Ogórek pracoholikiem

    Ogórek nie zdążył dobrze zamknąć pierwszego interesu, kiedy rozkręcił następny. Jak sam stwierdził – poszedł po rozum do głowy i postanowił zająć się tym co robi najlepiej, czyli grami komputerowymi. Czy już złapaliście się za głowy?
     Interes  Ogórka już istnieje  i co najważniejsze działa! Kuzyn Janiego prowadzi obecnie stronę internetową, na której można kupować gry komputerowe. Przede wszystkim jednak na owej stronie kuzyn pisze  recenzje wszelakiego typu gier. Żeby zrobić dobrą recenzję Ogórek musi najpierw  zagrać. A gier jak wiadomo istnieje  sporo… Ogórek gra, przepraszam! – pracuje  – całe dnie, tak więc trudno nie nazwać go  pracoholikiem.
      Na testowanie gier przychodzą wszyscy Ogórkowi przyjaciele. Praca nad recenzjami wygląda bardzo radośnie i bynajmniej nie jest zbytnio stresująca. Co by nie powiedzieć, jedno trzeba przyznać – Ogórek należy do grona szczęśliwców, którzy  naprawdę kochają swoją pracę!
       W czasie naszego pobytu w Sałatkowym domu, wybraliśmy się do mieszkania, w którym Ogórek mieszka wraz ze swoim bratem – Octem oraz jego dziewczyną,  Pietruszką. Przed wizytą zostaliśmy uprzedzeni, że wraz z gromadką przyjaciół, mimo iż był sobotni wieczór – Ogórek zajęty jest pracą…
        Oczami wyobraźni widziałam dokładnie co tam się dzieje i jak może wyglądać dom, w którym urzęduje Ogórek. Gdyby mieszkanie wyglądało choć trochę  jak pokój Ogórka w domu Cytryny, wszędzie panowałby półmrok, spowity dymem z nieustannie palącego się papierosa. Porozrzucane puszki po dietetycznej coli (zawsze dietetycznej, bo przecież Ogórek jest cukrzykiem!). Walące się wszędzie ubrania, a przy tym najróżniejsze gadżety do gier komputerowych. Cały Ogórek! Zero perspektyw na zmiany – albo się go nie znosi, albo akceptuje w pełni takim jaki jest.
     -Cześć Salatka! – powiedział Ogórek otwierając nam drzwi. Tak właśnie najczęściej obecnie się do mnie zwraca.
     -Cześć! – odpowiedziałam wchodząc z otwartymi ustami.
     To co zobaczyłam, było kolejnym dowodem na to, że w życiu NICZEGO!  nie da się przewidzieć. Przestronne, wygodne mieszkanie lśniło czystością. Mało tego – czystość niemalże materialnie unosiła się w powietrzu, wypełniając każdy, najmniejszy  kąt. Mieszkanie było jasne. Na oknach wisiały równo zawieszone firaneczki. Gdzieniegdzie uroczy kwiatek. Obrusy na stołach. Ocieplające wnętrze bibeloty. Poduszki w kształcie serduszek z napisem „Kocham cię!”. Nawet w równo ułożonych na stołach popielniczkach, krył się piasek o zapachu lawendy.
     -Cześć kochani! Zapraszam do środka! Mam na imię Pietruszka! A ty zdaje się – jesteś Dorota?
     Tak właśnie poznałam Pietruszkę. Już przy pierwszym podaniu ręki, można było wyczuć, że jest to osobowość. Pietruszka  jest postawna, wysoka i ma bardzo mocną budowę ciała. Taka nasza Joanna Liszowska. Gęste mocno skręcone czarne włosy i ostre rysy twarzy. Zawsze kiedy stoję przy dziewczynach o takim typie urody, czuję się jak mrówka. Zaczynam się lekko obawiać, bo  przypominają mi się wtedy  lekcje w-f  z  okresu podstawówki. Zawsze, kiedy taka dziewczyna serwowała piłką do gry w siatkę, ja niczym Struś  Pędziwiatr uciekałam najdalej gdzie tylko mogłam. Pamiętam, że raz próbowałam odebrać, ale wraz z piłką znalazłam  się na ścianie… Jednak mimo silnej  postury Pietruszki, dało się w niej wyczuć  zadziwiający brak pewności siebie. Ciekawa kombinacja. Weszliśmy do mieszkania i zdjęliśmy buty. A ja czekałam co stanie się dalej…