Przewodnik po KORFU, cz. 2 – KANONI. Czyli symbol wyspy Korfu… środa, 9 lipca 2014

   

     Niewielki, biały monastyr,  na  skrawku lądu otoczonym błękitnym niebem i morzem. Malutka wysepka w tle, z gąszczem cyprysów oraz nieśmiało ukazującą się świątynią. A przy tym bezkresne morze i porośnięty zielenią, dumny  ląd. Taki obraz widnieje na większości okładek przewodników po Korfu, bowiem ten widok to najbardziej rozpoznawalne miejsce na całej wyspie.

 

     Taka swoista „pocztówka”  z Kanoni  przewija się wszędzie, gdzie mowa o wycieczkach do Grecji. W Atenach  jest Akropol. Na Zakinthos – Zatoka Wraku. Chios słynie z mastihowych wiosek. A Korfu ma swoje Kanoni. Ten niezwykle malowniczy widok, powinien zobaczyć każdy, kto tu przybywa.

      Niewielka wysepka, na której znajduje się  słynny monastyr, połączona jest z lądem długą groblą. Monastyr Panagia Vlacherna pochodzi z XVII wieku. Sama budowla jest mała. Składa się z kilku dostawionych do siebie brył i wysokiej dzwonnicy. Śnieżnobiałe ściany stają się jeszcze bielsze, kiedy odbija się od nich dzienne  światło. Wypłowiałe na słońcu dachówki oraz zielone akcenty barwne – to cała kolorystyczna kompozycja tego widoku. Nad wszystkim strzeliście wybija się wysoki cyprys, który przewyższa samą dzwonnicę.  I w tym przypadku walory tego widoku, kryją się w jego prostocie.

      Na drugim planie widać oddzielającą się od niebieskiego morza zieloną plamkę. To słynna Pontikonisi, czyli tłumacząc na polski „Mysia Wyspa”. Z daleka wydaje się być niewielką zieloną kulą, z której gdzieś w środku wystaje kolejna ważna dla Korfu budowla. Jest nią bizantyjski kościół Chrystusa Pantokratora, pochodzący z XI / XII wieku.  Jeśli dać wiarę temu co mówi mitologia, Mysia Wyspa była kiedyś statkiem Feaków, który został zamieniony przez Posejdona w kamień.

       4 5

      

      Cały ten region nazywany Kanoni, znajduję się kilka kilometrów  na południe od centrum miasta. To właśnie tam w czasach starożytnych, istniało pierwsze miasto Kerkira, które dopiero później zostało przeniesione w miejsce, w którym jest dzisiaj. Obszar Kanoni to raj dla archeologów, bo właśnie na tym terenie rozsiana jest większość najważniejszych dla Korfu budowli z czasów starożytnych.

 

     Szczęśliwcami są ci, którzy  na Korfu lądują wraz ze wschodem słońca. Jedne z najpiękniejszych wschodów są właśnie tu – w Kanoni, przy Mysiej Wyspie i monastyrze Vlacherna. Tuż  obok jest bowiem  główne lotnisko, na którym lądują wszystkie samoloty lecące na wyspę. Taki wschód słońca tuż przy lądowaniu i ten bajkowy widok, to przemiły podarunek od wyspy już na samo „dzień dobry”.

8 9

 

Przewodnik po KORFU, cz.1 – Kościół św. Spirydona, czyli bijące serce wyspy Korfu… środa, 25 czerwca 2014

    Był wczesny ranek. Zwykły, pracujący dzień. Odprowadziłam Janiego do portu, gdzie czekał jego statek  i zostałam sama. Pomyślałam, że poszwendam się trochę po mieście, zobaczę jak prezentuje się z samego rana i zastanowię, co robić dalej z zupełnie wolnym dniem. Czasem jak chodzi się bez żadnego  planu, zobaczyć można najwięcej.

