Jani, choć nie wygląda, jest najbardziej upartą osobą jaką znam. Ma to swoje plusy i minusy. Czasami jest tak, że popełni błąd. Nie ma na świecie takiej siły, żeby się do tego błędu przyznał. Taka niesamowita upartość i nieumiejętność przyznawania się do winy, to nie cecha tylko Janiego. Jest to typowa cecha ogromnej ilości Greków. Taka jakby ich cecha narodowa.
Dlaczego tak jest?
Słyszałam to już od wielu osób. Że jakiś Grek ewidentnie popełnia błąd i za nic nie przyznaje się do winy. Szczególnie turyści, często takie zachowanie uznają, za oszukiwanie. Bardzo się jednak mylą. Nie wiedzą o tym, że ta nieumiejętność przyznawania się do błędów wynika z głównej cechy Greków, jaką jest:
DUMA
Grecy to naród niezwykle dumny. Wystarczy spojrzeć na greckie ulice. Wszyscy chodzą pewnym krokiem, wyprostowani, z nosami zadartymi do góry. Nawet kasjerka w Lidlu potrafi przerzucać towary przez taśmę, spoglądając na klienta jak królowa. Koniecznie zwróćcie na to uwagę będąc w Grecji. Z czego to wynika? Moim zdaniem – z wychowania chcianych i wyczekiwanych dzieci, na świadomych swoich wartości dorosłych. Więcej na ten temat przeczytacie TUTAJ!
Prawdziwy Grek, nawet jeśli już popełni błąd, zazwyczaj nie przyzna się do tego nawet przed sobą. No bo jak to? On zawsze wie, ma racje, robi wszystko najlepiej! Jest zbyt dumny by się przyznać.
Walczenie z tą cechą, to jak walka z wiatrakami. Trzeba nauczyć się nią… manipulować!
*
Greckie kobiety jakby z pokolenia na pokolenia przekazują sobie całe tomy nigdzie nie spisanej, czysto życiowej wiedzy. Pewnego dnia powiedziałam o tym problemie mojej teściowej Fecie. Że czasem, fakt że Jani ewidentnie popełnia błąd i nigdy się nie przyzna, albo na coś się tak bardzo uprze, doprowadza mnie to do szału! Nigdy, ale to przenigdy nie przyzna się do winy.
-No i tego akurat już nie zmienisz… – powiedziała Feta. –Równie dobrze tej zimy zacznie padać czarny śnieg. Ale możesz tę cechę użyć, tak żeby tobie pomagała…
O co dokładnie poszło… Nigdy w życiu nie byłam w Grecji na buzuki, czyli koncertach na żywo, gdzie siedzi się, słucha, tańczy i ucztuje. Zawsze bardzo chciałam iść, ale… a) Jani nie znosi tego rodzaju imprez b) buzuki jest bardzo drogie i za jeden wieczór lekką ręką trzeba wydać czasem i 100 euro. Powiedział, że „po jego trupie”. I na tym koniec. Prosiłam. Błagałam. Nic.
-Nie… Nie… Nie… – odpowiedziała Feta. –Każda prośba i groźba jeszcze bardziej go zacietrzewi. Będzie działać jak płachta na byka. A spróbuj tak…
*
Kończyliśmy właśnie obiad. Jani już zjadł, a ja w błogim spokoju dopijałam moje wino. I tak sobie pod nosem tylko zamamrotałam:
-Ach… Co za szkoda… – wstałam i zaczęłam zbierać brudne naczynia.
-A co się stało…??? – spytał Jani.
-A nic… Takie tam… Muszę iść pozmywać naczynia. Mam dziś dużo pracy. Nic… Naprawdę nic się nie stało i zupełnie niczym się nie przejmuj…
-Co – się – sta-ło?
-No nic! Tak sobie myślę, że miałeś 100% racji! Naprawdę NIE powinniśmy iść na te buzuki! Przecież to czyste szaleństwo. Ta muzyka jest męcząca. Na dodatek, to wszystko jest tak drogie. Nie… Nie… Nie… Już więcej naprawdę cię o to nie poproszę. Mamy teraz dużo ważniejsze wydatki…
-Hmmm… No rzeczywiście, to jest bardzo drogie. I naprawdę nie powinniśmy. A już na pewno nie teraz…
-Nie! Nie! Nie teraz! Absolutnie nie teraz…
-Ale może by tak…
I autentycznie. W tym momencie najpierw zupełnie zmienił się wyraz jego twarzy. Widać było, że właśnie intensywnie o czymś myśli. I zaczął się potok pomysłów, skąd możemy wziąć 200 euro. Pomysłów było całkiem sporo, ale każdy starałam się szybko obalić, pokazując, że to naprawdę nie ma sensu. W końcu Jani stwierdził definitywnie:
-Wiesz, życie jest tylko jedno! Dużo pracujemy i po prostu raz na jakiś czas możemy się zabawić! Prawda???
-No ale przecież… Ta muzyka jest tak męcząca! Ty tyle na bank nie wytrzymasz! A co jeśli rozboli cię głowa??? Nie… Zostaw to, to nie ma najmniejszego sensu.
Jani siadł do komputera. Wyszukał kilku piosenkarzy, których znosi, którzy okazali się być nie tacy aż źli. W końcu sam doszedł do wniosku, że w kwietniu mamy rocznicę ślubu i może się poświęcić.
Przypominam tylko, że na początku zaklinał się, że nie ma szans. A skończyło się na tym, że sam zaczął mnie przekonywać. I ustalone. W kwietniu jedziemy na buzuki!
Metodę na „nie” przekazaną mi przez Fetę stosuję namiętnie i z wielką rozkoszą. Kiedy tylko mam ochotę iść do kina, a Jani jest zmęczony, coś tam mruczę pod nosem, a później wplatam w to, że to wielka szkoda, że nie możemy iść. Zazwyczaj jest gotowy kwadrans później. Jeśli chce żeby mi coś kupił, najpierw tłumaczę jak bardzo jest mi to niepotrzebne. A jak chcę by coś zrobił, to wykładam mu jak bardzo jest zmęczony i że z pewnością nie jest w stanie tego zrobić. Tymczasem Jani triumfalnie udawadnia wtedy, że jest w stanie zrobić wszystko! Typowy facet. Typowy Grek. Metoda na „nie” działa niezawodnie w każdej sytuacji. 100%. Dziewczyny, koniecznie wypróbujcie na swoich facetach, jakiejkolwiek są narodowości.
Generalnie nie mam z tym problemu bowiem mój facet mimo braku kasy chętnie by gdzieś poszedł. To ja jestem bardziej domatorką. Ale fakt. To co piszesz ma sens i owszem sprawdza się w życiu. Buziaki i udanego pobytu w rodzinnym domku. Magda
Dziękuję! Ściskam świątecznie!!:DD
A czy Jani czyta tego bloga? 🙂
haha! też chciałam o to zapytać:)
musze wyprobowac patent na moim mezu- Niemcu…ale obawiam sie opornej materii:) pozdrawiam cieplo z Drezna!pieknych swiat!
Daj znać, jeśli przetestujesz!!:DD
Czytać może!:D Pytanie – ile zrozumie:PPP
moglibyśmy trochę im tej dumy zabrać
Zgadzam się…
Nie wszyscy Grecy sa tacy uparci. Ja jeszcze żadnego takiego nie spotkałam
A może… Zbyt dobrze nie poznałaś:P Moim zdaniem uparci jak cholera!