Z CYKLU: Inny punkt widzenia – Co łączy autorkę poczytnego bloga i uznaną poetkę grecką – Safonę?… piątek, 6 lipca 2012

      Już po raz drugi mam wielką przyjemność, zaprezentować tekst napisany specjalnie dla „Sałatki…” autorstwa kogoś innego. Przyznam, że przeczytałam całość z niesłychaną radością i zaskoczeniem, ponieważ jego autorka zupełnie nie wiedziała, że moja przygoda z Grecją zaczęła się  od Safony.  To właśnie na wyspie Lesbos, gdzie mieści się niewielka wioska –  Skala Eressou  – gdzie poetka mieszkała, zaczęła się moja nie mająca końca podróż po Grecji. A teraz już dobrze wiem, że z Safoną łączy mnie znacznie więcej niż początkowo przypuszczałam.
     Jednocześnie bardzo dziękując Annie Chojak, zapraszam do lektury tekstu! 
Co łączy autorkę poczytnego  bloga i uznaną poetkę grecką – Safonę?

Skala Eressou (wyspa Lesbos), przed pomnikiem Safony. To właśnie tutaj zaczęła się moja grecka przygoda…

     
      Pytanie zawarte w tytule może wydawać się absurdalne do granic możliwości. Na pierwszy rzut oka można wymieniać jedynie różnice! Całą masę różnic, jak choćby epoka historyczna.  Dla mało zorientowanych przypominam, że Safona żyła w latach od 664 do 590 p. n. e.
    Ale jakby się tak bardziej przyjrzeć… tych podobieństw jest całkiem sporo.
Przede wszystkim Grecja! O Dorocie i jej greckim życiu wiemy już całkiem dużo. Nie jest tajemnicą, że konieczność emigracji stała się głównym powodem, dla którego powstał blog o Sałatce.
      Safona to rodowita Greczynka, mieszkanka Lesbos. Z uwagi na toczące się ostre walki o władzę wśród arystokratycznych rodów była zmuszona opuścić na jakiś czas Mitylenę i przenieść się na Sycylię. Zamieszkała w Syrakuzach, w warunkach, jak się zdaje nieszczególnych. 
     Jeszcze jeden dowód na to, że bez względu na rozdział w historii, emigracja to trudny kawałek chleba. Wiedzą o tym i Safona, i Dorota.
     Dlatego dobrze mieć opacie w kimś bliskim. Safona była zamężna z bogatym obywatelem Mitylene – Kerkolasem. O Janim wiemy wciąż niewiele, mam nadzieję że to tylko kwestia czasu.
      I jakby nie było, Jani pracuje  blisko Aten, a to już robi wrażenie. W końcu rodzina z arystokratycznymi korzeniami to dziś rzadkość.
     Trudno porównywać wygląd fizyczny, ale nawet tutaj znalazłam kilka drobiazgów. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale obie Panie są drobnej budowy, obie mają jasną karnację i długie włosy. Safona przez współczesnych sobie poetów określana jest jako: „fiołkowowłosa, czysta, uśmiechnięta…”(Alkajos).
      Dorocie uśmiechu nie brakuje, a jej poczucie humoru znają chyba wszyscy czytelnicy „Sałatki…”
       I na pewno nie spotka jej to, co przydarzyło się Safonie! Niestety, późniejsi komediopisarze attyccy, czyniący niejednokrotnie aluzje do jej niby lesbijskiej miłości,  przedstawiali ją jako osobę brzydką, a nawet ułomną.
      Safona, rzecz jasna lesbijką nie była. Istotnie, otaczała się młodymi dziewczętami, które nawet u niej mieszkały. Ich relacje ograniczały się jedynie do relacji nauczyciel – uczeń. Safona dawała lekcje śpiewu, tańca, gry na lirze i wrażliwości na piękno przyrody. Razem ze swoimi uczennicami tworzyła tzw. thiazos, krąg czcicielek Afrodyty o charakterze religijno – artystycznym. Oprócz zespołu dziewcząt skupionych wokół poetki, na Lesbos istniały podobne grupy prowadzone również przez mężczyzn m. in. Alkajosa. Drugim i najlepszym dowodem na mocno przesadzone plotki i legendy o Safonie są zapiski Maksymosa z Tyru, który przyrównał więzi łączące Safonę ze swoimi podopiecznymi do tej bliskiej Sokratesowi i jego uczniom.
        To, że Safona była doceniana przez współczesnych niewątpliwie świadczy o jej niezwykłej wrażliwości i talencie. W literaturze uznawana jest za najwybitniejszą przedstawicielkę liryki eolskiej mające swe korzenie w poezji ludowej.  Safona w swojej twórczości znacznie poszerzyła zakres tematyczny tego gatunku. Dodatkowo oszczędny i surowy dialekt, w jakim mówiono na Lesbos, odzwierciedla bezpośrednio życie poetki i jej bliskich. Odnajdziemy w jej twórczości bogaty materiał obyczajowy związany z realiami życia codziennego.  Mimo dużego kryzysu gospodarczego i kulturowego związanego z przejęciem władzy, poetka skupiała się jedynie na uroczystościach rodzinnych, relacjach z przyjaciółkami, miłości do córki Kleis  czy innych podobnych zdarzeniach.
      Dorota może nie pisze w tonie melancholii i tęsknoty, ale podobnie do Safony skupia się na codziennym życiu – jego radościach i troskach. „Sałatka po grecku” staje się coraz popularniejsza, więc kto wie czy naszej autorce, również nie grozi poważny sukces czytelniczy? I to wszystko w realiach greckiego kryzysu, o którym donoszą media!
     Poza blogiem, Dorota ma jeszcze kilka publikacji na koncie, gł. w tematyce związanej  ze sztuką. Trudno w dzisiejszych czasach o innowacje w literaturze, ale niewykluczone, że również Dorota skusi się na twórczość w jakimś lokalnym dialekcie greckim?
       A dzięki współczesnej technice wszystko będzie można zachować dla potomnych. Safona nie miała tego szczęścia i z ponad 1000 utworów zachowały się jedynie fragmenty.
Z tego powodu o Safonie wiadomo niewiele, a krążące przez wieki na jej temat legendy tylko nadają pikanterii całej historii. Ale jak to napisał R.M Rilke: ”Sława jest często zespołem wszystkich nieporozumień, jakie zebrały się wokół wielkiego imienia…”.
       Tego przewrotnie i Dorocie życzę. W końcu ciekawe historie bronią się same, a  nieporozumienia tylko dodają im wyrazu.
Ania