       Na ulicy Liston, dopiero co sprzątali po poprzednim dniu. Żaden turysta chyba się jeszcze nie obudził, bo nawet nie otworzono  sklepików z pamiątkami. Ulica zalana była słońcem, które tak potężną siłę ma tylko w Grecji. Sprawia, że kolory są znacznie bardziej intensywne, a wszystko wokoło tak jakby lśni.  

     Chyba miałam nosa, że za chwilę stanie się coś godnego uwagi. Kiedy skręciłam w ulicę, gdzie mieści się kościół św. Spirydona, zobaczyłam scenę co najmniej niecodzienną. Stanęłam jak wryta i przetarłam oczy. Kilka metrów przede mną, szła kobieta. Nic w tym szczególnego, gdyby nie fakt, że szła na kolanach, brudnych już i poobdzieranych z naskórka.  Jej twarz wyraźnie zmęczona, ale bynajmniej nie speszona tym, że robi coś dziwnego, miała  wyraz zupełnie neutralny. Podobnie jak wyraz twarzy młodego  mężczyzny, który szedł spokojnym krokiem tuż przed nią, ubrany zgodnie z najnowszym krzykiem mody, niosąc kobiecie  buty.

     Nikt prócz mnie nie wydawał się widzieć w tej scenie czegoś szczególnego. Ot  tak,  jakby była to zupełna norma. Sprzedawcy nieśpiesznie otwierali swoje sklepiki i  witali się między sobą.

 

     

     -No, a co w tym dziwnego? – odezwał się w słuchawce Jani. –Nigdy jeszcze tego nie widziałaś? Ta kobieta najpewniej   szła w intencji kogoś lub czegoś. Ludzie robią tak  całkiem  często. Czasem idą  na kolanach nawet z innego miasta. – dokończył Jani  tonem, jakby mówił że, sandałki tego lata modne są w kolorze czerwonym, więc może też powinnam sobie takie kupić. Chwilę później sygnał w telefonie znikł. Statek, na którym był Jani najpewniej odpłynął na pełne morze. Pomyślałam, że Grecja znów utarła mi nosa, pokazując jak mało jeszcze o niej wiem.

 

    Jakkolwiek by tej sceny nie interpretować, to w niej zawarta jest cała dzisiejsza Ellada. Jest często skrajną tradycjonalistką, zawsze jednak ubraną zgodnie z najnowszym krzykiem mody i uniesionym do góry dumnie nosem. Robi to co jej się podoba,  nikogo nie pytając o zgodę ani  zdanie.  

 

     Długo zastanawiałam się, co powinno być pierwszym tematem nowego cyklu, stanowiącego przewodnik po wyspie Korfu.  Ta poranna przygoda, utwierdziła mnie w przekonaniu, że musi to być kościół św. Spirydona. Bo jeśli mieszkańcy wyspy potrafią iść do niego na kolanach, to musi on być dla nich najważniejszy.

     Święty Spirydon pochodził z Cypru i żył na przełomie III i IV wieku n.e. Był  pasterzem. Mówiono o nim, że zawsze  dbał o dobro drugiego człowieka i miał w sobie ogromną pokorę wobec Boga. Po śmierci żony postanowił, że zostanie księdzem. Podobno zawsze chodził w jednym, jak najskromniejszym ubraniu. Wszystko co miał oddawał biednym, zyskując sobie ich miłość. Kiedy zmarł biskup Cypru, ludzie sami wybrali  Spirydona na jego  następcę. Jednak nawet po tym wydarzeniu, Spirydon zawsze odznaczał się wielką skromnością.

       Atrybutem  świętego  jest cegła, z której unoszą się płomienie, a z dołu kapie woda i usypuje się ziemia. Jest to pamiątka  wydarzenia, kiedy święty wytłumaczył ludziom czym  jest Trójca Święta, którą wcześniej często postrzegano  jako trzy różne bóstwa. Trójca Święta, została przyrównana do cegły, która powstaje z trzech elementów: ziemi, ognia i wody. I to właśnie te trzy elementy, tworzą całość; podobnie  jak Trójca Święta, symbolizuje jednego Boga.

