Hej! Dorota, jak tam się trzymacie? Czy wszystko u was na Korfu ok? Czy możesz mi napisać ile jest przypadków zarażeń, bo mam różne informacje?? Czy słyszałaś już o tej drugiej fali w Chinach? Martwię się o was… Jak tam sobie radzicie…?
Cześć Dorotka! Jak sytuacja na Korfu? Ja ci współczuje… Jak wy sobie w ogóle radzicie??? Wszystko u was w porządku?
Cześć kochana! Jak u ciebie? Wiesz, że Korfu w tym sezonie to w ogóle pewnie nie istnieje? Co zrobicie?
Dorota, czy wiadomo już co z wakacjami w Grecji? Czy masz jakieś informacje, kiedy i czy w ogóle otworzą granice? A co z samolotami? Kiedy będą latać? Ja się bardzo stresuje, bo mam wczasy wykupione na połowę czerwca i nie wiem co będzie z naszymi wakacjami!!
A co zrobicie, jak tego lata na Korfu w ogóle nie będzie sezonu? Z czego będziecie się utrzymywać?
No, ale jak polecimy na to Korfu, do tej Grecji, no to jak? Ja sobie tego w ogóle nie wyobrażam! To będziemy na plaży musieli w maskach chodzić?
Cześć Dorotka! Jak sytuacja na Korfu? Jak idzie praca? Czy przyjmujecie już pierwszych turystów?
Hej kochana! Dawno do Ciebie nie pisałam! Jak życie? Jak się trzymacie? Mam nadzieję, że sobie ze wszystkim radzicie!
I tak dzień po dniu. Dziesięć razy dziennie dostaję pytanie o to jak się mam. Mój telefon nie przestaje brzęczeć. Messenger co chwilę wypluwa nowe wiadomości od dawnych klientów, znajomych, z którymi rozmawiałam już wieki temu i którzy teraz po latach się odzywają. Pytania, pytania i raz jeszcze pytania, na przemian z memami, które też zalewają. Tylko, że tak już po trzecim memie jednego dnia, nawet one przestają śmieszyć. A kim ja jestem? Wróżką? Ministrem zdrowia, czy Bogiem? Żeby wiedzieć, co będzie? Kiedy otworzą granicę? I co z sezonem w Grecji? Ta ciekawość, co słychać u mnie, w większości bardziej przypomina pozbawioną wyczucia wścibskość. Często polukrowaną niby dobrą intencją, taką pseudo-troską.
Martwić się, to jest najgorsza rzecz, którą można dać osobie, której naprawdę życzymy dobrze. O tym wiem doskonale. Więc jeśli już odpisuje, to odpisuje tak, jak naprawdę czuje…
Hej! Twoje martwienie się o mnie, mi nie pomaga. Nie jest mi potrzebne. Nie wiem co będzie i nie wiem jak będzie, bo nie mam zdolności żeby przewidzieć przyszłość. Wiem tylko, że ze wszystkim co mnie spotka – sobie poradzę. Zamiast martwienia się, pomaga mi wiara we mnie. Buziaki! Pozdrawiam!
Klik! I wysłane.
Większość pozostałych wiadomości usuwam, często w ogóle ich nie czytam, jeśli widzę jak brzmi początek. Z wielką przyjemnością do wirtualnego kosza wywalam wszystkie „jak tam u was?”, „jak sobie radzicie?”, „jak z pracą?”, „co zrobisz jeśli / gdy / a / bo…”. I tak dalej. I tym podobne. A pomiędzy nimi, wszelakiego typu memy.
Również z szaf wyrzucam kolejne niepotrzebne rzeczy. Ubrania. Stare gazety. Niepotrzebne szpargały. Nawet rzeczy, które mogą się jeszcze przydać, bo wcale nie przygotowuję mojego świata na kryzys. W końcu mamy to, co przyciągają nasze myśli… Tworzę jeszcze więcej dobrej, sprzyjającej mi przestrzeni. Ograniczam kontakty do tylko w zasadzie kilku. Mimo kwarantanny, wcale nie czuję, że potrzeba mi więcej ludzi. Chcę tylko kilku, którzy powodują, że czuje się lepiej. I nikogo więcej.
A co będzie jeśli…
A co będzie gdy…
A jak będzie… A kiedy już… A jeśli… A co gdy…
Obija się całymi dniami o uszy. Krąży w pokręconych zwojach mózgowych.
