Co prawda, na tę kalendarzową trzeba jeszcze trochę poczekać. Ale już od dobrych kilku dni w Grecji na całego czuć wiosnę. Nagle zrobiło się tak niesamowicie słonecznie, że nie można wysiedzieć w domu. Coraz częściej widzę, jak na balkonach wietrzą się dywany. To znak, że już za jakiś czas będą chowane głęboko do szaf, a po zimie nie będzie nawet śladu. Kawiarnie i kawiarenki w środku są zupełnie puste, bo każdy z kawą siedzi na zewnątrz. Co chwilę widzę, jak ktoś dłubie w swoim ogródku. Za moim oknem już zakwitło nasze drzewo wiśni. To ewidentne znaki, że już trwa jeden z moich ulubionych okresów w całym roku – sam początek wiosny. W Grecji takie zmiany sezonów są dużo bardziej wyraziste.
Wczoraj obudziłam się przed dzwonkiem budzika. Słońce wdzierające się do sypialni było tak ostre, że już chciałam być na zewnątrz. Ptaki śpiewały tak głośno, że nie dało się spać. Co prawda w moim rytmie dnia nic szczególnie się nie zmieniło, ale teraz podwójnie wszystkiego mi się chce. Mam taką trochę niezrozumiałą ochotę wymyć wszystkie okna i zrobić wielkie pranie. Kupić kilka roślinek i jakąś nową sukienkę, która cała będzie kolorowa. Upiec ciasto. Pojechać gdzieś nieco dalej. Bardzo się cieszę, bo u nas zbliża się okres, w którym będzie dziać się wiele ciekawego. Między innymi, już w ten weekend przyjeżdża Olivka z Pieprzem.
Obserwując mój stan tak sobie myślę, że człowiek jest trochę jak roślina. Żeby żyć potrzebuje słońca. I kiedy nagle jest go więcej, zaczyna się to co najfajniejsze. Wszystkiego się po prostu – chce.