Rozmowa (czyli rozwiązanie trzecie)… czwartek, 2 sierpnia 2012

      
    Paznokcie miałam piękne, ale nastrój bardzo kiepski. To zdaje się był mój najgorszy dzień w Grecji. Kiedy zbliżał się już wieczór, uświadomiłam sobie, że sama z tym problemem nie dam rady. Nie ma co udawać bohaterki, która radzi sobie ze wszystkim w pojedynkę.
      Późnym wieczorem, ze szczerością jaka może wydarzyć się tylko między bardzo bliskimi osobami, o wszystkim, dokładnie wszystkim, powiedziałam Janiemu. Jak się spodziewałam, rozmowa przepełniona była emocjami. A moje przesłanie streścić można było właściwie do jednego zdania: „bardzo szanuję grecką kulturę i tym samym chciałabym, żeby szanowano również tradycję, w której to ja się wychowałam.” Jani skomentował wszystko poważną miną połączoną z milczeniem. A później poszedł do pokoju, gdzie była Feta, żeby powiedzieć jej dobranoc.
    Nie wyszedł po pięciu minutach. Kwadrans szybko zmienił się w godzinę, a ta z kolei w dwie. Słowo „dobranoc” rozwinęło się w dyskusję, która to przeszła w kłótnie. Drzwi do pokoju były zamknięte, ale co chwila dochodziły stamtąd krzyki z obu stron. Kiedy w greckiej rodzinie dochodzi do kłótni, nigdy nie odbywa się ona ani po cichu, ani  tym bardziej dyskretnie.
     Następnego ranka, zeszłam jak zawsze po schodach, żeby zrobić sobie śniadanie. Tym razem w domu panowała zupełna cisza. Nie miałam pojęcia co takiego poprzedniego wieczoru powiedział Fecie Jani, ale cały zestaw broni był schowany. Znikły wszystkie szczotki i wielki mop. Schowane były również dwie ogromne butle chloru. Wszelkie ścierki, gąbki i pozostałe środki do czyszczenia. Feta zaś siedziała na kanapie. Nieobecna, paliła  papierosa i patrzyła się w okno. Kiedy przyszłam się przywitać, powiedziała:
-Przecież to wszystko było tylko dla twojego dobra… – jej mina zaś dopowiadała: „o! niewdzięcznico!”.  
      Jak się okazało, Feta dostała kategoryczny zakaz sprzątania. Wyglądało na to, że być może płakała. Zawsze ściska mnie z żalu, kiedy widzę jak ktoś inny płacze. Tym razem… aż nie wierzyłam jak to możliwe, ale pozostałam zupełnie niewzruszona. Uświadomiłam sobie, że czasami trzeba mieć odwagę, by odegrać dla kogoś rolę tego złego bohatera.
     Chwilę później Pomidor zabrał Fetę na kawę. Zamykając za sobą drzwi, odwrócił się w moją stronę, uśmiechnął się krótko i mrugnął okiem.
    Wszyscy wrócili, kiedy wrócił też i Jani. Na stole czekał obiad tym razem mojego autorstwa. Nikt nie mógł zaprzeczyć, że kurczak w pieczarkach z przepisu mojej mamy, naprawdę smakuje wyśmienicie.
      Kolejny dzień zbliżał się ku końcowi, tak samo jak wizyta Pomidora z Fetą. Kiedy zaczęło się ściemniać wybraliśmy się z Janim na krótki spacer przy morzu. Usiedliśmy na końcu niewielkiego mostu. Zapadł zmierzch. Niebo było bezchmurne, a powietrze zupełnie przejrzyste. Po drugiej stronie morza, widać było Peloponez, który rozświetlały drobne, kolorowe światła. Pierwszy raz w życiu oboje poczuliśmy, że właśnie staliśmy się dorośli.