Można zwariować od pytań, na które nie ma odpowiedzi…
Zakładam sportowe buty. Wychodzę i mocno zatrzaskam drzwi od domu. I idę przed siebie. Mocnym, szybkim krokiem. Zostawiam całe to „jeśli”, „gdyby”, „ale”… Kilometr, za kilometrem są coraz dalej. Wdycham głęboko powietrze. Patrzę daleko przed siebie. Idę tak szybko, żeby trochę się zmęczyć, a jednocześnie w zmęczeniu znaleźć przyjemność. I tak po jakiejś godzinie, dochodzę do morza. Czuję w nozdrzach jego słony zapach. Teraz, kiedy jest coraz cieplej, ten zapach robi się jeszcze bardziej intensywny. Czuć sól, ryby, zapach morskich roślin. Myślę, że nie potrafiłabym już mieszkać daleko od morza. Wdycham, wydycham. Czuję pustkę, a raczej przestrzeń w mojej głowie i patrzę tak jak się da możliwie daleko. Woda porusza się jednostajnie, wiatr karbuje gładką taflę, promienie słońca bawią się odbijają się na falach. Morze, to dla mnie jeden wielki spokój. Zawsze przynosi mi ulgę i wytchnienie.
W ostatnich dniach w moim życiu jest mniej i mniej. Ludzi. Podróży. Rzeczy materialnych. Bodźców z zewnątrz. Rozmaitych aktywności.
Otwiera się miejsce dla wartości, których wcześniej nie znałam. Dla prostych doznań, które teraz są zdwojone.
Wszystko staje się prostsze. Kontakt z drugim człowiekiem jest łatwiejszy, kiedy bardziej wiadomo, kto jest kim, bo spadła maska. Doznania stają się dużo bardziej intensywne, jeśli jest ich o połowę mniej.
Mniej… Mniej… I mniej…
Nie walczę z tym, z czym wygrać nie mogę. Akceptuję i przyjmuję to, co teraz jest. Doceniam znacznie bardziej, to co mam.
Widok bezkresnego morza, po długim spacerze.
Zieleń oliwnego gaju.
Pyszne domowe jedzenie.
Mruczenie kota.
Spokojną rozmowa z mamą.
Smak upieczonego ciasta.
Kawę na wynos w papierowym kubku.
Czarno biały film, z napisami zamiast dźwięku.
Słońce na twarzy.
Słony zapach morza.
Spokojny wieczór z czerwonym winem.
I z tym wszystkim, wbrew wszystkiemu, jest mi dobrze.
Pięknie napisane, aż się lepiej oddycha, nawet w maseczce. Doceniam Twój sposób na Życie 🙂 Znamy się z pisania, ale pewnie mnie nie pamiętasz. Pozdrawiam. Roma.
Dziękuję :* Pamiętam… :*
Pani Doroto zazdroszczę Korfu tu i teraz.Tych wszystkich cudownych doznań ,które teraz docierają ze zdwojoną siłą .Poczułam ten zapach słonego morza ,jego spokoj…Tym wszystkim o czym Pani mówi mogę delektować się bez końca. ..i czerpać mnóstwo energii .Brakuje mi tego bardzo, ale wierzę, że jest mi pisany lot z Janim :))zdarzy się napewno .A jak już na coś się zawezmę to nie ma zmiłuj. :).
Dziekuję i życzę cudnego wieczoru
Trzymam za wszystko kciuki! My przygotowujemy się do sezonu już od lipca 🙂
I super! Tak trzymaj! Z dala od malkontentów i fałszywej troski. Przesyłam Ci moc pozytywnej energii:) Pozdrawiam serdecznie:)
A dlaczego czyjeś zainteresowanie nazywasz fałszywą troską ?
Dlatego, że w tym wypadku ta troska podszyta jest niezdrową, wścibską ciekawością. To w zasadzie zuepłnie nie jest troska, a zwyczajnie wścibskość.
Dziękuję :*
Świetnie napisany tekst 🙂 zresztą jak każdy Twój. To właśnie do Ciebie pisałam z obawą czy jechać do Grecji w czasie kryzysu kilka lat temu, wtedy też mój artykuł po powrocie trafił na Twój blog. Bardzo pomogłaś mi wtedy i pomagasz na codzień swoimi przemyśleniami jak jest naprawdę… Nie słodzisz jak to w internecie bywa tylko mówisz jak jest. Nic nie pomoże nam zamartwianie się na zapas, trzeba się cieszyć chwilą mimo, że nie jest to łatwe… Zazdroszczę Ci widoków na codzień:) i pozdrawiam.
Uważam, że więcej dzieje się w naszych głowach, niż tak naprawdę w świecie realnym… Bardzo się cieszę, że tamta Wasza podróż do Grecji się udała!! Ściskam z KORFU!!
