Dwa lata temu, mniej więcej w połowie letniego sezonu poczułam, że jak powietrza potrzebna jest mi odskocznia od pracy. Praca zajmowała mi całą dobę, bo w dzień pracowałam, a w nocy o niej myślałam. I tak… Samo przyszło!
Od bardzo dawna marzyło mi się, żeby jeździć konno. Pewnego lipcowego dnia, po prostu wstałam zza biurka, zabrałam co było mi najpotrzebniejsze i pojechałam do stadniny koni. Była to jedna z moich najlepszych decyzji. Tak właśnie zaczęłam jeździć konno.
Najbliższy sezon na Korfu, to dla mnie kolejny sezon z końmi. Zazwyczaj w środy, pakuję torbę, zakładam bryczesy i jadę do Silvalandu. Kiedy tylko skręcam do wioski Viro i jadę nieco dalej, mój telefon traci zasięg. Są to jedyne dwie godziny w całym tygodniu, kiedy nawet Sakis Rouvas [kliknij TU!] się do mnie nie dodzwoni. Jeżdże sobie na koniu, gadam z ludźmi, później piję kawę. Jednym słowem – ładuje baterie. Te dwie godziny działają na mnie tak cudownie, że kiedy wracam czuję się jak po dwugodzinnej medytacji.
Pod koniec ubiegłego sezonu, do Silvalandu przyjechał angielski trener, który prowadził pokaz jazdy konno. Miałam też być, ale tego dnia mieliśmy naszą wycieczkę:
-Ally i jak udał się pokaz? Jak było? – spytałam moją nauczycielkę, która mieszka na Korfu już ładnych parę lat, a pochodzi z Anglii.
Ally, w tym co robi jest fenomenalna. To dla tej stadniny największy skarb. Jest mała, drobna i zupełnie niepozorna. Pracując jeszcze w Anglii, zajmowała się ujeżdżaniem dzikich koni. Na co dzień, Ally to ostoja spokoju. Zawsze zastanawiałam się jak to możliwe, że ta drobna kobieta ujeżdża dzikie konie? Wszystko stało się jasne, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Ally w akcji.
Z grupą kilku jeźdźców na koniach, udaliśmy się do lasu. Jedna z klaczy w pewnym momencie jakby ogłupiała. Zrzuciła z siodła dziewczynę, która na niej siedziała i za nic w świecie nie dała się uspokoić. Nie mam pojęcia jak Ally zdołała na tę klacz samodzielnie wsiąść. Później zaczęła coś wrzeszczeć i uderzać nogami. Po trzech minutach koń wrócił do siebie. Zupełnie się uspokoił.
-Wszystko szło zgodnie z planem. Było naprawdę super. Tylko, że… – kontynuowała Ally.
-Co się stało?
-Ten gość mnie tak zmęczył… – powiedziała.
-Co takiego zrobił?
-No, niby nic… Ale był tak wszystkim zestresowany… Te ciągłe pytania: o której, czy już wszystko gotowe? A za ile? A już? A kiedy? W pewnym momencie myślałam, że wyjdę z siebie. Nawet nie dopiliśmy kawy, a on już był zestresowany. I ten ciągły wyraz napięcia na twarzy… Jakby w głowie miał same najgorsze scenariusze.
-Haha! To mieliście wesoło… Taki zestresowany Anglik w Grecji.
-Ale gdyby jeszcze był jakiś powód… Przypomniało mi się, że kilka lat temu ja też taka byłam. Jeszcze przed przeprowadzeniem się na Korfu. Wszystko musiało być na pięć minut przed czasem. Wszystko pod kontrolą. Zapięte na ostatni guzik. I ten ciągły stres, mimo że nie było nawet powodów. Teraz zupełnie sobie nie wyobrażam, że naprawdę mogłam tak funkcjonować… I czym ja się tak stresowałam?
