Grecja jest krajem obfitującym w różnego rodzaju zioła, dzięki czemu powstają
tu fenomenalne przyprawy. Zawsze mam wrażenie, że greckie oregano, mięta czy na przykład tymianek, pachną intensywniej
niż te dostępne w Polsce.
Tak się akurat składa, że Jani uwielbia zbierać wszelkiego rodzaju zioła, czy też inne skarby natury. Za każdym razem, kiedy wybieramy się na spacer po okolicy, napotykamy się na krzaczek oregano czy mięty, nie wspominając o dwóch wielkich krzewach rozmarynu, które rosną przy naszym przyszłym domu.
Najbardziej byłam jednak zaskoczona, kiedy pierwszy raz zobaczyłam jak tak naprawdę wyglądają kapary! Można by pomyśleć, że skoro na półce w supermarkecie stoją obok oliwek, również i w naturze wyglądać będą podobnie. Ale nic jednak z tego JKapary w naturze są krzakami. A ponieważ wiele do szczęścia im nie potrzeba, krzaki te rosną właściwie wszędzie, gdzie jest choć trochę ziemi.
Najlepszy sezon na kapary jest właśnie teraz. Te które wyjmujemy ze słoika, są tak naprawdę nierozwiniętymi jeszcze pąkami kwiatów. Kwiaty, które powstają, jeśli pozostawić by pąki na krzaku kilka dni dłużej, mają delikatne białe kwiatki, z odrobiną domieszki różu. Są naprawdę piękne i przez to czasem traktuje się je jako ozdobę. Ale uwaga przy zbieraniu: kapary mają kolce!
Żeby doprowadzić kapary do postaci, w której je jemy, nie trzeba się wiele natrudzić. Wystarczy pąki nierozwiniętych jeszcze kwiatów, zostawić na kilka godzin w soli (od 6 do 10 godzin). Następnie zalać wodą z domieszką octu (proporcja to kwestia smaku). Zamknąć w słoiku i poczekać 3 miesiące.
Zebrane przez nas kapary właśnie szczelnie zamknęliśmy i czekamy więc do wrześniaJ
A tak na marginesie: czy wiedzieliście, że kapary uznawane są za przyprawę?