Piękny tekst, pozdrawiam.
Dziękuję!
Dorotko. Piękny i odważny tekst. I jeszcze coś – mam dokładnie tak samo (tylko zapewne w mniejszym nasileniu) i dokładnie tak samo to czuję i się czuję.
Pozdrawiamy Was i piękne, słoneczne Korfu.
Kasia i Tomek z pięknego i słonecznego Thassos 😊
To wiesz dokładnie, o czym tutaj pisze… :*
Moc buziaków dla Was na Thassos!
Troche zaskoczylo mni, jak nieprzyjemnie pani sie odnosi do ludzi, ktorzy czesto martwia sie o pania i wyrazaja swoja troske wlasnie w taki sposob, odzywajac sie i pytajac, jak sie pani czuje. Dlaczego doszukuje sie pani drugiego dna zamiast cieszyc sie, jak wiele osob mysli o pani w tych trudnych chwilach? Warto otworzyc sie na drugiego czlowieka zamiast go oceniac…
Mam takie samo zdanie.
Ja odzywam się do rodziny , przyjacół z pytaniem czy wszystko u nich w porządku.
Rodzina, przyjaciele – co innego. Zwróć uwagę, że ja napisałam:
“Messenger co chwilę wypluwa nowe wiadomości od dawnych klientów, znajomych, z którymi rozmawiałam już wieki temu i którzy teraz po latach się odzywają. “
Ja to rozumiem, że może pani w tym przypadku nie czuć tego co ja, mieć na to inne spojrzenie. Ale proszę sobie wyobrazić, że… dajmy na to, mocno uderzyła się pani w nogę. Choć tego oczywiście nie życzę!!! Piszę tylko, by dać porównanie… I strasznie panią boli, leci krew, aż skręca z bólu. I tak naprawdę w tej chwili niczego nie można zrobić. Ból sami minie. A jedyne czego pani trzeba w tej właśnie chwili – to spokoju. I nic więcej. I tak stoi nad panią, bezradną, kilka osób. I przyglądając się pani z ciekawością, zadają pytania: “jak się czujesz? i co ty teraz zrobisz? matko, jak ty to wytrzymujesz?? ależ cię musi teraz boleć?? z tej twojej nogi, to już nic nie będzie, nie będziesz chodzić tego lata – ale jak się czujesz, czy wszystko u ciebie ok?? czy na pewno wszystko u ciebie jest teraz dobrze?”. Abstrakcja…
To nie jest żadna troska. To jest zupełby brak wyczucia i pusta, ludzka wścibskość.
Ja tak to właśnie czuje. Uważam, że są w życiu chwile, w których najbardziej wymowne jest milczenie. Tak jest u mnie w tej chwili.
Doroto, ma Pani rację, nie zmienimy tego, czego się zmienić nie da, zajmijmy się tym , co jest możliwe. Pandemia się skończy, wiem, że pojadę na Korfu. Przygotowuję się do tego, wyławiając m.in. z historii różne smakowite kąski. Jak ten o podróży Juliusza Słowackiego z Korfu na Zakyntos. Już statkiem parowym. W podróży młody nasz poeta zaprzyjaźnił się z niemłodym już, greckim ( i włoskim) poetą Dionizosem Solomosem. Spędził w jego pałacu na Zakyntos kilka dni. potem popłynął na Peloponez. Gdzie m.in. odwiedził Mykeny i napisał “Grób Agamemnona”. Ten znany wiersz jest fragmentem długiego poematu, “Podróż z Neapolu do Ziemi Świętej”. Tam też jest opis – b. interesujący – owego rejsu parowcem z Korfu na Zakyntos. Sporo o tym Słowacki napisał też w swoich listach. Jak Pani widzi – mój pobyt na Korfu będzie też podróżą w przeszłość, cofnę się o prawie 200 lat. To nie mało. Naturalnie, skorzystamy też z Pani wycieczek po Korfu. Pewnie to wszystko zrealizujemy na początku września.
Jestem też wierną czytelniczką Pani pasjonującego bloga.
Życzę Pani pięknych dni, miesięcy i lat na Korfu, wspólnie z Janim i całą Pani Sałatkową Rodzinką.
A dla mnie to jest zaszczyt mieć na moich wycieczkach takich Podróżników. Dziękuję za tak miłe słowa :* Ściskam z KORFU!
Tiaaa
Piękny tekst, niepiękny tekst, ale jesteś fajna, ale jesteś nie fajna – tylu ludzi się martwi o Ciebie a ty…, kurcze byliśmy z Tobą na wycieczce i co teraz itd…
Do pieruna, masz to w pragmatycznie głębokim poważaniu i ok !.
