Zbytnia bezpośredniość. Rzecz, która najbardziej mi w Grecji przeszkadza… środa, 11 marca 2020

 

Padnięta ja, już pod sam koniec tego sezonu…

 

Krok za krokiem, coraz mniej, ale jednak – każdego lata mam ten sam problem. W sezonie praca właściwie nigdy się nie kończy. Cały czas bieganina, a na dodatek stres. Częste jedzenie na mieście, też nie jest najzdrowsze. Cierpi na tym przede wszystkim mój żołądek. Czasami czuje, że jest ściśnięty, a czasami zwyczajnie w biegu nie ma czasu, żeby ze spokojem siąść i zjeść. Co roku moim problemem jest walka o to, żeby pozostać przy zdrowej wadze i nie tracić kilogramów. Wiem, że u większości osób, problem jest odwrotny, ale my chudzielce już tak mamy!

Zgodnie z poradą mojej dietetyk, kiedy mamy szczyt sezonu i pracy naprawdę dużo, idę do apteki i kupuję specjalny napój, który zastępuje kalorycznie jeden pełny posiłek. Piją go między innymi osoby, które przechodzą chorobę, albo właśnie z niej wyszły i muszą nadrobić zgubione kilogramy. To rozwiązanie pomogło mi już wielokrotnie i choć z roku na rok staram się poprawiać higienę mojej pracy, zawsze kiedy jest problem – idę na Korfu do mojej apteki i kupuje ten właśnie napój.

To był błąd! Że jakiś czas temu opowiedziałam aptekarce o moim problemie. Dlaczego to kupuję i jak mi to pomaga. Była zwyczajnie bardzo ciekawa.

Kilka dni temu, weszłam do tej samej apteki, po zupełnie inną rzecz. Aptekarka przywitała mnie uśmiechem i szczerą radością, bo dawno mnie nie widziała. Typowe sobotnie południe na Korfu. W aptece kilka osób stojących za mną w kolejce. Przy ladzie ja. Po drugiej stronie aptekarka:

-Ach! Już tak dawno cię tu nie widziałam! Wszystko u ciebie ok?

-Tak! – odpowiadam i czekam, aż zada mi pytanie „co podać”, ale nie…

-A jak tam twoja niedowaga? Ach, ale się nalatacie w tej pracy przy wycieczkach… Ciągle w biegu i ten stres! Czy dalej masz problem z żołądkiem? – zanim otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć i przerwać jej monolog o mnie, moim zdrowiu i moim problemie, aptekarka już zdążyła opowiedzieć o mojej niedowadze, o tym, że latem wyglądam znacznie szczuplej i że teraz przytyłam, itp. Aptekarka ma przy tym bardzo donośny głos, a w aptece jest raczej cicho. Więc wysłuchali tego monologu o mnie, mojej pracy, moich problemach z żołądkiem wszyscy klienci, którzy stali w kolejce.

Miałam już ochotę odwrócić się i poprosić, żebyśmy wszyscy razem utworzyli wspólny krąg. Wtedy mogłabym opowiedzieć o moich problemach jeszcze więcej. Później wysłuchać komentarzy, rad, opinii i słów wsparcia. Ale powiedziałam tylko:

-Tak, mam się dobrze. Wszystko ok. A teraz poproszę opakowanie gazy. Nic mi się nie stało. Nic mi nie dolega. Czuję się świetnie. Mam w planach zasadzić na parapecie rzeżuchę.

Płacę i wychodzę. Czuje, że spaliłam cegłę. I serio. Wszyscy się na mnie gapią.

 

Wciąż nie znoszę greckiej bezpośredniości, braku taktu i wyczucia sytuacji. Nie dotyczy ona na całe szczęście wszystkich, ale ma ją ogromna ilość osób. Szczególnie na samym początku  nie mogłam się przyzwyczaić, że kiedy jestem u fryzjerki, kosmetyczki, manicurzystki, kobiety potrafią się pytać o wszystko! Gdzie pracuje, gdzie pracuje mój mąż, ile zarabiamy, gdzie mieszkam, czy mam dzieci i dlaczego nie, gdzie byłam na wakacjach, a gdzie pojadę, kim są moi rodzice, czym zajmuje się moje rodzeństwo. I tak bez końca.

Do teraz, jednym z głównych kryteriów, jakie mam w głowie, kiedy wybieram osobę, która oferuje mi jakiś rodzaj usługi, jest: nie zadaje osobistych pytań i nie mówi bardzo dużo.

Do tej apteki pewnie znów pójdę, bo jest tam wszystko i otwarta jest prawie zawsze. Ale już nigdy, przenigdy więcej nie opowiem tam o swoim problemie.

 

TU! przeczytasz o tym jak rozpoczynam dzień.

TUTAJ! przeczytasz o moich trikach w czasie nawału pracy.

TU! zobaczysz nasz filmik z Angelocastro.

 

 

10 myśli nt. „Zbytnia bezpośredniość. Rzecz, która najbardziej mi w Grecji przeszkadza… środa, 11 marca 2020

  1. Ta bezpośredniość, to również gruzińska przypadłość. Świeżo zapoznani ludzie potrafią zapytać czy masz dzieci, a jeżeli masz pecha i odpowiesz, że nie masz, to natychmiast dodadzą pytanie A DLACZEGO? Ot, taki południowy standard.

    • Brak kultury tylko wedle naszych północnych standardów. Nacje północne trzymają się na dystans. W Gruzji panują trudne warunki i ludzie są sobie bliżsi, bardziej bezpośredni i po prostu sobie pomagają. Również obcym (sami tego doświadczyliśmy). A że uwielbiają dzieci, ten temat jest dla nich równie neutralny w rozmowie, jak dla Anglików pogoda.

  2. We Francji jest dokładnie tak samo. Minuta rozmowy i od razu bardzo osobiste pytania, bez odrobiny wyczucia. Jak mnie ktoś maksymalnie wkurzy, to staram się go wyśmiać. Na ogół pomaga.

    • Kochane, jadąc za granicę, zazwyczaj wychodzimy z założenia, że tamtejsze nacje mają identyczne (szeroko pojęte) normy kultury / zachowania / bliskości / dystansu, etc. jak w Polsce. Tak nie jest – i to jest normalne. To my, jadąc za granicę, musimy się dopasować do tamtejszych obyczajów. OK, pewne rzeczy mogą nam przeszkadzać, ale to nie oznacza, że ci ludzie są przez to mniej kulturalni, gorsi od nas. Po prostu musimy tę różnicę wziąć na klatę i jakoś sobie z tym poradzić. W przypadku naszych gruzińskich przyjaciół wystarczyła krótka ale szczera rozmowa, że w naszym kręgu takie pytania nie są przyjęte, bo kogoś, kto z różnych przyczyn nie ma dzieci, zwyczajnie mogłoby to zaboleć. Więcej takich pytań w ich domu (nawet od nowo poznanych osób) już nie usłyszeliśmy.

Skomentuj Dorota Kamińska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.