      Po śmierci Spirydona, jego ciało trafiło to Konstantynopola, a następnie przetransportowane  zostało na Korfu. Podobno kiedy po czasie otworzono trumnę, ciało nie uległo rozkładowi, pachniało przy tym bazylią.

      Obecnie ciało świętego  znajduje się w kościele pod  jego wezwaniem, w prawej części tuż przy ikonostasie. Do dziś  jest bardzo dobrze zachowane, co można zobaczyć na własne oczy.

      Kościół, gdzie znajduje się ciało świętego,  powstał w 1590 roku. Rozpoznać można go po bardzo wysokiej dzwonnicy, która góruje nad  miastem.  Sama bryła budowli nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jeśliby nie patrzeć do góry, łatwo ten kościół przeoczyć. Ściśnięty między innymi budynkami, chowa się w wąskich uliczkach miasta.

       W kontraście do prostej bryły zewnętrznej,  bogato zdobione jest jego wnętrze, które nawet w najbardziej słoneczny dzień, zawsze pozostaje zaciemnione. To na co należy zwrócić szczególną uwagę, to malowidła na sklepieniu z XVIII wieku  autorstwa Panagiotisa Doxarasa, malarza zafascynowanego dokonaniami mistrzów włoskiego baroku. Częściowo skopiowane później  malowidła, przedstawiają życie świętego.

     Pamięć o patronie wyspy, wśród mieszkańców jest wciąż żywa. Wierzy się, że to właśnie święty Spirydon uchronił wyspę przed najazdami Turków czy też  epidemiami. Na pamiątkę tych wydarzeń, dwa razy w roku  (11 sierpnia i 12 grudnia), na Korfu urządzana jest procesja ku czci świętego. Wielki szacunek wobec św. Spirydona przejawia się w czymś jeszcze. Imię Spirydon, czy też jego krótsza wersja –  Spiro, jest najczęściej występującym imieniem u męskiej części mieszkańców Korfu. Wystarczy przejść się ulicą tuż przy kościele, by usłyszeć jak śpiewnie wciąż jest wykrzykiwane.

 

 

 

 

Korfu – spotkanie pierwsze… piątek, 16 maja 2014

KORFU - Stara Forteca

KORFU – Stara Forteca

     Istnieją  rzeczy, które zdaje się  nigdy nie będą mogły być  zastąpione, tylko dlatego że powstało coś szybszego, nowocześniejszego czy  bardziej modnego.  Wciąż wolę prawdziwą książkę, od jej e-bookowego odpowiednika, mimo że ta pierwsza  ciąży w mojej torbie. Czy też papierową gazetę, którą otworzę  w wolne sobotnie popołudnie. Tak samo jest ze statkami. Im wolniej  płyną, tym właściwie lepiej.

   Dobiliśmy do portu stolicy Korfu. Stwierdzenie, że już od pierwszego spojrzenia, wyspa prezentuje się zupełnie niepowtarzalnie, byłoby czystym banałem. Bo przecież każda wyspa Grecji, nawet w stosunku do swoich archipelagowych  sąsiadek, to zupełnie inny świat. Korfu  jednak wyróżnia się  wrodzoną  elegancją, posmakiem szykowności, który niemalże wisi w powietrzu. Potwierdzenie takiego odczucia można znaleźć w jej historii, bowiem od dawien dawna,  Korfu uwielbiana była przez europejską arystokrację.

   Jak  tylko rozpakowaliśmy walizki, to znaczy – dokładnie – położyliśmy je na podłodze, stałam w drzwiach gotowa na zwiedzanie miasta. Przyznaje, typowe ze mnie zwierze miejskie. Tam gdzie jest tłoczno, głośno, wiele się dzieje – zawsze czuje się najlepiej. Czasowo wybraliśmy się  idealnie, bo dochodziło właśnie południe. Był jeden z   typowych, pracujących dni. Wszędzie pełno ludzi. A w co drugiej z wąskich uliczek, tworzył się kilkusekundowy korek. Sznury samochodów, pomiędzy którymi  zwinnie przemykały  głośne skutery. Słynne, włoskie Vespy. Są naprawdę urocze!