Niedawno straciłem wzrok w prawym oku (fotograf i webmaster) i miałem to samo. A co to będzie ? jak dasz radę i tym podobne pierdoluty. Zawsze odpowiadałem, że mam jeszcze lewe oko i Kochaną Małżowinę. I jak już miałem serdecznie dość, zabierałem mojego psiejskiego Przyjaciela, aparat i fruuu do Puszczy Kampinowskiej.
Dorota i masz rację, nareszcie mamy więcej „własnych oczu” wokół głowy i dostrzegamy to co wcześniej nam umykało. Szkoda tylko, że potrzebny był ten jeb….. wirus.
Pozdrawiam serdecznie
Artur (ten od Cypru i fotek zapracowanych Greków 😊 )
Ja również myślę, że to nie jest tak, że to co myślę i jaka jestem musi każdemu się podobać i nie każdy musi się ze mną zgadzać… :* Tak, masz racje – szkoda, że trzeba było nam tego wirusa, by o wielu rzeczach się przekonać…
Piękne… 👌😘
Dziękuję Edyta :*
Świetny tekst…
Dzięki! :*
Czlowiekowi to jednak ciezko dogodzic. Gdyby nikt Cie nie pytal o to, co u Ciebie, to pewnie pomyslalabys, ze tak nagle wszyscy o Tobie zapomnieli. Tyle ich bylo i gdzie teraz sie podziali. Kiedy nawet dawni klienci martwia sie o Ciebie, to traktujesz to jak wscibstwo. Ci by im zalezalo, zeby sie odezwac? Co by im to dodalo dowiedziec sie, jak sie miewasz, jak sobie radzisz, jak sie czujesz w tych trudnych chwilach? To sie nazywa zyczliwosc, ludzka solidarnosc. Wybacz, ale nie rozumiem Twojego tlumaczenia z noga. Co to ma w ogole do rzeczy? Masz super bloga, ktorego czytam, ale szczerze mowiac, ten wpis mnie zaskoczyl negatywnie. Jestes fajna babka, to ludzie sie troszcza, dopytuja. To normalne, to empatia. O co Ci chodzi Dorota? Mamy Ci dac wszyscy swiety spokoj? To po co wspolpracujesz z ludzmi? Po co oprowadzasz klientow po Grecji? Po co tworzysz publiczne teksty i opowiadasz o sobie, swoim zyciu, skoro potem denerwuje Cie, kiedy o to zycie ktos potem dopytuje? Moze mnie tez masz ochote zniechecic do siebie? Chyba Ci sie udalo…
Też byłem w szoku jak to przeczytałam. W zyciu by mi nie przyszlo do glowy zeby pisac cos takiego o swoich dawnych klientach. Na nowych tez to pewnie dobrego wrażenia nie robi. Sam mam biznes i tez czesto ludzie mnie pytali jak idzie, co będzie itd. Nie widze w tym nic złego. A ze czasami odzywaja sie znajomi nie widziani od lat to pewnie wynika ze specyfiki ostatnich miesiecy. Ludzie mieli wiecej czasu, zamknieci w czterech scianach wiec chcieli pewnie chcieli przynajmniej wirtualnie odnowić dawne kontakty. Część ludzi pewnie mocno obawiała i zapewne nadal sie obawia o przyszłość wiec zadaja pytania i szukaja odpowiedzi. A ze autorka tego bloga opisuje tutaj swoje zycie wiec pewnie byli tez ciekawi jak sytuacja wyglada w innych krajach i u innych ludzi. Ja tam widzialem raczej takie wspierające podejście, ale różnie ludzie jednak reagują w takiej mocno kryzysowej sytuacji i różnie mogą to wszystko odbierać.
Tak, jest to dowód na to jak różnie można odebrać jedną rzecz. Jednak mój blog nie jest miejscem, gdzie chcę robić na kimś wrażenie, dobre czy złe. Nie jest to celem mojego bloga… Piszę o moim życiu, o mnie – jak jest. Prawdę. A to co mnie spotkało – tak właśnie odebrałam. Nie uważam , że pytanie się kogoś, na przykład z czego będzie żyć, jest wynikiem troski. To zwykły brak wyczucia, zwłaszcza w takiej sytuacji.
