Kiedy tej zimy byłam w Polsce, pewnej soboty umówiłam się z przyjaciółką na kawę. Punkt południe. W Poznaniu tuż przy ratuszu. Czekając chwilę patrzyłam na koziołki, które jak zawsze o tej porze wyszły, by sympatycznie powitać wszystkich, którzy w tym momencie byli na rynku. Problem w tym… że prócz mnie i kilku dzieciaków, nie było tam nikogo. Rynek był prawie pusty. Kawiarenek i sklepików jakby trochę mniej. Część z tych, które pamiętam z czasów studiów, zamieniła się w banki.
Kiedy przyjechałam do mojego rodzinnego Lublina, na Krakowskim Przedmieściu w sobotę w okolicach południa, ludzi było jeszcze mniej. Tu również banków wyraźnie przybyło. I jakby naturalną rzeczą było, że z kimkolwiek umawiałam się na spotkanie, prawie za każdym razem lądowaliśmy w… galerii handlowej!
Kiedy zjawiam się w Polsce, zawsze mam wrażenie, że galerie handlowe przybywają jak grzyby po deszczu. Co roku słyszę, że ta będzie największa, ta najnowocześniejsza, a tamta będzie miała najfajniejszy wystrój.
Tymczasem rynki zupełnie pustoszeją. A urocze kawiarenki na miejskich starówkach, z roku na rok zastępowane są bankami. Narzekając jednocześnie na kryzys, zapominamy że przecież wejściówki do wielu polskich muzeów w weekendy są darmowe. Że przejście się do parku nic nie kosztuje. I że włócząc się po swoim mieście, można odkryć coś naprawdę ciekawego.
Próbowałam policzyć ile galerii handlowych znajduje się w Atenach. Do głowy przychodziła mi w zasadzie tylko… jedna. The Mall, który czasem odwiedzamy będąc w Atenach. Podpytałam kilka osób. Ktoś powiedział mi o drugiej i trzeciej. Ale informacje o nich wciąż były raczej enigmatyczne. Sprawdziłam w internecie i policzyłam, że jest ich mniej więcej osiem. To chyba niezbyt wiele jak na stolicę, w której mieszka aż jedna trzecia Greków.
Przy naszej ostatniej wizycie tak jakoś wyszło, że dla nas strategicznie było najlepiej spotkać się w centrum handlowym, tuż przy stacji metra:
-Gdzie? Na kawę do centrum handlowego? – na taką propozycję po drugiej stronie słuchawki odpowiedział trochę skonsternowany głos naszego przyjaciela.
-No dobrze… Skoro mówicie, że tak będzie dla was najwygodniej…
Wcześniej, w okolicach południa przeszliśmy się przez główną handlową ulicę Aten. Ermu zalana była tłumem ludzi. Centrum Aten, Salonik, Patry, czy też innych większych greckich miast być może grozi kryzys, ale z pewnością nie wyludnienie. Oczywiście, że i to się zdarza, ale wciąż dominująca część Greków nie spędza swojego czasu wolnego w galeriach handlowych. Nawet jeśli chodzi o typowe sobotnie zakupy, wciąż wybierają centrum, ale samego miasta. Dlaczego właściwie tak jest?
Po pierwsze, chodzi o pogodę. Ta w Grecji pozwala cieszyć się spacerami na świeżym powietrzu, przez 12 miesięcy w roku. W Polsce to jednak czasem mało przyjemne chodzić po mieście, kiedy jest zimno, pada, wieje, albo śnieży. Zaś w Grecji, jest zupełnie odwrotnie. I jeśli na zewnątrz świeci cudowne słońce, ostatnią rzeczą na jaką człowiek ma ochotę, jest zamykanie się w pomieszczeniu, w którym głównym źródłem światła jest żarówka.
Drugim czynnikiem, jest to że Grecy mają uczulenie na wszystko co nie jest greckie. Bo przecież oczywiste jest to, że wszystko co greckie jest niezastąpione i najlepsze! Żadnemu Grekowi przy zdrowych zmysłach nie przyjdzie więc do głowy, by zamienić wizytę w tawernie lub nawet na szybkich suvlaki, na PizzeHut czy też McDonalda. Co prawda odzieżowe sklepy sieciowe zdominowały nawet i Grecję, ale wyjście na kawę do centrum handlowego, to dla przeciętnego Greka coś zupełnie niezrozumiałego.