   To niestety prawda, że wielu starym weneckim kamienicom przydałby się generalny remont. Na szczęście znaczna część z nich  jest już odnowiona. Jednak  tak naprawdę włoskie wyczucie  proporcji kamienic i kamieniczek, wąziutkie kantounia (uliczki), idealnie dobrane dekoracje i dumnie górujące nad miastem fortece; świeżo  odmalowane czy też nie, zachwycać będą zawsze.

   Miasto przeszliśmy wzdłuż i wszerz. Wchodziliśmy w jego najwęższe zakamarki, najbardziej niepozorne ulice. Kościół św. Spirydona. Stara i Nowa Forteca. Pałac św. Michała i św. Jerzego. Oraz Ratusz Miasta. Stare Miasto. Nowsza jego część i targ przy fortecy. Każdy dzień kończyliśmy tak samo. Grecka kawa i małe słodkie loukumades, w jednej z kawiarenek  na ulicy Liston. Nie można znaleźć  lepszego miejsca, by zobaczyć jak miasto tu żyje, na 10 minut przed otwarciem turystycznego sezonu. Jak po zajęciach spotykają się tu studenci. Jak starsze Greczynki obmawiają, co ugotować jutro na obiad. Z jaką ekscytacją przekazywana jest każda nawet najbardziej błaha plotka. Tak dyskutować potrafią jedynie Grecy.

   Kilka kilometrów za miastem, jedno z najsłynniejszych miejsc na Korfu, czyli Kanoni i Mysia Wyspa. Żeby tam dotrzeć trzeba się trochę natrudzić. Bo niby blisko, niby tuż obok, ale która tak naprawdę wiedzie tam ulica? Na szczęście ukazał się niewielki, biały monastyr Vlacherna, który jest na okładce chyba każdego przewodnika po wyspie.  Właśnie sprzątała w nim starsza Greczynka. Dziadek obok łowił ryby. Ktoś przyjechał czerwonym skuterem. Ale zdaje się, że tylko na chwilę, bo w stacyjce są jeszcze  kluczyki, a silnik na „chodzie”. 5. 10 minut. Nikt nie wraca… Klimat na wyspach ma to do siebie, że nikt tu restrykcyjnie czasu nie liczy.

KANONI - monastyr Vlacherna

KANONI – monastyr Vlacherna

   Jadąc na południe, odwiedziliśmy Achillion. Miejsce, które trzeba zobaczyć będąc tu na Korfu. Ogród w stylu francuskim. Rzeźby z mitologicznymi bóstwami. Cesarski wystrój wnętrza budynku. Wszystko prezentuje się naprawdę wspaniale, ale całość jest kolejnym dowodem na to, że władza, pieniądze… Te wcale szczęścia nie dają. Biografia mieszkającej tu cesarzowej Sissi, wcale nie ma przecież happy endu.

   Żeby dotrzeć do Paleokastritsy, przejechaliśmy  przez typowe wyspiarskie drogi, skręcone jak serpentyny. To właśnie na nich, pomiędzy oliwnymi gajami, nagrywane  były sceny do  Jamesa Bonda (For Your Eyes Only KLIKNIJ TU!). Kiedy sezonu jeszcze nie ma, trochę trudno sobie wyobrazić, że latem może być tu tłoczno. Wszystkie kawiarnie, tawerny pozamykane. Na plaży nie ma żywej duszy. Cisza, spokój, słychać tylko fale i szum  wiatru pomiędzy drzewami. Widać lazurowe morze, którego błękit zlewa się z  niebem.

   Odnajdujemy kościół z muzeum ikon. Tam również prawie nikogo nie ma. Można obejrzeć wszystko dokładnie. Dotknąć, powąchać. Ale  chwilkę! Jesteśmy też po to by się dowiedzieć, gdzie jest słynna Bella Vista i ile kosztuje wstęp do muzeum. Napotkany kot mówi, że „nie wie” i nie wygląda na takiego, którego by to obchodziło. Podobnie odmrukuje jego  rudy przyjaciel, z którym razem wylegują się na słońcu, obok drzewka cytryny.

