Rajska Plaża, Korfu
Najlepsze pomysły często rodzą się z przypadku. Tak było również i tym razem. Pod koniec ostatniego lata Tanasis, który organizuje nam rejsy po wybrzeżu Paleokastritsy powiedział, że jak będziemy mieć wolny dzień, to możemy wybrać się trochę dalej niż zazwyczaj pływają wszystkie inne motorówki. Kiedy zobaczyłam co takiego kryje się tuż za owym „trochę dalej”, do którego zazwyczaj dopływamy wiedziałam, że dla tej jednej plaży, ukrytej za wysuniętym w głąb morza półwyspem, trzeba zbudować program całej oddzielnej wycieczki. Tak właśnie powstał pomysł naszej drugiej trasy WIDOKI KORFU, której prowadzenie jest po prostu czystą przyjemnością. Rajska Plaża jest obecnie jej główną atrakcją. I za każdym razem, kiedy tam wpływamy, rozpiera mnie duma, że jesteśmy pierwszą zorganizowaną polską grupą, która wpływa tam regularnie.
Za niewielkim półwyspem porośniętym miękką, wilgotną zielenią, roztacza się taki widok, że trzeba przecierać oczy. Monumentalne ściany skał, o najróżniejszej fakturze ramują dość wąską, ale ciągnącą się daleko plażę. Woda jest tam tak przejrzysta, że po powrocie dzieciaki chwalą się, że widziały fruwające na niebie łodzie. Wobec ogromu skał nasze motorówki zawsze wydają się być tam jeszcze mniejsze. W ostrym, letnim słońcu bielą się nasze niewielkie łodzie, ich daszki, siedzenia, zawsze śnieżnobiała koszulka Tanasisa i idealnie okrągłe kamienie rozsiane na całej plaży. W niektórych miejscach, gdzie plaża styka się z morzem kryją się niewielkie jaskinie. Nad nimi potężne formacje skalne, które układają się w beżowo – czarne podłużne pasy, przypominające wyglądem ciało zebry.
Na Rajskiej Plaży, nie ma żadnej cywilizacji. A jedyną drogą, jak można się do niej dostać, jest tam wpłynąć. Plaża jest zupełnie odcięta od prądu, radia, tv, internetu. To jedno z takich miejsc, w których można zatrzymać się na chwilę. Popatrzyć na unoszące się niby w powietrzu łódki. Na radośnie migocące promienie słońca, które pobłyskują na tafli morza. Wsłuchać się w odgłos wody, która uderza o kamienie, polerując ich owalną powierzchnię.
***
Kiedy tylko dopływamy z daleka widzę, że już nas wygląda, a chwilę później podbiegnie. Tylko sześcioletni Paris i jego ojciec potrafią chodzić bez butów po tych rozżarzonych od słońca kamieniach.
Już od czterech lat Paris i jego rodzice kolejne lato spędzą na Rajskiej Plaży. To właśnie do nich należą pomarańczowe parasolki i białe leżaki. Zrobią kawę, kanapkę, sprzedadzą piwo, butelkę wody. Na początku jak każdy, nie mogłam uwierzyć, że sami zdecydowali żeby spędzić tu całe pięć letnich miesięcy. Co prawda jest tu przepięknie, ale całe pięć miesięcy…
-Nie, no… Raz na jakiś czas… Trzeba przecież pojechać do miasta… – zaczęła Georgija – Ale już poprzedniego wieczora mam wtedy nerwy. Boże drogi! Jak tylko podjadę, już się zaczyna. Korki, trąbienie i oczywiście zawsze problem z parkowaniem. Załatwiam co trzeba i wracam im szybciej na plażę. O matko… Chyba będę musiała jechać za kilka dni, bo kończą się koraliki… Ale jak już zajadę do Kerkiry i będę mieć chwilę czasu, zrobię Dorota taki tylko dla ciebie. Róż… Pomarańcz… Niebieski i trochę złota! Zobaczysz… będziesz wyglądać pięknie!
Georgija sprzedaje również robioną przez siebie biżuterię. I niech Bóg będzie mi świadkiem, że wcale nie jest to reklama, ale naprawdę robi to pięknie! Kończę rozmowę z Georgiją, bo Paris ciągnie mnie w swoją stronę. Na niewielkim stoliczku równo poukładane obłe kamienie. Na każdym z nich namalowany większy lub mniejszy statek sunący po morzu. Wszystkie statki i morze – w najróżniejszych kolorach świata. Georgija też sprzedaje pomalowane przez siebie kamienie. Ale Paris stwierdził, że tego lata chce zacząć zarabiać na siebie, więc zrobił Georgji konkurencję.
-Pariii! Matko, jakie one piękne! Pari, a ile kosztuje jeden taki?
-3 euro!
-A czy dla mnie będzie jakaś zniżka?
-Dla ciebie… Dwa! Ale ani centa mniej!
-No dobra!
Dobijamy interesu. Paris wniebowzięty. Wygląda jak mały Robinson, tylko rzecz jasna jeszcze bez brody. Wypłowiałe od słońca loki, opadają mu na oczy, takie radosne, żywe, dziecięce, co tylko planują, żeby spsocić coś jeszcze. Dwa euro dumnie ląduje w wielkim plastikowym pudełku. Chwilę później Paris biegnie do taty:
-Tato, nie ma jeszcze południa, a ja już sprzedałem cały jeden kamień! A co jak mi się skończą?! Będę musiał ich malować więcej i więcej!
Georgija jest przekonana, że żartowałam z tym zachwytem nad kamieniami Parisa. Ale mnie zawsze bardzo podobają się takie właśnie abstrakcje. Kolorowe, radosne, z lekka naiwne, trochę dziecięce. Z tym zachwytem, nie żartowałam więc ani trochę.
Za chwilę odpływamy. Paris biega po plaży w wiadomym tylko sobie celu. Podbiega na chwilę żeby się jeszcze pożegnać:
-Do następnego razu!!! – wołam.
-Dorota… – pyta, spoglądając spod loków opadających na oczy: -Ty też jesteś tu chyba szczęśliwa?
-No… Jestem… Do następnego tygodnia, Pari!