rozumiem.
     Wyruszaliśmy następnego dnia wcześnie rano. Bagażnik samochodu prawie się nie domykał. Auto uginało się pod ciężarem nie jednego, a w rezultacie trzech wielkich garnków od Fety. Przyrządów do pracy w ogrodzie. Zestawu szklanek i talerzy. Dodatkowych ręczników i pościeli.  Nie wspominając o tym, że „ktoś właśnie sprzedawał bardzo ładne pomarańcze”. Więc zostaliśmy zaopatrzeni w całe pięć kilo.
     Nasza droga powrotna trwała kilka długich godzin. Przemierzyliśmy  całą  środkową Grecję. A ja tymczasem, drapałam się po głowie, co mam zrobić z tym całym szybkowarem?
Przeczytaj więcej…