Już nie pamiętam gdzie dokładnie to przeczytałam. Musiało to być jakoś w przelocie. Podobno w dawnych czasach, według wierzeń ludowych, do noworocznej nocy trzeba było idealnie wysprzątać całą chatę. Uprzątnąć, odkurzyć każdy kąt. Wyrzucić to co zbędne. Wyprać i wyprasować wszystkie firany, zestawy pościeli. Tak żeby w Nowy Rok, dom pełen był nowej energii.
W ludowych wierzeniach jest wiele mądrości.
Podział roku na kwartały, miesiące, tygodnie i dni, pomaga uporządkować życie. Takie etapy wyznaczone przez kalendarz są niezwykle ważne w procesie planowania, wyznaczania i zdobywania celów. Grudzień jest tu strategicznym miesiącem.
Pod koniec października wpadła mi w ręce książka, o której wszędzie jest teraz głośno – „Magia sprzątania” Marie Kondo. Zdania co do tej książki są podzielone. Mi bardzo się przydała. Głównym założeniem Kondo jest to, że dla utrzymania domowego porządku powinniśmy mieć bardzo ograniczoną ilość rzeczy. Zatrzymujemy jedynie rzeczy, które albo są nam niezbędne, albo mamy z nim pozytywne skojarzenia, dzięki czemu dają nam dobrą energię. Wszystkich innych należy się pozbyć.
Jeszcze przed wyjazdem na Święta do Polski udało mi się posprzątać cały nasz dom, zatrzymując tylko rzeczy: 1) niezbędne, 2) mające bardzo dobrą energię. Choć myślałam, że nie mam zbyt wielu zbędnych rzeczy i tak wyrzuciłam cztery worki rupieci. Teraz nasz dom jest w pełnym tego słowa minimalistyczny. I jeszcze nigdy wcześniej w jego przestrzeni nie czułam się tak dobrze. Kiedy tylko do niego wchodzę, czuje że i w mojej głowie zaczyna panować porządek, a wszystko co jest dookoła pozytywnie na mnie działa. Gorąco polecam tę książkę.
Porządkowanie i wyrzucanie tego co jest zbędne, nie ograniczyło się u mnie jedynie do sprzątania. Po uporządkowaniu domu, dalej poszło jak śnieżna lawina. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy, liczba wiadomości w mojej skrzynce wynosi zero! Setki zdjęć z naszych greckich podróży trafia do podpisanych folderów. Czytam i odpowiadam na zapomniane gdzieś w czasie stare komentarze z bloga. Pulpit w moim komputerze posiada już tylko kilka kluczowych ikon. Po co to robię? I dlaczego do końca grudnia się z tym śpieszę?
Widocznie tak skonstrułowana jest nasza psychika, że potrzebujemy dat, podziałów, etapów, deadlinów. Jednym z najważniejszych jest właśnie 1 stycznia. Za każdym razem, kiedy coś uporządkuje, czuje jak w mojej głowie pojawia się nowa przestrzeń, w której zbierają się nowe pomysły, myśli, inspiracje. Chcę tej wolnej przestrzeni mieć jak najwięcej. Zero wiadomości do odpisania. Zero wiszących tekstów do przeczytania. Zero rachunków do zapłacenia. Zamiast tego – wolna przestrzeń.
Grudzień jest więc strategicznym momentem, by dokończyć, uporządkować i rozliczyć się ze wszystkiego co nad nami wisi. Po to by już od pierwszego stycznia zakasać rękawy i barć się za nowe postanowienia i cele. Ludzie żyjący tych kilka setek lat temu mieli racje. Pierwszy styczeń. Jest coś magicznego w tej dacie.
Tymczasem, moje postanowienia na 2016 już prawie gotowe. Puste kartki nowego kalendarza, aż się proszą o zapisanie świetnymi pomysłami. A co z postanowieniami na rok, który właśnie mija? W tym roku u mnie naprawdę dobrze! Z dumą mogę odhaczyć większość tegorocznych postanowień. Jak się jednak okazało nie wystarczyło jedynie je sformułować i zapisać na pierwszej stronie kalendarza. Jest coś co działa znacznie lepiej! Ale o tym dokładnie w ostatnim poście mijającego już roku. Pozdrawiam Was serdecznie i biegnę dalej kończyć moje sprawy!
Niesamowicie trudne jest segregowanie rzeczy. Gdy zaczynam, zatrzymuję się na wspomnieniach i trudno mi coś wyrzucić, to jak zaczarowanie.
Dlatego właśnie ta książka nosi tytuł “Magia sprzątania”. Rzeczy, to często coś więcej niż martwa materia.
Próbuję porządkować rzeczy (czytaj: wyrzucać), ale to nie takie proste. Jak ktoś pamięta czasy, kiedy nic nie było, a potem gromadziło się wszystkie “przyda się”, to na pewno wie, że to trudne. A jak już coś wyrzucę, to często właśnie tego później szukam. Na szczęście nie rozpaczam. Stało się.
Obiecałam sobie, że przed ubraniem choinki zrobię przegląd bombek i przeróżnych mikołajków, aniołków, świeczników. I znowu szkoda. Mąż patrzy na ozdóbki do wyrzucenia i pyta: tylko tyle? Resztę wyrzucę, jak będę rozbierała choinkę….
Żyjemy w zupełnie innych czasach. To prawda, dawniej było tak mało rzeczy i wszystkiego brakowało, ale teraz jest odwrotnie. Jest ich nadmiar i trochę nas zalewają…
Dobry wpis.
O polecanej przez Ciebie ksiazce- juz slyszlam i nawet mialam ja w reku aby kupic.Jednak nie kupilam…. bedac w Pl u rodzicow udalo mi sie (na wzor Twojego porzadku u Twoich rodzicow rok temu?!) oragarnac stary pokoj i liczne sterty papierow….troszke jeszcze zostalo: stare kalendarze, listy, plyty do posortowania a nawet stare DYSKIETKI!!!! i pytanie co z tym zrobic….
Po powrocie do De udalo mi sie troche rzeczy i tu posprzatac…zdecydowanie idzie tu jednak wolniej…. a poniewaz oczekuje teraz dziecka i mam zakaz na prace- to myslalam, ze wiecej czasu na to znajde… niestety planuje i pisze i robie…ale energii na wszystko brakuje…. a chce sie wyrobic przed majem i porodem, bo gdzies mam taka podswiadomosc, ze potem juz nie zdaze z niczym…
I tu np.pytanie co robicie z listami….u mnie tego fulll….. kartony u rodzicow i tu gdzie teraz mieszkam…
czytalam, ze mozna oddac znaczki wyciete na misje…oni to odklejaja, sortuja i sprzedaja i kupuje potrzebne rzeczy….a same listy/kalendarze? palicie? zachowujecie?
pzdr przed swiatecznie;) dzis chorobowo-wiec bedzie minimum porzadku:(
Jeśli chodzi o listy i kalendarze, ja najpierw je niszcze, a później też wyrzucam. Doszłam do wniosku, że i tak tych listów nie czytam. A najważniejsze, czyli wspomnienia i tak zostają w głowie:DD
dzięki za odpowiedź:) zmotywowałaś mnie:)
fakt, że do niektórych listów wracam…ale maz rację!!!
Wywalisz niektóre, to zrobisz miejsce na NOWE!!:DD