Dokładnie dziś rano zadzwonił, wyczekiwany przez całe dwa tygodnie, telefon Janiego. Oczywiście przez ten czas komórka wydawał z siebie najróżniejsze dźwięki. Ale kiedy telefon rozbrzmiewa w poniedziałek o godzinie 9.15, nie trzeba być wróżką, żeby przewidzieć, że dzwonią w interesach.
Serce właściwie do teraz nie przestaje mi łomotać, ale w tej chwili to już tylko z wielkiego wkurzenia. Doktorat z cierpliwości mam już obroniony, ale żeby przetrwać w Grecji, rozpoczynając nowe życie, trzeba mieć chyba co najmniej habilitację. Ja na razie się nie pokuszę i tym samym z wielką ulgą wyciągnęłam moją torbę podróżną – na dniach będę w Polsce i jak nic przyda mi się trochę odpoczynku – od czekania.
Z pewnością, każdy kto czyta teraz ten tekst, drapie się po głowie, próbując odgadnąć: tak, czy nie – co z tą pracą?
Czy pytaliście się kiedyś jakiegoś Greka o drogę? Zapewniam – ciekawe doświadczenie. Zazwyczaj zanim Wam ją wytłumaczy pojawi się wiele różnych, często sprzecznych odpowiedzi, wysłuchacie ciekawych historii, w międzyczasie może wstąpicie z nim na kawę. Co do konkretnej odpowiedzi… Hmmm…. trzeba uzbroić się w cierpliwość – to trochę trwa.
Młoda sekretarka, która wykonała telefon, nie wiedziała zupełnie nic. Miała za zadanie przekazać tylko krótką informację:
-Proszę się stawić w środę na godzinę 10.00. Pozdrawiam i miłego tygodnia.
Zanim Jani zdołał wydobyć z siebie długie „yyyy…”, zapewne bardzo sympatyczna kobieta, zdążyła odłożyć słuchawkę, a potem pewnie podnieść ją znowu, żeby zadzwonić pod kolejny numer.
Dalej – jak to w Grecji – nic zupełnie nie wiadomo. Tymczasem moja walizka zapełnia się ubraniami. Naprawdę, dziś mam już serdecznie dość wiecznego czekania i podejrzewam, że na pokładzie samolotu, będę najbardziej niebezpiecznym pasażerem.
Staram się jednak koncentrować na pakowaniu. Mimo, iż tego nie znoszę, naprawdę jak nie wiem co – tak bardzo cieszę się na wizytę w domu. Pół roku już – minęło w mgnieniu oka. Czy wracam taka sama – z pewnością tak. Ale moje życie… to już zupełnie inna historia…