Akcja: Blogerzy Książki Piszą… środa, 6 czerwca 2012

      Kilka dni temu zakończona została akcja Blogerzy Książki Piszą i tym samym wydany został  e-book pod tytułem Szkice z życia.
     Ponieważ również i ja wzięłam udział w tym projekcie pisząc jedno z opowiadań, mam szczególną przyjemność zareklamować tego  e-booka J
     W projekcie wzięło udział 27 blogerów i powstało 27 opowiadań. Opowiadania mają bardzo różnorodną tematykę. To co łączy je przede wszystkim, to opisywanie – życia. Zdaje się, że innego wspólnego mianownika znaleźć nie sposób. Tyle było bowiem pomysłów, co autorów.
    E-booka można pobrać za darmo,  między innymi na stronie wydawnictwa:
    Wszelkie informacje znajdują się na stronie  akcji:

    Serdecznie zapraszam do czytania! Ja również jestem w jego trakcie J JJ

Z CYKLU: Inny punkt widzenia…czwartek, 15 marca 2012

   
     Od pewnego czasu prowadzenia tego bloga, spotykam ludzi, którzy opowiadają, czy też piszą mi różne rzeczy  z Grecją związane. Jest to często niesamowita wiedza, czy też fascynujące opowieści z życia wzięte. Postanowiłam nie chować tych informacji, gdzieś do szuflady, a podzielić się nimi w przestrzeni „Sałatki”. Ogromny byłby to żal, gdybym zrobiła inaczej.
    Jeśli więc i Ty  –  drogi Czytelniku – wiesz o Grecji coś ciekawego (coś Cię w tym kraju  zafascynowało, przeżyłeś tam ciekawą historię, byłeś w miejscu które uważasz – odkryłeś, znasz ciekawą grecką potrawę, mit, film, etc.) z wielką przyjemnością o tym przeczytam i być może – jeśli zechcesz – zamieszczę na blogu.
    Bardzo serdecznie zapraszam więc do kontaktu: dizzy70@wp.pl
Arkadia dziś
      Tymczasem…. Z czym kojarzy Wam się Arkadia? Myśląc o niej – czy jest Wam sielsko i anielsko?…
   Mam  ogromną przyjemność przedstawić  tekst mojego  przyjaciela i genialnego historyka sztuki – Georgiego Gruewa. Georgi ma już wielkie uznanie rzesz, prowadząc m.in. bloga na temat historii sztuki, do którego odsyłam:   
     Tym razem opowie  coś, czego o Arkadii zapewne jeszcze nie wiecie…
    WIELKIE DZIĘKI GEO!


