Pierwsze co zrobił, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi od Cytrynowego Domu, to uratowanie świata. W niecałe 40 minut zdołał zamontować grecką telewizję, dzięki czemu zdążyliśmy na kolejny odcinek ukochanego przez Fetę i Olivkę, tureckiego tasiemca.
W niewielkiej walizce Pomidora nie było nic więcej, poza pokaźnej wielkości wiertarką i podręcznym zestawem do naprawiania. Czego? Wszystkiego! Koszule, pidżamy, bielizne i kosmetyki dla męża zabrała oczywiście Feta, bo w tradycyjnej greckiej rodzinie, jak na talerzu z grecką sałatką, wszystko ma swoje właściwe miejsce.
Serial leciał w najlepsze. Burum… Urum… Turu…Nic z niego nie rozumiałam, więc z ciekawością przyglądałam się, co takiego robi Pomidor. Problem z telewizją był już rozwiązany, ale wiertarka została jeszcze przecież w rękach.
Kontakt w naszej kuchni, wisiał zupełnie bezużytecznie. Trzeba więc było go praktycznie zamontować. Owo „praktycznie” oznaczało – na samym(!) środku kuchennej ściany, która znajduje się w najbardziej rzucającym się w oczy miejscu. Być może mignie Wam gdzieś w naszych kulinarnych filmikach. Cokolwiek o estetyce by nie powiedzieć, teraz jest praktycznie i to szalenie, więc nie ma co narzekać!
W dalszej kolejności, Pomidor zabezpieczył instalację elektryczną na zewnątrz domu. Przestawił drzwiczki do lodówki ze strony prawej na lewą. Zamontował wszystkie kontakty, które wcześniej zwisały. Naprawił klamkę w drzwiach wejściowych. Uszczelnił okna specjalną taśmą. Wyszorował spód zaczernionego sadzą garnka.
A mawiają, że wszyscy Grecy to lenie!
Wszystko w domu zostało naprawione, dokręcone, uszczelnione i doczyszczone. Na całe szczęście mamy jeszcze niewielki ogród. Nie wiem skąd, ale Pomidor wytrzasną również mini piłę. Kto wie – może zawsze ją ze sobą nosi? W pół godziny usunął wszystkie suche gałęzie z cytrynowych drzew. Oszczędził tylko te, które znajdują się u sąsiadów. Ponieważ nasz ogród nie jest duży, prace ogrodowe niestety szybko zostały ukończone. Ale wyraz twarzy Pomidora, mówił że wciąż myśli: „co by tu jeszcze?”.
Cóż za leniwy każdy Grek…
Obawiałam się, że wpadnie na pomysł, żeby rozebrać cały dom, sprawdzić części, poczym znów złożyć wszystko w całość. Na szczęście do naprawienia znalazły się jeszcze rzeczy mniejsze. Popsute zapięcie od łańcuszka. Urwana klamerka od zegarka. Czy też zbyt luźny pasek od buta. Jak się okazało, Pomidor naprawi również wszystko co delikatne i drobne.
Ależ ci Grecy to lenie!
Po trzech dniach wizyty i trzech dniach naszego mini remontu, wszystko, absolutnie wszystko było już naprawione. Nasz dom, jeszcze nigdy wcześniej nie był w tak dobrym stanie.
Na nieszczęście dla Pomidora, który żyje tylko kiedy robi coś konkretnego, oznaczało to – definitywny koniec prac!
Usiadł wygodnie na kanapie i włączył wiadomości. Na jego twarzy widać było jednak pewną niewygodę. Tak jakby coś ciągle go uwierało. Widzę, że tych wiadomości wcale nie słucha, że nie może się skoncentrować, a siedzi i patrzy w nieokreśloną przestrzeń. Nagle wstał, lekko zgarbiony, z do granic możliwości skoncentrowaną miną i powoli przybliżył się w kierunku okna. Pomyślałam: „na Boga! znów znalazł coś do naprawienia…”. Im bliżej był tajemnego celu, tym wolniej podchodził. I nagle: KKKLLLLAAACHHH!!!!!!
Klasnął w ręce tak mocno, że myślałam iż za chwilę stanie mi serce. Pomidor zabił muchę… Amen! Nawet i ona się nie ostała. Mam nadzieje, że lata sobie teraz w musim niebie.
Stereotypy mają to do siebie, że wiele jest od nich wyjątków…