Jest również kolejna przyczyna. Bóg przecież powiedział, że siódmego dnia się odpoczywa. I przestrzegając tej zasady, w niedziele nic nie jest czynne, wliczając w to nawet niektóre stacje benzynowe. Niedzielna wizyta w centrum handlowym jest więc po prostu niemożliwa. Kryzys może sięgać zenitu, wszystko może być na „wczoraj”, a świat może sobie pędzić tak szybko jak chce, ale w niedzielę… W niedzielę każdy zasiada do wielkiego stołu i z wielką rodziną, wspólnie je domowy obiad, godzinami dyskutując dosłownie o wszystkim.
***
Mimo zdziwienia naszych greckich przyjaciół, jednak spotkaliśmy się w owej galerii handlowej. Umówiliśmy się na najwyższym piętrze, tuż obok kina. Poczekaliśmy chwilkę, poczym zjawiła się nasza zaprzyjaźniona trójka.
-To gdzie usiądziemy? – spytał Nicos.
Nie ukrywam, że mimo zamiłowania do typowej greckiej kawy, wciąż uwielbiam również Starbucksa. Ucieszona, że stoimy właściwie obok, wskazałam zdecydowanie ręką.
-Hmmm… A może uda się znaleźć coś innego… Tam nie ma przecież nawet freddo!- odpowiedziała Paraskevi, poczym przeszliśmy do kawiarenki kilka kroków dalej.
Pamiętam jak w ubiegłym roku ucieszyłam się z informacji, że Starbucks jest również na Korfu. W którymś miejscu jest nawet jeszcze znak, który do niego prowadzi. Właściwie nic więcej prócz tego znaku już nie zostało. Sam Starbucks na Korfu jakiś czas temu… zbankrutował…
Po tym jak McDonalds (wielki I wpasiony bo z pedotopo=bawialnia dla dzieci) nie wytrzymal konkurencji Goody’sa w wielkim uniwersyteckim miescie Ioannina I zamknal swe podwoje, pisali o tym w wielkich gazetach. Pierwszy przypadek w Europie ponoc 😉
Ale czasy sie zmieniaja I Grecy tez. Jeszcze kilka lat temu samobojstwem towarzyskim dla Greka bylo przyznanie sie do robienia zakupow w Lidlu (kseni I metanastes -> wszyscy obcy) a teraz trzeba sie najezdzic po parkingu zeby znalezc miejsce do zaparkowania.
Ale w greckim McDonaldzie nadal prawie nikogo nie ma…
A w Atenach jest jeszcze twor, ktorego (wciaz?) brak na polskim gruncie. THE GOLDEN MALL czyli galeria handlowa z wyzszej polki sluzaca za miejsce ustawek foto greckich celebrytow
Po otwarciu reklamowali sie wszedzie haslami typu: przyjdz do nas I ogrzej sie w blasku gwiazd (tv I brukowcow) Zrob zakupy ze znanymi osobami…………
Tak, to prawda – w Polce chyba jeszcze czegoś takie nie ma.
Myślę, że dla nas to była nowość po latach pustych sklepów i dlatego tak dużo ich powstało, a później utrwalił się ten zwyczaj “łażenia” właściwie w każdym czasie i dniu. W niedziele galerie powinny być zamknięte, szczególnie ze względu na pracujących tam ludzi.
Jestem również jak najbardziej ZA tym, by sklepy w niedziele były pozamykane. Na początku było to dla mnie dość dziwne, ale teraz uważam, że jest to bardzo zdrowe dla wszystkich.
I ja jestem za zamknięciem, a ponadto nie cierpię galerii handlowych za ten wszechobecny konsumpcjonizm i sposób dla wielu na spędzanie wolnego czasu. I tylko ludzi pracujących tam żal. My z mężem prowadzimy prywatny bojkot i na zakupy nawet do osiedlowego marketu w niedzielę nie chodzimy.
