Całkiem niedawno polski internet obiegły zdjęcia, na których w zamrażarkach działu mięsnego jednej z sieci supermarketów, sprzedawane były prosięta. Pewnie nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że małe prosięta sprzedawane były w całości, na dodatek obklejone szczelnie przezroczystą folią. Widok, jak dla mnie – makabryczny. Jednak, mieszkając w Grecji do takich widoków mimowolnie trzeba się przyzwyczaić.
Jak dotąd jest to jedyny post, do którego robiąc zdjęcia nie miałam najmniejszej przyjemności. Kilka razy mnie zemdliło. Ale również i tak właśnie wygląda prawdziwa Grecja. Z góry uprzedzam wszystkich estetycznych wrażliwców, że patrząc na te zdjęcia również może zrobić się Wam niedobrze…
Tak właśnie wyglądają sklepy mięsne w Grecji. Wyroby typu szynki, kiełbasy, wszelkiego rodzaju wędliny, pasztety są rzadko spotykane. Te sprzedaje się zazwyczaj w zwykłych marketach. W typowych sklepach mięsnych zwierzęta są w całości, w znaczeniu dosłownym, pozbawione jedynie skóry. Takie zwierze (trudno mi nazwać je mięsem) również w całości wędruje na sklepową witrynę. Widać dokładnie oczy, ogon, kończyny przednie i tylne, często również wystający język. Bardziej niż sklepową wystawę, mi przypomina to raczej zwierzęce prosektorium. Kura koniecznie musi mieć swój dziób i pazury. A królikom zostawia się nieogolone kity. Najbardziej przerażający jest dla mnie widok głowizny. Makabra, jak sceny z taniego horroru.