   Żeby wejść do muzeum nie trzeba mieć żadnego  biletu. A Bella Visty nie da się przeoczyć! Ale wcześniej punk widokowy, o którym nie było w żadnym przewodniku. Prawdziwy balkon na Morze Jońskie. Wielki, niekończący się błękit, który muska delikatnie pobłyskujące na nim słońce. To właśnie gdzieś tam znajduje się zamieniona w kamień łódź Odyseusza. Czy jest to tylko mit? W takich miejscach,  we wszystko jest się w stanie uwierzyć.

PALEOKASTRITSA

PALEOKASTRITSA

   Po drodze od zakrętów kręci mi się w głowie. Mimo to dojeżdżamy do  zamku  Angelokastro, który  tonie w zieleni. Gubimy się w oliwkowych gajach, ale tylko  po to by odnaleźć ruiny starej świątyni. Można do niej wejść i dotknąć jej fresków. Nie ma żadnej odgradzającej barierki.  W drodze do Palies Sinies,  znów gubimy drogę. Kolejny raz prawie tracimy oponę. Ale przy każdej przymusowej zmianie planów, odkrywamy coś nowego. Dojeżdżamy do sadów drzew kumkwat. Stary dziadek patrząc na nas jak na istoty nie z tej ziemi, pokarbowaną laską pokazuje nam dobrą drogę i przez cały czas się śmieje.

   Żeby dotrzeć do Canal  D’Amour czyli Kanału Miłości, przejechaliśmy prawie całą wyspę. Część północna o tej porze roku jest prawie wymarła. Jakby dzień wcześniej wszyscy dosłownie się wynieśli. Tak właśnie nie w sezonie wyglądają miasteczka typowo turystyczne, bo funkcjonują one jedynie przez kilka letnich miesięcy.  A w wakacje  będzie tu naprawdę tłoczno. Szkoda tylko, że na kąpiel było jeszcze  stanowczo za zimno. Bo być na takich plażach i nie popływać, to prawdziwa   tortura. Niesamowite formacje skalne, wyglądają tu tak, jakby ktoś specjalnie zbudował tu fantazyjne   plaże. Tu uskok  do kąpieli. Tam swoisty balkonik, gdzie można się opalać. Tu idealne miejsce na kilka leżaków. W restauracjach, hotelach i kawiarniach, pojawiają się pojedyncze osoby. Zdaje się, że to właściciele, którzy już planują jakby tu zabrać się za sprzątanie. Koniec marca oznacza, że sezon zbliża się wielkimi krokami.

SIDARI

SIDARI

   Kiedy żegnaliśmy się z wyspą, jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że odpłynąć wcale nie będzie tak łatwo. Strajki mają to do siebie, że nikt przecież ich nie zapowiada. W ostatnią noc, kolejny raz poszliśmy do centrum miasta.  Udaliśmy się na koncert  muzyki klasycznej, młodzieży z tutejszej szkoły. Korfu jest  niesłychanie muzykalna. Chwilę po ostatnim utworze, krótki spacer po mieście. Sam środek ciepłej, wiosennej nocy. Ulice nadal zapełnione. Sklepy otwarte. W kawiarenkach nie widać pustych krzeseł. Ostatnie spojrzenie na rozświetlone miasto. Starą Fortecę górującą nad morzem. Odwracam się by raz jeszcze spojrzeć… Do zobaczenia już w czerwcu, prześliczna Korfu!