-Skąd ja to znam, Ally… Jakbyś mówiła o mnie… Myślę, że jeszcze kilka osób mogłoby się pod tym podpisać…
-Najfajniejszy jest moment, kiedy człowiek zaczyna odpuszczać. I widzi, że jak nie ma tego napięcia, tego całego trzymania się planu, ciągłej kontroli wszystkiego, to wtedy wszystko zaczyna się samo układać… U mnie tak właśnie się stało po jakimś roku mieszkania w Grecji.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę i zaczęłyśmy lekcje. Ally uczy mnie, że jeżdżąc konno muszę być w całkowitym relaksie, a jednocześnie w stuprocentowym skupieniu. Wiele z tego, czego uczę się podczas jazdy konno, sprawdza się w mojej pracy i codziennym życiu. Jazda konno, to znacznie więcej niż tylko sport.
mnie nauczyła odpoczynku 😀
:DDD
A ja w Grecji nabawiłam sie depresji i nerwicy-lecze sie Bromazepanem(Lexotanil)-na sen Flunitrazepam(Vulbegal) a od dzis Alprazolem(Xanax).Może nie wyląduje w Psychiatrio-bo podobno w Grecji nie jest tak różowo jak w Polsce w szpitalu psychiatrycznym-gdzie już raz byłam za próbe samobójczą.
EDYTA! No to ej wracaj do Polski… To nie są żarty… I mega współczuje…. Mi tu też nie jest kolorowo, no ale…. kurde… Trzymaj się tam
Paola, ale nie zawsze taki powrót jest lekiem. Ja w temacie depresji wolę się nie wypowiadać. To jest bardzo złożony problem… Trzeba mieć mega dużo siły, żeby zawalczyć wtedy o siebie…
Czy Twoja depresja jest spowodowana mieszkaniem w Grecji? Jak to u Ciebie wygląda?? Życzę Ci bardzo dużo siły!!!
Grecja jest cudowna. Ludzie uprzejmi i jakoś tuszuja sytuacje Kraju. Duzo w nich energii aczkolwiek życie biegnie bez pośpiechu. Pozdrawiam
Podoba mi się, że umiesz wsłuchać się w siebie.
:DD
I znowu to samo. Niczym zdarza płyta piszesz jak to Grecja wycisza uspokaja pokazuje jak się zrelaksować i nie pędzić. Doceniać małe rzeczy cieszyć się chwilą. Współczuję tym, którzy dopiero ma emigracji potrafią pracować nad sobą. Wiesz dlaczego grecy opanowali to do perfekcji? Bo tu nie ma nic innego i ciekawego do roboty! Co mając więc robić?! Oni nie znają pojęcia samorealizacji, dokształcania, szeroko rozumianej pracy. Tylko relaks picie kawy i gapienie się w dal.
Wiesz co mi dało życie za granicą? Docenienie swojego kraju. Jak piękny i rozwinięty jest. Szacunek do historii i chęć jej głębszego poznania. I to uważam za coś bezcennego,
A w nawiązaniu do poprzedniej postu jasne ze nie widzisz kryzysu w Grecji bo NIE PRACUJESZ U GREKA. Pieniądze spływają z Polski moja droga… może otworzylyby ci się oczy gdybyś pracując nie dostawała wypłaty przez 3 miesiące,
No ale….. żyj w tych swoich różowych okularach i ignoruj prawdę. Powodzenia
Zaskoczona jestem tymi uogólnieniami, tak co do Grecji jak i Polski. Wszystko do jednego worka, tak jest najprościej, ale to nie ma nic wspólnego z prawdą. Pracować nad sobą trzeba wszędzie i w kraju i na emigracji, co serdecznie polecam “oświeconej” Uli.