Pasterze niezbyt arkadyjscy
Arkadia, kraina nieco na południe od Sparty, jawi się powszechnie jako miejsce szczególnie sielankowe, wręcz idylliczne. Spokój i harmonia pasterskiego życia, brak jakichkolwiek problemów, swoista beztroska na łonie przyrody graniczą nawet z niefrasobliwością… Taki obraz Arkadii wytworzyła sobie już w czasach starożytnych kultura rzymska (wielka w tym zasługa Wergiliusza), a dzięki niej odnowiona została w czasach nowożytnych. Czy jednak “wieś spokojna, wieś wesoła” rzeczywiście była taką, jaką opiewali wielcy poeci i dramaturdzy od kilku stuleci?
Dzisiaj jadąc do Arkadii, nie sposób pominąć Megalopolis – miasta założonego ok. 369 r. p.n.e. dla obrony przed Spartanami. Niewiele jednak zostało z owego starożytnego pasterstwa: dość zacofany i prymitywny starożytny kraik rzadko skrapiany deszczami, pozbawiony gajów oliwnych, nieliczący się także w produkcji wina, obecnie jest jednym z głównych ośrodków wydobycia węgla kamiennego w Grecji, a miejscowe elektrownie zaopatrują w prąd pół Peloponezu. Ale Arkadia nigdy nie była szczególnie gościnna, a już na pewno nie można jej nazwać krainą szczęśliwości. Jacy więc byli arkadyjscy pasterze?
Nicolas Poussin: Et in Arcadia ego, 1640
Nicolas Poussin w bodaj najsłynniejszym swym dziele “Et in Arcadia ego” z 1640 r. przedstawił trzech pasterzy i pasterkę, którzy natknęli się niespodziewanie na grób z wyrytym tytułowym napisem. Powszechnie przyjmuje się (choć nadal jest to kontestowane), że artysta sugeruje w ten sposób obecność śmierci w – wydawać by się mogło sielankowej – Arkadii. Nas jednak niech zainteresują fizjonomie tych postaci: przystojni, proporcjonalni mężczyźni i spokojne, dystyngowane dziewczę w typie urody uwielbianym przez N. Poussina (i przeze mnie też). Od “Idylli” Teokryta poprzez wspomnianego Wergiliusza i “Sodomę i Gomorę” Marcela Prousta uroda pasterzy wychwalana była pod niebiosa przez mistrzów europejskiego pióra. Nie trudno zauważyć, że trochę w tym jest fascynacji męskim ciałem, a nawet niekiedy doszukać się można podłoża homoseksualnego. Wyobrażenie to jednak nie pokrywa się z tym, co o starożytnych Arkadyjczykach wiemy. A udzieliło się ono nawet Fredrice Bremer, szwedzkiej pisarce i działaczce o prawa kobiet, która pod koniec lat 50. XIX w. odwiedziła Grecję. Arkadię widziała więc przez pryzmat skażony literaturą jako krainę mlekiem i miodem płynącą:
Jesteśmy w Arkadii. Wieczorne słońce rozpromienia piękno nad krainą, wzgórza lśnią w purpurowym przepychu. Zahaczyliśmy o granice szerokiej szampanerii pomiędzy wielkimi winiarniami i polami rolnymi rodzącymi zboże, tytoń i ziemnikami. Krzewinki kwitnącego oleandru wskazują na gdzieniegdzie płynący strumyk. Na przyjemnie ubitej drodze spotykaliśmy często wieśniaków, zwykle młode kobiety i mężczyzn, o przystojnym obliczu, barwnym i radosnym wyrazie twarzy, całkowicie zdrowych, czystych i uposażonych. Skóra dziewcząt jest jak mleko i wiśnie. Ewidentnie jesteśmy w Arkadii! Nie moglibyśmy chyba sobie wyobrazić pasterzy i pasterki arkadyjskie bardziej urodziwymi“.
[w oryginale tekst brzmiał bardziej romantycznie, ale słabo znam szwedzki…]