Szanuje Pana opinie, ale ja mam inne zdanie na ten temat. Nie rozumiem jednak pana irytacji, nie wiem skąd się bierze. Mimo wszystko, w pytaniach w typie: “z czego będziesz żyć, z czego będziesz się utrzymywać???”, szczególnie zadawanych przez osoby które widziałam raz w życiu, nie potrafię się doszukać “pragnienia dania wsparcia”, chęci “podtrzymania na duchu”, “troski”, “wsparcia psychiczngo”. To jest dla mnie wścibstwo. Piszę tu dokładnie to, co myślę. Ale zdaję sobie sprawę, że szczerość kosztuje. Czasem, ktoś może mnie za nią nie lubić. Mogę przez nią stracić czytelnika, czy też potencjalnego klienta. Wiem, że tak właśnie jest. I biorę to na siebie.
Szczególnie w postach, które dotyczą mojego życia najważniejsze jest dla mnie by pisać prawdę. Tak jak jest. Tak jak widzę daną rzecz i tak jak czuje. I biorę to na klatę, że nie zawsze moje zdanie może być zgodne z tym co uważają inni. W wielu kwestiach. A to jedna z nich. Jesteśmy wszyscy inni. I jedną tą samą rzecz, można odczuć na tysiąc różnych sposobów…
Dorota, dziękuję, że byłaś szczera w tym wpisie:)
WYCZUCIE – to najważniejsze słowo w kontaktach międzyludzkich.
Uważam, że nie masz obowiązku tłumaczyć się nikomu ile masz oszczędności na “czarną godzinę” ani ujawniać swojego biznesplanu na scenariusz A,B,C i to w okresie, kiedy NIC nie da się zaplanować ani przewidzieć. Kiedy sama po prostu nie wiesz. Takie pytania od obcych ludzi można odebrać jako wścibstwo.
Być może wśród pytających byli Ci, którzy chcieli tylko usłyszeć “żyję i mam się dobrze” i nie byli przygotowani na Twoją szczerość, że nie chcesz pytań.
Należy zaakceptować fakt, że jesteśmy różni i różne mamy potrzeby. I wyrażenie troski o kogoś nie oznacza automatycznie ciekawości i chęci poprawy SWOJEGO samopoczucia (i najlepiej, żeby ktoś go uspokoił, bo ON się martwi). Są osoby, które np. nie życzą sobie odwiedzin w szpitalu (czy nawet na łożu śmierci) znajomych i dalszej rodziny i trzeba to uszanować.
A przykład z nogą, to przerabiałam wielokrotnie przy swojej babci. Jak tylko byłam przeziębiona, to dzwoniła do całej rodziny, że jestem umierająca i kaszlę jak gruźlik. Też musiałam odpowiadać na pytania pt. “co będzie, jak umrzesz”. Oczywiście takie “martwienie się” jeszcze bardziej mnie stresowało. W tym przypadku wystarczyłoby, żeby poprzestała na zrobieniu herbaty i darowała sobie całą resztę.
Pozdrawiam 🙂
“W tym przypadku wystarczyłoby, żeby poprzestała na zrobieniu herbaty i darowała sobie całą resztę.”
Dokładnie. Są w życiu takie sytuacje, że naprawdę wystarczy tylko tyle.
Dziękuję :*
Jezeli chodzi o lokowanie produktu, to mozna to zrozumiec. Widocznie autorka tego bloga musi miec jakies dodatkowe zrodlo dochodu. Ale chyba nie bylo konieczne tlumaczenie, co to jest raclette. Ten sprzet jest znany od lat raczej wszystkim. We Francji, w Grecji, w Polsce…
Tak, dbam również o dodatkowe źródła dochodu. Co dziwnego jest w tym, że od czasu do czasu na blogach są reklamy? Uważam, że mało eleganckie jest wypominanie zarabiania na blogu, biorąc pod uwagę ile treści na moim blogu jest zupełnie za darmo…
Kazdy zarabia jak chce. Nikt nikomu niczego nie wypomina. Co jest nieeleganckie? Mowienie ludziom, co to jest raclette? Moze jeszcze wytlumaczmy, co to jest wok. Albo plancha. Albo fondue. Mamy XXI wiek. To sa urzadzenia, ktore w Polsce mozna kupic w kazdym sklepie AGD. A moze nieeleganckie jest wypominanie, ze tresc bloga jest darmowa? Jakos nie widzialem platnego bloga. To niezwykle szlachetne z pani strony, ze blog jest darmowy. Zaszczyt nas czytelnikow spotkal nieslychany. Doswiadczylismy laski darmowego bloga. Dziekujemy. P.S. Prosze sobie poogladac inne blogi, moze pani nie wie, jak bogate w tresci sa niektore z nich. I tez bezplatne.
Ok, to po prostu jeśli treść mojego bloga Ci nie odpowada, to nie wpadaj tu. Nikt nie zmusza, wiec w czym problem?