Tak – pracować nad sobą można wszędzie. U mnie o tyle złożyło się tak, że zaczęło się to w Grecji, bo to właśnie tu w swoim dorosłym życiu, zaczynaliśmy od zera. I czułam, że chcę zmienić kilka rzeczy w swoim sposobie myślenia. Przełomem dla mnie było jedne zdanie…: “Weź 100% odpowiedzialności za swoje życie!”. I po tym zdaniu – u mnie zaczęło się fajnie… Kryzys, nie kryzys – to nie miało znaczenia.
Każdy z moich postów opisuje Grecję moimi oczami. To jest właśnie mój świat, on tak wygląda. Jeśli chodzi po post o kryzysie – taka jest właśnie moja perspektywa.
W każdym kraju są plusy i minusy. Ja wybieram koncentrowanie się na pozytywach i z nich biorę wszystko co jest najlepsze dla mnie.
“Bo tu nie ma nic innego i ciekawego do roboty!” – cytat z Twojej wypowiedzi. To wizytówka Twojego nastawienia.
Bardzo rzadko, ale zdarza mi się jeździć konno. Uwielbiam to! Rzeczywiście to uspokaja, wycisza… A na dodatek, co dla mnie ma duże znaczenie, poprawia kondycję kręgosłupa :)! Wsiadasz z bólem, zsiadasz zdrowa 🙂
Pozdrawiam serdecznie :)!
No bo plecki trzeba wtedy trzymać bardzo prosto:DDD
Wiesz czego nie rozumiem? W sumie nie wiem jak to ująć ale tak: raz jest tak, że budzę się, jest piękna pogoda, każdy się uśmiecha mówi “kalimera!” Kawa smakuje cudownie i mimo, że jestem poniekąd tu sama, to cieszę się każdą chwilą…. ALE przychodzi taki dzień, gdzie grecy to prawdziwi “buce” pani w sklepie nie ma problemu żeby sprzedać mi stare śmierdzące mięso (3 razy już mi się to zdarzyło!) NIKT nie przepuszcza ludzi stojących na przejściu dla pieszych (nawet matki z wózkami i z dziećmi) Mnie jako ciężarnej nikt nie puścił pierwszej w kolejce – ba- w jednym sklepie zostałam dosłownie stratowana przez dwie greckie panie…. (ale i tym się zajęłam. Napisałam zażalenie do sklepu, żeby może pomyśleli o kasach pierwszeństwa dla kobiet w ciąży) i jakoś tak są dni gdzie tak straszni mi się tui nie podoba… to ich niewychowanie :/
Jeśli chodzi o mnie, to Grecja oduczyła mnie generalizować – jak ktoś się mnie pyta, jacy są Grecy/Grecja odpowiadam, że tacy sami jak Polacy/Polska – zalezy na kogo trafisz. Raz jest lepiej a raz gorzej.
I jeśli chodzi o wyluzowanie, to zdecydowanie jestem w tym lepsza i bardziej “grecka” niż mój mąż grek 😀 i nauczyłam się tego w Polsce <3 🙂
Szczęście nosimy w sobie i tam trzeba go szukać, a ludzie są różni, w tym jest koloryt i uroda życia.
Dokładnie…
Wiem jak to jest… Nie przecież też nie wszystko się podoba! Ale tak jest w każdym kraju. Szczególnie na samym początku kilka razy trafiała mnie cholera. Nie wiem czy to jest jakieś wyjście, ale ja zaczęłam otaczać się osobami, które są bardzo pozytywne. Z kilkoma osobami zupełnie ucięłam kontakt, bo czułam że są normalnie toksyczne. Jeśli możesz – nie idź więcej do tego sklepu! Idź do takiego, w którym sprzedawca będzie miły i będzie o Ciebie jako o klientkę dbał. Nawet jeśli będzie trzeba przejść kilka kroków dalej. Myślę, że to jest jakieś wyjście.
Jeśli chodzi o generalizowanie – zgadzam się w 100%!!!
na pewno zmienia trochę
Z życia możemy brać to, na co jesteśmy gotowi i otwarci. Pozdrawiam
…:DDD