ZOBACZ ZE MNĄ WYSPĘ KORFU!

salatkapogreckuwpodrozy.pl

salatkapogreckuwpodrozy.pl

 

Założyliśmy firmę! SAŁATKA PO GRECKU W PODRÓŻY – wyspa CORFU

  

       Usłyszałam kiedyś pewną złotą zasadę dotyczącą życia. Zapamiętałam ją dobrze, bo pewnie przeczuwałam, że kiedyś się przyda. Jeśli przez długi czas robisz coś, co nie przynosi rezultatu, musisz zrobić  coś innego – cokolwiek nawet miałoby to być!
      W myśl tej rady, już jakiś  czas temu przestałam rozsyłać CV i szukać pracy, bo nie przynosiło to żadnych pozytywnych rezultatów.  Postanowiłam  pracę dać sobie sama!
      Kilka miesięcy temu, w mojej głowie zakiełkowała myśl o założeniu własnej firmy – prowadzenie  własnych jednodniowych wycieczek po wybranej greckiej wyspie, gdzie mogłabym wykorzystać doświadczenia z pracy na Zakinthos. Powiem szczerze… Taki pomysł  podsuwali mi wszyscy wokoło, dziwiąc się że jeszcze tego nie zrobiłam. Kochani Przyjaciele!  Dziękuję za mądre rady  i  pokazanie  możliwości, jaką niesie życie, której ja wcześniej nie dostrzegłam.
        Ale do rzeczy! O co w tym wszystkim chodzi…
    Już od czerwca, prawdopodobnie do samego października stacjonować będę na wyspie Corfu. Tam też prowadzić będę organizowane przeze mnie jednodniowe wycieczki fakultatywne  po tej bajecznej wyspie. Każdą trasę opracowuje sama. Każdą wycieczkę prowadzę osobiście. I każda charakteryzuje się tym, że jest kameralnie, niekomercyjnie i przede wszystkim prawdziwie. Mam nadzieję rozkochać w Elladzie każdego, kto zdecyduje się ze mną zwiedzać wyspę.
     Wszelkie szczegóły możecie znaleźć  na naszej stronie internetowej, której twórcą jest Jani.  W dziale “Wycieczki” gotowy jest również wstępny plan tras.  Po prawej stronie na blogu, znajdować się będzie zawsze aktywny link do strony. A oto i nasz adres:
Tak jest! Firma nosi nazwę:  SAŁATKA  PO  GRECKU  W  PODRÓŻY , jako że narodziła się przez prowadzenie tego bloga.
    Obecnie, nieustannie od dwóch już miesięcy jestem zakopana w przewodnikach po Corfu. I absolutnie uwielbiam  w nich buszować! Tę właśnie wyspę, jako miejsce do pracy, po długiej analizie wybrałam sama. Poza rozwiniętą bazą turystyczną, to właśnie między innymi Corfu, jest jednym z tych miejsc, gdzie gubiąc się w zakamarkach wąskich uliczek, można poczuć jak wygląda, brzmi, pachnie i smakuje najprawdziwsza Grecja.  Poza lazurowym morzem i przepięknymi widokami, Corfu to prawdziwy raj dla historyka sztuki, którym jestem.
     Na pierwszą wizytę  na wyspie,  wybieramy się  w marcu. Nie mogę  doczekać się tego momentu,  kiedy po rejsie na Morzu Jońskim,  wielki statek dobije do małego zapewne portu. Wiem, że tego pierwszego  momentu nigdy nie zapomnę i jestem przekonana, że Corfu będzie jednym z moich ukochanych miejsc. Czytając  przewodniki  i oglądając zdjęcia, trudno jest się  w tej wyspie nie zakochać…
       Ten post jest jednocześnie pierwszym z tekstów nowego cyklu związanego z naszą działalnością i wyspą Corfu. Nasza Sałatkowa rodzinka nie byłaby sobą, gdyby nie zaangażowała się w tworzenie firmy… O szczegółach – w swoim czasie! Mam wielką nadzieję, że będziecie nam kibicować i mocno trzymać kciuki, bo  całe przedsięwzięcie kosztuje wiele obaw i stresu. Mimo wszystko, zamykam oczy, zaciskam pięści  i  za marzeniem biegnę do przodu! A może… Do zobaczenia na wyspie Corfu!