Na samym początku maja, korzystając z idealnej pogody i chwili czasu wolnego, wybraliśmy się na Przylądek Sunion. To właśnie tam znajdują się ruiny jednej z najsłynniejszych starożytnych świątyń i to właśnie tam zobaczyć można jeden z najpiękniejszych zachodów słońca Grecji.
Mimo, że sezon turystyczny na samym początku maja jeszcze na dobre się nie rozpoczął, przy kasie z biletami już czekały grupy zagranicznych wycieczek. Wszyscy, którzy właśnie wtedy przyjechali zobaczyć świątynię Posejdona, dobrze wiedzieli co robią. Maj, początek czerwca, koniec września i październik, to najlepszy czas na zwiedzanie starożytnych ruin. Pogoda jest wtedy idealna. Jest ciepło, lecz nie upalnie. A rozkwitająca lub powoli szykująca się do zimy przyroda, wciąż jest zielona i stanowi wspaniałe tło dla pierwszoplanowych ruin. Zwiedzanie zabytków archeologicznych in situ (czyli w tym samym miejscu, gdzie powstały), w samym środku lata to najszybszy sposób, żeby do starożytności bardzo się zniechęcić. Spacerowanie wśród ruin, przypomina wtedy spacer w rozgrzanym piekarniku…
Przylądek Sunion, jest najbardziej na południe wysuniętą częścią Attyki. Już od czasów starożytnych był strategicznie ogromnie ważnym punktem orientacyjnym dla żeglarzy, którzy płynęli z Pireusu na wyspy. Malowniczo osadzone ruiny, stanowią pozostałości po świątyni Posejdona, wybudowanej V w. p.n.e., czyli w „złotym wieku”, w okresie kiedy Grecja pod rządami Peryklesa przeżywała niesamowity rozwój. To właśnie wtedy w sztuce Grecji trwał okres klasyczny. Dzieła architektoniczne i rzeźbiarskie, które w tym czasie powstały, do dnia dzisiejszego stanowią kanon tego co idealne, najbardziej harmonijne i wypośrodkowane. Doskonałym tego przykładem są proporcje pozostałych do dziś kolumn w porządku doryckim ze świątyni Posejdona.
Z 34 kolumn, obecnie jest ich 16. Kiedy się na nie patrzy, wydają się być idealnie proste. W rzeczywistości wcale takie nie są. Grecy, zamieszkujący Elladę ponad dwa i pół tysiąca lat temu(!) doskonale wiedzieli, że oko ludzkie ulega optycznym złudzeniom. W związku z tym to, co wydaje się być idealnie proste, tak naprawdę wcale takie nie jest. Żeby optycznie uzyskać idealny kształt, kolumny posiadają enthasis, czyli delikatne zgrubienie na jednej trzeciej wysokości. Wiedza na temat idealnych proporcji, która powstawała w Grecji ponad dwa i pół tysiąca lat temu, do dnia dzisiejszego jest podstawą dla każdego współczesnego architekta.
Kiedy przed podróżą przeglądałam zdjęcia z zachodem słońca z Sunion, pomyślałam że te same widoki w rzeczywistości, pewnie nie będą wyglądać aż tak spektakularnie. Błąd! Zdjęcia mogą być doskonale wykadrowane i nieco podkolorowane, ale oglądając je nie można odczuć ogromu, jaki czuje się stojąc tuż obok świątyni i patrząc na niczym nieograniczoną przestrzeń nieba i Morza Egejskiego.
Kiedy byliśmy w Sunion, niebo częściowo zakryte było chmurami, przez które słońce jedynie się przebijało. Jednak kolor zachodzącego słońca, które zmienia siebie i wszystko wokoło, zawsze najpiękniej wygląda nie na zdjęciu, a na żywo w naturze. Ciągnące się morze, które nie ma swojego końca. Wiatr, w którym czuć zapach soli. I niebo, które zmienia się z minuty na minutę.
Jeśli przyjrzeć się tym wiekowym marmurom bardzo dokładnie, można zobaczyć na ich powierzchni coś jeszcze. W wielu miejscach wyryte są daty lub imiona, tych którzy przez wieki Sunion odwiedzali. Rok 1889. 1920. 1888. Imiona, kilkuwyrazowe napisy. I na jednej z kolumn, niewielkie, skromne litery, które z odległości widać tylko, kiedy w ich kierunku świeci słońce. Byron. Co prawda wszędzie są tabliczki, z napisem „do not touch!”, bo przecież chodzi o jedno z najważniejszych zabytków Europy. No cóż… Byronowi, który zachwycał się tym miejscem, można jednak wybaczyć…
Poczytaj więcej o…
Kambi. Najpiękniejszy zachód słońca na Zakinthos
Jeju co bym dała aby teraz sobie usiadła na tej skale i obserwowała ten przepiękny zachód słońca.