Starożytna prawda była bardziej brutalna. Arkadia nie była Edenem Hellady ani równoległą rzeczywistością, gdzie Eros mógł spokojnie połączyć się z Anterosem. A tak widział tę krainę mający homoseksualne, niespełnione pragnienia książę August von Sachsen-Gotha. Cóż, czasem tak bywa, gdy zostaje się zelżonym przez Napoleona za prośbę otrzymania pocałunku przez Cesarza Francuzów… Z takiej bukolicznej wolności Arkadia słynęła, a wredna starożytna plotka głosiła, że przy braku kobiet spragnieni pasterze potrafili czasami przychylniej spojrzeć na wypasane przez nich zwierzęta. Nie dziwi więc, czemu ateńscy banici woleli już udać się nawet do Sparty (jak uczynił to Ksenofont) niż zamieszkać w Arkadii. Oczywiście ze względu na inną pogłoskę i względną niezależność polityczną, większym “wzięciem” od Sparty cieszył się Korynt… Ale wróćmy do saskiego księcia. Oto jak widział on Arkadię, będącą dlań miejscem spełnienia pragnienia nieszczęśliwego Anterosa:
Gdy byka i orła krew skropi cię, królu gór,
a delikarne złoto boskiego oblicza otoczy blaskiem,
który obfitością darzy niwy, kolebkę szukających się dusz,
wtedy, o Erosie, obejmię cię Anteros, na zawsze z tobą pojednany“.
Cóż, książę August nie miał zbyt wiele poetyckiego talentu. Ale czy wiedział, że Arkadyjczyków Hellenowie podejrzewali o kanibalizm i zamienianie się w wilki? Niecywilizowani mieszkańcy odosobnionej, niezbyt ludnej krainy mieli wywodzić się od Achajów, ale oddzieleni geograficznie nadal zachowali niektóre tradycyjne zwyczaje niepraktykowane już w Attyce czy pozostałych regionach Peloponezu. Sama zaś nazwa choroby (likantropii) wywodzi się właśnie od Likaona, króla Arkadii. Miał on bowiem przemienić się w wilka po spożyciu ludzkiego mięsa w trakcie uczty. Mit ten był echem pogłoski, jakoby ku czci Zeusa na wzgórzach Arkadyjczycy składali ofiary z ludzi, a rytuał kończyli spożywaniem ich wnętrzności. Kto zaś tego dokonał, tracił człowiecze ciało i przemieniał się na 9-10 lat w wilka. Zmiana ta zaś mogła być trwała, gdyby w okresie przemiany po raz kolejny skosztował zakazanego ludzkiego posiłku.
Podobną historię o Arkadii podał też Pliniusz, informując o rodzie wywodzącym się od Antosa, z którego wybierano jednego członka mającego do wykonania nietypowe zadanie. Ów nieszczęśnik zobowiązany był zawiesić na dębie swoje odzienie i przepłynąć potem jezioro. Gdy tego dokonał, podlegał przemianie i stawał się zwierzęciem na podobny okres jak wspomniani kanibale. Był jednak dla niego ratunek – tu także wstrzemięźliwość od ataku na ludzi miała pozwolić mu na powrót do normalnej formy.
Brrr…, aż się zimno od tych mieszkańców Arkadii robi. Zoofile, wilkołaki, a na dodatek zacofane buraki! Na szczęście dziś – pomimo pewnej urbanizacji i zniszczenia gdzieniegdzie terenu ze względu na kopalnie – nadal zachowała on to coś, dzięki czemu odnieść można wrażenie, że zegar bije tam nieco wolniej niż w reszcie kraju. I choć poza Atenami i Salonikami życie Greków wydaje się dość niespieszne, to w Arkadii godzina dostaje jakby kilka dodatkowych minut. Bo nie jest tak – jak choćby próbuje przekonać nas Frances Mayes czy Paweł Muratow – że współczesna Arkadia leży w Toskanii. Ona nadal jest w dolinach między greckimi wzgórzami i czeka na odkrycie przez tych, którzy pragną nie sielskości i beztroski, lecz codziennego uśmiechu miłych ludzi i czasu do namysłu. Namysłu, któremu od prawie czterech wieków oddają się postaci w obrazie Poussina.