Lublinianka? Ja też wychowywałam się w Lublinie, od kilku lat nie mieszkam w nim i nie mogę się nadziwić jak się zmienia za każdym razem jak odwiedzam to miasto. Dla mnie ciągle pozostaje taki sam 🙂
Tak, Lublin z roku na rok zmienia się na lepsze! Jest tam naprawdę wiele bardzo ciekawych miejsc.
wcale się im nie dziwię…ja po prostu nienawidzę galerii handlowych…to znaczy jak trzeba cos kupić to idę …natomiast,nie przepadam- fast foodów…..nie lubię….zjem jeśli nie ma już nic w pobliżu a czas goni (jakaś wycieczka np;))))
Za to uwielbiam małe kafejki, kawiarenki, herbaciarnie na świeżym powietrzu…na Krecie…gdy jadąc serpentynami zdarzyło nam sie zabłądzić i byliśmy strasznie głodni wjechaliśmy…do jakiejś przydrożnej maleńkiej miejscowości i zjedliśmy najlepszy w świecie jogurt z miodem i wypiliśmy przepyszna kawę….w galerii takich smakołyków byśmy nie zjedli a widoki…..szkoda gadać)
Pozdrawiam)
Tak, przy takim zestawieniu… To nie ma o czym mówić…
Własnie to mi się w Grekach podoba. Mam nadzieję, że nic się w tej sprawie nie zmieni. U mnie, na jednej z głównych warszawskich ulic wszystkie knajpki pobankrutowały. Płynnie zastapiły je banki i apteki. A przepraszam, jeszcze second-handy. Nic innego tam nie ma na przestrzeni kilku kilometrów.
To musi być dość smutny widok…
A czy Grecji są secondhand’y?
Powoli się pojawiają, ale wciąż to takie wyjątki.
Brawa dla Greków, kochają swoją kuchnię, lokalne produkty. Żyją po swojemu i choć amerykański styl wkrada się do Europy, to jednak myślę, że do Polski mocniej zawitał. U nas nie ma zakupów innych niż w Galerii, jedzenia innego niż MC-u. szkoda. Świetny wpis 🙂
Dzięki!:))
Od osob, ktore sie na tym znają, słyszałam, że zanim padnie decyzja o zbudowaniu galerii bada się dokładnie chłonnośc rynku: potrzeby mieszkańców, ilość galerii w przeliczeniu na mieszkańca i ze wszystkich tych badań podobno wynika, że opłaca się budować wciaz nowe galerie i że ten trend będzie jeszcze długo trwał… Choc trudno w to uwierzyc.
We wspomnianym Lublinie powstała jakis czas temu Galeria Zamkowa, jeszcze tam nie byłam, ale pamietam, że kiedy ją zobaczyłam, poczułam, że to juz naprawde przesada – po tym jak wybudowano przeciez nie tak dawno Felicity, w którym pojawiły sie wszystkie sklepy, ktorych dotychczas w Lublinie nie było. Trudno uwierzyc, że wszystkie te galerie w Lublinie wchłaniają mieszkańców i ze to sie opłaca. Mamy przeciez jeszcze Plazę, Olimp, galerię Orkana i pewnie cos jeszcze, o czym nie pamietam teraz.
Tak, mnie jest w to też trudno uwierzyć, patrząc na to że mówi się że na wschodniej ścianie się nie przelewa… A przecież ktoś to wszytko kupuje, mówiąc zapewne jednocześnie jak to jest kryzysowo…
Trochę tym Grekom zazdroszczę, zwłaszcza podejście do życia.
Gdyby więcej osób było przeciwnych otwarciu galerii w niedziele i nie chodzili tam, to zapewne by je zamknęli, więc apeluję – nie kupujemy w niedziele!
Ja również jestem za zamknięciem wszystkich sklepów w niedzielę. A co do stylu życia Greków…. Nie mogę się doczekać aż poznam go osobiście. W lipcu lecimy z mężem na Kretę, już odliczam dni.
Czesc. Swietny blog, naprawdę 🙂 Musze Ci szczerze przyznac, ze posiadasz naprawdę wielki talent, nie ograniczaj się, pisz jeszcze więcej, a co najwazniejsze nie patrz się na innych i na ich zdanie, no i pisz o tym co Ci lezy na sercu. Robisz to dobrze, a szczerosc jest jednym z najwazniejszych aspektow pisania 🙂