Jak mogłam przewidzieć, z zamontowaniem mojej Anteny Satelitarnej nie było tak prosto jak obiecywał sprzedawca:
-Wystarczą dwie minuty! Każda blondynka to zamontuje.
-Tak! Tak!! Tak!!! – odpowiedział, kiedy po raz trzeci(!) upewniałam się, czy cały pakiet na sto procent odbierać będzie również w Grecji.
-Satelita, to satelita. Będzie pani mogła oglądać te swoje TVN Style nawet i w Amazonce.
Blondynka, szatyn, a nawet brunet. Nikt z montażem nie dał rady. Po trzech tygodniach prób, już zupełnie straciłam nadzieję myśląc, że na próżno przejechałyśmy z Anteną przez pół Europy. Jani z pomocą najróżniejszych kolegów, próbował wszystkiego. Ostatni z nich załamując ręce powiedział, że ratunek jest jeden i zwie się… Nikos!
Sklep Nikosa znajduje się w wiosce obok. Mijałam go często, jednak za każdym razem bałam się wejść do środka. Nawet kiedy jest otwarty, zawsze jest w nim ciemno. Wystawa sklepowa przykuwa uwagę, jednak nie walorami estetycznymi, a zestawieniem elementów składowych. Jest na niej wszystko: fragmenty rur, gniazdka elektryczne, jakiś stary telefon, mikser, odkurzacz, bombka bożonarodzeniowa, patelnia i zestaw kilku żelazek. Wszystko pokryte warstwą kurzu, po którym zapewne można pisać jak na tablicy. Nad całym tym dobytkiem, wisi wielka tablica z dumnie brzmiącym napisem – „Nikos”.
Sama nigdy bym tam nie weszła z obawy, że już nie wyjdę. Albo wydostanę się po kilku dniach, zastanawiając się gdzie podziałam swoją nerkę. Tym razem byłam jednak z Janim.
Mimo, że dzień był słoneczny, na niebie nie było żadnej chmury, w sklepie już od progu wszystko było zaciemnione. Im głębiej, tym jeszcze ciemniej. Jak w egipskiej świątyni. Po obu stronach, niby dary wotywne, stały najróżniejsze przedmioty. Wiatraki, szczotki do sprzątania, kilka garnków, zwinięta w wielki rulon metalowa siatka i kilka przenośnych kaloryferów. Poza tym wszędzie były kable, druty, najróżniejsze śruby i gwoździe. Przez stęchłe, niemalże ciemne powietrze, przebijała popielata zawiesina papierosowego dymu.
W głębi świeciła się niewielka lampka, stojąca na obłożonym papierzyskami biurku. Za nim, na niewielkim krześle siedział Nikos.
Krzesło, zdaje się – nie było aż tak małe, tylko Nikos był wzdłuż i wszerz potężny. Nie tyle nas nie przywitał, co nawet na nas nie spojrzał. Wzrok miał wbity w mały telewizor, wiszący wysoko naprzeciwko.
Po kilku sekundach, leniwie oderwał oczy. Spojrzał na nas, ale znów cisza. Otworzył za to lekko usta. Wydobył się z nich dźwięk wysysania kawałka jedzenia, które widocznie utknęło między zębami.
-Tcccyyykkk… – usłyszeliśmy, poczym Nikos sięgnął po wykałaczkę.
Kiedy zobaczyłam stertę opakowań po co najmniej dwóch porcjach SOUVLAKI (https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/01/21/z-cyklu-zacznij-lekko-poniedzialek-grecki-fast-food-czyli-souvlaki-poniedzialek-21-stycznia-2013/ ), stało się jasne – Nikos był przestawiony na trawienie.
Jani musiał więc zacząć jako pierwszy…
C.D.N.
Przeczytaj całość…
Komu w drogę, temu czas: https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/01/11/komu-w-droge-temu-czas-piatek-11-stycznia-2013/
BIGOS PO POLSKU, wstęp: https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/02/16/bigos-po-polsku-wstep-sobota-16-lutego-2013/
Jak poznałam naszego sołtysa?: https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/03/01/jak-poznalam-naszego-soltysa-piatek-1-marca-2013/
Jak poznałam naszego policjanta?:https://salatkapogreckuwpodrozy.pl/blog/2013/03/08/jak-poznalam-naszego-policjanta-czwartek-7-marca-2013/